Belfer Fedoryczko

Opisane tutaj wydarzenia miały miejsce w początkach lat dwudziestych XX wieku.
Miejscem ich były okoliczne wsie w pobliżu Siedlec i Lublina, a w nich szkoły.
Bohaterem jest nauczyciel, nauczyciel który miał doskonałe wyniki w nauczaniu wiejskich dzieci, niestety metody były drakońskie.
Z tego też to powodu pan nauczyciel Fedoryczno był co roku przerzucany z jednej szkoły do drugiej, i tak rok w rok.
Właściwie kwalifikował się do wywalenia, ale te wyniki w nauczaniu!

Nauczyciel który przejmował po nim klasę miał komfortowe warunki, dzieci
potrafiły wszystko co było w programie, podczas lekcji była idealna cisza, słychać było przelatujące muchy.
Uczyły się bardzo dobrze, żaden z uczniów nie miał modnej dzisiaj dysleksji, ani żadnej innej dzisiejszej fanaberii.

Teraz przejdźmy do metod pana Fedoryczki, chłop był piekielnie nerwowy, może kochał dzieci
i chciał jak najlepiej, ale te nerwy!
Więc jak któryś z dzieciaków kichnął, odezwał się, czy szurgnął nogą, w jego stronę od razu leciało to co pan nauczyciel miał pod ręką, nie miało znaczenia czy to był kałamarz pełny atramentu, linijka cyrkiel, czy cokolwiek innego na co natrafiła ręka pana Fedoryczki.
Identyczna reakcja zachodziła jeśli uczeń czegoś nie potrafił, miał nieodrobioną lekcję, zapomniał ołówka czy zeszytu, był brudny.

Jeśli to trafiło ostatnią klasę szkoły podstawowej, w gimnazjum stawały się prymusami!

Moja matka miała właśnie przyjemność przejąć po nim klasę, nie mogła się nachwalić dobrego wychowania i wybitnych zdolności wszystkich uczniów, zaznaczam wszystkich których uczył pan Fedoryczko.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku miło wspominała klasę po panu Fedoryczce.

Po wojnie takich nauczycieli już nie było.
Można było zostać wysłanym do kąta, poklęczeć, dostać linijką po łapie i to wszystko.

Mnie uczył w szkole podstawowej śpiewu nauczyciel co smyka używał do lepszego przyswajania materiału, kiedyś na jakimś zakutym łbie, chyba w czwartej klasie, smyczek został złamany.
Rodzice właściciela twardej głowy musieli przyjść do szkoły i odkupić smyczek.
Czy można coś takiego wyobrazić sobie dzisiaj?!

No tak, ale były to czasy, gdy uczeń nie wykłócał się z nauczycielem, nie zakładał nauczycielowi kosza od śmieci na głowę, nauczyciela szanował i cenił.

Teraz mamy metody wychowawcze wprost przeciwne, jest kodeks ucznia, uczeń może wszystko.
Złego stopnia też nie dostanie, no bo jak? Może być wtedy zestresowany, może wlać nauczycielowi, a i nauczyciel będzie mieć gorsze wyniki z których bezspornie wyniknie, że nie potrafi przelać swojej wiedzy do opornej makówki.
Zachowuje się w szkole skandalicznie, bije młodszych kolegów, też nic nie można mu zrobić, nawet wywalić ze szkoły niema jak.

Panny z podstawówki wychowane na kolorowych pisemkach, wymalowane, niby ubrane, świecą gołymi brzuchami, a często i tyłkami na lekcjach, czy słuchają o czym mówi nauczyciel?
Może jedynie taksują koleżanki, która ma lepszy ciuch i lepiej się wymalowała? Który rodzic nuworysz sypnął większą kasą.

I tak to rośnie nam pokolenie młodocianych debili, wiedzy zero, ale zachłanność na doczesne dobra przeolbrzymia!

Tym sposobem wpadamy z jednego idiotyzmu którego przedstawicielem był pan Fedoryczko w inny, tu przedstawicielem jest lewica.
Zawdzięczamy to między innymi pokoleniu dzieci kwiatów i lewicowym „wynalazkom”.

