Gretchen w świecie wirtualnym

Przeczytałam tekst Pana Yayco i Pana Sajonary, wydały mi opisem podobnego zjawiska choć w inne słowa ubranym. Dodatkowo coś podobnego po głowie mi chodziło od kilku dni więc po lekturze zapał komentatorski był tak silny, że przekroczył próg wytrzymałości i stąd zamiar zmieniłam, i własny tekst oto wstawiam.

Tak się składa, że słowo to moje narzędzie pracy. Przybiera ono dwie formy tradycyjne gadaną i pisaną oraz jedną nowomodną czyli pośrednią, czyli taką oto, że pisząc rozmawiam z kimś po drugiej stronie tej tajemniczej maszyny jaką jest komputer. I tutaj rzecz ciekawa: rozmówca jest pod nickiem ukryty, ja za to występuję tak jak w dowodzie. Taka specyfika pracy i już, ale wynika z niej jeszcze i to, że jak ktoś posiądzie tę skomplikowaną umiejętność korzystania z wyszukiwarki to może sobie nawet mój numer telefonu zapisać. Taka specyfika pracy…
Jak wynika z powyższego, mówienie o anonimowości internetowej w odniesieniu do mojej osoby jest, żeby tak ująć to delikatnie, dowodem poważnych zaburzeń.

Bez względu na to w jakiej formie z ludźmi rozmawiam nauczyłam się i każdego dnia tę naukę pogłębiam, że dla języka choć narzędzia niedoskonałego, należyty szacunek posiadać powinnam. I posiadam nie tylko dla narzędzia, ale też dla istoty z niego korzystającej. Od tego czy zrozumiem i w jakim stopniu to, co ktoś do mnie mówi/pisze zależy czy moja w tej sprawie odpowiedź będzie miała sens i wartość jakąkolwiek.

W TXT sytuacja jest inna – siedzę pod nickiem, dzięki pomysłowi i uprzejmości kilku osób mam “swój” fragment sieciowego pola, które mogę sobie obsadzać tym co lubię a potem patrzeć co z tego wyrośnie, albo co w chwast się zamieni. A skąd wiem? No stąd, że moje pole dla innych jest dostępne w stopniu nieograniczonym niczym.
Goście przychodzą, rozglądają się i zdanie swoje wypowiadają, albo nie. Niektórych noga nigdy w życiu tu nie postanie.

Forma bloga dyskusyjnego niesie za sobą takie ryzyko, że mogą pojawić się goście, którzy spróbują mi nawsadzać od skretyniałych idiotek, bździągw czy też, wznosząc się na wyżyny poplują słowami obelżywymi. Zdarzają się i tacy, którzy powyższe potraktują jako zaszczyt dla mnie, bo w końcu przecież to wielki dla mojej twórczości honor, że X zajął jakieś stanowisko, choćby i takie.

Zasadniczo lubię styl, który jest połączeniem języka poetów z językiem chłopaków z Legii Cudzoziemskiej. Jestem jednak za tym, by starannie odróżniać stylistykę tekstu od zwracania się bezpośrednio do drugiej osoby. Niemożność wyczucia tej granicy ma żałosne skutki. Autor, choćby najbardziej błyskotliwy staje się niespodziewanie zwykłym, excusez-moi, dupkiem.

Internet pozostawia nieskończone możliwości autokreacyjne. Podobnie jak życie realne. Mogę rzecz jasna zrobić cokolwiek, a to występować jako nadobna idiotka, a to jako skromna kobietka, a to jako walcząca harpia. Mogę mnożyć w nieskończoność wizerunki. To samo mogę zrobić w bezpośrednich relacjach z ludźmi.
Mogę nie reagować na krytykę, mogę tę krytykę wyszydzać, mogę krytykującego obrażać a kiedy zaprotestuje, zaatakować ze zdwojoną siłą.

Tylko po co?

Jak mówi poeta (niekoniecznie związany z chłopakami z Legii) “gdy draństwa tyle na świecie, nie warto z draństwem się trzymać”.

Pisanie jest monologiem, jeżeli decyduję się swoje monologi publikować to jednocześnie zgadzam się na dialog, a dialog to rozmowa. Rozmowa jednak to już sztuka dalece bardziej wymagająca.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Przepraszam,

a czy móglbym mieć jakiś przykład połączenia języka poety z jezykiem Legii Cudzoziemskiej? Bo ja to sługiwałem gdzie indziej i nie bardzo chyba pojąlem.


Panie Yayco

Proszę czytać uważniej.
Zamiast rzucać się na autorkę z klawiaturą wzniesioną nad głowę. Przytupując groźnie przed chatą ludzi.

Oto cytata – “Autor, choćby najbardziej błyskotliwy staje się niespodziewanie zwykłym, excusez-moi, dupkiem.”
Igła


Panie Yayco

Zapisy archiwalne istnieją, inne są w sieci dostępne zgodnie z zasadą, która mówi, że w sieci wszystko jest. Ja się nie ośmielę, bo nie mając pewności jakimi drogami autor rozprzestrzenia się po sieci, narażać siebie nie chcę.

Mam nadzieję, że Pan zrozumie.


Panie Igło

Czy ja słusznie podstęp czuję, czy niekoniecznie?


Niekoniecznie

Ja tam języków nie znam, zobaczyłem obce słowo, to żem zacytował.
:)
Zauważyłem też poezję przez p. Magię uprawianą, która najwyraźniej napastowana przez wspomnianego blogera “Y” się czuje.
Igła


Nic nie rozumiem,

idę do Wenhrina napisać mu o Rosji…


Panie Igło

Co za ulga, że niekoniecznie :)

Bloger “Y” najwyraźniej w zachwyceniu pozostaje co mnie nie dziwi w odniesieniu do Pani Magii. Też się zachwycam lecz nie napastuję.


Panie Yayco

Dziwiłam się, że Pańskiego komentarza u Wenhrina nie znalazłam. Widzę, że przedwcześnie.


Pani Magia

jest jednoznacznie monogamiczna, a ja bardzo stary, co czyni nasze relacje przyjacielskimi.

Prosze nie szukać tego, czego Pani nie znajdzie.


Subskrybuj zawartość