W roku 1536 roku Jan Kalwin w czasie podróży z Bazylei do Strasburga, zatrzymał się w Genewie. W tym, mającym wyjątkowy status Wolnym Mieście, należącym od niedawna do Związku Szwajcarskiego prężnie działał silny ośrodek protestantyzmu, założony przez Wilhelma Farela. Przywódca przekonał młodego Francuza do pozostania w mieście, argumentując to proroczymi snami, za którymi niewątpliwie stała Boża wola.
Mając wizję zaprowadzenia świętego porządku na wzór augustiańskiego ideału, Kalwin postanowił zjednoczyć wokół swojej osoby różne nurty reformatorskie, i wprowadzić w Genewie rządy boskiego prawa i bożej sprawiedliwości.
Zamierzał skorzystać z szansy, jaką dała mu Opatrzność, po tym jak nieomalże cudem wyrwał się z Francji, gdzie gorliwi katolicy chcieli go za heretyckie poglądy poddać obróbce termicznej w sposób ostateczny.
Przekonany głęboko, że taka jest wola Najwyższego, której ludzka bezwzględnie musi zostać podporządkowana, zabrał się energicznie za reorganizację Kościoła Genewskiego. Normy moralne wyśrubowano ponad wszelką miarę, a dla skutecznego egzekwowania dyscypliny Kalwin ustanowił Konsystorz Genewski. Ta polityczno religijna instytucja ingerowała w życie codzienne mieszkańców, bezlitośnie wymuszając wzorową postawę etyczną ludu. Z czasem zaczęło się w łonie samego Konsystorza robić coraz bardziej duszno. Silna osobowość Kalwina zdominowała działanie rady w sposób bezwzględny..
Ścieranie się poglądów i ożywczy dialog, dyskusje o istocie Pisma i jego rozumieniu, które leżały dotąd u podłoża protestantyzmu, zaczął wypierać sztywny dogmatyzm.
Życie w mieście nagięto do wizji państwa wyznaniowego będącej wyobrażeniem świata jednej tylko osoby. Consensus diabli wzięli. W Konsystorzu podnosiły się glosy sprzeciwu, ale głoszący je, szybko zostali zmuszeni do umilknięcia, a oporni przegnani z Genewy precz.
Jedynie Miguel Servet, najbliższy dotąd współpracownik genewskiego dyktatora, i gorliwy wykonawca jego dyrektyw trwał przy nim lata całe, mimo odmiennych poglądów na samą istotę słowa bożego. Jednakże domaganie się przez Hiszpana dopuszczenia frakcyjności i zdemokratyzowania rządów doprowadziły do tragicznego rozstrzygnięcia.
Wybitny myśliciel, astronom, prawnik i lekarz, nazywany filarem intelektualnym Konsystorza został oskarżony o negowanie istnienia Trójcy Świętej i spalony na stosie w roku 1553. Wydarzenie było o tyle wstrząsające, że Servet należał do osób Kalwinowi najbliższych, i nazywano go często „Bratem Nauczyciela”.
Ostrość reakcji Mistrza próbowano tłumaczyć głębią rozczarowania. Kalwin nie potrafił dłużej tolerować podważania jego silnej pozycji, i zarazem nie mógł dopuścić do tego, aby Hiszpan mógł te poglądy głosić gdzie indziej. Chociaż do końca tego nie wiadomo, bo nie takie odstępstwa wcześniej traktował łagodniej, ograniczając się do relegowania z Republiki Genewskiej. Przeraża w tym rodzaj kaźni, jakiej przecież sam Kalwin cudem uniknął w Paryżu. Ta szczególna niekonsekwencja zastanawia wielu biografów do dzisiaj.
Kościół Reformowany mimo takich tragicznych przypadków przetrwał do dzisiaj, i ma się nieźle. Ale czy wszystkie polityczne, czy religijne twory , w których zachodzą podobne zjawiska (oczywiście na miarę XXI wieku) przetrwają taką próbę, tego wiedzieć nie mogę!
komentarze
Szanowny tarantulo
historia jest piekna i pouczająca nauka tylko ma nie tego uczniów, znaczy mało rozgarnietych i wiedzących lepiej.
Z reguły.
