Od kilku dni zastanawiam się o czym jest znakomicie zrealizowany film Anny Ferens i Ewy Stankiewicz?
Wtedy, w maju 1977 roku, gdy kilka bram dalej od domu, w którym mieszkam, bram celowo niezamykanych by milicja łatwiej mogła się dostawać do budynków – znaleziono zmasakrowane ciało młodego chłopca – nikt nie miał wątpliwości czyje to dzieło.
Kwiaty i płonące znicze ustawiane przy bramie i w jej wnętrzu w następnych dniach – były niemym potwierdzeniem naszych przypuszczeń.
I gdy pewnego późnego popołudnia przechodzącego w majowy wieczór, po milczącym marszu staliśmy pod płonącym wetkniętymi między cegły świecami murem wawelskim – też wiedzieliśmy dlaczego tam jesteśmy, zwłaszcza gdy od strony Stradomia patrzyli na nas w milczeniu umundurowani młodzi ludzie, o twarzach podobnych do naszych, a jednak innych. Było w nich coś, czego jeszcze nie rozumieliśmy, nie umieliśmy nazwać. Nawet nie wrogość – jakaś gotowość, koncentracja.
I nie wiem czy ten chłopiec, znaleziony martwy obok niewysokiej, drewnianej barierki oddzielającej niskie schody wiodące na piętro budynku – był tam, pod Wawelem istotnie najważniejszy.
Z pewnością był obecny – ale bardziej niż jako zatłuczona na śmierć esbecka ofiara – był jako znak, jako stygmat nas wszystkich. Bardziej jako powód do zdarzeń przyszłości, jako cezura od której zaczyna się liczyć czas.
I takim pozostał po dziś dzień – Staszek Pyjas.
W „Trzech kumplach” nadal jest bardziej ikoną niż brutalnie zamordowanym chłopcem.
Ale nie jest to film o Staszku Pyjasie. A raczej za mało w tym filmie jest Staszka Pyjasa.
I nie dowiadujemy się dlaczego Staszek Pyjas musiał umrzeć.
Nie jest to też film o Lesławie Maleszce – człowieku, który prawdopodobnie spowodował śmierć Pyjasa. Jeśli przyjąć, że była ona celowa, a nie wynikiem zbrodniczej nadgorliwości oprawców.
Hipoteza, że przyczyną śmierci Staszka było rozszyfrowanie kapusia – przyjaciela – zdrajcy – brzmi prawdopodobnie.
Maleszki w tym filmie sporo – ale nie dowiadujemy się niczego o nim poza tym, że się jąka i nadal gra jakąś niezrozumiałą rolę. Kim jest zdrajca? Jakie motywy mogą kierować człowiekiem, którego dwóch ludzi uważa za swojego przyjaciela – a on? Kim oni są dla niego? Nawet nie wiemy czy ich zwyczajnie lubił?
Jego praca dla SB, solidna i drobiazgowa, rzetelna i rzetelnie wynagradzana – dawała mu poczucie satysfakcji i dobrze spełnionego obowiązku?
W Maleszce nie ma skruchy, nie ma żalu, nie ma rozpaczy.
Jest niemłody, siwy człowiek, który odpowiada na pytania, na które odpowiedzieć chce i nie odpowiada na te, które są najistotniejsze, na te „dobre pytania” – bo odpowiedzieć na nie, nie chce.
A może boi się odpowiedzieć? Może tajemnica zdrady Maleszki nie jest faktem , który znajduje swoje odniesienie wyłącznie do wydarzeń sprzed trzydziestu lat? Może to sprawa przeniesiona przez wszystkie te minione lata aż do dziś? Może kryje się za nią strach o życie? A może ten akt zdrady nie zakończył się i trwa?
Film nie przynosi odpowiedzi na żadne z tych pytań.
Nie przynosi też odpowiedzi dlaczego Bronisław Wildstein, jedyny z trzech kumpli, który wygrał swój los na loterii zdarzeń – porzucił opozycję, porzucił tworzony przez siebie SKS i w 1980 roku opuścił Polskę na całe dziewięć lat. Wrócił dopiero gdy przemiany w Polsce stały się faktem dokonanym. Jego błyskotliwa i błyskawiczna kariera w nowej Polsce nie jest adekwatna do „kombatanctwa”, do zasług opozycyjnych.
Od wielu lat nie potrafię znaleźć odpowiedzi na pytanie, na które też i ten film jej nie przynosi – dlaczego Bronisław Wildstein został dziewięć lat po śmierci Staszka Pyjasa masonem?
Przeszedł wszystkie szczeble masońskiego wtajemniczenia i zajął wysoką pozycję szefa jednej z lóż.
Kim jest dziś Bronisław Wildstein – w stosunku do tego chłopca z 1977 roku, któremu esbecja zabiła przyjaciela i w stosunku do polskiego emigranta wstępującego i wypełniającego skrupulatnie obowiązki członka wolnomularskiej loży Kopernik, przynależącej do Wielkiej Loży Narodowej Francji?
Jak się czuł i jak się odnalazł wśród tych dziwnych ludzi – sam stając się Wielkim Mistrzem Krakowskiej Loży „Przesąd Wyzwolony”?
