Widzę Panowie,

Widzę Panowie,

że nam się Klub Tetryków poszerza:-))

A co do meritum. Moje wątpliwości biorą się stąd, że bylem świadkiem, jak powstawała w Polsce dziedzina zwana logopedią. Otóż kilku, młodych podówczas i nader zdolnych naukowców (żeby było śmieszniej byli to językoznawcy i psychologiwe), rozpoczęło zabiegi o stworzenie takiej właśnie dziedziny. Zaczęli od nazewnictwa, bo musiało ono być skomplikowane, oryginalne (udziwnione), jako że w przeciwnym dziedzina ta nie zostałaby przez ówczesnych luminarzy nauki uznana! Dopiero potem, przy użyciu tegoż słownika nowych pojęć, zaczęto opisywać zjawiska (lub je tworzyć?) i diagnozować, by w końcu opracować metody leczenia.

I tak do końca nie wiem, czy bez tego anturażu i zabiegów niekoniecznie związanych z nauką ta dziedzina by powstała, czy też nie. Jeśli te zabiegi, szczególnie towarzysko-polityczne, byłyby rzeczą normalną przy powstawaniu nowych obszarów naukowych, to miej Panie Boże nas w opiece. Bo za chwile okaże się, że w zasadzie to już nie ma ludzi zdrowych, poza tymi w bardziej dojrzałym wieku (ale tu z kolei Alzheimer). Albo nieświadomych.

Pozdrawiam serdecznie


Przygody z dysleksją By: jjmaciejowski (17 komentarzy) 26 maj, 2008 - 11:15