Tak się człowiek zachwyca technika i postępem … Nie, w słowie postęp nie ma żadnego haczyka. Chodzi o zwykły, niekontrowersyjny (przynajmniej w normalnych środowiskach) postęp techniczny, o Pana od penicyliny, lodówki, asfaltu i Internetu. „Technologie są moralnie neutralne” – powiedział William Gibson, a każdy z nas chyba dodaje, że dla niego osobiście są przyjacielem, no bo każdy z nas jest dobry, a skoro służą nam, dobrym ludziom, służą ludzkości , czyż nie? I czyż może być wznioślejsza rzecz niż obrona ojczyzny? Jeśli więc technologie służą obronie ojczyzny, a nawet utrzymywaniu pokoju panświatowego i niesieniu płonącej (aż się wszyscy sparzyli, choć do niektórych wolno działających mózgów to jeszcze dotarło) żagwi demokracji? Jak ich tu nie opiewać? Ano, można.
W gierkę gram sobie. „Call of Duty 4: Modern Warfare”. Brat dostał na Święta ode mnie i babci z myślą o mnie, bo wyższych poziomów sam nie przechodzi i wtedy ja sobie gram, a on siedzi i podziwia, klaszcząc od czasu do czasu, jak jakiś Arab albo Ruski wyjątkowo widowiskowo spadnie z dachu. No i tak sobie przechodzimy kolejne plansze, w tle puszczone kolędy, atmosfera swojskiego, świątecznego przejedzenia, aż tu mi nagle wyskakuje na ekranie trójwymiarowy Thunderbolt i jego charakterystyka. Po czym robi się czarno biało. Energiczny, młody głos wydaje mi rozkazy, a ja tylko je wypełniam. W dole małe, białe (albo czarne, zależy jak ustawi się noktowizję) figurki biegają, a my tylko strzelamy. Nasze granaty i pociski spadają pośród nierealnego, księżycowego krajobrazu i wyrzucają migoczące wystrzałami sylwetki w powietrze. Taki człowieczek leci sobie dziesięć, dwadzieścia metrów, jak się umiejętnie wpakuje parę granatów obok siebie, to nawet dalej. Domki składają się posłusznie w sterty gruzu, wybuchające pojazdy oślepiają oczy feerią białych błysków. Żeby nie było – wszystko jest dokładne i zaplanowane. Żadnych niepotrzebnych zniszczeń, żadnych cywilnych ofiar. Stojąca na środku placu boju zabytkowa, drewniana cerkiew nie ma prawa się zapalić, jak informuje nas spętane konwencjami dowództwo. I junesko staje się zadość.
I jeszcze jedno. Żadnych refleksji. Bo mówią, że gry komputerowe, szczególnie te fotorealistyczne, z mózgiem ładnie spływającym po ścianie itp., budzą okrucieństwo i fascynację przemocą. Może w psychologach i psycholach. Bo u mnie przebijanie się przez zwarty tłum przeciwników za pomocą gładkolufówki budzi gorzkie refleksje, kiedy opadną emocje. Ale ta plansza jest inna. Tu nie współczujemy przeciwnikowi. Tu naprawdę realizuje się tylko cele i cele się zwalcza. Z genialną prostotą, zresztą. Jedyna trudność polega na tym, żeby nie trafić czasem w swoich.
Można o tym czytać setki razy, można słuchać opowieści o Zatoce, gdzie jarhead szedł pośród trupów i o Panamie, gdzie strzelano z dział 105 mm, i nie rażono cywili, taka była precyzja. Można wczytywać się w tabele osiągów, można słuchać o legendarnych „osiemdziesięciu procentach zadań ogniowych”, ale jednak człowiek musi zobaczyć i spróbować, żeby tak naprawdę zrozumieć. No to ja zrozumiałem.
Moi drodzy analitycy, bóstwa mojego blogowego dzieciństwa, którzy rozprawiacie dziś, który z demokratycznych herosów jaki włożył garnitur i jak się to odbije na składzie kolejnego parlamentu, który zajmie się z kolei wypracowywaniem składu niesłychanie ważnym dla Polski wypracowywaniem (w warunkach czystej, sterylnej demokracji, naturalnie) składu parlamentu bardziej następnego – macie to na wyciągnięcie ręki. W gierce dla dzieci i młodzieży. W zabawce, którą bawi się połowa (no, jedna trzecia) chłopców w Polsce.
