Kobieta mieszkająca w żabiej chatce posiadała wyżej wspomnianą aparycję pieczarki. Jednak nie to było błędem, jeśli chodzi o ogólne crossing-over genów pieczarkobiety, do którego doszedł w ciele jej matki chyba dwa łona (eony) temu. Pierwsze, co rzuciło się na oczy Kaczątku, który był blejkiem niezwykle estetycznie i higienicznie uzdolnionym, były stopy tejże kobiety. Otóż ona je miała. Nie chodzi o to, że miała je jako część ciała, lecz o to, że zdawało się jakby cała mentalność tego dziwota skupiła się w stopach. Stopy tak jakby swą symultaniczną, stagnującą gestykulacją palców uzupełniały niedopowiedzenia, związane z dziwnym gotkenszjrowym dialektem.
Kaczątko wszedł do chatki z pełną gracją ,jaką może posiadać jeno najwybitniejsza mandarynka w swoim gatunku. Swój niezwykle charakterystyczny chód odziedziczył po swej matce- Dostojnej Kaczce. Barreyola nie lubiła tego chodu, bo kojarzył jej się w bezpodstawny sposób z Danse Macabre. Ostatnio wszystko kojarzyło jej się z Danse, a już szczególnie Macabre. Weszła zaraz za nim, a to co ujrzała w chatce było wprost proporcjonalne do urody pani z Gotkenszajr. Jeśli widziała kiedyś bardziej zaburzone kolorystycznie i stylistycznie wnętrze, to miała była ona zapewne halucynacje. Mnóstwo żółcieni, jakieś koła ratunkowe, brak sedesu (sic!) i Internet, o którym w tej bajce nie powinno być mowy.
Ych, myje niewidome kymienie! powiedziała głosem pani na włościach pieczarkobieta.
-Noszotrosz bene – zakwakał po kastylijsku Kaczątko – Ale po co pani je myje?
W momencie, gdy Kaczątko zadawał pytanie, do głównego pomieszczenia, którego nie nazwanoby salonem (auaaaa!).... no dobrze- nazywałoby je się salonem,ale…(auaaaaaaa!), które było salonem, wtoczyły się szare kamienie wielkości dużych pięści. Poruszały się niejednostajnie, trochę ruchami Browna, trochę Korzeniowskiego. I jak sama nazwa wskazywała- były niewidome. (czego można się spodziewać po niewidomych kamieniach?)
Otoczyły kręgiem (kamiennym) pieczarkobietę i zaczęły symultanicznie skakać i niemelodycznie wybijać pieśń ku czci Reginy Kuldanek.
Dziwnie się czuję szepnęła Barreyola.- Pamiętam czytałam kiedyś Haszka i tam był taki rozdział....
-Ojej, to bardzo frapujące, ale wytłumacz mi czemu one skaczą?
- Właśnie mówię, że Haszek….słuchasz? Więc wydaje mi się, że ona ich używa do niecnych celów! (tada da dam….)
-To bryłoseksualizm? A… może metroseksualizm i badania moczu?
-Nie, myślę, że używa ich do CAPOCENIA! ( TADA DA DAM!!!)
Rozmowę przerwała apostrofa pieczarkobiety.
Jestem pani Maria Dziągowska i w tym roku będę uczyć was języka polskiego proszę nie żuć gumy na lekcji….ojej rozpędziłam się muszę popracować nad moim złym JA.
Nazywam się Efebofilia.
Kaczątko było znawcą języków obcych, umiało w 30 dialektach mówić o kapeluszu Twej uroczej matki i w ponad 10 poprosić o dokładkę tego zielonego. Kaczątko wiedziało, co znaczyło imię pieczarkobiety.
-Hmmm – szepnął bardzo nienaturalnie do Barreyoli. – Wiesz, że efebofilia to po grecku pedalski pociąg do młodych chłopców? – spytał z przestrachem.
