Zabawki

Kiedy byłam małą dziewczynką wierzyłam, że wszystkie moje zabawki żyją, tylko muszą przede mną udawać, że są nieruchome, bo inaczej groziłoby im coś bardzo strasznego. W dzień lubiłam im mówić, że i tak wiem. Kiedy sprzątałam ustawiałam je w takim porządku w jakim, byłam pewna, lubiły się wzajemnie.
Nie jest fajnie udawać, że się nie żyje obok kogoś kogo się nie lubi. Zdecydowanie, udawać nieżywego powinno się w towarzystwie dobrze dobranym oraz godnym zaufania.

Pośród różności takich jak wypchana kuropatwa, taka lalka, inna lalka, granatowy żelaźniak, była tam też pewna zakochana para…
On był drewnianym górnikiem, ona plastikową dziewczyną w stroju mazowieckim. Bardzo się kochali. Ona była zdecydowanie gwiazdą całej półki: miała prawdziwy strój i biżuterię, była zgrabna i powabna. Ten biedak natomiast to taki zwykły drewniany górnik, w czarnym mundurku – zdecydowanie brakowało mu tej klasy, którą miała ona. Ale jak się kochali. Bardzo. Mimo wszelkich różnic, złych języków, plotek i szyderstw.
Ustawiani byli zawsze blisko siebie z leciutkim oddaleniem od reszty. W ten sposób mogli łatwo się pocałować, nie słysząc za bardzo ludzkich śmiechów.

Dość długo zasypiałam przy włączonej lampce. Dość długo jak na małą dziewczynkę ponieważ byłam przekonana…
Nie, nie należy mylić opowieści.

Kiedy już był wieczór, lampka zapalona, Gretchen pozostawiona do zasypiania wtedy pomaleńku zaczynało się życie.

Najpierw układałam wszystkie wyróżnione misie za poduszką. Był tam i taki malutki miś z baryłeczką wytarty nieprzytomnie, i jego większy odpowiednik (bez baryłki), i całkiem wypasiony gość z Ameryki, który jak to gość z Ameryki był gość, nawet palec w buzi trzymać umiał. I grzebyk do niego był. I sweterek.
Jako całkiem od produkcji zadbany, miał dobre, ale nie najlepsze miejsce za poduszką. Wiadomo było, że z taką urodą to on sobie da radę. Jakby co.
Ostatecznie nie wiem jak sobie dał radę ponieważ został wiele lat później wypożyczony jako substytut mnie samej pewnemu koledze, którego uczucia nie odwzajemniałam, ponieważ...
Nie, nie należy mylić opowieści.
Przepadł miś ów wraz ze złamanym sercem kolegi, w którym śmiertelnie kochała się moja przyjaciółka, a nawet…

Czy ja nie plączę tych historii jednak?

Dyscyplinuj się Gretchen.

Za poduszką to była specjalna loża. Nie każdy mógł tam trafić. Taka barbie się nie przyjęła na przykład.
Kiedy wszystkie misie były już na swoich miejscach zaczynałam polowanie na resztę. Z powodu bliskości loży wiedziałam, że one zaczną dopiero jak głęboko zasnę więc nawet nie próbowałam.

Reszta…

Reszta była w pewnej odległości, na tyle dużej, że nie mogli zauważyć... Nie mogli…

Kilka minut się wierciłam, bo przecież wiadomo, że nikt nie zasypia od razu. Sprytne.

Potem zamykałam oczy na jakiś czas i leżałam bez ruchu, by w końcu minimalnie je otworzyć.

Zawsze o te dziesiąte części milimetra za bardzo, zatem trzeba było ćwiczyć i ćwiczyć. Kiedy już mi się wydawało, że następnym razem zwyciężę... zasypiałam. Co za los. Tylko rano widziałam, że życie toczyło się całą noc.

Musiało minąć sporo czasu, żeby do mojej małej łepetynki dotarło, że to ich życie jest, a nie moje. Że mogą nie chcieć dzielić tego ze mną. A może nawet bym przeszkadzała? Albo uniemożliwiała prawdziwą swobodę?

Dawały mi i tak bardzo dużo, zwłaszcza ta wypchana kuropatwa. Ja oczywiście zawsze chciałam więcej.

Dzisiaj też chcę.

Czas uczy mnie jednak nie pomijać tego co jest, w pogoni za tym co może być.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

ja miałem takiego pajaca

strasznie się go bałem

a u mojej babci był wypchany sokół ... jak nikt nie widział to właziłem na tapczan żeby go pogłaskać :)


To był Twój pajac

i się go bałeś?

Ja nie mogłam uwierzyć, że to prawdziwa kuropatwa… I wkładałam jej palce w oczy. Oczy nie były prawdziwe, więc… I tak wkółko :)

Istotnie był czas, że ja się jej bałam też.


?

Czas uczy mnie jednak nie pomijać tego co jest, w pogoni za tym co może być.

Przecież można uciekać.!

W polskiej rzeczywistości – dreptać.

Nie czuć.
Albo na niby
Udawać.
Trzymać gębę – rezon.

Wsobnie.
Zapadać się.


nie całkiem mój

odziedziczyłem go po kimś ... normalnie laleczka Chucky :P


Panie Igło

Ma Pan oczywiście rację, że można. Ja jednak nie chcę.

A już o dreptaniu w moim przypadku to mowy nie ma!

Podobnie jak w czuciu na niby i trzymaniu gęby udawanej .

Z tym zapadaniem się to jeszcze może, no :)


Stopczyk!

Przestań mnie straszyć!

Cholera jasna.


Bo pani..

Szanowna Gr..
Bierze misia za faceta, a faceta za baryłkę...
No tak sie nie da.
Kurde..
No..

A tu, być może, trza na/za Białąłekę jechać, albo jeszcze dalej?
W poszukiwaniu…
A nie wsobnie?


Gretchen

Za poduszką był tylko Sen.
Na poduszce sterany Miś.
A wokół klocki drewniane i bajkowe opowieści.
I lampka, ledwo co świecąca.
Oraz, jak się potem okazało – brak dyscypliny.

Czy czegoś mi brak? Tak. Misia, który gdzieś-był-znikł. I bajek.

Ale… nie należy mylić opowieści.

Pozdrawiam wspominając z czułością dziecięcą przeszłość.


Igło Szanowny

Jak Pan pisze Gr, to brzmi jak wrrrr :)

Nie bierę, nie bierę. Znaczy staram się.

Mętnie mi Pan tłumaczy gdzie ja mam niby jechać. Naprawdę mętnie.

Widzi Pan?


Magio

Moje misie też poznikały gdzieś... Te prawdziwe, najprawdziwsze.

Został taki jeden jeszcze. Ma dziwną historię. To miś, którego miałam dostać od pewnego P z miłości. I nie dostałam, bo… Znowu mieszam historie!
W każdym razie dostałam go trzy lata później, a o prawdziwej historii misia dowiedziałam się kilkanaście lat później…

I ten miś jest, ale jest nie taki znowu stary przecież.

Ten z baryłką ukochany, brązowy, wytarty od przytulania i miętoszenia poszedł sobie.
I moja ukochana lalka Ania.

Jednak widzisz, jakoś tam to wszystko żyje. Jest. Odkurzone odzyskuje kolory.

Cud pamięci.


To ja odwrotnie w sumie,

zwisało mi, że to tylko pluszaki (bo lalek nie miałam), jakoś nie marzyłam o tym, że ożyją, w ogóle się nad tym nie zastanawiałam, po prostu im układałam jakieś kolejne przygody :)

Czekaj, co ja miałam w tej mojej menażerii…

Wiecznie zaspanego królika Wojtka, małpkę Kamila, szopa nazwanego z niewiadomych przyczyn Azan Leor, sowę Helise (po dyrektorce mojej pierwszej podstawówki, bo od niej ją dostałam), wielkiego misia Olę (chyba tak z norweska, bo to był zdecydowanie niedźwiedź, a nie niedźwiedzica), fioletowego słonia Bartka, błękitnego słonia Artura…

I Frania. Franio jest najważniejszy.

Był ze mną w szpitalu, kiedy w styczniu 1990 leżałam z tym poparzeniem trzeciego stopnia.

Do dzisiaj siedzi w szafie, choć została z niego cera na cerze. Jakby ktoś go ruszył, to bym zapierdoliła, nie patrząc, że to tylko rozpadająca się przytulanka – mam nadzieję, że nie świadczy o żadnej chorobie psychicznej.

Tyle w temacie. A poza nim – zdrowiejecie, Gretchen?

pozdrawiam i pururu


to i tak nic

mój kolega miał wypchanego dzika … to była jazda (dosłownie) :P


Pino

Ja nie marzyłam o tym, że one ożyją tylko, że się ujawnią. To poważna różnica jest.

Przygody za to układałam inaczej i komu innemu. Taka dziecinna zabawa, teraz to by może to nazwali jednoosobowym rpg czy jak.

Twój Franio mi uświadomił, że ja nie miałam ze sobą w szpitalu nikogo tak ważnego. Było to w roku 82 i… Znowu to robię. To jest na inny raz historia.

Teraz uważaj porada profesjonalisty: zapierdolenie za ruszenie Frania jest reakcją naturalną, nie świadczącą o chorobie psychicznej. No.

Zdrowiejemy wolno, ale jednak. Okazało się, że oskrzela nam się zapaliły. Zdarza się. Wygląda na to, że chyba jednak jeszcze nie umrę.

pururu


To akurat oczywiste,

w końcu nie zobaczyłaś jeszcze Neapolu.

Musimy tylko się zastanowić z panem Lorenzo, który kopiec najlepiej ucharakteryzować na Wezuwiusza. Może Wandę?

pozdrawiam, kombinując


Dzika?

Litości…

Resztę mogę sobie wyobrazić.

:))


Pino

Teraz mi się nasunęło, co koleżanka wysunęła… Ja czasem odrzucałam różne szkolenia w Neapolu z powodu braku możliwości zaczepienia.

Może następnym razem okiem mniej krytycznym spojrzę na szkołę krakowską .

:)


jes

ale moja ulubiona zabawka to był taki kręcioł. bąk znaczy. teraz też lubię wchodzić na rożne białe blogi i puszczać bąki…


Stopczyku

To nie od tego masz.

Ja też lubiłam kręcioła, a potem yoyo. Niby co innego, a tyż się obracało.