Jest taki obraz „Politykierzy w ogrodzie Tuileries”. Starsi panowie w czarnych strojach odczytują coś, robiąc groźne miny, a wokół nich bawią się dzieci i spacerują pary. I widać gołym okiem, że nic z tych ich daremnych gniewów i swarów nie wyniknie. Płótno pochodzi z roku 1832. dzisiaj jest chyba jeszcze gorzej. Bo tamci ludzie prawdopodobnie zauważali realne problemy. A nasi dzisiejsi komentatorzy?
Mnie w każdym razie coś tknęło, więc pragnę się podzielić przemyśleniami. A jest nad czym myśleć. Tym bardziej, że nikt dzisiaj zdaje się nie zauważać problemu. Przynajmniej ja się na „zauważenie” nie natknąłem.
Otóż może nie jeszcze dziś i może nie w Polsce, ale armie (a armie to państwa) zaczynają się oraz bardziej różnić od tego, co sobie wyobraża przeciętny zjadacz chleba jako armię. Nie służy w nich już zwykły człowiek, który tylko czeka chwili, w której wróci do domu, ale szkolony do zabijania bojowiec, dla którego armia nie rzadko jest całą karierą a nawet całą przyszłością, przez tę armię często podźwignięty z prochu i uniesiony do chwały, jaką daje siła lub umiejętność. Nie są to już setki tysięcy sztuk armatniego mięsa, których wyuczono paru ruchów i pognano na spotkanie śmierci, na których wyszkolony własnym sumptem obywatel może spoglądać z pogardą; wojownik niedalekiej przyszłości jest o niebo sprawniejszy od rozwalonego w fotelu z puszką coli statystycznego Kowalskiego i szkolony i wyposażony właśnie po to, żeby w razie czego kłaść dziesiątki przeciwników. Dzisiejsze wojsko, wyposażane jest w coraz to nowsze uzbrojenie defensywne, mające chronić przed dziesiątki razy modernizowanym, przebijającym wszystko i osiągającym wszystko uzbrojeniem ofensywnym.
Z jednej strony jest to zjawisko niesłychanie pozytywne. Młodzi ludzie o pacyfistycznych poglądach nie giną tysiącami i nie niszczą sobie psychiki, armia jest o wiele bardziej profesjonalna, straty są mniejsze, do społeczeństwa powraca wreszcie broniący cywilizacji rycerz-bohater, miast tchórzliwego rekruta ginącego, bo stał w złym miejscu. Ktoś kogo warto naśladować, kto może być wzorem dla młodzieży, tak często bezmyślnie powtarzającej, ze wojna jest najgorszym złem. Ale jest i pewien minus …
Taka armia coraz bardziej alienuje się od społeczeństwa. Tonie są już wasi synowie i ojcowie, którzy nie będą strzelać do własnych rodaków. To już często ludzie, którzy zawdzięczają państwu wszystko. Wykształcenie, karierę, dom … których rodziny mieszkają w koszarach, często z dala od kraju, których przyszłość zabezpiecza państwo, podobnie jak przyszłość ich dzieci. Przyjaźnią się z takimi samymi jak oni. Są dumni ze swojego życia. Czy duma nie może przerodzić się w pogardę dla innych? Czy wierność dla karmiącej ich ręki narodu nie osłabnie, gdy zaczną myśleć, że karmi ich państwo? Na razie nie. Na pewno nie w Polsce. Na razie.
Dzisiejsze siły zbrojne mają też inną cechę. Są klasą sama dla siebie. Chyba po raz pierwszy w dziejach mamy sytuację, w której obywatele danego państwa ani armii nie tworzą, ani nie są w stanie jej się przeciwstawić (dwudziestowieczne totalitaryzmy to trochę inna bajka). Bo choć w średniowieczu rycerz w pełnej zbroi był dla zwykłego chłopa nieosiągalny, to jednak dziesięciu chłopów z widłami stanowiło dla niego zagrożenie. Niewolnicy Spartakusa byli w stanie podjąć walkę z rzymską armią. Farmerzy z Virginii byli w stanie z armią brytyjską wygrać. Dawne czołgi można było od biedy zniszczyć za pomocą butelek z benzyną albo prostego granatnika. A dziś? Dziś wojsko posiada sprzęt który zniszczyć potrafią jedynie koszmarnie drogie, trudne w obsłudze i nieosiągalne dla cywili cuda współczesnej techniki.