-Młodzi Chłopcy? Pociąg do Młodych Chłopców odjechał chyba pół godziny temu. A że pedały w nim jeżdżą... – zacmokała z obrzydzeniem.
-Ciągoty do młodzieńców! – kwaknęło kaczątko cicho.
O fuj stwierdziła Barreyola. – Pedalskie? Ona jest kobietą-szepnęła pewna siebie.
W tym lesie nic nie jest pewne w każdym razie od ponad godziny.
*
Kiedy ceremoniał powitalny Niewidomych Kamieni został zakończony i odturlały się one w kąt ,w rytmie ulubionej piosenki Kylie Minogue, blejki zostały poprowadzone przez włościankę do okropnie kiczowatej kuchni, której głównym elementem był piec.
Tak naprawdę nie piec wzbudzał pewne zdenerwowanie Barreyoli, raczej nie siekiera wisząca na północnej ścianie i też nie, że ściana zamieniła się w kanarkową (nie koloru kanarka tylko kształtu i odgłosu).
- Je deteste le verte pomme- powiedziało z podziwem Kaczątko.- Czy to same samczyki?
- Yleż yczywiście…-powiedziała z dumą Efebofilia, głaszcząc swój popielaty brzuch.
Kaczątko było pewne – Efebofilia jest pedałem i wcale nie chciała ‘zapurzyć hurbyty’.
- Tto mmy już chybba pójdziemy – kwaknęło i zaczęło zmierzać zgrabnie w stronę kanarkowej ruchomej części z klamką.
-Ja też zawsze moggę – rzekła tłumacząco Barreyola i poszłą w ślady swego blejka drogi.
Hala bau i hudi du, maroko i timbuktu, kopnij go w siedzenie! zainkantowała Efebofilia.
Kanarkowe ściany znikły- znikło całe pomieszczenie. Blejki dziwnym trafem znalazły się w klatce….klatce piersiowej….jakiegoś bardzo dużego zwierza, którego układ krwionośny był do dupy.
- Eh ben dis donc!- przeklął Kaczątko wycierając twarz z krwi, która bryznęła mu w twarz z jakiegoś małego naczynia włosowatego.
-Głypi blyjku, dybrze wiesz czego chcy! – pyrskn….parsknęła Efebofilia.
Kaczątko zrobiło swoje słodkie oczy labradora, co wprawiło w zdumienie pieczarkobietę.
Barreyola niezwykle celnym kopniakiem w grzankę znokautowała pieczarkobietę, pozbawiając ją na dłuższy czas zdolności do reprodukcji (obrazów Breughla).
Blejki popędziły w kierunku tchawicy- to był błąd i do tego dupa, a konkretnie odbyt…
C.D.N.
komentarze
Pino
Nie wiem, ale ze mną chyba naprawdę coś jest nie za bardzo…
Przestrasznie mi się to podoba!
:))
Gretchen -- 02.02.2010 - 02:35Naprawdę?
No to wiesz co, chyba faktycznie… przecież to jest hermetyczne jak diabli, ja płakałam dziś ze śmiechu pół godziny, czytając wszystkie odcinki, ale ja wiem, do czego to są nawiązania i żaluzje. :) W każdym razie, cieszę się bardzo.
Powieść w pewnym momencie się urwała, kiedy w Gdańsku nastąpił pad systemu, ale nasz niezmordowany Mnich Zapierdalający Bu-Tze zachował wszystko pieczołowicie w skryptorium. Teraz pracujemy wspólnie nad Kacprem, żeby dopisał ciąg dalszy. Meandry absurdalnego stylu u mężczyzny siedemnastoletniego, a dwudziestotrzyletniego – to może być ciekawe porównanie.
Pozdrawiam
Niestety naprawdę
Plastyczne to jest bardzo. Ma swój własny język i intryguje fabularnie.
Jak sama rozumiesz wobec powyższego zupełnie nie trzeba mieć żaluzji.
Niech ten Kacper pisze dalszy ciąg koniecznie.
Gretchen -- 02.02.2010 - 11:58