:)


eee jojo skakało

kiedyś prawie wybiłem nim koledze oko…


A to dlatego,

że chłopcy to łobuzy

:)


Gretchen

Może nie ma co żałować, że się jeszcze Neapolu nie widziało? Bo może to jest jak z innym miejscem, co go trzeba ujrzeć a potem można już umierać. Ale Neapol? Chyba że pod górą... śmieci, której do Wezuwiusza dość daleko. Chyba. :)

A wracając do zabawek… Ktoś mi kiedyś wkładał do pustej głowy: “nie przyjmuj od obcych, bo…”. Ten ktoś miał rację, bo trzeba mi było oddać jednemu na P. (ale zbieg :) co to najpierw misia podarował a potem przyszedł go zabrać.
Ale ja zawsze do misiów słabość miałam. I do klocków drewnianych, z których budowałam zamki. Na piasku…

Znowu opowieści mylę. Cud niepamięci? :)


"chłopcy to łobuzy"

ha! wiesz ile ja szyb wybiłem! kiedyś zrobiliśmy sobie takie proce jak miał Dawid (po tradycyjnej projekcji w jakieś święta jakiegoś filmu Cecila De Milla) ... no ale zanim sie nauczyłem tym posługiwać to zbiłem szybę w dworcowej knajpie i tylną szybę w autobusie … a kiedyś prawie spaliliśmy stadion :) ...

więc pewnie masz rację


Magio

Umierać nie zamierzam jeszcze, co i Tobie polecam :)

Pamiętasz?

kto oddaje i zabiera, ten się w piekle poniewiera

Wystarczy poczekać.

O! Te zamki na piasku! Tak, ja też lubiłam. Lubię czasem nadal. Diabli (?) nadali taką karmę.

Taka mi myśl przyszła do głowy: im bardziej pluszowy jest miś, tym bardziej jest ten miś sztuczny.

Potem oczko mu wypada. I po zabawie.

Płacz jeno.

Nie podpuszczaj mnie do odjazdu :)


pewnie mam rację?

Zapytaj mnie ile szyb wybiłam.

O ile nie znasz odpowiedzi…

:))


>Gre

kto to jest Trayton?

ile szyb? pincet? :P


Stopczyku

Trayton? ;)

Nie mogę powiedzieć...


a ha

wiem co to jest tryton … diabolus in musica :P


No dobrze, zdradzę Ci

Trayton to delfin, z którym się poznałam wiesz gdzie.

No.


Gretchen

Jasne, że pamiętam. I dalej tak uważam. :)

Mój ukochany Miś był jakiś taki szorstki w sobie. Mało pluszowy. Może to ze starości? I jemu się oczko nie wypadło. Znikło razem z Misiem w bardzo tajemniczych okolicznościach.

Natomiast przy budowaniu zamków pojawiał się zawsze ten sam problem konstrukcyjny.
Kiedy próbowałam dodać most zwodzony (każdy szanujący się zamek powinien posiadać most zwodzony! – tak było w bajkach) cała budowla się zawalała.

Ach ta karma! :)


Magio

Tak się zastanawiam, przy tych podobieństwach…

Z pewnością zapominałaś o fosie i wyyyysokiej wieży?


biały delfin

Łum :P


Gretchen - Ni!

Znaczy – nie zapominałam. Fosa była z niebieskiej wstążki a wieże były co najmniej dwie. Czasem cztery, w zależności od końcepcji.

Jednakże bez względu na wzgląd końcepcyjny most stanowił wykończeniówkę. Dosłownie. :) Dla całości przedsięwzięcia.

Myślisz, że opowieści pomieszałam?
Eeeee… chyba nie. :)


Niebieska wstążka Magii

przypomniała mi ulubione zajęcie z wczesnego dzieciństwa.

Mianowicie, kołdra w moim łóżku czterolatka składała się z koca obleczonego poszewką intensywnie niebieskiego koloru (chabrowy, czy cóś).
Wywlekałem koc, właziłem do środka traktując poszewkę jak namiot i bawiłem się tam czas jakiś. Najważniejsze było wyjście z powrotem na świat – wszystko wokół było przez dobrych kilka chwil pomarańczowe!

Powtarzałem to wielokrotnie, nie mogąc wyjść z podziwu jak świat może tak łatwo zmieniać kolor…


>merlot

miałem tak samo … z tą poszewką


Aaaaaha

Wstążka. Tak, tak. Rozumiem.

Cholera.

Most jako wykończeniówka mnie przekonuje. Całkowicie.

Drewniane zamki z piasku oplecione wstążką. Jakie pomieszane opowieści?

Eeeee… chyba nie.


Docencie,

czyli wylądowaliśmy w tej fotoszopie nieprzypadkowo?


karma

[bezmięsna] :P


Gretchen

Czytając Twój komentarz o drewnianych zamkach z piasku oplecionych wstążką śmiałam się (i śmieję) tak głośno, że piesy się pobudziły i dziwnie na mnie patrzą.

To ja już może do podszewki wlezę. A nóż widelec wyjdę rankiem na pomarańczową alternatywę? Na świat w sensie, taki prawdziwy, jak ten Merlotowy. :)

Pozdrowienia dobranocne.


Ja się nie wtrącam.

Tą górą śmieci to się poczułam urażona, kurna.

No.


Panie Merlot

Ja pamiętam taką zabawę w budowanie namiotów z kocy, w domu. No.

Fajna to była zabawa.

Świat rzeczywiście może szybko zmieniać kolor. Z tego co pamiętam u mnie nie było pomarańczowego tylko jakieś takie czarno-szare.

Za to powietrze wydawało się krystalicznie czyste.


Najlepsza jest pointa

Jak miałem już ze szesnaście lat zdarzyło mi się w chabrowego koloru namiocie zanocować. Wychodzę rano, oczy przecieram i co?

Wrócił mój pomarańczowy świat z dzieciństwa. Na cale pół minuty…


Magia, nie mogę no

Ja tutaj poważnie analizuję, a Ty się tam zanosisz śmiechem i zwierzęta budzisz.

Spokojnych snów i pomarańczowego przebudzenia.

:))


Pino?

Jaką górą śmieci? Zagubiłam się?

Noooo kurna. No.

Że co?


Szesnaście lat i pod namiotem?

Harcerskim Panie Merlot, prawda?


A w temacie misów,

to żadnych pluszaków z dzieciństwa nie pamiętam. Traktory, kopary i różne takie, owszem.
Zaraz. Jedno miękkie pamiętam. Nazywała się Mizia i była bezpalcową rękawiczką, którą moi rodzice z przebiegłości wielkiej na noc mi na lewą łapę wkładali, argumentując, że ja Mizię strasznie lubię i że ona taka słodka i rozkoszna. Ponura prawda była taka, że mnie chytrze chcieli od ssania kciuka oduczyć, bo w wieku dwóch i pół lat to była przecież wtopa i porażka.

Plan się powiódł i pamiętam, że któregoś dnia udaliśmy się w odświętnych strojach do Łazienek i tam na mostku, świadomie rozstałem się z Mizią na zawsze, upuszczając ją do stawu…


Panno Gretchen, że zapytam:

Szesnaście to za dużo, czy za mało na namiot w kolorze chabrowym?
Dwójka to była. Bez tropiku.

Widziała Pani kiedyś harcerza śpiącego w dwójce?

Harcerz, proszę Panienki sypiał w dziesiątkach albo dwunastkach. Najczęściej z armiejnego demobilu. I one były szarobure i złudzeń optycznych nie dostarczały.


Gretchen,

22:06


Panie Merlot

Coś mi z tym kolorem nie pasowało…

Prawicowi grzeczni chłopcy w ich chabrowych dwójkach z tropikiem.

Pozdrawiam Pana chichocząc.


Pino

A to już wiem. Zapytaj Magii co miała na myśli.

Pozdrawiam nieustająco kaszląc.


Gretchen,

toteż pytam. I zaczekam cierpliwie na odpowiedź.

Mam ochotę wyskoczyć do nocnego po jeszcze jedno piwo, ale w Trójce Coma i na razie nie mogie.

Oprócz pururu jest też sif. Jin i Jang, kurna.

Zatem: sif.

pozdrawiam stanowczo


Panno Gretchen,

oddalając się na wypoczynek nocny, powiem zwięźle, że prawicowość wystąpiła u mnie intensywnie dopiero jak zapoznałem Renatę.

Grzeczność nie wystąpiła w ogóle, wbrew pozorom.

A chabrowa dwójka należała do pewnej młodej damy.

Na zakończenie dodam w ujęciu kostyczno-czepialskim, że naprzemienne chichotanie z kasłaniem szkodzi na całokształt.


Bosze, Pino, i ty też,

masz tę przypadłość dziwną, że Comę lubisz?
A fe:)
I to po Armii Comę nadawać, co za profanaci ten Owczarek dokonał....

Pozdrawiam, Gretchen przy okazji obiecując, że i merytorycznie tekst skomentuję jutro jak znajdę czas i jak go przeczytam do końca.

P.S. A Magia ma rację, przecież neapol słynie z niesłychanej ilości śmieci i brudu….

http://www.rp.pl/artykul/81393.html


Grzesiu,

lubię, lubię. Chociaż Armia naturalnie rządzi.

Jest już na tubce to pikne coś jak kupiec, który został królem, poeta, co pragnął być śmieciarzem? :)

To mnie nieraz budziło jesienią, bo mam ten nawyk, że budzik w komórce dzwoni, ja macam za pilotem i odpalam radio, na jedynie słuszną stację nastawione.

I jak to się włączało, to ja miałam poważny problem z ustaleniem, czy to sen, czy już jawa jednak.

Co do peesu, to proszę Cię, Grzesiu, żebyś się nie wcinał między wódkie a zakąskie.

I nie mówię tego złośliwie, tylko w trosce o Twe delikatne, mężczyźniane zdrowie.

No.

:)


Pino

No tak też jest, nie można tej okrutnej prawdy o życiu ukrywać.

Jeszcze jest matka głupich :)

Spać mi się nie chce. Bałagan jakiś, albo wracam do zdrowia.

pururu (jednak)


Ciekawe rzeczy Pan do mnie mówi Panie Merlot :)

Przemyślę to wszystko spokojnie jeszcze.

Najbardziej mnie z tymi pozorami Pan zaskoczył.

Natomiast proszę się mnie nie czepiać. Nie moja wina, że kaszel sobie a chichot (szatański wiadomo) sobie.

Dobrej nocy Panie Merlot.


Grzesiu

dziękuję za pozdrowienia. Przydadzą się.

Ale i tak bym na Ciebie zagłosowała. Na Dymitra też, choć dzisiaj mnie nie pozdrowił.

Nadal ten chichot…

:)


Merlocie

merlot

Harcerz, proszę Panienki sypiał w dziesiątkach albo dwunastkach. Najczęściej z armiejnego demobilu. I one były szarobure i złudzeń optycznych nie dostarczały.

Jasne, i się nazywały NS-y (takie w łuk wygięte) albo BT. A wśrodku albo łóżka polowe typu kanadyjka (to wersja dla harcerzy, że tak powiem, niedzielnych albo lepiej – sezonowych) albo prycze budowane z żerdek dopiero co pościnanych pod okiem leśniczego (czasem, jak ekipa była wysokiej klasy to prycze były piętrowe).