Z dwojga złego lepszy jest ten pierwszy, przynajmniej uczeń zdobywał wiedzę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

dziś pan Fedoryczko

miałby nie tylko kosz na głowie ale i kuratorium oświaty … jeden pies …

jak ktoś nie chce się uczyć to go się nawet smykiem nie zmusi. a jak ktoś chce to i dobra doczesne mu nie przeszkadzają.

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Wiki3,

oj, przesadzasz, po pierwsze obraz młodych twój jest strasznie jednostronny, powiem ci jako ten, co czasem ma kontakt, jest bardzo różnie i młodzi są różni.
Nie ma co tak apokaliptycznie i kasandrycznie pisać.
Poza tym jednak uczniom nie wolno wszystkiego, są też różni nauczyciele, tacy co sobie radzą i tacy co nie.
Oczywiście czasem sa takie przypadki, że nawet dobry nauczyciel ma kłopoty z utrzymaniem dyscypliny, ale bardzo to wina nie tylko dzieciaka czy nauczyciela, ale i rodziców przede wszystkim.

Wyobraź sobie rodzica obecnie, który by ten smyk odkupił:)
On by zrobił awanturę na pól Polski:)
I słusznie, bo kary cielesne w szkole to droga donikąd, ale często rodzice są przeciw nauczycielom i nie umieją ocenić obiektywnie zachowań dziecka swego.

A i jeszcze jedno, piszesz:

,,Uczyły się bardzo dobrze, żaden z uczniów nie miał modnej dzisiaj dysleksji, ani żadnej innej dzisiejszej fanaberii.”

Otóż nie tak, pewnie mieli, mieli, tylko mogli o tym nie wiedzie, czesto byw atak, że dysleksję diagnozuje się u osób, które dawno już edukację mają za sobą iu całe zycie miały problemy z nauką właśnie z powodu dysleksji.
Bo to jednak fakt jest i przypadłość potwierdzona naukowo, nie żaden wymysł.

Co nie wyklucza, że czesto te zaświadczenia na dysleksję moga być ,,lewe”.

pzdr


o własnie

ja mam dysortografię i za to byłem lany w podstawówce przez panią od polskiego. i co? i nic. oczywiście wtedy nie było to “modne” i według pani byłem po prostu nieukiem. inna sprawa że ja widzę błędy jak czytam tekst, co było powodem że wiele razy musiałem przepisywać cały zeszyt bo pani nie lubiła jak się kreśli…

nie powiem żeby wyrobiło to we mnie miłość do kaligrafii., wręcz przeciwnie, bo teraz długopisu używam tylko po to żeby się podpisać. nawet tak kulka na palcu mi się wchłonęła :)

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Grześ

Nie mam obrazu jednostronnego, oczywiście, że jest też młodzież która może być przykładem. Jednak jest w mniejszości.

Tak Grzesiu się składa, że mam mnóstwo znajomych nauczycieli, są wśród nich również dobrzy. Jednak przy obecnym systemie mało mogą zrobić.

Dysleksja naukowo potwierdzona, a czegoż to naukowcy nie potrafią potwierdzić, byle było modne i przynosiło zyski.

Rodzice są przeciw nauczycielom – to mnie szczególnie nie dziwi.

Pozdrawiam


Docent

Nie każdy ma do wszystkiego talent, ale żeby zaraz robić z tego chorobę?!

Pozdrawiam


Rodzice są przeciw nauczycielom – to mnie szczególnie nie dziwi

to pikuś mały, bo często do tego dochodzi, że nauczyciele są przeciwko nauczycielom …

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Wiki3,

w sprawie dysleksji bardziej ufam, tym, którzy mają z tym styczność i się zajmują i teorią i praktyką (np. uczenie dzieci dyslektycznych) niż panu.
No tak mam, że interesuje mnie tu opinia specjalistów.

A i nie rozumiem, czemu rodzice mają być przeciw nauczycielom?
Logiczne raczej by było wspólne działanie dla ucznia i wspieranie się szkoły (dyrekcji i nauczycieli) oraz rodziców.