Ten świetnie zrealizowany film przykuwa uwagę. Opowiada o wycinkowym zdarzeniu, malutkim fragmencie życia trzech młodych ludzi, z których dla jednego jest to zarazem fragment końcowy. Ale nie mówi nam nic, dosłownie nic o tych ludziach. Ani o rodzinach z jakich pochodzili, ani o nich samych, jakimi byli, czego chcieli, kim byli dla siebie wzajemnie, ani o tym jacy są dziś żyjący dwaj pozostali bohaterowie tamtych zdarzeń.
Jedynym pewnikiem, jaki z tego filmu jaskrawo przebija się natarczywie do świadomości widza – jest fakt, że byli ubecy i esbecy mają się doskonale. Zabezpieczeni materialnie nieporównanie lepiej niż ich ofiary, którym Polska w podzięce za daną jej wolność zapewniła głodową starość – butni, aroganccy i zadowoleni dziś stali się ludźmi wiarygodnymi.
Ich słowa, opinie, oceny – i te z dawnych lat, zawarte w dokumentach IPN i te wypowiadane współcześnie do kamer, przed sądami, zawarte w książkach – traktowane są, jak miarodajne. I często – stawiane przeciw słowom ofiar – wygrywają.
Zastanawiam się – gdyby Staszek Pyjas żył dziś – kim byłby, jaki los stałby się jego udziałem? Gdzie odnalazłabym Trzeciego Kumpla? Za prezesowym biurkiem , czy w jakieś szkolnej klasie? Wśród zadowolonych z siebie prominentów życia publicznego czy w kolejce do lekarza w jakiejś marnej przychodni?
Nadal nie wiem o czym jest ten film.
komentarze
Doobry tekst,
choć więcej pytań niż odpowiedzi.
Pozdrawiam.
grześ -- 27.06.2008 - 07:29@RKK
Ale może właśnie o to chodziło? Żeby sprowokować do zastanowienia się? Bez tłuczenia po głowie natrętną jedynie słuszną wykładnią – w ten sposób każdy może zobaczyć w tym filmie inny aspekt całej historii (też o tym dziś napisałem – i na podobną nutę, ale jednak inaczej to widzę niż Pani).
pozdrawiam
Banan -- 27.06.2008 - 11:59Dobre pytanie
Zdrada. Problem stary jak świat. Jeżeli przyjąć, że nikt nie zdradza siebie samego, to swoich kolgów Maleszka powinien mieć za środki do osiągania zadośćuczynienia. Za jakąś mroczną małość jaką w ich obecności odczuwał. On, zdrajca, moralny nędzarz a od nich potężniejszy. Mógł nawet o śmierci decydować. Co najmniej cywilnej.
Dzieci często marzą o tym aby być świadkiem zdarzeń, wpływać na nie pozostając niewidocznym. Stąd powodzenie bajek o krasnoludkach. Ubecja taki przywilej dała Maleszce. Był, wpływał, miał władzę. Inni się starali o tytuły, majątki a on miał władzę dzięki temu, co daje porzucenie moralnych więzów. Nadczłowiek taki.
Nie wiem czy mam rację. Nic nie wiem.
Dobre pytanie.
Stary -- 27.06.2008 - 14:23Grześ
Każdy znas stawia sobie pytania i każdy próbuje na nie sam odpowiedzieć lub odpowiedź znaleźć...
RRK -- 28.06.2008 - 00:15Są ludzie, którzy znaja odpowiedzi jeszcze zanim zadane zostanie pytanie. I sa tacy co zadają pytania i z trudem znajdują na nie odpowiedzi, albo i nie znajdują....
Dziekuję....
Pozdrawiam
banan
Rzecz w tym, ze Lancelota nie ma.
Nie przybyl i walczyć nie zamierza.
Smok syty i leniwy z lekka juz wylinialy – nażarty leży na dowolnie wybranym boku i śmieje się , bo wie, ze ofiar do pożarcia mu nie zabraknie.
Niech otworzą wreszcie te cholerne archiwa!
Pozdrawiam
RRK -- 28.06.2008 - 00:23Stary
Zdrada ma wiele twarzy.
Ta Maleszki – to apogeum zdrady.
Motywy zawsze jakieś są. Nawet racjonalne. I usprawiedliwień mozna zwyczajie, po ludzku szukać. Można wybaczać.
Ale nie należy!
Najsmutniejsze jest to, że wśród potępiających są legiony nieświadomych, że każdej chwili moga stać się maleszkami. W imię swoich racji, swoich usprawiedliwień.
Anatomia służenia władzy.Gra inteligencji z siłą. Poczucie wyższości. Wiara.
To stokroć wazniejsze – jak ich uchronić przed wyborem zla, skoro odrzucają kjuż dziś racje etyczne – uznając za wartość wladzy jej pragmatyzm i skuteczność.
Pozdrawiam
PS. Kiedy pisałam mojej poparcie dla Bronka Wildsteina za upublicznienie “listy” – był Bronkiem Wildsteinem.
Teraz jest panem prezesem Bronisławem Wildsteinem – i nie potrafię go poprzeć.
Może jeśli znow zrobi jakiś szalony, piękny gest…
RRK -- 28.06.2008 - 00:32Może…
Ale wątpię!
@RRK
Lancelot jest, bo być musi – może to po prostu smok nam wmawia, że nie ma?
“Niech otworzą wreszcie te cholerne archiwa!” – amen. Wyleje się z nich powódź szamba i jak opadnie to zobaczymy, kto się ostanie.
pozdrawiam dobranocnie
Banan -- 28.06.2008 - 01:03