Najfajniej było być w ekipie przygotowującej takie obozowisko. Jakiś tydzień przed rozpoczęciem obozu. Ciężka, czasem bardzo ciężka praca fizyczna. Ale za to spokój, cisza, cała plaża dla siebie, zero dzieciarni. Ech, przypomniałem sobie… Łza się w oku kręci.

Pozdr


Gretchen

Gretchen

Musiało minąć sporo czasu, żeby do mojej małej łepetynki dotarło, że to ich życie jest, a nie moje. Że mogą nie chcieć dzielić tego ze mną. A może nawet bym przeszkadzała? Albo uniemożliwiała prawdziwą swobodę?

Dawały mi i tak bardzo dużo, zwłaszcza ta wypchana kuropatwa. Ja oczywiście zawsze chciałam więcej.

Dzisiaj też chcę.

Czas uczy mnie jednak nie pomijać tego co jest, w pogoni za tym co może być.

Z pluszakami jest łatwiej, nie? One stawiają wyraźne granice. A później? Z ludźmi? Trudniej. Czasem nie potrafią powiedzieć: To moje życie, nie twoje. Albo mówią za późno…

No i my czasem jak dzieci, bez dystansu. Teraz, zaraz, już, chcę... Tupiemy nogą.

Ale z drugiej strony, czemu się dziwić? Cholernie trudno jest cierpliwie czekać na…
No właśnie, na co? Na to czego chcemy? Na to co dla nas najlepsze, ale się tego nie spodziewamy? Na to co Ktoś dla nas ma? Ale Kto? Ale Co?
I jak długo czekać?

Cholernie trudno…

Pozdrawiam Cię serdecznie ;)


Rafał

Gdybyś musiał tyle się nakombinować z otwieraniem i zamykaniem oczu, to nie mówiłbyś, że z pluszakami jest łatwiej. :)

No, dobrze. Teraz poważnie.

Stawianie granic to cholernie trudna sprawa dla wielu ludzi lecz okazuje się, że nie trzeba aż tak wiele, by zacząć. Ot jedna maleńka graniczka, niezauważalna niemal i kolejną buduje się odrobinę łatwiej.

Wydaje mi się zresztą, że to nie w braku umiejętności tkwi problem. Umiejętności to można się nauczyć, wytrenować, luzik. Kwestia zasadnicza jest w głowach i sercach. W odbieraniu sobie i innym tego podstawowego dość prawa do postawienia komuś granicy. A z drugiej strony, do szacunku dla cudzych granic.

Ja chcę. Teraz chcę. Masz mi to dać. Jak to nie? Daj, proszę, proszę, proszę.
Dawaj, kurwa!

Cierpliwość, mówisz…

Czekać trzeba umieć.

I uwierzyć, że to czego chcemy nie zawsze jest tym, czego potrzebujemy.


Gretchen,

słusznie prawicie, Pani.

My, Pino, wam to mówimy, na mocy prawa nadanego nam przez stan Nebraska.

pozdrawiam południową porą


Gretchen

Ja tam swoje dzieciństwo mam gdzieś głęboko w sobie.
Generalnie niewiele pamiętam.
To chyba świadczy, że nie było fajnie.

Ale też może świadczyć, że sie wiele we mnie zmieniło od tamtego czasu…

pozdrowienia

PS – w sumie z zabawek, to najbardziej pamiętam klocki Lego. Budowałem z tego rózne takie roznosci… I to dosyć dobrze pamietam. Ale to już byo pozniejsze dziecinstwo…

End Of Message


>Pino

sif. żebrzą ćpuny, Rumuny…

a czasy są takie że zwykły populares …


Pino

Cieszę się, że stan Nebraska w Pani osobie, zgadza się z tym o tutaj napisanym.

Pieczątka to jednak pieczątka i swoją moc posiada.

Pozdrawiam sięgając po obrzydliwe lekarstwa.


Jacku

Może też świadczyć i o jednym, i o drugim.

Klocki Lego… Niemal mityczne, legendarne. W moich czasach (to chyba zbliżone są czasy do Twoich) to był symbol luksusu jakiegoś. Teraz się tego wala wszędzie ile dusza zapragnie…

Były jeszcze Duplo, ale to chyba dla młodszych dzieci.

Pozdrawiam Cię :)


Masz ci los,

Docent się zasifał i dwa razy ten sam jutubek w różnych miejscach wkleja.

Choć tego utworu to miło posłuchać i pińć, więc w sumie kein problem :P

Gretchen z kolei w malignie majaczy i o pieczątkach roi.

My w Nebrasce się nie znamy, thanks my Lord, na takich dziwactwach jak pieczątki.

Mary Sue, co na poczcie w Ciężkich Czasach przy głównej (i jedynej zarazem) ulicy pracuje, z urzędu jakąś posiada, ale to i pewnie z połówki ziemniaka wyciętą.

Nie sifajcie, drodzy buddyści. Macie tu piękną piosenkę:

pururu


Stopczyku

Znalazłam to wczoraj i chciałam Ci ofiarować, ale mnie wywaliło z txt na jakiś czas, więc dzisiaj.

Uważaj:

:)


Gretchen

pierwsze lego dostalem tak w ’83 – ’84.

Ojciec zabytki restaurował w roznych miejscach i czasami udało mu sie takie cos zalatwic.

Szczegolnie, ze mu niezle mędzilem za tym :-)

W sumie zylo nam sie wtedy całkiem dobrze…

pozdrowienia

End Of Message


>Pino ...

nie wypróżniłem schowka :P

miał być klasyczny


>Gre

ta kreskówka działała mi bardziej na nerwy niż Kiwaczek z radzieckiej bajki o Krokodylu Gieni :P

k’sażaljeniu dien’ rażdienija tolko raz w gadu :P

no tak krokodyl to gad!


Jacku

Ja mojemu ojcu stawiałam poprzeczkę tak wysoko, że naprawdę dzisiaj siebie podejrzewam o jakiś przebiegły plan sprawdzenia kiedy się wykopyrtnie.

Nieźle się wyrabiał, jeśli weźmie się pod uwagę, że ja naprawdę mała to byłam w drugiej połowie lat siedemdziesiątych.

Gdzie on to załatwiał to już nie mam pojęcia.

Krótka lista:

to jaaaa bym kciała: pianinko! ale zeby było jak prawdziwe i naprawdę glało

telaz bym kciała masynę do sycia, ale zeby syła!

i jesce bym kciała taką lalkę co chodzi i robi siusiu.

Dostałam wszystko, choć była pewna fuszerka. Lalka co prawda chodziła, ale siusiu nie robiła. Za duża już na takie fanaberie była.

:))


hmm

A teraz mam wrazenie, ze się zapomina, jak wtedy, gdy generalnie nic nie bylo jednak coś się udawalo i było dobrze.

Tylko kombinować ojcowie musieli ;-)

pzdr

PS – ja z lat siedemdziesiatych to pamietam tylko zime stulecia w 78 / 79 i pare drbnostek. No ale coz oczekiwac – w 78, to ja 4 lata mialem :-)

End Of Message


Stopczyku

Prawie tego nie pamiętam. Jak przez mgłę... Dziwne, nie?

Espeszialy foooor ju:


dawno :(

w ogóle ostatnio przechodzę Milife Crisis


Jacku

Wiesz niby się udawało, ale bo ja wiem czy było dobrze? Ta lalka jednak siusiu nie robiła.

A teraz?

Rety!

Sikanie to tylko podstawowa funkcja takiej.

Co za niesprawiedliwy los :))


Gretchen

Jak dla mnie było dobrze, tak ogólnie, międzyludzko…

Bo teraz jest dosyć dobrze jeśli o poziom życia chodzi. Ale międzyludzko też nie jest źle, choć mi się wydaje, że gorzej niż wtedy :-)

pzdr

PS – a co do lalki, to apetyt w miare jedzenia rośnie.
Jak siusiu podstawa, to się chce, żeby spiewała i bajki opowiadała ;-)

End Of Message


Jacku

Jak dla mnie to było do dupy pod każdym względem. Popatrzyłam na ten filmik co u Ciebie wkleiłam z zimy stulecia i normalnie aż mną wzdrygnęło. Ble.

Mam wbudowany system wyczuwania fałszu, jakiś rodzaj wewnętrznej sygnalizacji ostrzegawczej i jak mi zadzwoni tej dzwonek to… Już lepiej nie mówić.

Zadzwonił kiedy patrzyłam na te obrazki i słuchałam tego języka.

Jak i jakie relacje budujemy zależy od nas.

Lubię jak jeszcze trochę więcej zależy ode mnie. I jeszcze trochę.

No.

P.S Od razu widać, że dawno nie byłeś dziewczynką. To nie lalka ma śpiewać i czytać bajki – to lalce się śpiewa i czyta.


heh

Wiesz, może ja to inaczej pamiętam i odbieram, bo na podwarszawskiej wsi mieszkałem. W innym trybie chyba, z daleka od tego wszystkiego, po cichu, w miarę spokojnie. No i dostęp do różnych dóbr wiejskich w miarę nieutrudniony ;-)

A co do relacji co je budujemy, to racja.
Tylko teraz to mam wrażenie że sie goni strasznie w zyciu, takie wymagania.
A to przeszkadza trochę.
Dlatego napisałem, że wtedy trochę tak międzyludzko, codziennie lepiej było…
Ale bez przesady – teraz nie jest źle.
Gorzej tylko ;-)

pozdrowienia

PS – A co do lalki, to juz się nie wypowiadam :-)

End Of Message


Rotfl,

każdy kiedyś był małą dziewczynką

Marta Ługowska, the legendary person of Bednarska


Jacek

W gruncie rzeczy to ani Ty, ani ja za wiele nie pamiętamy, może jako dorośl więcej wiemy.

Nie chodzi mi o to co miałam, bo choć podstawą mojego wyżywienia w stanie wojennym był świeżuteńko uwędzony węgorz, to oprócz tego była jeszcze cała reszta. Która dla mnie bezwarunkowo była do dupy. Bezwarunkowo.

Być może życie było wolniejsze. Być może. Zależy też zapewne dla kogo…

W gruncie rzeczy czasem trzeba gonić. Wstać z wyra i kopnąć kogoś w tyłek, a potem podbiec jeszcze i coś wywrzeszczeć komuś innemu.

Z drugiej strony żal patrzeć jak ludzie sami siebie w piętkę zaganiają. Kilka lat temu sama sobie też to zrobiłam. I powiedziałam, w którymś momencie bedzie tego .

I było tego.

