Masz rację. Przy czym ta forma blogowania nie tyle się skończyła, ile nigdy nie miała racji bytu. Ja przynajmniej nie wierzę w nią od dłuższego czasu. Zostaje tu tylko porobić sobie jaja, “ponawalać się” z jakimś idiotą albo “trzepnąć” pseudofelieton oparty na skojarzeniu lub zgrabnej puencie. Szczęście, że wciąż trafiają się inteligentni ludzie do porozmawiania (czasem).
Może, może, może przez moment miałem jakieś nadzieje, że może, może, może być inaczej, ale szybko zostałem postawiony do pionu. Przypadek kataryny jest o tyle miarodajny, że pokazuje fikcję tzw. blogosfery śledczej. I publicystycznej w zasadzie też. Nawet taka pierdoła jak ten jej ostatni tekst i prawie wszystkie poprzednie (tak to oceniam) wywołuje groźne pomruki z sądem w tle; ludziska uważają je za coś istotnego (to akurat koszt słabości lub zakłamania 90% zawodowców). Powtarzam, taka pierdoła! Gdyby było warto, gdyby było z kim, gdyby było po co w jakoś tam mniej więcej sprecyzowanym czasie, jak sądzę, pojawiłyby się inne teksty, które mogłyby rozsadzić “system” albo narobić kłopotów. Takie bufetowawatch do potęgi którejśtam; na dużą skalę. Bo przecież jest więcej uczciwych (w moim rozumieniu), nieubabranych ludzi, którzy przy okazji mają prawdziwy dostęp do informacji. Poza obiegiem dziennikarzy; oparty na analizie profesjonalnej i nienaiwnej (nie w stylu Leskiego, pardą). Ale czy warto w tych warunkach ryzykować, czy warto w ogóle zajmować się pierdołami z pierdołami? Sam powiedz. Ja bym takim mającym dostęp jednak odradzał. Zbyt duże koszty własne, nie widać zborności i celu. Przy czy życzę powodzenia i będę kibicował jeśli ktoś się odważy.
-->Igła
Masz rację. Przy czym ta forma blogowania nie tyle się skończyła, ile nigdy nie miała racji bytu. Ja przynajmniej nie wierzę w nią od dłuższego czasu. Zostaje tu tylko porobić sobie jaja, “ponawalać się” z jakimś idiotą albo “trzepnąć” pseudofelieton oparty na skojarzeniu lub zgrabnej puencie. Szczęście, że wciąż trafiają się inteligentni ludzie do porozmawiania (czasem).
Może, może, może przez moment miałem jakieś nadzieje, że może, może, może być inaczej, ale szybko zostałem postawiony do pionu. Przypadek kataryny jest o tyle miarodajny, że pokazuje fikcję tzw. blogosfery śledczej. I publicystycznej w zasadzie też. Nawet taka pierdoła jak ten jej ostatni tekst i prawie wszystkie poprzednie (tak to oceniam) wywołuje groźne pomruki z sądem w tle; ludziska uważają je za coś istotnego (to akurat koszt słabości lub zakłamania 90% zawodowców). Powtarzam, taka pierdoła! Gdyby było warto, gdyby było z kim, gdyby było po co w jakoś tam mniej więcej sprecyzowanym czasie, jak sądzę, pojawiłyby się inne teksty, które mogłyby rozsadzić “system” albo narobić kłopotów. Takie bufetowawatch do potęgi którejśtam; na dużą skalę. Bo przecież jest więcej uczciwych (w moim rozumieniu), nieubabranych ludzi, którzy przy okazji mają prawdziwy dostęp do informacji. Poza obiegiem dziennikarzy; oparty na analizie profesjonalnej i nienaiwnej (nie w stylu Leskiego, pardą). Ale czy warto w tych warunkach ryzykować, czy warto w ogóle zajmować się pierdołami z pierdołami? Sam powiedz. Ja bym takim mającym dostęp jednak odradzał. Zbyt duże koszty własne, nie widać zborności i celu. Przy czy życzę powodzenia i będę kibicował jeśli ktoś się odważy.
referent Bulzacki (gość) -- 17.05.2009 - 15:33