Mamy więc armie coraz bardziej od społeczeństwa odizolowane i coraz bardziej nieosiągalne. Do tego współpracujące z wyposażoną w coraz doskonalsze techniki inwigilacji policją. Jeszcze nie dzisiaj, ale za dwadzieścia lat stłumienie każdej, choćby ogólnokrajowej rewolty będzie dla państwa igraszką. Igraszką będzie usunięcie politycznych przeciwników. I to nie tylko w Polsce, także w krajach, gdzie broń nosi każdy dorosły człowiek. Na naszych oczach państwo staje się samowładne, ponieważ zaczyna dysponować osiągalną finansowo tylko dla niego siłą. I nie mówcie mi proszę, że od czasu wynalezienia broni jądrowej państwo tę moc posiada – bo broń jądrowa to miotacz ognia, którym można zniszczyć wszystko, a osiągnięcia dzisiejszej techniki wojskowej to precyzyjny skalpel, którego można używać, nie bojąc się zakłóceń w gospodarce czy komunikacji.
Nie snuję spiskowych teorii. Nie wietrzę tyrana w każdym polityku. Ale już niebawem nadejdzie czas, gdy narody będą wobec swoich władców bezbronne jak dzieci. Co zrobimy z tym faktem? Czy przyjmiemy do wiadomości, że każde prawo, jakie radośnie ustanowi nasza władza, będzie nas ściśle obowiązywać? Że jeśli tak zechce prawodawca, będziemy nosić pod skórą czipy, na barkach dowolne podatki, w głowach kolejne paragrafy Tęczowej Konstytucji, a w sercach rozpacz?
Nie jestem demokratą. Ale nie podoba mi się perspektywa nienaruszalnych rządów naszej klasy politycznej albo wojskowej junty, jaka będzie mogła z łatwością przejąć władzę i ją z łatwością utrzymać. Dlatego pytam panów z pyskami pełnymi apoteoz ludowładztwa: co zrobicie, by lud realnie władzę utrzymał? Bo jak na razie siła armia ergo siła ergo władza wymyka mu się spod kontroli, podobnie jak państwo. Na razie pod płaszczykiem socjotechnicznych gierek, mediokracji i lewniczego bełkotu. Na razie.
komentarze
Tylko po co?
Jak chytrze dopytuje się red. Leski?
Żeby wprowadzić monarchię a potem ją obalić i zrobić demokrację?
Poza tym pamiętaj o dywersyfikacji sił zbrojnych.
Czy cel policji jest taki sam jak wojska a wojska taki sam jak tworzonego właśnie korpusu żandarmerii?
Ale z jednym się zgadzam, żołnierze są coraz bardziej maszynkami do zabijania wyposażonymi w technikę niedostępną maluczkim.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 30.12.2007 - 12:59Divide et impera
Właśnie mi chodzi o dywersyfikację sił zbrojnych. Ale nie jakąś pozorną. Bo to można zrobić na dwa sposoby i najlepiej na dwa naraz. Po pierwsze – Skupienie wszystkich sił zbrojnych W CZASIE POKOJU w rękach li tylko wladzy wykonawczej to po prostu głupota. Bo tak na dobrą sprawę nie ma żadnej władzy sądowniczej i ustawodawczej. Władza to siła a siła to armia. Jakimi siłami dysponuje parlament? A moim zdaniem oddziały takie jak Gwardia Narodowa powinny leżeć w gestii poarlamentu i tylko na wypadek wojnny być oddawane pod Supreme Command. I drugi sposób – bardzo dobrze że żołnierze nie cierpią marines i vice versa. Stała rywalizacja między poszczegolnymi gałęziami i oddzialami suży państwu, choć na wypadek wojny powinna być lekko zamrażana.
Zetor -- 30.12.2007 - 13:13@Zetor
No to przeczytaj mój art. na s24 spred kilku tygodni co napisałem o powołaniu Koprpusu Piechoty Morskiej wyposazonego i szkolonego do misji zagranicznych
Poza tym pamiętaj o tym, że część WP podlega pod dowództwo NATO, a część ma wejść w skład sił UE.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 30.12.2007 - 13:32Pana artykuł czytałem podobał mi się
Ale mnie niekoniecznie chodzi o Polskę. Bo do zawodowego, zmechanizowanego WP, pełnego Kawalerii Powietrznej i Sił Specjalnych to droga jeszcze daleka. Ale popatrzmy jak to wygląda na Zachodzie. Szczególnie w UE, gdzie zwykły obywatel broni nie ma. I do tego te międzynarodowe siły UE, ktore jacyś chorzy ludzie chca tworzyć. Gwóźdź do trumny. Akurat Finami pacyfikować Portugalię a Portugalczykami Finlandię można. I kto temu przeszkodzi? W razie czego? Nawet jeśli szanse byłyby nikłe? Bo mądry człowiek gotuje się na najgorsze.