:)


Pino

No pewnie, że tak :)


Gretchen,

jeszcze pieczątkę przystaw :)


To się Pino doczekałaś, że strach. :)

Ja bardzo proszę się nie urażać tym, co napisałam o Neapolu. Bo brudem i smrodem to już jak najbardziej należy. Szczególnie na ichniejszej starówce, gdzieś między Placem Garibaldiego a Via Toledo, gdzie latem zaduch wręcz dusi a światła słonecznego jest tyle co w studni. Człowiek się wtedy zastanawia czy nie przyjechał tu za karę i czy to na pewno jest To miasto nad zatoką.

I Ty tam chciałaś wysłać kaszlącą Gretchen? :)

No co ja poradzę, że odetchnąć można dopiero na nadbrzeżnej Santa Lucia, czy jeszcze dalej na zachód (?) – na Posillipo. No co?

A Wezuwiusz to piękna góra i nie ja ją chciałam przerobić na naturalną spalarnię neapolitańskich śmieci. No. :)

A widać ją (tę górę) pięknie także z innej strony – z cypla Sorrento. No, kurde pięknie jest tak, że można umrzeć od zachwycenia się. (A nie jak kiedyś od neapolitańskiego syfa czy innej cholery, kurde.)

Ja chyba mam fioła lekkiego na punkcie tego półwyspu i dalej – wybrzeża amalfitańskiego. To się nie ma co urażać tym, że się Neapolem nie zachwyciłam.
I zawsze kiedy sobie przypominam tamtejsze okoliczności przyrody, to snuje mi się po głowie wiersz następujący niejakiej Achmatowej, co to się plątała kiedyś w tamtych rejonach, a który niniejszym dedykuję Tobie i Gretchen. A co!

(Chwila, muszę znaleźć.)

Chociaż to nie mój kraj rodzinny,
Ale w pamięci go zatrzymam.
Smak soli jest w tym morzu inny
I woda delikatniej zimna.

Piach na dnie niby kreda biała,
Powietrze jak upojne miody,
Różowozłote sosen ciała
Obnażył cichy wiatr zachodu.

A zachód sam jak wiatr skrzydlaty,
I nie odgadnę, nadaremnie:
To koniec dnia czy koniec świata,
Czy znów są tajemnice we mnie.

(1964) [tłumaczenie: Gina Gieysztor]

A teraz to już całkiem opowieści poplątałam.
To zabieram zabawki i idę.
:)


Pino

No wiesz, ja mam pieczątkę.

A nawet dwie!

He he :))


Magio

To się ładnie rozminęłyście z tym Neapolem :)

Piękny wiersz… Może więcej nie powiem.

Pozdrawiam poplątana


Magio,

bardzo pięknie i sympatycznie napisałaś.

Niestety, ja za stary wróbelek jestem, by się wziąć na plewy.

Doskonale przecież wiesz, jako osoba w źródłach oczytana, że akurat kopca Wandy nie znajdziesz w południowych Włoszech.

Więc po co to wszystko? :)

Madame, jestem na rozkazy
Czy to są tańce, czy strzelanka
Ale pamiętaj (bez obrazy)
Że nie zwycięży Magia punka

14 I 2009, Pino MC na fristajlu

;)))

pururu znad Czarnej Rzeczki


Gretchen i Pino

No luuudzie! Przecież to moja specjalność, nie? To rozmijanie się. I jeszcze się Pino pyta po co?

Na oczach mych mgłę położono
Zlewają się twarze w rozterce,
I tylko tulipan, tulipan czerwony,
Tulipan w twej butonierce.

Czy to już w popłochu przed dzielną Pino trzeba się ewakuować?
Może być.

Plewy zostawiam, jako repasacje reparacje wojenne. Dorzucam gratisowo tulipana.

Hm… To może Vesuvio jest gdzieś pod Krakowem? :)


Magia i Pino

Jedna rymuje, druga cytuje.

Jedna punkuje, druga się ewakuuje.

Jedna się rozmija, a druga wróbelek.

To gdzie ja mam w końcu jechać, żeby przestać kaszleć?!


Hi hi,

Magio szanowna,

nie jest moim zamiarem bynajmniej zmuszać Cię do ewakuacji. Tym bardziej, że w Twoim przypadku byłaby to już recydywa ;-)

Choć z drugiej strony, nie zamierzam Cię trzymać na siłę, sama zdecydujesz, co robić. Na świecie jest tyle pięknych miejsc do odwiedzenia…

A Ameryce, na Jamajce, tam będziemy żyć jak w bajce
I nie będzie tam niczego nam brakować
Forsa, wóda i kobiety tam czekają nas niestety
Więc musimy szybko się ewakuować

:)

A teraz Gretchen. O Boże, ja już chyba wiem, czemu mężczyzn wolę. Ta kobieca logika i ciągłe pytania, co robić, dokąd jechać i w ogóle… “Zwłaszcza i w ogóle”, jak dodałaby natychmiast moja mama.

Spróbuję przekazać pewne sugestie w formie dramatycznej. Uwaga.

Teatrzyk Zielona Gęś ma zaszczyt przedstawić:

PINO W SZPONACH TECHNIKI

występują: Pino i Pan

miejsce akcji: serwis komputerowy na Zwierzyniecka Strasse

PINO (stanowczo) To co się w końcu stało z tym laptopem?

PAN (w obłędzie i popłochu) A co ja, wróżka?!

PINO (z leciutkim sarkazmem) Nie wróżka, tylko informatyk, jak się zdaje. Gdybym zaniosła laptopa do wróżki, to bym nie miała pretensji, że go nie umie naprawić.

Kurt-ryba przepływa i zasłania scenę.

KONIEC

Nie wiem, czy to pomogło, ale cóż...

Na kaszel, póki co, polecam Flegaminę. Skuteczna i nie smakuje szczególnie obrzydliwie.

pozdrawiam opiekuńczo


Oprócz Fegaminy, Pani Gretchen,

to jeszcze ACC 600 jest dobre. Tylko w tej wersji to na receptę ono jest. I w ogóle nie smakuje.

Pozdrawiam zdrowia życząc. I paru innych rzeczy szczerząc się w uśmiechu


Pino

No, ale Ty to przynajmniej masz przyjaciółki…

Za mamą Twoją bym powtórzyła, że zwłaszcza i w ogóle :)

U wróżki też już kiedyś byłam, choć faktycznie nie z laptopem. Wolę nie wspominać co mi powiedziała. Nie dzisiaj w każdym razie.

Ten niby-lekarz, u którego byłam to nawet mi tę flegaminę zapisał. Niesamowite. I trochę pomaga jakby. Niesamowite.

Do tego zostałam na dwa dni sama i nawet psa mi zabrali, więc jesteśmy tylko z Rudą. To jest dopiero dramatyzm. O.

pururu uśmiechnięte


Panie Lorenzo Szanowny

To ja już zostanę przy tym rozbudowanym zestawie, który mam. Z flegaminą tabletkową włącznie.

Idzie ku lepszemu chyba, bo przemierzam txt wzdłuż i wszerz nawet dając jako taki głos.

Dziękuję Panu i też się szczerzę

:))


To masz jeszcze,

jako że jestem zwolenniczką terapii uderzeniowej:

pururu, a jakże


No bardzo dziękuję Pino

Czuję się uderzeniona :)


Ta joj,

nic na siłę, wszystko młotkiem, jak mawia moja babcia.


No właśnie

co z blogiem dla Babci?

Hę?


Pracujemy nad tym,

wspólnie z jednym Konfederatem szanownym.

pozdrawiam tajemniczym znakiem


Ojoj

ojoj…


Międzykastowe miłości...

Historię miłości górnika do panny z klasą nakręcił Lech Majewski “Lot świerkowej Gęsi” ; ) Fajny wpis Gretchen aż mi się moje zabawki przypomniały…I ten dywan który wywaliłem z bratem z czwartego piętra ni cholery nie poleciał a podobno Perski był...


Ernestto

No to bogowie nad Wami czuwali, żeście to sprawdzili zanim postanowiliście odlecieć...

Zabawki Ci się przypomniały i nie wymieniłeś? No wiesz…

:)


...

Pilotem oblatywaczem zostal bialy miś, dwa gumowe lwy nie chciały, ruda wiewiórka gdzieś uciekła a królik z sztucznego futerka sechł po tym jak wpadł do wanny…O rany kiedy to było. Kleiłem i puszczałem samoloty z kartonu, czytałem komiksy “Tecza” po Bułgarsku, w fontannach toczyły się bitwy morskie na steropianowe galeony.


Opowieść z dywanem jest fantastyczna.

Komentarz gospodyni nie gorszy.
Przy okazji pękła setka, co jak na zapalenie oskrzeli z flegaminą w tle jest świetnym wynikiem;-)


I biały miś nigdy już nie odzyskał tego odcienia bieli...

Za to reszta towarzystwa całkiem sobie dobrze dała radę w uniknięciu zagrożenia.

Że też nie dało wam do myślenia, że oni tak zwiewają.

Dziewczynki górą :)


Panie Merlot

Chciałam dodać chabrowy , alem się w porę ugryzła w jęzor.

Miło, że Pan zajrzał. Bardzo to miło, z Pana strony.

Choć widzę, że Pan razej gustuje w opowieściach akcji, nie w tych romantycznych.

Hmmm…


Romantyczność posiadam

ukierunkowaną.
Dałem temu wyraz w sylwestra.


Panie Merlot

O tendencje i zamiłowania mi idzie, a nie o uczucia.

Rety… rety…


Panno G.

To była jak najbardziej tendencja oraz zamiłowanie:-)

Mógłbym oczywiście romantycznie ponawijać o Lego bo pierwsze cegiełki dostałem z zagranicy w 1958. Żeby było jeszcze bardziej romantycznie, mam trochę z nich do dziś. I pasują do tegorocznych. W tym momencie pięćdziesiąt lat nie wydaje się być szmatem czasu...


Panie Merlot

To dlaczego Pan o tym nie nawija, tylko się wyzgryźliwia?

Ale Pan popatrzy jaka to porządna robota te klocki… No, no.

Chyba muszę u mamy piwnicę przetrzepać, może co swojego starego tam znajdę jeszcze. Zawsze potem można zdjęcia tego porobić.

Ech…


Tak się zastanawiam, Pani Gretchen mila,

na jakim forum (nie mówiąc o realu) moglaby wyjść gadula na sto kilka glosów w temacie zabawki z dzieciństwa ?

To w ogóle musi pewnie oznaczać, że txt w jakiś kolejny etap wchodzi. Ale na ten temat niech się fachowcy od komunikacji wypowiedzą. Oczywiście spolecznej.

A w kwestii donosów, to Pani Pino zobaczyla wczoraj na wlasne oczy (po raz pierwszy) krakowskie TxT w realu. Znaczy się scenografię i klimat.

Końca chorowania życzę

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo

Moim zdaniem nigdzie indziej taki zamysł nie mógłby się udać. Może to i kolejny etap, a może za bardzo się znamy . Sama nie wiem. Gupia jestem.

