Pino,
Zauważam w Twoim tekście pewną sprzeczność. Może nie wielką, ale jednakowoż.
Piszesz, że wrócisz tylko grubsza. Zakładasz zatem, że się podczas świąt, gdzieś “na feriach” bęędziesz się objadać. Czyli, wnoszę, będziesz jadła świąteczne dania również. I ktoś będzie musiał je zrobić. Nie wiem, czy jedziesz do rodziny czy do FWPSTARODRUK NISKOSĄDECKI, w obu miejscach inni ludzie będą musieli chodzić po sklepach, stać przy kuchni i ubierać choinki… Słowem będą musiel robić dokładnie to, o czym piszesz powyżej – będą w owym amoku.
Piszę o tej sprzeczności, bo sam zawsze namawiam rodzinę do wyjazdów na narty podczas świąt. Nie cierpię nasiadówek rodzinnych, hipokryzji życzeniowej i męki widocznej na twarzach rodziny po kilku godzinach. A przed tem ów amok. Kilka dni latana po sklepach, bólu kręgosłupa przu kuchni i generalnego wkurwu osoby przygotowującej. I co roku to samo.
A czy warte to jest wspomnień z dzieciństwa? Zapachów, smaków, mamy przy kuchni, podkradania ciastek, bigosu zamrażanego, pieczeni… Ale to jest ten amok.
Czy można dzieci tego pozbawiać i zawsze wyejżdżać? Uciekać od męczących obowiązków? Można. Ale nie zawsze, coś w tych dzieciach musi zostać.
Piszesz, że to ma być święto, ale to święto łączy się z kolacjami, obiadkami, nasiadówkami… to się chyba tradycja nazywa…
No chyba że te święta mamy traktować jedynie jako okazję do religijnych przemyśleń. No ale dlaczego wtedy wyjeżdżać?
tylko grubsza...
Pino,
Lagriffe -- 22.12.2009 - 08:13Zauważam w Twoim tekście pewną sprzeczność. Może nie wielką, ale jednakowoż.
Piszesz, że wrócisz tylko grubsza. Zakładasz zatem, że się podczas świąt, gdzieś “na feriach” bęędziesz się objadać. Czyli, wnoszę, będziesz jadła świąteczne dania również. I ktoś będzie musiał je zrobić. Nie wiem, czy jedziesz do rodziny czy do FWP STARODRUK NISKOSĄDECKI, w obu miejscach inni ludzie będą musieli chodzić po sklepach, stać przy kuchni i ubierać choinki… Słowem będą musiel robić dokładnie to, o czym piszesz powyżej – będą w owym amoku.
Piszę o tej sprzeczności, bo sam zawsze namawiam rodzinę do wyjazdów na narty podczas świąt. Nie cierpię nasiadówek rodzinnych, hipokryzji życzeniowej i męki widocznej na twarzach rodziny po kilku godzinach. A przed tem ów amok. Kilka dni latana po sklepach, bólu kręgosłupa przu kuchni i generalnego wkurwu osoby przygotowującej. I co roku to samo.
A czy warte to jest wspomnień z dzieciństwa? Zapachów, smaków, mamy przy kuchni, podkradania ciastek, bigosu zamrażanego, pieczeni… Ale to jest ten amok.
Czy można dzieci tego pozbawiać i zawsze wyejżdżać? Uciekać od męczących obowiązków? Można. Ale nie zawsze, coś w tych dzieciach musi zostać.
Piszesz, że to ma być święto, ale to święto łączy się z kolacjami, obiadkami, nasiadówkami… to się chyba tradycja nazywa…
No chyba że te święta mamy traktować jedynie jako okazję do religijnych przemyśleń. No ale dlaczego wtedy wyjeżdżać?