Zetor -- 30.12.2007 - 13:42Ja rozumiem,
że krytykujesz zasadę.
Ale po pierwsze dmuchasz pod wiatr, bo technicyzacji wojska nie zatrzymasz
Po 2 US Army przewyższa inne armie świata pod względem technicznym o 10-20 lat i nadal jest pod cywilna kontrolą.
Po 3 siły unijne to ma być 60 tys luldzi, to za mało nawet na Finlandię.
Po 4 delegacja każdej armii w wojsku unijnym składa przysięgę na własny sztandar i to nadal się liczy.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 30.12.2007 - 13:48Nie chcę zatrzymywać postępu
To głupota. Chcę dostosowac nasz system do zmieniających się realiów. A reali a są takie, że nasz kochany Szarik zamienia się w doga karaibskiego. I ciągle rośnie. Kaganiec się mu chyba przyda? Bo ta cywilna kontrola to jak wierzyć, że pies nie rzuci się na pana. Moja ciocia też tak wierzyła. I żyje, bo wujek szybko strzela.
A co do tej armii unijnej, to przed akcesją też wiele rzeczy mówiono i obietnice przeminęły z wiatrem. Tego się nie odtrambia, to się dzieje małymi krokami. Ale tylko glupiec twierdzi żefederalizacja Europy nie ma miejsca. Zmyślnie zresztą sprzedawana.
Zetor -- 30.12.2007 - 14:11@Zetor
Ty zawsze wpierasz, ze chciałbyś mieć kałasza naoliwionego pod łóżkiem. I innu tez powinni mieć.
I tym samym sam sobie przeczysz bo jakiś gromowiec zatrzelłby ciebie zanim byś go przeładował. Sam piszesz, ze są to wyszkolone maszyny a ty przy nich amator.
Tu sa potrzebne inne mechanizmy.
Choćby warto to przeanalizwać żeby Armia Krajowa/Gwrdia Narodowa podlegałaby np Selmowi.
No ale ja nie jestem prawnikiem więc ci tu nie pomogę.
Mam jednak od razu dwie watpliwości. – oddzielne dowództwo to oddzielna, kosztowna logistyka – przypomnij sobie wojnę parlamentu z królem w Anglii xvii w.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 30.12.2007 - 14:58Albo bunt
Zaporożców przeciw Rzpslitej.
Igła – Kozak wolny
Igła -- 30.12.2007 - 14:59Broń pod łóżkiem każdy powienien mieć z innych powodów
Oczywiście że oddzielne dowództwa to większe koszty i słabsza koordynacja. Z tym, że na czas wojny (poważnej, nie misji na końcu świata albo wchłanianiu Wielkiego Protekrorau Ostrawy) mamy dyktaturę – bo nie ma potrzeby wplatac mechnizmów konkurencyjnych tam, gdzie konkurencją jet wróg. I proszę rozważyć to, że takie drogie i skomplikowane mechnizmy wplata się już w państwo, egzemplum niezawisłe sądy. Łatwiej by było, gdyby wojewoda, jak rzymski namiestnik, przewodniczył sądom. I szybciej, i mniej biurokracji … A jednak tak nie robimy. I z wojskiem powinno być podobnie.
Zetor -- 30.12.2007 - 16:45Zetorze
Wkurzysz sie, ale to pierwszy twoj tekst, ktory przeczytalem, ze szczerym zainteresowaniem.
Jestem pod wrazeniem warsztatu. Powaznie.
I nie mowie tego pod wplywem wczorajszej tekstowiskowej imprezy.
It`s good to be a (un)hater!
Mad Dog -- 01.01.2008 - 17:10oho... temat gier wrócił..
.. jest wojna, wojsko, CoD4, tyrani, antyutopia.. Czegoś brakuje…
Cholera gdzie i kiedy odbyła się ‘wczorajsza tekstowiskowa impreza’ ;]?
Pijany Inkwizytor -- 02.01.2008 - 01:20@pi
Cholera gdzie i kiedy odbyła się ‘wczorajsza tekstowiskowa impreza’ ;]?
a tutaj:
Alleluja i do przodu!!!
Sylwester pod kaloryferem
:)
s e r g i u s z -- 02.01.2008 - 01:26