Tym donosem to mnie Pan dobił ostatecznie.

Ale jaka ta Pino cwana, że słówkiem nie pisnęła.

Dziękując za życzenia ponownie się do Pana uśmiecham.


Lorenzo

Na blogu kominka.

...


Mad Dogu

?? Chyba za tępy dzisiaj jestem (oglądam wlasnie film o produkcji katan )

Pozdrawiam

abwarten und Tee trinken


L.

Najpopularniejszy blog w PL:

kominek.blox.pl

...


Poszłam do Kominka

Fajnie tam nawet.

Ostre kryteria dla kobiecych kobiet :)

Chociaż nie, wcale nie tak fajnie. Przesadziłam. Trzeba się bliżej przyjrzeć zanim się wyda pochopną ocenę.
Ale głos ma chłopak fajny…


Pani Gretchen

Najwazniejszy byl Mis znaleziony pod choinka, skarb bezcenny.
I bajeczny swiat marzen…..

Proszę państwa, oto miś.
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie państwu łapę poda.
Nie chce podać? A to szkoda.
——————————————————————————————
Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek,
A na tym stoliczku pleciony koszyczek,
W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek,
A na tym robaczku zielony kubraczek.
——————————————————————————————-
Za rozowa gora,
Za niebieskim lasem,
Mieszka sobie krolik,
Wesoly grubasek
——————————————————————————————-
Tańcowała igła z nitką,
Igła – pięknie, nitka – brzydko.
Igła cała jak z igiełki,
Nitce plączą się supełki.
Igła naprzód – nitka za nią:
“Ach, jak cudnie tańczyć z panią!”
——————————————————————————————-
Idzie Niebo ciemną nocą,
ma w fartuszku pełno gwiazd.
Gwiazdy błyszczą i migocą,
aż wyjrzały ptaszki z gniazd.
——————————————————————————————-
Deszczyk sobie padał i uciekł,
zatańczyła kropelka na drucie
Zaćwierkały jej sikorki spod lasku,
cała wioska się zatrzęsła od oklasków.
A kropelka przeszła jak po linie
i na ziemię zeskoczyła zwinnie.
Teraz huśta się na młodej trawce,
na zielonej, zroszonej huśtawce.
——————————————————————————————-

Kiedy to bylo?

Teraz to raczej Pan Slowik umila mi zycie:

Płacze pani słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan słowik przed dziewiątą miał być na kolacji.
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej – i słowika nie ma!

Wszystko stygnie: zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
A na deser – tort z wietrzyka w księżycowym blasku.

Może mu się co zdarzyło? Może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka – głupstwo, bo odrosną, ale głos – majątek!

Nagle zjawia się pan słowik, poświstuje, skacze…
“Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!”
A pan słowik słodko ćwierka: “Wybacz moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!”


Pani Agawo

Bardzo dziękuję za przypomnienie. Tego wierszyka z królikiem nie znałam, za to bardzo mi się podoba.

Ciekawe, że po latach wszystkie te misie się pamięta i nadal coś takiego w sercu się porusza na ich wspomnienie…

Tak bardzo pilnowałam, żeby nie stracić ich z oczu, a tu proszę – tylu z nich nie ma.

Pozdrawiam Panią dziękując za odwiedziny :)


Bardzo piękne.

Moją dziecięcą wyobraźnię zapełniały różne stwory. Stare zeszyty, które się jeszcze zachowały, są pełne nabazgranych przeze mnie straszydeł. Usypywałem też sztuczne groby z piasku, które ze zgrozą burzyli rodzice:))))


Dymitrze

No to bardzo interesujące jest co piszesz :))

Dla kogo były groby? Bo to, że rodzice nie mają zrozumienia dla wewnętrznego świata swoich dzieci, w szczególności do ich zewnętrznych emanacji to jest skandal. Skandal :)

I jakie to stwory? Złe stwory straszliwe?


Złe stwory

Straszydła.
Dla kogo groby – już nie pamiętam, ale na pewno to były “ludzkie” groby, takie z krzyżem:)


Dymitrze

Jak te stwory straszliwe straszydła ładnie się narysuje, znaczy o ile rysujący talent posiada, to mogą być przepiękne arcydzieła. Umiesz rysować?

Ludzkie groby z krzyżem… No tak, to sporo wyjaśnia, więcej jeszcze pozostawiając niewyjaśnionego.

:)


Wierszyki

I grafomańskich landszaftów kicz
Różowe chmurki – zielony bicz
Ślimak się lepi do modrych skał
A jeleń wśród rykowisk stał

Ż., jeden mój miły z dawnych lat :)


Pino

Po lekturze utworu poetyckiego zinterpretuj, co autor miał na myśli?

Innymi słowy: o co kaman podmiotowi lirycznemu?

:)

P.S Ż? Jak on miał na imię?


On?

Jan. :P

Obawiam się, że bieganie przedmiotu lirycznego nieprzekładalne jest.

Zuzanna parę lat temu oglądała w tv “Śmierć w Wenecji”, a że w odróżnieniu ode mnie nie przeszła fazy fascynacji Mannem, to była mocno zdezorientowana dynamicznym rozwojem fabuły.

Postanowiła zasięgnąć opinii swojej mamy. A ta, jak zwykle biegając i miotając się po mieszkaniu, rzuciła o co tu chodzi? Tu o nic nie chodzi. Chodzi o nastrój, to się będzie tak sączyło.

:)


Aaaaaa no to chyba, że tak

Tylko na sączenie się, to jest jakby niejako cokolwiek zbyt krótkie :)

P.S Ten Jan by się nawet zgadzał – Żą


Ano,

tego był cały stos, i jego, i mój…

Młode głupki byliśmy, to sobie cały rok niezrozumiałe wierszyki pisaliśmy :P

Choć moje były już odrobinę bardziej zrozumiałe niż jego, moim zdaniem.

Jakby mi nie padł dysk, to bym mogła zamieścić jakiś fragment dłuższy, tylko w sumie po co?

Ot, tak mi się skojarzył ten fragmencik po przeczytaniu Agawy…


Nieee no fajny jest ten fragmencik

Mój ulubiony fragment fragmentu:

Różowe chmurki – zielony bicz

Pięknie plastyczny. I taki wiosenno kolorkowy.

Mnie się wyliczanki skojarzyły po wierszykach Pani Agawy :))


Czy umiem rysować?

Umiałem. Teraz – nie wiem. Dawno nie miałem okazji nic narysować:(


Dymitrze

Widzę, że mi ostatnio przypadła może odrobinę zaskakująca, ale jakże przyjemna rola dopingowania Cię do aktywności o charakterze zróżnicowanym, i stanowczo od siebie odległym.

Jakąż to trzeba mieć okazję, żeby coś narysować? Czy ja mam okazję, żeby coś pisać?
Otóż nie mam, i to widać.

To prawda, że niezbyt często życie podsunie jakiś smaczek typu szkolenie BHP czy coś innego. Ale przyznasz, że szkolenie BHP, które jest raz na rok i od roku go już nie było, nie może stanowić rzetenej podstawy pisania.

Weź sobie ten to… papier, coś czym lubisz rysować (ja się nie znam, ale to jak się zdaje są różne te tam środki) i narysuj.

O ile masz w domu skaner to zeskanuj.

O ile masz skaner i zeskanujesz to ja chcę zobaczyć.

Reasumując:

Nie dowiemy się czy umiemy rysować jeśli czegoś nie narysujemy.

To jest myśl natury ogólnożyciowej :)


G.

generalnie to ja byłem portrecista i karykaturzysta. W podstawówce silniejsi mnie nie bili, bo bali się, że ich ośmieszę karykaturą. Ale to było tak dawno…


D.

To wyjaśnia pochodzenie straszliwych stworów-potworów :))

Dawno! To z kolei niczego nie wyjaśnia i wyjaśniać nie może.

Nie marudź :)


A ja

w czwartej klasie na początku biedna byłam.

A potem doszedł jeszcze jeden chłopiec. Dosyć wysoki, ale chuchro i w okularach. Fatalnie się uczył, miał dysleksję, taką prawdziwą, a nie podbitą pieczątką.

Czytać go uczyłam (sic) i podciągałam ogólnie… Raz zdawaliśmy egzamin ustny z historii sztuki. Ja dostałam piątkę, a on czwórkę. Zgadnijcie, z czyjej oceny dumna byłam bardziej?

Był najsilniejszy w klasie. Wygląd to nie wszystko. Kiedyś jeden inny chłopczyk, nazwijmy go Łukasz, przesadził w żartach na mój temat i potem gorzko płakał.

Potem tenże Łukasz poszedł o wsparcie prosić do dwóch takich starszych. Przypadkiem byłam w pobliżu.

Tak jak brzydzę się donosicielstwem, tak poleciałam do wychowawcy wtedy. Do niczego nie doszło.

Szkoła óczy.


Kurczę, Gretchen

ty to masz wymagania!


Pino

W mojej szkole najsilniejsza była jedna taka Ania. Raz mnie podniosła za sweterek do góry i tak trzymała jakąś chwilę...

Nic jej nie zrobiłam.

Ech…


Dymitr

To raczej ciekawość niż wymagania.

Proszę się sianem nie wykręcać :)))


No dobra

Moje psisko:

Tylko nie myśl że ja tak na każde zawołanie!
No.


Dymitrze

Dziękuję! Nie pomyślę w żadnym razie, że Ty tak na każde zawołanie. Absolutnie. Absolutnie.

Cudny obrazek. Piesek wygląda na wesolutkiego i bardzo z siebie zadowolonego.

Z portretu wynika, że nie jest zbyt duży, sierść ma raczej szorstką. Taki trochę jest podobny do terierka.

Mogę spytać jak ten źwierz ma na imię?

Jestem pod wrażeniem, możesz mi wierzyć.

:))))


Dymitr

:))))

Też jestem pod…


Gretchen

Twój opis bardzo do pieska pasuje, znaczy że rysunek się broni:)
Zwierz wabi się... no cóż...to nie ja wymyśliłem…Misiek…


Misiek to Misiek

Widać takie jego imię. Też kiedyś miałam psa, któremu nie ja nadawałam imię.

Była to sznaucerka, a imię jej było Tina. No luuudzie.

Rysunek jest prima, nie tylko się broni.

Zawsze chciałam umieć rysować. Właściwie to malować chciałam.

Tylko co zrobisz kiedy talentu zero? Nic nie zrobisz. Ubolewać można.

To ubolewam.

Tobie zazdroszcząc.

No.


Panie Merlot

Trochę się boję zapytać, ale pod czym Pan jest?

Bo nie jest to raczej chabrowy namiot?

:)


Panno G.

na pitu-pitu nie odpowiadam, bo to może być szkodliwe;-)

Ja tylko pryncypialnie ostanio. Zgodnie z wytycznymi.


Panie Merlot

Pan mi tu kitu nie wciśniesz. Wytyczyć to Panu można jeszcze chyba mniej niż mnie, a to już jest prawie nic.

Nic nie poradzę na to moje pitu-pitu. No nic Panie Merlot nie poradzę. Ja wiem, że są tematy poważne, rozważne, niekiedy romantyczne. Zdarza się, że trzy w jednym.

Wychodzi na to, zwłaszcza wobec ostatnich wpisów Pana Yayco, że nie tylko pitu-pitu, ale także nie na miejscu. Chyba się oblokę w jakąś ścierkę, żeby mnie widać nie było. Ja się tylko dziwię, że blogerowi Panu Yayco brakuje takiej normalnej blogowej iskry, żeby coś wprost powiedzieć. Te aluzje ktoś , gdzieś , ludzie , różnice to jest jakaś pożywka, ale nie tak bardzo w moim stylu.

Pozostanę przy swoim zdziwieniu, które zapewne mam na wyposażeniu jako jedną z funkcji dominujących.

Jeśli chodzi o pryncypialność to ja też nie za bardzo.

Nic nie poradzę.


Jak będę mial nieruchomość na zbyciu,

to się odezwę bezpośrednio.

Wedle kompetencji

A jalk Pani ma coś do mnie, to zapraszam


Panie Yayco

Obawiam się, że nie ma Pan bezpośrednich połączeń, co może być poważnym utrudnieniem. Oczywiście można próbować. Pan Zbigniew spróbował.

Niektórzy się różnią od Pana, o czym zdaje się właśnie Pan napisał.


Pani Gretchen,

serdecznie dziękuję za pouczenia. Zawsze to miło, gdy osoba z tak ogromną wiedzą i doświadczeniem, zwróci uwagę na kogoś początkującego i wskaże mu właściwy kierunek.

Zwłaszcza to poprzednie, bo dzięki takim osobom jak Pani i pan Merlot, prości ludzie uczą się blogować.

Bez takich porad by nie umieli. Stawiali by bezradnie swoje pierwsze kroki, ryzykując upadek, albo różnienie się. Nazbyt daleko idące. A tak to dostrną od pana Merlota mundurek, a do Pani misia. I będzie cacy.

Jak to dobrze, że ktoś może nas nieumielców poprowadzić.
Dziękuję raz jeszcze,

Nie mniej jednak, zwracam Pani uwagę, że jeśli ma Pani jakieś uwagi, dotyczące mojego bloga, to może je Pani formułować tamże.

Zwracanie mi uwagi na to, że postępuję dokładnie tak jak, Pani, jest co najmniej zabawne.

Mam wrażenie, że jeszcze nie przysługują Pani żadne specjalne prawa. Czyżbym coś przeoczył?

Ponieważ nie zachowała się żadna moja zabawka z dzieciństwa, nie wydaje mi się, żeby moja obecność tutaj była czymkolwiek uzasadniona.

Tym bardziej, że akurat na temat tego Pani wpisu nie czyniłem, mam wrażenie, żadnych uwag.

Jeśli Pani sobie życzyła, żebym uczynił, wystarczyło poprosić.

Pragnę dodać, że nie jestem też zainteresowany prowadzeniem, przy okazji blogowania, żadnej innej działalności. Usługowej, marketingowej etc.

I rzeczywiście – martwią mnie Ci, którzy to robią.

Mógłbym to rozwinąć, ale w przeciwieństwie do pani, uważam, że każdy bloguje jeak chce i jak umie. A biorąc pod uwagę to, co sądzę o cudzych pouczeniach, staram się własne ograniczać. Wolę już wyśmiewać.

Proszę to ewentualnie wziąść pod łąskawą uwagę. To ciekawy i popularny wątek, nawet jeśli dla nie dla mnie. Pouczanie mnie w tym miejscu może go popsuć. Ignorowałem dotychczas Pani i pana Merlota uszczypliwości, mimo, że inaczej niż moje były adresowane wprost. Jeśli chce pani, by było inaczej – proszę bardzo. Będzie to Pani wybór, nie mój.

Proszę się zastanowić, bo warto dbać o wizerunek.


Panie Yayco

serdecznie dziękuję za pouczenia. Zawsze to miło, gdy osoba z tak ogromną wiedzą i doświadczeniem, zwróci uwagę na kogoś początkującego i wskaże mu właściwy kierunek.

Ma Pan na myśli obrót nieruchomościami? No tutaj tak, wydaje mi się, że mam większe od Pana doświadczenie, ale może tylko mi się wydaje.

Czy może coś innego miał Pan na myśli, a umysł mój nie jest w stanie tego ogarnąć?

Bo to wszystko zależy od tego w czym Pan upatruje ogromną wiedzę i doświadczenie. W pewnych kwestiach bez trudu sobie wyobrażam Pana na etapie początkującego.

Zwłaszcza to poprzednie, bo dzięki takim osobom jak Pani i pan Merlot, prości ludzie uczą się blogować.

Bez takich porad by nie umieli. Stawiali by bezradnie swoje pierwsze kroki, ryzykując upadek, albo różnienie się. Nazbyt daleko idące. A tak to dostrną od pana Merlota mundurek, a do Pani misia. I będzie cacy.

Panu, Panie Yayco lejce się z rąk wymknęły. Doprawdy nie wiem dlaczego pisze Pan w liczbie mnogiej. Jacy by nie umieli? Jacy stawiali by pierwsze kroki?

Za Pana Merlot wypowiadać się nie będę, podobnie jak za nikogo innego, ale ja żadnych misiów nie rozdaję.
A nawet gdybym, to co Panu do tego, że tak spytam nie rozumiejąc?

Jak to dobrze, że ktoś może nas nieumielców poprowadzić.
Dziękuję raz jeszcze,

I znowu ta liczba mnoga… Jakich nas? Kogo ma Pan na myśli? Bo tak sobie popierniczać to ja też potrafię.

Nie mniej jednak, zwracam Pani uwagę, że jeśli ma Pani jakieś uwagi, dotyczące mojego bloga, to może je Pani formułować tamże.

Mogłabym proszę Pana, ale jestem zbyt zażenowana.

Zwracanie mi uwagi na to, że postępuję dokładnie tak jak, Pani, jest co najmniej zabawne.

Ja proszę Pana nie napisałam ani jednego tekstu, którego myśl opierałaby się na dowaleniu komukolwiek. Ani jednego, a trudne tu miałam sytuacje. I proszę zważyć, że ja w przeciwieństwie do Pana wymieniłam Pana z nicka, a nie bawiłam się w durnowate aluzje. To są te różnice, między innymi, o których z takim natchnieniem Pan pisze.

Mam wrażenie, że jeszcze nie przysługują Pani żadne specjalne prawa. Czyżbym coś przeoczył?

Nic Pan nie przeoczył. Nie uzurpuję sobie żadnych specjalnych praw. Jestem jedną z osób tutaj piszących. Taką samą jak inni.
Jedyne czego bym sobie życzyła, to żeby Pan zlazł ze swojego tronu wydającego zarządzenia kto ma pisać o czym, jak i do kogo. Żeby przestał Pan uważać siebie za blogera, któremu wolno oceniać innych.

Ponieważ nie zachowała się żadna moja zabawka z dzieciństwa, nie wydaje mi się, żeby moja obecność tutaj była czymkolwiek uzasadniona.

Tym bardziej, że akurat na temat tego Pani wpisu nie czyniłem, mam wrażenie, żadnych uwag.

A co Panu daje prawo do czynienia uwag na temat innych moich wpisów?

Jeśli Pani sobie życzyła, żebym uczynił, wystarczyło poprosić.

Że niby co? Chyba znowu coś się Panu z lejcami pomieszało. Ja po prostu piszę, jeśli ktoś chce skomentować to jest mi miło.

Pragnę dodać, że nie jestem też zainteresowany prowadzeniem, przy okazji blogowania, żadnej innej działalności. Usługowej, marketingowej etc.

I rzeczywiście – martwią mnie Ci, którzy to robią.

Jeśli Pan nie umie odróżnić życzliwości od prowadzenia jakiegokolwiek rodzaju działalności, to ja Panu współczuję.
Przypominam sobie, że kiedy Pan nie wiedział jak domyć dekanter to sporo osób się w to zaangażowało. To zapewne było co innego. Prawda?

Mógłbym to rozwinąć, ale w przeciwieństwie do pani, uważam, że każdy bloguje jeak chce i jak umie. A biorąc pod uwagę to, co sądzę o cudzych pouczeniach, staram się własne ograniczać. Wolę już wyśmiewać.

Pan ogranicza pouczenia? Panie Yayco! Pan nieustannie poucza, naprzemiennie z wyśmiewaniem.

Proszę to ewentualnie wziąść pod łąskawą uwagę. To ciekawy i popularny wątek, nawet jeśli dla nie dla mnie. Pouczanie mnie w tym miejscu może go popsuć. Ignorowałem dotychczas Pani i pana Merlota uszczypliwości, mimo, że inaczej niż moje były adresowane wprost. Jeśli chce pani, by było inaczej – proszę bardzo. Będzie to Pani wybór, nie mój.

Proszę się zastanowić, bo warto dbać o wizerunek.[/quote]

A to niby co miałoby znaczyć?
Ja mogę to wziąć pod łaskawą uwagę, ale tak do końca nie wiem co miałabym pod nią wziąć.

Na koniec. Więcej oddechu Panu życzę. Mniej poszukiwania wroga, a więcej ciszy.

Jeszcze gdyby Pan zechciał odebrać sobie to prawo do wydawania wyroków…

Powodzenia Panie Yayco. I więcej dystansu do samego siebie.


Pani Gretchen,

użyłem liczby mnogiej, bo tak mi się podobało. Ponieważ i Pani i pan Merlot pouczaliście mnie ostatnio jak mam prowadzić bloga, to sobie odpowiedziałem łącznie. Było to też związane z tym, że Pani uwagi pod moim adresem były ostatni zwykle kierowane do pana Merlota, a on na nie odpowiadał. Czyżbym się mylił?

Uznałem,że skoro Państwo rozmawiacie na mój temat, to odpowiem wam hurtem.

Co do pouczeń to była kpina, Pani Gretchen. Przepraszam, że tak prymitywna. Bo przecież gdyby była bardziej subtelna, to osoba, która (w przeciwieństwie do mnie) ma tyle dystansu do siebie i tego co pisze, może by się roześmiala. Ale tak to jest, jak ktoś kto nie ma dystansu próbuje zrobić coś co nie jest dookreślone do końca. Ale było tak, że rozbawiło mnie to, że Pani poucza mnie, jak pisać na blogu i jest łaskawa zwracać mi uwagę, że brakuje mi iskry blogowej.

Po przeczytaniu Pani wywodu mogę jedynie uznać Pani rację i nieco się odsunąć, aby Pani iskra mnie nie poparzyła zanadto.

Nie znam Pani kompetencji w dziedzinie nieruchomości i nie śmiałbym ich podważać. Mam też wrażenie, ze akurat ja nie należę do ludzi, którzy kiedykolwiek podważali inne Pani kompetencję. Może mnie pani z kimś pomyliła?

Aluzji z uprzężą nie pojąlem. Może mam za mało doświadczeń ze zwierzętami.

Co do dystansu, to daję sobie radę.

Co do życzliwości, nie będę się wypowiadał, bo ma pani wiele racji. Rzeczywiście mam tutaj sobie wiele do zarzucenia. Moja życzliwość wobec niektórych osób, skutkowała czasem nieżyczliwością wobec innych. Wiem o tym. Miałem na to jakieś argumenty, ale chyba nie pamiętam już jakie. Musiły być słabe, skoro zapomniałem. W konsekwencji, czasem tego żałuję, choć nie we wszystkich przypadkach.

Cieszę się, przy okazji, że wreszcie zdobyła się Pani na odwagę samodzielnego rozwiązywania swoich problemów na TXT.

Dziękując za liczne rady, Pani, ze swej strony, doradzam czytanie słów i nie dopisywanie takich, których autor sam nie umieścil. Pani interpretacje są ciekawe, ale niekiedy dość dalekie od rzeczywistości.

Jeżeli Pani zdaniem istnieje iunctim między moim wątkiem o dekanterze, a tym, że Pani, na cudzym blogu, w wątku poświęconym zupełnie czemu innemu, podejmuje wątek nieruchomości, to proszę wybaczyć, ale nie dogadamy się. Inaczej rozumiemy świadczenie pomocy bliźnim i szacunek dla cudzej przestrzeni blogowej.

W innych kwestiach też się nie dogadamy, co nie czyni tragedii.

Pozwoli Pani, że mimo jej niezrozumienia, raz jeszcze wyrażę ubolewanie, że ta wymiana zdań nastąpiła w tym właśnie wątku. Moim zdaniem nie zasługiwał on na to.

Pozdrawiam i życzę dobrej nocy.


Panie Yayco

Strasznie dużo Pan napisał.

Aż tak wiele słów nie potrzeba.

Nie zamierzam się przepychać. Nie zamierzam nic Panu udowadniać, bo Pan w oceanie swojego samozadowolenia nie widzi nic co mogłoby tę nienaruszoną taflę zmącić.

Moje doświadczenie i moja religia (okropnie ona jest trudna i wymagająca dla takich osób jak ja) uczy, że walka do niczego nie prowadzi. Trzeba zwyczajnie zaczekać, a najważniejsze rzeczy i tak się ukażą.

अहिंसा Panie Yayco.


Panie Yayco,

ponieważ w kilku ostatnich komentarzach uczestniczyłem biernie w tym wątku i to nie w kontekście wspomnień z dzieciństwa, pozwolę sobie zaprosić Pana jutro do przeczytania mojej notki, w której być może znajdzie Pan cząstkę opowiedzi na nurtujący Pana problem.

Dobrej nocy oczywiście życzę, a jakże.


A ja zapraszam

do lektury mego wierszyka starego.

Panią Gretchen i Pana Merlota.

Tfu!

- Ogromne wojska, bitne generały,
Policje tajne, widne i dwupłciowe
Przeciwko komuż tak się pojednały?
­_Przeciwko kilku myślom, co nie nowe!..._

Norwida cytuję, by nie cytować Nicponia.

Życzę Państwu tego, czego Państwo mnie, tylko dwa razy bardziej.

Dobranoc.


Pino,

Czy można życzyć dobrej nocy dwa razy bardziej?


Pino

Zostaw to.

I odpuść liczbę mnogą.

Śpij dobrze.


Szanowna Pani Gretchen,

złe informacje są czasem lepsze od braku informacji. Proszę wybaczyć ten banał. Dodam do niego następny: zawsze warto wysłuchać drugiej strony.

Ja tego nie uczyniłem i nie usprawiedliwia mnie to, że nie ja jeden.

Z tej perspektywy muszę (i chcę, proszę nie doszukiwać się w tym, co piszę ironii, sarkazmu ani żadnych takich) przyznać, że jakkolwiek chciałbym trwać przy swoich ocenach zdarzeń i ludzi, to w tym tutaj konflikcie między Panią a mną, racja jest całkowicie po Pani stronie.

Źle interpretując sytuację (co pokazuje jedynie prawdziwość przysłowia nosił wilk razy kilka, ponieśli wilka), nazbyt ochoczo przyjąłem rolę, która na mnie czekała. A Pani słusznie uważa, że formy, jakimi się posłużyłem były niegrzeczne, niewłaściwe i niesprawiedliwe.

Chciałbym za to Panią i Jej Czytelników przeprosić.

Nie mogę prosić o wybaczenie, ale chciałbym zapewnić, że z mojej strony podobne zachowanie nigdy się już nie powtórzy.

Pozdrawiam Panią szczerze i serdecznie


Panie Yayco

Luzik.

Miłej niedzieli.


I z pełną wzajemnością.

W sensie ścisłym.


Gretchen,

zostawiam. I też Cię przepraszam. Wyszłam z nerw.

No.


Pino

Bes sęsu.

Chociaż może i nie. Nie wiem.

No.


Gretchen,

bes sęsu było to, że uderzyłam w Ciebie.

Więcej tego nie zrobię. Nigdy. Bo już wiem.

Masz tu pururu, tylko uszy zatkaj, buddystko kochana :P


Pino

We mnie uderzyć jest i łatwo, i trudno. Mam wrażenie, że coraz trudniej.

Nie wiem co wiesz i już nawet nie zamierzam się nad tym zastanawiać.

Uszy mam zatkać? Ja? Znana z miłości do polskiego hip hopu? No proszę Cię.

HempGru jest mokotowski mocno. Znam ich :)

hip hop z lekka buddyjski :)

pururu


No patrz,

tego pierwszego to nie znałam. HG nagrywają kawałki bez bluzgów? Świat się kończy :)

I bardzo dobrze, że coraz trudniej. Tak powinno być.

Ruszy Wilno, Lwów i Kraków cudzoziemców bić... eee, no dobra, już daję sobie siana :P

Żeby nie było tak hiphopowo tylko, czas na oi!

pururu uśmiechnięte


Niiie tam

HempGru nie nagrwają kawałków bez bluzgów. Takich cudów nie ma, tylko ja ich nie popieram z powodu umiłowania do trawy jako źródła wszelkiego dobra. No.

Ten pierwszy kawałek to Zipera.

Ten kawałek HempGru, gdyby wyciąć to co mnie wyprowadza, byłby naprawdę ykstra:

Prowadzałam się w czasach do prowadzania się wsamraśnych z punkami pozostając jednak zdecydowanie bliżej rasta. Chyba zawsze miałam jakieś skrzywienie.

Jak dobrze tego posłuchać. Zabawki okresu burzy i naporu…


Oh yeah,

zgadza się, jak dobrze…

Rasta? Nie powiem, lubię też. Zwłaszcza to nasze, lokalne:


To nie jest rasta

Ale idąc tym tropem…

Szkoda, że Cię nie było przy rozmowie o hip hopie.

Bo w tej kwestii to można pojechać do granic kiczu :)

Z całym szacunkiem dla Abradaba, którego wyłączam z powyższej wypowiedzi.


Nie poznaję txt !!!

Wystarczyło odpuścić sobie na kilka tygodni a tu takie zmiany!

Chyba koniec świata się zbliża…


E tam, Delilah,

ja jestem tak samo nudny jak byłem:)

A koniec świata już za trzy lata.
Przynajmniej według Majów.

pzdr


Toć ja nie o Tobie Grzesiu miły :)

Ja raczej o zmianach relacji międzyludzkich na txt. Z emancypacją w tle.

BTW: mój głos juz masz.


Miło Cię widzieć, D.

Jeden to się nie liczy. Rodzina, znajomi, biuro…


Merlocie

Ja to ogólnie zdziwiona jestem.

Po pierwsze tym po co startuje się w takich konkursach jak omawiany. Ale z tym jeszcze jestem w stanie jakoś się uporać. Znacznie bardziej nurtuje mnie dlaczego tylko dwie osoby z TXT zgłosiły sie do tego konkursu. Chętnie zagłosowałabym na kilku innych blogerów, tymczasem oni ku memu zdziwieniu oraz żalowi nie gonią za złudnym blaskiem internetowej sławy.
Trochę szkoda.


Del,

może ich ten Onet z SMSami zniechęca?
Zwróć uwagę z kim się Dymitr ściga…


Delilah

Jeśli chodzi o mnie to mi się przypomina mój tekst o świecie bez mężczyzn.

Jedni udają, że nie rozumieją. Inni przychodzą nakierowani. Ktoś rozładowuje frustracje. Ktoś się cieszy jak oszalały. Jeszcze ktoś głaszcze po główce dziewczynkę z zapałkami.

Jeden się odezwał – szacunek Panie Merlot.

Generalnie jest piknik i imprezka.

Kobieta zareagowała. Taki świat.

Nie mam już siły do tego.


>Merlocie

Casus Durczoka i Cichopka? Faktycznie, może być coś na rzeczy:)


>Gretchen

Siła to ichnia domena, moja droga. Nam pozostaje jedynie wykazywać cierpliwość i wyrozumiałość, co oczywiście też jest swego rodzaju siłą.

A z chwaleniem Merlota radziłanym uważać, on w sprawach damsko-męskich bywa nieobliczalny:)


Delilah

Jaka, przepraszam, siła?

Bo jakoś nie zauważyłam. W każdym razie dzisiaj i tutaj.

Z chwaleniem Merlota uważam, ale prawda jest taka, że tylko On jak ta żabka zakumał.


>Gretchen

:)
Niestety głównie (a może tylko?) fizyczna:)

Merlot jako zabka? Muszę to przemyślec:)
Z Merlota jest jak to się mówi poczciwy chłop z kośćmi i mam nadzieję, że nie weźmie mi za złe mojej pamiętliwości.

Gretchen, a czemu Ty nie wystartowałaś w konkursie na blog roku?


Delilah

No może chociaż tyle…

Mnie pytasz dlaczego ja nie wystartowałam w konkursie na blog roku?

Nie przyszło mi to do głowy jakoś. Chyba nie mam tożsamości blogera. Ja tylko takie tam pitu-pitu o niczym. W dodatku bez ładu i składu.

Jeszcze nie wymyślili takiej kategorii :)


Zbulwersowałem się doszczętnie

Czego ta dochodząca się mnie czepia? Jaka pamiętliwość?
Mam pamiętliwość zupełnie inną, prawdę mówiąc…

Gretchen, to że się wpisałem to nie znaczy że tu jestem. Skryby przyuczonego używam, bo mam ręce w bebechach pewnego ustrojstwa zajęte.

A na żabkę się stanowczo nie zgadzam.


Panie Merlot?

Ach… Przecież Pana tu nie ma…


>Gretchen

A co to jest “tożsamość blogera”? :)

Pitu-pitu powiadasz? Po pierwsze, co do pitu-pitu też trzeba mieć jakieś zdolności. Po drugie jedni wytapiają stal, inni tkają misterne koronki. Twój blog jest taki właśnie “koronkowy”, być może trudno się na nim odnależć zwolennikom napinania spoconych ciał przy piecach martenowskich, lecz przeciez koronki tez są światu potrzebne. Zwłaszcza kobiecemu światu, choć zauważyłam, że wielu panów tez docenia ich urok.


>Merlocie

Że co? Że nieobliczalny jesteś? Potraktuj to jako komplement:)


Delilah

Dziękuję za słowo dobre. Przyda się jak raz, i to bardzo. Zwłaszcza, że to koronkowe mi się bardzo spodobało, bo to oznacza, że może coś jednak w tym świecie da się zauważyć. Jeszcze raz merci.

Tożsamość blogera to jest moim zdaniem coś takiego, że można oddzielić siebie jako człowieka od siebie jako blogera. Stwarzasz taką kreację, że już jesteś nie ty, to jest jakiś twór czy też wytwór.

Albo. Blogowanie staje się istotą życia.

Albo. Sprzedajesz produkt, którego nie ma.

Oczywiście nie wyznacza tego udział w konkursie. Jakimkolwiek.

Zamotałam, prawda?

:)


>Gretchen

Wiesz, to co najbardziej widowiskowe i jaskrawe najczęściej jest mało godne uwagi, choć oczywiście i tu zdarzają się wyjątki. A o koronki akurat byłabym spokojna. A jeśli w pobliżu znalazłaby się szczypta arszennku to już byłaby finezja w stanie czystym:)

Wracając do naszych baranów…to jest blogerów…no tak, pisanie w sieci zawsze jest rodzajem jakiejś kreacji, jednak ta kreacja może być bardziej lub mniej tożsama z osobą piszącego. Nie wiem jak inni, co do mnie to wydaje mi się, że mam intuicję co do tego, na ile internetowy awatar jest zgodny ze stojacą za nim osobą. Gretchen jest bardzo autentyczna, to samo emanuje z Grzesia, Delilah bywa (czasem sama się sobie dziwię, jak mogę wypisywać takie głupstwa jakie niejednokrotnie mi się zdarzało popełnić). Są też awatary, co do których przypuszczam, że są tylko i wyłącznie kreacją obliczoną na konkretny efekt, ale w tym przypadku pominę szczegóły, podejrzewając, że i tak byłabym źle zrozumiana.

Czesto zdarzało mi się zastanawiać nad tym jak wiele czasu i energii niektórzy poświęcają blogowaniu. Nie szukając daleko: Twoje zaangażowanie również mnie intrygowało, zwłaszcza relacje z Bali :)

Tak więc posiadasz tę “tożsamość” choć może jeszcze sama o tym nie wiesz. Albo też bronisz się przed tą wiedzą.


Delilah

Mało arszeniku? Pomyślę o tym :)

Jest jakaś różnica między zaangażowaniem i polubieniem jakiegoś miejsca i ludzi w nim, a tożsamością blogerską? Pytam głośno, bo się zastanawiam.

Moje relacje z Bali… Faktycznie, zależało mi na jakiejść autentyczności przekazu, która musiałaby leciutko zniknąć pisana stąd.

Rozmyślam, a nawet wymyśliłam nową (tutaj) formę. Ona się wiąże z inwestycją, ale forma mnie jednak kręci. Trochę się dzisiaj zniechęciłam, bo tak czy owak nie pod wszystkim zechcę się podpisać, gdyż podpis swój szanuję. Może nadmiernie. Może.

To już to, cholera o czym mówisz?

Nooo luuudzie.

Pogrążam się w sobie :)


>Gretchen

Ano chyba to jest właśnie to!

Nowa forma? Brzmi intrygująco. Zdradzisz jakies szczegóły?


Delilah

Mamusiu… To jest to? :)

Nic nie zdradzę. Milczę jak grób tej wampirzycy z Paryża.

Przyjdzie czas, się okaże.

:)))


>Gretchen

@ jesteś, no ale trudno ;)

A propos naszej wcześniejszej rozmowy, nie mogę sobie odmówić zamieszczenia tego obrazka jako podsumowania.
Przedstawia cenne znalezisko antropologiczne: szczątki pramężczyzny :)


Delilah

Się przekonasz przecież, tak? Tak. No.

Obrazek wstrząsający. Oni wszyscy zawsze byli tacy do siebie podobni?

Te łapeczki delikatniusie! Ach.

Znalezisko cenne choć niezbyt wiele wnoszące :)))


>Gretchen

Zakładam że bedę miała jakąś szansę aby się przekonać, czyli że się nie zniechęcisz i nie zarzucisz pomysłu.

Oni do tej pory pod wieloma względami są do siebie podobni, czyżbyś nie zauważyła? Od czasów prehistorycznych. Ewolucja jakoś wybiórczo ich dotyczy.

Fenomeny, kurcze blade:)


Delilah

No fakt, mogę się zniechęcić i zarzucić. No, ale póki co pomysł mnie kręci.

Zauważyłam. Może oni nie wyewoluowali, a jedynie się klonują?

Fenomeny.

Zjawiska.

:)


Czy to, co Panie uprawiają chwilowo,

to nie jest, że się tak wyrażę, seksizm?


>Gretchen

Trzeba podrzucić Mad Dogowi nową definicję do słownika: fenomenologia- nauka o mężczyznach:)

Tymczasem spadam, ta dzisiejsza ponadprzeciętna aktywność już mnie bardzo sfatygowała.

Dobrej nocy życzę i …pomyśl w przyszłości o konkursie.


Panie Merlot

A bo ja wiem?

Gupia jestem, to nie wiem.

Co to jest seksizm?


Delilah

Kulawy zapisa mógłby być taki:

fe- no- men- o- logia

Gdyby skrócić to jeszcze lepiej:

fe – no -men

tak lepi

Dobrej nocy.

Konkursy? To chyba nie dla mnie.

Przemyślę jednakowoż.

:)


paramężczyzna :))))

Słodkie, jak tu nie lubić grafiki komputerowej :DDD
Ale żeby było zgodnie z zasadami wypowiem się na temat też.
Miałam misia, Maćka, nie pluszowego, taki twardy wypchany słomą, z guzikiem na brzuszku, który po naciśnięciu wydawał dźwięk podobny do płaczu dziecka.
Po kwadransie przeszukiwania swojej pamięci ustaliłam, że nazywałam go Maciek.
Był słodki, miał takie wrażliwe(błyszczące), ciemne oczy. Z upływem czasu jego główka na stałe lekko się pochyliła, jakby się chował.... Jedynie czerwony języczek oddawał i jego wesołą naturę.
Dziś go już nie mam, nie pamiętam kiedy odszedł, ale wciąż darzę wielkim sentymentem, moja pierwsza dziewczęca miłość w końcu. Dzieliłam się z nim największymi radościami i smutkami, najczęściej tuż przed zaśnięciem, szeptając do uszka.
Idealny facet! :)


Aniu

Wszystko przez te wrażliwe, ciemne oczy :)

Wersja super lux z guzikiem. No no.

Pozdrawiam i dziękuję, że zajrzałaś.


Gretchen

nie nadążam za dyskusją, ale się wpisuję, coby dobić do 200 komentarzy.
Widział kto 200 komentarzy na TXT?!


Dymitrze, mój pierwszy Hyde Park miał dużo więcej:) (242)

napisałbym, że i to bez seksistowskich dyskusji jak tu, ale się jednak i o seksie gadało i elementy seksizmu tyż się pojawiały.
I gadki o TXT i w ogóle dużo dobrych rzeczy:)

Zresztą luknij na ten link, który własnie wyszukałem w HP zresztą:)

http://tekstowisko.com/txt/toplista.html

Acz fakt,Gretchen w liczbie komentarzy pod tekstami dzierży chyba palme pierwszeństwa, bo w pierwszej dziesiątce ze 3 teksty jej widzę:)

Pozdrówka.


Dymitrze

Ja jeszcze nadążam jakoś, choć chwilami łatwo nie jest :))

Dwieście komentarzy miał kiedyś Max. U mnie jeszcze była podobnie długaśna dyskusja pod tekstem o znamiennym tytule krew, seks i zło :))

I tak uważam, że Twój pies tutaj jest największą ozdobą.


Grzesiu

przejąłeś pod nieobecność Maxa rolę Naczelnego Statystyka. Nie mylić ze statystą :)

Przypominam, że Ty akurat nie napisałeś o swoich zabawkach. No kurka.


Szanowni rachmistrze popularności

Nie to, żebym Wam wymawiał, ale pierwszy wątek na TXT który przekroczył 200 komentarzy, to była Remiza . Nawet Sergiusz musiał przerabiać software, żeby więcej komentarzy było widać bez przechodzenia na nową stronę.

Równocześnie prowadziłem inny gorący wątek Czy można znielubić Przyjaciół , który dociągnął do 194, głównie dzięki bijatyce Jerzego z Poldkiem…

I właśnie wtedy, w okolicach 4 kwietnia po raz pierwszy zetknąłem się ze zjawiskiem, które wydawało mi się dziwnym zgrzytem w tekstowiskowej rzeczywistości.

Napisała o tym przed chwilą Delilah u Magii.


Merlocie, no przecież wrzuciłem link wyszperany

by każdy mógł to co zobaczyć, więc się nie denerwuj, no:), na daty tekstów nie patrzyłem i nie wiedziałem, że twój pierwszym jest.
Ale mój za to ma najwięcej, he, he.

A w sprawie TXT mniemam, że przesadzasz, może kiedyś napiszę o tym więcej, ale fragmenci w moich komentarzach u Magii jest.
I tak mi się wydaje, że TXT przeżyło juz kilka burz, były momenty, że naprawdę nie było co tu czytać, ale choćby dziś z 5 dobrych tekstów minimum się pojawiło.

Wracają osoby, których długo nie było lub się nie udzielały (Eumenes, Magia,Jacek Ka, pojawiły się nowe ciekawe).

Mogłoby być lepiej, ale nie jest najgorzej, no.


Gretchen,

obiecuje napisać o tych zabawkach, ale chyba nie dziś juz.

Pozdrówka.


Grzesiu Sprytny

Dwusetny jest Twój :)

Na Twoje zabawki poczekam sobie cierpliwie. Nigdzie mi się nie spieszy w końcu.

Pozdrówka


Subskrybuj zawartość