Zastanawiam się od dłuższego już czasu jak to jest, że można z religii Miłości zrobić narzędzie nienawiści.
Jak to się robi żeby wierzyć w Jezusa, w tę Naukę, w przykazania, które swoim wyznawcom zostawił, a jednocześnie zaciekle i z uporem stanowczym węszyć co i komu by tu wytknąć. Do tego jeszcze tak, żeby zabolało jak najmocniej… Do tego jeszcze tak, żeby z wyższością palcami go pokazywać.
W jaki sposób można odejść na sto kilometrów i nadal twierdzić, że donikąd się nie poszło.
Jakaś część ludzi lubi grać w grę, która się nazywa “tak…, ale…”. Ona wedle mojej obserwacji grających, służy przede wszystkim uniknięciu niewygodnych treści.
“Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni”
Tak, ale…
“Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”
Tak, ale…
“Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”
Tak, ale…
Mogłabym jeszcze jakiś czas wymieniać...
Ze smutkiem stwierdzam, że nie rozumiem. I przeraża mnie to co widzę i słyszę.
Czasami się zezłoszczę, że w miejsce tej Miłości pojawia się potrzeba dzielenia ludzi, by następnie teren wygładziwszy działać wedle zasady: kto nie z nami ten przeciw nam.
No ale jak się już zezłoszczę to się w głowę stukam, biorę kilka głębszych oddechów (czasem w odwrotnej kolejności) i myślę tak. Każdy ma swoją drogę i swój czas. Nie wszystko muszę rozumieć.
I przechodzi na trochę. A potem kolejna jakaś sprawa czy czyjeś słowa i znowu…
Wstrząsające jest szczególnie to, że tacy ludzie znają odpowiedź na każde, ale to absolutnie każde pytanie. Zagadki wszechświata są im obce – wszystko bowiem jest jasne i oczywiste.
Dla mnie mało co jest. Ja wolę ciszę. Bardziej ją cenię.
Cisza mi pomogła. Z niej się cuda biorą w ludziach i wokół nich.
O tym chyba też jest ta piosenka. Może zechce Pan posłuchać.
Panie Yayco
Zastanawiam się od dłuższego już czasu jak to jest, że można z religii Miłości zrobić narzędzie nienawiści.
Jak to się robi żeby wierzyć w Jezusa, w tę Naukę, w przykazania, które swoim wyznawcom zostawił, a jednocześnie zaciekle i z uporem stanowczym węszyć co i komu by tu wytknąć. Do tego jeszcze tak, żeby zabolało jak najmocniej… Do tego jeszcze tak, żeby z wyższością palcami go pokazywać.
W jaki sposób można odejść na sto kilometrów i nadal twierdzić, że donikąd się nie poszło.
Jakaś część ludzi lubi grać w grę, która się nazywa “tak…, ale…”. Ona wedle mojej obserwacji grających, służy przede wszystkim uniknięciu niewygodnych treści.
“Nie sądźcie abyście nie byli sądzeni”
Tak, ale…
“Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”
Tak, ale…
“Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem”
Tak, ale…
Mogłabym jeszcze jakiś czas wymieniać...
Ze smutkiem stwierdzam, że nie rozumiem. I przeraża mnie to co widzę i słyszę.
Czasami się zezłoszczę, że w miejsce tej Miłości pojawia się potrzeba dzielenia ludzi, by następnie teren wygładziwszy działać wedle zasady: kto nie z nami ten przeciw nam.
No ale jak się już zezłoszczę to się w głowę stukam, biorę kilka głębszych oddechów (czasem w odwrotnej kolejności) i myślę tak. Każdy ma swoją drogę i swój czas. Nie wszystko muszę rozumieć.
I przechodzi na trochę. A potem kolejna jakaś sprawa czy czyjeś słowa i znowu…
Wstrząsające jest szczególnie to, że tacy ludzie znają odpowiedź na każde, ale to absolutnie każde pytanie. Zagadki wszechświata są im obce – wszystko bowiem jest jasne i oczywiste.
Dla mnie mało co jest. Ja wolę ciszę. Bardziej ją cenię.
Cisza mi pomogła. Z niej się cuda biorą w ludziach i wokół nich.
O tym chyba też jest ta piosenka. Może zechce Pan posłuchać.
http://pl.youtube.com/watch?v=ANitQC218gw
Gretchen -- 24.06.2008 - 21:03