Pozdrawiam.


No nie zgodzę

shizuku

Teraz mamy metody wychowawcze wprost przeciwne, jest kodeks ucznia, uczeń może wszystko.
Złego stopnia też nie dostanie, no bo jak? Może być wtedy zestresowany, może wlać nauczycielowi, a i nauczyciel będzie mieć gorsze wyniki z których bezspornie wyniknie, że nie potrafi przelać swojej wiedzy do opornej makówki.
Zachowuje się w szkole skandalicznie, bije młodszych kolegów, też nic nie można mu zrobić, nawet wywalić ze szkoły niema jak.

Panny z podstawówki wychowane na kolorowych pisemkach, wymalowane, niby ubrane, świecą gołymi brzuchami, a często i tyłkami na lekcjach, czy słuchają o czym mówi nauczyciel?
Może jedynie taksują koleżanki, która ma lepszy ciuch i lepiej się wymalowała? Który rodzic nuworysz sypnął większą kasą.

I tak to rośnie nam pokolenie młodocianych debili, wiedzy zero, ale zachłanność na doczesne dobra przeolbrzymia!

Tym sposobem wpadamy z jednego idiotyzmu którego przedstawicielem był pan Fedoryczko w inny, tu przedstawicielem jest lewica.
Zawdzięczamy to między innymi pokoleniu dzieci kwiatów i lewicowym „wynalazkom”.

Z dwojga złego lepszy jest ten pierwszy, przynajmniej uczeń zdobywał wiedzę.

Jak wysłuchałam zasad oceniania zachowania w szkole moich dzieci, to do dziś jestem w szoku. Ja miałam prawie zawsze wzorowe, wg tych dzisiejszych miałabym problem z wyjściem na poprawne. I nie dlatego, że wagarowałam, byłam chamska czy się nie uczyłam. Ot, dzieciaki zaczyna się oceniać zero jedynkowo, nastawienie jest na karanie a nie na motywowanie. Tak jakby dominowało łobuzerstwo i chamstwo, a nie zwykła dziecięca ruchliwość i opór przed ograniczaniem wolności. Pewnie, że wygodnie jest wejść do spokojnej klasy, gdzie słychać brzęczenie muchy, wyłożyć materiał, nie tracić energii na zainteresowanie dzieciaków, dotarcie do tych wolniej kumających, czy mających problemy z koncentracją.
Ten zawód wymaga wysokiej klasy specjalistów, bardzo dobrze powinni być opłacani, a mamy to co mamy, więc ja się nie dziwię skali problemów.
I zgadzam się z grzesiem, więc nie będę powtarzać kwestii, o których on pisze.


AnnoP,

ocena zachowania to czasem w ogóle parodia w sumie, mam wrażenie.
Ja mam wrażenie, że w ogóle np. w liceum nie powinno byc oceny z zachowania, bo to jest chyba niepotrzebne.

A i masz rację, nauczyciele mają czasem oczekiwania, by dzieci siedziały 45 min, nie gadały i słuchały z namaszczeniem ich, nawet jak nudzą czy głupoty gadają, fakt, rozumiem to, bo to łatwe, ale by słuchały, to trza się nieźle napracować .
Nie ma się autorytetu czy uznania z anic, nawet na sympatię trza sobie zapracować.

Tyle że zdrugiej strony poza nauczycielami czasem dziwaczne i z kosmosu mają i uczniowie i rodzice.
No i te oczekiwania wzajemne się rozmijają najczęsciej, bo każdy czegoś oczekuje, a nie pomyśli, że sam może coś tworzyć też i coś kształtować.

pzdr


grześ

Co do oczekiwań, to faktycznie czasami są z kosmosu, ale wydaje mi się, że czasami. Co do kształtowania, to nie wiem jakie są realia i możliwości dla nauczycieli, z czego są faktycznie oceniani. A rodzice chyba od niedawna dopiero mogą coś kształtować, więc potrzebują czasu na naukę.