Ale szansa jest że ładnie się “Konsystorz żoliborski” rozwinie, prawda?
:)
jak coś palnałem proszę prostować.
Niezwłocznie
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.10.2008 - 11:19I znowu, Panie Sąsiedzie,
przychodzi stwierdzić za Ben Akibą, że wszystko już było.
Na temat dogmatów wiary sie nie dyskutuje, jako że mijałoby się to z jej zasadami. Patent na wiedzącego ma tylko ten, kto ją wymyślił i jako pierwszy ogłosił. Pozostali głoszący mogą byc tylko i wyłącznie konkurentami do monopolu jedynego wiedzącego. A w hierarchii nie ma miejsca na demokrację, więc trzeba odpowiednio dać do zrozumienia (aczkolwiek to raczej eufemizm), że dla żadnych odchyleń miejsca być nie może. Bo wiara zostanie zadyskutowana i celu się nie osiągnie.
A celem jest zwarta wspólnota posłuszna jedynemu wiedzącemu i jego następcom. Inne cechy nie są raczej gefragt. Zaś miłosiernym też może być wyłącznie ten jedyny wiedzący.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 22.10.2008 - 11:33Wychodzi mi na to, że..
Tarantula zamknął się w swojej chaupie/samotni/pustelni i starożytne księgi studiuje?
Jak nic Koniec Świata blisko.
Igła -- 22.10.2008 - 11:54max
Jakiekolwiek podobieństwo do osób i zdarzeń występujacych wspołcześnie jest absolutnie przypadkowe! :)
tarantula
tarantula -- 22.10.2008 - 13:28oczywiście, oczywiście
prezes,traktor,redaktor
max -- 22.10.2008 - 13:33Drogi Panie Sąsiedzie!
Można z tego wywieść bardzo przygnębiający wniosek, że Kalwin (bedę sie trzymał twardo, że o niego idzie, mimo podejrzeń, że szło mi o co inne) nie mógł zdobyć się na miłosierdzie, bowiem jest ono wyłączną domeną Wszechmogącego, a on, żyjący w bojażni bożej, w rolę Stwórcy wchodzić nie śmiał.
Tak też argumentowali inkwizytorzy wydając ciało mdłe na tortury dla zbawienia duszy nieśmiertelnej.
Zdaje się, że niechcący nobilitowałem Dorna, a wcale mi o to nie chodziło!
Pozdrowienia serdeczne!
tarantula
tarantula -- 22.10.2008 - 14:46Igła
Faktem jest, że gdy pewien pruski kapral, raczej nie nawykły do czytania, sięgnął po bryk omawiający tezy Nietschego, Schopenhauera i Richarda Straussa, to następstwa odczuła tragicznie i boleśnie, najpierw Europa, a potem cały świat. Zatem czytanie może być niebezpieczne.
Ale moje do Armagedonu z pewnością nie doprowadzi.
A sprawy ostateczne?
No, cóż... Jeżeli rolę intelektualnego filara ma po Dornie przejąć Marek Suski, to dopiero będzie koniec świata.
tarantula
tarantula -- 22.10.2008 - 14:47Panie Tarantulo
Dzwonił Leski.
Z Sejmu.
Podobno Dorna wyrzucili ale Saby nie.
I ona weszla/wszedła do koła kobiet oraz komisji spraw wewnętrznych oraz ustawodawczej.
Igła -- 22.10.2008 - 15:20Podobno za cichą zgoda dużego pałacu i samego Kamińskiego.
Panie Igło!
I tu widać ewidentną przwewagę Kaczyńskiego nad Dornem. Nie można Prezesa w żadnym razie oskarzyć o partykularyzm. Przeciez spokojnie mógłby dać stanowisko Brudzińskiego Alikowi, ale wrodzona uczciwość mu nie pozwala. Ta sama, która kazała mu napiętnować okołomatrymonialne wybryki Ludwika.
tarantula
tarantula -- 22.10.2008 - 16:40max
Tyle osób mnie już przekonywało, że na pewno pisałem o konkretnym zdarzeniu z życia naszej politycznej wierchuszki, że zaczynam się łamać. Chyba w to uwierzę!
tarantula
tarantula -- 24.10.2008 - 18:19