No to zacznę, Panie Jerzy

No to zacznę, Panie Jerzy

Twierdzenie, że pamiętam wszystko ze szkoły podstawowej byłoby gruba przesadą, jako że dotyczy to okresu połowy lat pięćdziesiątych minionego już wieku. Niemniej odnoszę wrażenie, iż w owym czasie problemów z dysleksją większego nie było. Wbijano nam do głowy ortografię i jakoś ją wbito. Jednym prędzej, innym trochę z kłopotami. W każdym razie nie było w owych czasach takiego halo z tego powodu, być może dlatego, że nikt jeszcze nie zidentyfikował wówczas tego problemu.

Jedynym przypadkiem z nią związanym (o ile wtedy już ją nazywano tym określeniem) była metoda sprawdzania poprawności zapisu, o której Pan zresztą wspomina czyli zapisać dwie wersje i wybrać na oko tę, która wygląda lepiej.

I tak się zastanawiam, czy przypadkiem zidentyfikowanie naukowe tego problemu nie było czasem równoznaczne z jego erygowaniem. A może to problem cywilizacyjny? Tylko proszę mnie nie bić za te dywagacje:-))

Pozdrawiam serdecznie

PS. Aha, jeszcze jedno – za moich czasów to miałem jeszcze lekcje kaligrafii w podstawówce: pisaliśmy zwykłymi piórami ze stalówkami, czasami niektorzy z nas używali tzw. piór wiecznych


Przygody z dysleksją By: jjmaciejowski (17 komentarzy) 26 maj, 2008 - 11:15