AnnoP,

co do kształtowania rzeczywistości szkolnej, to o realia i możliwości nauczycieli, trzeba by Sajonarę spytać, bo ja to tak nie do końca w temacie mimo że też uczę.
Ale nieraz czytałem, że nauczyciele np. młodzi, pełni zapału, trafiają na opór czy nie mają pomocy ani ze strony dyrekcji ani innych nauczycieli ani rodziców.
Czyli wszyscy są przeciwko nim:)
No i po pewnym czasie syndrom wypalenia i te sprawy.
Mimo początkowego zapału.

pzdr


syndrom wypalenia

chyba tak to w większości wygląda, a swoją drogą straszne, że ta rzeczywistość tak naprawdę najbardziej odbija się na młodych, łatwych do kształtowania, dziecięcych osobowościach, ile wartościowych indywidualności i talentów się marnuje, wypala…
czy ktoś gdzieś widział, czytał, jakiś sensowny projekt reformy edukacji?


AnnaP

“Ja miałam prawie zawsze wzorowe, wg tych dzisiejszych miałabym problem z wyjściem na poprawne.”

Kiedy i gdzie tak było?

Bo jak ja chodziłem do szkoły to naprawdę trzeba było się mieć na wodzy, żeby mieć dobry stopień ze sprawowania.

W szkole średniej jak prysnęliśmy na wagary z ostatniej lekcji bo nauczyciel nie przychodził, dotąd “ciało pedagogiczne” drążyło sprawę, aż doszli kto pierwszy wpadł na taki pomysł, następnie wyrzucono pomysłodawcę ze szkoły.

“wg tych dzisiejszych miałabym problem z wyjściem na poprawne. “

A to ciekawostka!

Pozdrawiam


Grześ

“A i nie rozumiem, czemu rodzice mają być przeciw nauczycielom?”

Tu niema co rozumieć, większość nauczycieli pochodzi z tak zwanego doboru negatywnego, nie nadają się do zawodu i to z bardzo wielu powodów.

Do specjalistów też trzeba mieć ostrożne podejście, nie raz spotykałem się z opiniami specjalistów wzajemnie się wykluczających – to zależało jedynie i wyłącznie od tego jakiej opinii oczekiwał ten co płacił.

Pozdrawiam


Grześ

“Ale nieraz czytałem, że nauczyciele np. młodzi, pełni zapału, trafiają na opór czy nie mają pomocy ani ze strony dyrekcji ani innych nauczycieli ani rodziców.”

To dość częsta przypadłość tego środowiska.

Pozdrawiam


wiki

skoro dziwi Pana to co piszę, to na czym oparł Pan swoje wnioski o dzisiejszej szkole?


>AnnaP

na projekcji?

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


Oj, nie do końca,

“Tu niema co rozumieć, większość nauczycieli pochodzi z tak zwanego doboru negatywnego, nie nadają się do zawodu i to z bardzo wielu powodów.”

Znam trochę nauczycieli, choćby kilka osób, które ze mną studiowały i uczą/uczyły (a i sam uczę) i nie powiedziałbym, że to osoby z negatywnego doboru.
Inteligentne, oczytane, erudycyjne itd.
Zresztą sam taki jestem, he, he.

Że nauczyciele nie są np. totalnie przedsiębiiorczy ?
No nie są.
Gdybym był, to bym rozkręcał własny biznes np., ale mnie to nie ciekawi i nie bawi.

Różnie z tym negatywnym doborem jest, oczywiście jest dużo osób nieciekawych, sfrustrowanych i w ogóle nie nadających się, ale czy w innych zawodach nie ma tak?

Nie rozumiem, czemu powszechnie uważa się, że nauczyciele są tacy źli, a np. nie uważa się tego o innych zawodach.

Czy gdybym np. po studiach zaczął pracować w firmie albo zajął się tłumaczeniami, byłbym lepszym i bardziej wartościowym cżłowiekiem niż ucząc w szkole?
Nie rozumiem, szczerze mówiąc.


grzesiu

daj spokój, to beton …

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


AnnaP

Sam chodziłem do szkoły, miałem czwórkę dzieci, mam wnuki – też się uczą,
przyjaciół nauczycieli, nauczycieli w rodzinie.

Starczy?

Pozdrawiam


Grześ

“Znam trochę nauczycieli, choćby kilka osób, które ze mną studiowały i uczą/uczyły (a i sam uczę) i nie powiedziałbym, że to osoby z negatywnego doboru.
Inteligentne, oczytane, erudycyjne itd.”

Czy ja twierdzę, że tacy się nie trafiają? Trafiają, niestety w mniejszości.

Pozdrawiam


@

Wpis pod tym tematem na blogmedia24

“Mój “Fedoryczko”
Freeman48, śr., 17/09/2008 – 19:47

Mój “Fedoryczko” nazywał się oczywiście inaczej. Był dyrektorem szkoły podstawowej do której chodziłem i uczył mnie w szóstej klasie biologii a w siódmej rysunku technicznego. Stary lwowiak, pasjonat piłki nożnej, piętnaście lat po wojnie potrafił wymienić składy wszystkich przedwojennych drużyn pierwszoligowych, wyniki meczów i miejsca w tabeli w poszczególnych latach. Chociaż był potężnej tuszy, chętnie grał z nami na boisku w siatkówkę. Był cholerykiem – na lekcji biologii rozbił na głowie kolegi końską szczękę tylko za to, że ten nie potrafił powiedzieć prawidłowo słowa “płciowe”. Na lekcji rysunku, gdy kolega podszedł do tablicy, jego sąsiad z ławki wbił na jego miejscu obsadkę ze stalówką. Dyrektor chciał usiąść na miejscu wywołanego do tablicy, gdy zobaczył wbite pióro, złapał delikwenta za kołnierz i chciał wyciągnąć go z ławki. Ponieważ ten się zapierał, dyrektor wyciągnął go razem z ławką na środek klasy i tam wymierzył karę. Narzędziem była laska a właściwie “laga” wystrugana z gałęzi, nie wiem: buku lub grabu, w każdym razie pełna sęków i zgrubień, z którą dyrektor się nie rozstawał. Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że kara wymierzana taką laską jest bardzo bolesna :) Dyrektor uczył właściwej oceny wydarzeń, ponieważ każdego winowajcę przed wymierzeniem kary pytał, na ile razów zasłużył (nigdy nie udało się zaniżyć wyroku). Ja zaliczyłem siedem :).To była moja pierwsza i ostatnia kara. Do dziś myślę o Nim z wielkim szacunkiem i jestem pewien, że myślą tak o Nim wszyscy Jego byli uczniowie. Ciekawe, który z dzisiejszych uczniów wie np., że idąc z nauczycielem, należy iść z lewej strony i pół kroku z tyłu (to samo tyczy relacji przełożony – podwładny)? A nas tego i innych zasad savoir-vivre’u uczono i to nie na lekcjach ale w różnych sytuacjach, zdarzających się w szkole. A wracając do kar: przez całą podstawówkę każdy z uczniów miał własną poduszeczkę z grochem, na której klęczał w kącie, gdy coś przeskrobał. Rodzice sami robili dzieciom takie poduszeczki, nikomu to nie przeszkadzało i nikt od tego nie zachorował.
A teraz…..koniec świata….

Człowiek mądry więcej uczy się od swoich wrogów, niż głupiec od przyjaciół. Benjamin Franklin (1706 – 1790)”


Wiki 3,

czytałem dyskusję pod twoim tekstem w salonie i bardzo sensowne są wpisy Katarzyny, bardziej mnie to przekonuje niż opowieści o nauczycielach z lagą:)
Zresztą wiesz, świat się zmienia, metody wychowania (?) się zmieniają, uczniowie się zmieniają i nauczyciele też.

I to nie znaczy, że zmiana jest od razu gorsza.
Mnie nie przekonują takie kasandryczne tony, kiedyś było cudownie i fajnie, teraz jest beznadziejnie.
Bo to zwyczajnie nieprawda.

pzdr


Grzesiu

nie wiesz, że ja wtedy byłem bardzo młody?!
I dla mnie “było cudownie i fajnie”, wtedy nie dzisiaj!

A na poważnie – wpisy Katarzyny są sensowne.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość