Jak zbudować Wieżę Babel, czyli o blogosferze na wesoło

Nie bez powodu mainstreamowi dziennikarze mają anonimowych blogerów za bandę frustratów, która żywi się odpadkami z mainstreamowego pańskiego stołu.

Wystarczy poznać przepis na zbudowanie Blogowej Wieży Babel, żeby pozbyć się złudzeń co do natury i przyszłości tego zjawiska.

Składniki: weź 5 dziennikarzy, ale tylko niedocenianych i sfrustrowanych, często zmieniających redakcje (mogą być bezrobotni albo pracujący na budowach), dorzuć 3 emerytowanych publicystów, których już nigdzie nie chcą czytać ani słuchać, wybierz też co najmniej 10 młodych, głodnych kariery w mediach, koniecznie obu płci, ale ambitnych i pracowitych.

Teraz ogłoś w prasie i daj cynk wszystkim znajomym, że otwierasz najlepszą blogosferę w tej galaktyce, niech się zlecą pierwsi ciekawscy.

Pamiętaj, żeby często mieszać, by nie powstawały kluchy i żeby nic się nie przypaliło, bo nic tak nie zniechęca jak niemożliwe do umycia przypalone gary w zlewie.

Dlatego głaszcz swoich miłych gości dobrym słowem, doceniaj ich twórczy trud i zapewniaj o swoich wielkich planach, a także wszeświatowej sławie, która będzie także ich udziałem.

Gdy blogosfera już dobrze zabulgocze, wybierz spośród młodych i zdolnych zastępców, którzy zajmą się mieszaniem w kotle pod twoją nieobecność. Niech czynią to kulturalnie, niech całują damy w dłonie, a panom okazują respekt i głęboki szacunek.

Po pewnym czasie zorientujesz się, że początkowa idylla zamienia się w przewidywalną jak tykanie zegara, nużącą monotonię. To znak, by dorzucić do ognia, a nawet dolać oliwy. Możesz w tym celu zaprosić do udziału jakiegoś szaleńca z płomieniem w oku, albo przynajmniej odpornego na perswazje misjonarza, który zapragnie nawrócić twoje owieczki na słuszną drogę.

Zorientujesz się z czasem, że opisana procedura stanowi pewien cykl, który trzeba powtarzać, zmieniając rozgrywających i preteksty do wszczynanych awantur i zadym. Nic tak bowiem nie przyciąga ciekawskiej gawiedzi jak dobra burda, ranni w walce i zdemolowane pół dzielnicy.

Dbaj wszakże, by nie przedobrzyć i w razie konieczności wprowadzaj chwilowy stan wojenny, redukując szeregi zadymiarzy i schładzając atmosferę.

Gdy już powtórzysz taki cykl 3-4 razy, możesz przejść na auto-pilota, gdyż wszystko zacznie się samoczynnie nakręcać. Pilnuj jedynie zastępców, wymieniając ich na coraz bardziej brutalnych i aroganckich, gdyż w przeciwnym razie mogliby nie zapanować nad szaleństwem tłumu. Muszą to być uzdolnieni i bezwzględni pacyfikatorzy, w przeciwnym razie nie zaznasz spokojnego snu.

W ten sposób dotarłeś do szczytowej formy swego dzieła. Niech jednak nie zwiedzie cię jego rozmach, gdyż to co zbudowałeś, jest tylko kolejną kopią Wieży Babel.

Tymczasem niech bulgocze na cześć mainstreamu! Niech tańczy zapamiętale.

The show must go on!

Wcześniejsze teksty z tego cyklu:

Independent Citizens Media
Akademik czyli Alcatraz?
O złudzeniu wspólnoty
Kto ma uszy niechaj czyta
Klub pod szczęką
Gwoździe w bucie
Zmierzch blogów

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Sergiuszu

Oczywiście, że nie bez powodu. Cała ta blogerka z pretensjami do…

No właśnie do czego?

Do prawdy? Jakiej, pardą, prawdy?

Do niezależności? No… no…

Od kilku lat, piszę sobie co miesiąc, felietonik do mainstreamu. Nic mi tak tematów nie dostarcza, jak moje internetowe życie. To tak dodaję, dla równowagi.
Umówmy się, że piszę niszowe felietony, dla niektórych, ale mainstream pełną gębą.

Redagują moje teksty tak, że… No ja bym to zrobiła inaczej. Nie o to idzie.
Mam znajomych, dziennikarzy. W różnych mediach, z różnych opcji i nic ich tak nie śmieszy, jak poważne pretensje blogerów, do bycia źródłem sensownej informacji.

Sprawa Kataryny, mogłaby to potwierdzać. Na wesoło :)

Można to wszystko generować i kontrolować. Licząc obracające się koła.

Cykle? Oczywiście.

Odkąd jestem na txt, pojawiają się marudy, wieszczące rychły koniec tego portalu.
Ostatnio to zjawisko się nasiliło. Blogerzy piszą, że nie piszą. To jest dopiero ciekawostka. Nie sądzisz?

Wielkie wyjście jakoś się nie udaje, bo wciąż ci sami ludzie tu wracają. Żenada. Uwolnić się nie mogą? Jakiś wewnętrzny przymus? No nie łapię.

Blogosfera pączuje, bo każdy chce mieć tę nieposkromioną popularność. Blog, rodzi blog. Jeden bloger, tworzy sobie wiele bogów. Ha! Jest w tym pewien myk .

Niekatoryje blogery się gubią, albo we własnym, własnoręcznie wyszydełkowanym wizerunku się nie mieszczą. To się multiplikują. Kolejna żenada. W tym popieram Mireksa.

Jakby to zebrać...

Od zawsze mówię, że Gretchen pisze o niczym. Bez pretensji, z ciągłym zdziwieniem, że ktoś Gretchen czyta.

Myślałam trochę o różnych sprawach z blogosferą związanych. I powiem Ci tak, że ta nickowa anonimowość zakijowuje w ludziach różne ważne (dla mnie) kwestie.

Myślałam też o tym, co wyrzucałam różnym nickom, jako niezrozumienie tego, co chcę powiedzieć.

Zarzucano mi, że mam pretensje o wybór. Że jak ktoś chce się zamknąć, i za tym zamknięciem robić co chce, to Gretchen się nie czepiaj.

Ponieważ nie o tym pisałam, to pomijałam ten wątek.

A dzisiaj do mnie wrócił. Jak nieustannie powracający refren piosenki, którą ktoś śpiewa, wbrew woli. Mojej.

Dzisiaj powiem tak. Coś w tym jest, moi ulubieni blogowi przeciwnicy. Coś w tym jest.

Takie drugie piętro.

Można sobie pójść.

Ja wiem, że ludzie pomijają jakieś tam zdarzenia, jakieś rozmowy, padające słowa. Dziś wiem, że można przejść mimo tego. Można pójść za głosem chwili.

Ale pozwalać sobie na przyszwędywanie się?

Takie sobie wiszenie okrakiem?

Blogerka nie jest jak mainstream. pod tym względem.

Nie da się wisieć.

Nie da się być jednocześnie otwartym i zamkniętym.

Być gdzieś krytycznie, jednocześnie mając ten gwarant pisania ( o tym samym), który przeczytają tylko wedle klucza wybrani wybrańcy , to jest jakoś oszukane. Zwracam uwagę na kontekst, zanim zechcecie (w kryjówce) mnie ugryźć.

To rozkłada blogosferę. Pazerność, nielojalność, gonitwa.

Czym się różnisz blogosfero, od mainstraemu?

Jakoś bardziej jesteś prawdziwa?

Uczciwa?

Bez żartów.

Wszystko jest tym samym. Te same mechanizmy. Ta sama małość. Ta sama, że się powtórzę, żenada.

Wierzcie w swoją siłę. W swoją uczciwość.

Każdy może wierzyć, w dowolnie wybraną fatamorganę.

Tylko proszę, nie pieprzcie bez sensu, co?

Dobrze jest czuć proporcje. I nie zakłamywać własnej twarzy. W każdym razie twarz, dla Gretchen jest ważna.

Ćwierkajcie, śpiewajcie, krytykujcie. Tylko zachowajcie twarz.

Chcecie sobie yaya robić? Najlepiej u siebie?

Noooo, róbta, róbta. Co chceta.

Aż się doigracie.

Powodzenia.

Chyba już odpowiedziałam, na wszelkie domniemywane moje przemyślenia?

Tak?

No mam nadzieję, że tak.

Dziękuję Sergiusz za ten tekst. Warto było.

Pozdrowienia serdeczne od Gretchen.

:)


Gretchen,

ja to nie nadążam za wszystkim, bo też nie wszystkie patologie mnie interesują, więc mogę być (na szczęście) nie na bieżąco z każdym czymś, tym niemniej pozwolę sobie na takie oto spostrzeżenia w ramach przyjętej konwencji:

Wbrew pozorom ja tu sobie bezczelnie szydzę jednocześnie z blogowej miałkości i mainstreamowego badziewia, gdyż uważam, że pisarska jakość liczniej występuje w blogosferze niż w mainstreamie.

Oczywiście pretensje do bycia lepszym, gdy nie ma się nie tylko pojęcia o warsztacie, ale nawet o pisaniu składnym jako takim, są wyjątkowo śmieszne, ale ja niekoniecznie o tym tutaj.

Co do bycia źródłem tu też będę polemizował, w pewnym zakresie oczywiście, gdyż bloger nie zastąpi dziennikarza tam, gdzie wpuszczają tylko za akredytacją na ten przykład, natomiast w reportażu zastąpi doskonale, zwłaszcza, że większość dużych tytułów prasowych praktycznie nie ma swoich korespondentów zagranicznych – dojdziemy jeszcze do tego w kolejnych notkach na blogu Demotix.

Anonimowość jest oczywiście tematem ciekawym, ale też zasługującym na osobne potraktowanie. Powiem w tym wątku tyle, że anonimowość nie jest ani zła ani dobra, jest pewną formułą umowną, której da się nadużyć jak każdej innej. Uważam, że sama konwencja anonimowości, używania nicków jest praktyczna, a bywa, że konieczna ze względów bezpieczeństwa, zależnie od kraju i/lub poruszanych tematów. Stąd wszelkie dowodzenie lepszości nazwiska nad nickiem uważam za przejaw niezrozumienia istoty problemu.

Ale od czego to ja zacząłem, aha, poszło o Wieżę Babel. Tak, jest to moim zdaniem wyjątkowo udana metafora (uwaga: ta moja skromność!) opisująca patologie wynikające z przekroczenia ludzkiej skali. Coś takiego sprzyja dehumanizacji relacji, niezależnie nawet od tego, czy stronami relacji są anonimowe nicki czy znający się w realu ludzie. Tak myślę, sobie, prawda.

Pozdrawiam.


Sergiuszu

Mnie zaciekawiają wszelkie patologie :)

Potem się nawet zgadzam, co to prawda jest, żeby Gretchen się zgadzała? Nie wiadomo.

Co do anonimwości… Czy ona istnieje? Bo zdaniem Gretchen, nie istnieje.

Co do ostatniego akapitu…

Ty sobie, prawda myślisz, a ja na własnej metaforycznej dupie (pardą) odpracowałam.
Zdehumanizowana Wieża Babel? Otóż, prawda, coś w tym jest. Jak się tu zlecą to zagryzę, o czym lojalnie uprzedzam. Uzasadnienie jest w moim pierwszym komentarzu.

Ludzie nie potrafią wyjsć poza Wieżę . Dziwi Cię to?

Wzdłuż. W poprzek. Na lewo. Na prawo. Do przodu, Do tyłu. Tyle kumają, jak te żabki.

Poza tym czarna dziura.

Ziarno od plew samo się oddziela. Tak to jest. Inaczej nie będzie.

Moja nadzieja… Jest. Wciąż mam wiarę. Jak każdy wiejski głupek.

Brak przyzwoitości awsze będzie mnie zadziwiał.

Widać przecież, że gorycz miesza się we mnie z nadzieją. Tak zostanie.

Bo zawsze zostają ludzie, którzy tego zostania są warci.

A Wieża Babel?

Tak samo trwać będzie. Bez wstydu dla budowniczych.

Napisałam to, że ślepy nie zobaczy. Nie można mieć o to do niego prestensji.

Dobrej nocy, jak najlepszej.

Gretchen pozdrawia.


Gretchen,

jaka praca, takie zainteresowania :-) rozumiem, ale, oględnie rzecz ujmując, nie zazdroszczę.

Ciekawe jest to zdanie Twoje:

Co do anonimwości… Czy ona istnieje? Bo zdaniem Gretchen, nie istnieje.

Zgadzam się, że anonimowość jest tylko złudzeniem. Chodzi mi jednak o tę jej praktyczną, choć ulotną bardzo, cieniutką warstwę, która chroni jak pierwsza ściana firewalla w sieci. Zauważ, że podkreślam walor obronny, bo tylko o to chodzi. Nie może chodzić o bezkarność w przypadku agresji ze strony anonima. Anonimowość używana jak osłona do przeprowadzania ataków jest przecież oczywistym nadużyciem. Walor ochronny jest oczywiście złudny, ale nawet ta jego minimalna skuteczność jest bardzo cenna i uważam, że trzeba jej bronić przed generalizacjami, które mieszają ze sobą nadużycia i etycznie nienaganne, a do tego pożyteczne zastosowania.

Co do Wieży Babel i owego tańca tych, którzy nie widzą, to ja tu widzę klasykę grawitacji, która występuje pomiędzy ćmą a płomieniem świecy. Czy jest na to rada? Nie wiem i nawet mnie to nie interesuje, bo odbieram i nadaję na innych falach, najwyraźniej.

Natomiast kwestia tzw. palenia głupa, czyli obgadywania kogoś gdzieś, a gdzie indziej słodzenia mu, hipokryzja, manipulowanie informacją oraz uczuciami, robienie głupawych min po kątach, kręcenie się w drzwiach obrotowych, bycie na 50% w ciąży i inne takie mam po prostu za coś wcale nie śmiesznego, za to niewartego chwili uwagi. Nie kumam tego, nie mój problem. Wolę pójść na spacer do lasu i pogadać z drzewami.

Pozdrawiam :-)


Gretchen & Sergiuszu

Ciekawy przepis i równie interesujące rozważania Gretchen i Sergiusza. Dajecie Państwo wiele do myślenia, używacie przy tym niezwykle precyzyjnych metafor, a cóż jak nie trafna metafora może przyciągnąć czyjąś (moją jak najbardziej) uwagę?
Miło, acz z pewną nutką głębokiego wewnętrznego zastanowienia czytam w ten pięknie zapowiadający się niedzielny dzień i pozdrawiam :-)


re: Jak zbudować Wieżę Babel, czyli o blogosferze na wesoło

A jak prace nad budowaniem tej wieży babel?


Panie Sergiuszu!

Nie każdy chowa się za pseudonim, co powinien Pan wiedzieć. Natomiast dla niektórych pseudonimy stają się jednoznacznymi identyfikatorami. Gdybym spotkał tekst podpisany „Jan Kowalski”, to mógłbym go przeczytać. Natomiast gdy widzę tekst Azraela, to go sobie odpuszczam. Szkoda mojego czasu i nie ma znaczenia czy jest to tekstowisko, salon24 czy studio opinii.

Pozdrawiam


-->Sergiusz

Kiedyś prosiłem o przepis na zbudowanie czegoś takiego jak S24 i zdaje się, że właśnie się doczekałem. Opisał Pan kawałek przyrody, tak jak ona chyba z grubsza wygląda (m.zd.), to są okoliczności nie budzące wątpliwości nawet u widza zupełnie postronnego i niewtajemniczonego (jak ja). Z grubsza – jak mówiłem – tak to chyba wygląda, nie mam tylko pewności, czy demiurg działa intencjonalnie, czy mamy do czynienia z przypadkiem, gdzie oglądany obraz jest wykładnikiem granicy kompetencji malarza. Jest to o tyle ważne, o ile można nie lubić manipulatora, to już daje się żyć w neutralnej życzliwości z poczciwym idealistą. Coś na kształt niedzielnych obiadów w restauracji prowadzonej przez Józefa Szwejka.

Teoria cykli jest atrakcyjna. Pytanie, czy może być inaczej? I nie chodzi mi o formę następstw (to można “modyfikować”, “podmieniać”), ale o cel, a więc czyste meritum. Jak do tej pory ludzkość nie wyszła poza fazę wieży Babel. Przynajmniej ja nic o tym nie wiem.


@non(sens)

a dziękuję za dobre słowo i również pozdrawiam przy niedzieli :-)


Panie Jerzy,

mimochodem podkreślił Pan szczególną wartość anonimowości, używania nicka zamiast nazwiska.

Otóż dzięki temu na plan pierwszy wychodzi TEKST a nie autor.

Jasne, po pewnym czasie nick staje się tak samo rozpoznawalny jak nazwisko, ale to akurat dowód na to, że anonimowość w sensie ścisłym, jak o tym napisała Gretchen, nie istnieje. Zostaje z anonimowości pewna ulotna warstwa, dość umowna.

Pozdrawiam.


Panie Referencie,

zgadza się, to ów obiecany kiedyś przepis. Jakkolwiek w przypadku S24 nie podejrzewam żadnej manipulacji, po prostu tak wyszło, w ramach interakcji pomiędzy pierwotnym pomysłem, jego zainicjowaniem, a później to już było jedynie reagowanie (lub nie) na obudzone żywioły. Na miarę (nie)możliwości – dokładnie tak jak Pan to ujął. Tak to widzę.

Na użytek przepisu musiałem wprowadzić tu wątek demiurga, bo tak jest czytelniej, a przy okazji można odsłonić kawałek warsztatu realnych manipulantów sieciowych, którzy wszkaże z rzadka ustawiają się w pozycji liderów inicjatywy, gdyż znacznie skuteczniej mogą działać z pozycji profesjonalnego trolla.

Ostatni akapit Pańskiego komentarza jest na tyle inspirujący, że warto o tym napisać osobno – tak teraz pomyślałem, czytając go po raz kolejny. Dziękuję.

Pozdrawiam.


Sergiuszu (i nie tylko)

W zasadzie to będzie komentarz do kilku postów – Twojego, jednego o mini aferce w Gwatemali i dwóch o Kataryna Gate. Jakoś tak… spróbuję połączyć.

Wieża Babel, mówisz? Zgodzę się. Pan Referent mówi o tym, że nigdy z niej nie wyleźliśmy? Też się zgodzę.
Nie mam zdania, no prawie, co do prawdziwości przepisu na jej stworzenie. Być może dlatego, że jestem zafiksowana na “zgrzebności”. Nie tylko informacji.
Jednego jestem pewna – “z góry jest lepszy widok”.
To, zdaje się pasuje jak ulał do koncepcji blogerskiej Wieży Babel.

Mam własny podział Blogerskiej Wieży. A właściwie jej informacyjnego kawałka.

Dolne piętra produkują tylko własne opinie na temat opinii z sąsiedniej Wieży. Mainstreamowej.
Niższe stany pięter średnich przetwarzają informacje sąsiadów (jw.) dodając dla smaku (jak przyprawę) informacje potwierdzające lub obalające informacje pierwotną.
Wyższe stany pięter średnich grzebią w informacjach z najwyższych pięter własnej, Blogerskiej Wieży i po zakamarkach Wieży Mainstreamowej. Starają się sprawdzać i potwierdzać/zaprzeczać.
Najwyższe piętra to Elita, która podaje całkiem nowe informacje bazując na własnych źródłach i która te źródła chroni. Choćby nie wiem co. Przed sądem? – ależ tak, bardzo proszę.

Powyższe odnosi się również do wypowiedzi Gretchen. O tej: “Mam znajomych, dziennikarzy. W różnych mediach, z różnych opcji i nic ich tak nie śmieszy, jak poważne pretensje blogerów, do bycia źródłem sensownej informacji.”
Współczuję tym “dziennikarzom”, Gretchen. To tylko źle świadczy o ich rozeznaniu w świecie blogerskim.

Bo blogerzy z najwyższych pięter “Wieży” stanowią bezcenne źródło informacji.
Na najwyższych piętrach blogują niepokorni lekarze, fizycy, biochemicy, dziennikarze śledczy (którym nie chce się już szmacić w Mainstreamie), astronomowie, historycy, ekonomiści i co kogo tam jeszcze można sobie winszować.

I to oni stanowią realne zagrożenie. Jak duże? Tak duże, że aresztuje się ich z powodu odmowy ujawnienia źródeł. Nie z powodu napisania nieprawdy.
Wytacza się im procesy z powodu “wysnucia błędnych wniosków, co skutkuje uszczerbkiem na wizerunku”. Nie z powodu napisania nieprawdy.
W najbliższych dniach szykują się rozprawy wstępne dwóch blogerów: dziennikarza śledczego i ekonomisty, którzy nie boją się konfrontacji z prawdziwymi Gigantami. Wprost przeciwnie.

Gdzież to się wydarzy? Nie, nie u nas. Ma mamy Kataryna Gate. “Aferkę” kogoś, kto pisząc nie potrafi “zabezpieczyć sobie tyłów” (co rozumiem jako sprawdzenie otrzymanych informacji bez konieczności ujawnienia źródła) i/lub kto jest zwyczajnym tchórzem. I tyle. Czy to tylko nasza, lokalna domena? Niekoniecznie. “Gwatemala Gate” to taki sam pic na wodę fotomontaż.

Jednym słowem Wieża. Może być, że Babel.

Pozdrowienia.


Magio,

wszystko fajnie, ale proszę mi tu nie zabierać mojej metafory do innych celów ;-)

Blogosfera jak najbardziej ma pewną strukturę, ale ta struktura nie jest budowana, jest jedynie sieciową konsekwencją faktu, że udzielają się w niej autentyczne źródła o których napisałaś, a także całe tłumy powielaczy, które czytają, czytają, czytają wczorajsze gazety i od tego czytania nabierają przekonania, że mają coś do powiedzenia.

Otóż moim zdaniem mainstream zupełnie słusznie wyśmiewa owych czytaczy-powielaczy, natomiast fakt, że z tego wyśmiewania mainstream robi pretekst do generalizacji to już inna bajka, jak wiadomo. Taki trick, prawda, niezbyt wyszukany ale dość skuteczny, bo wybijający z pantałyku tych, co we mgle chodzą i nie kumają co i jak w tej blogosferze działa.

A co do Gwatemali – oj, to nie wygląda na dętą aferkę, raczej na fragment większej całości, gdy się bliżej przyjrzeć.

Pozdrawiam.


Sergiuszu

Nie zamierzam niczego zabierać. :)

Syf rozsiewany po różnych kątach przez Mainstream jest aż nadto wyczuwalny. Dla tych, którzy jeszcze posiadają zmysł węchu. Na przykład.
Nie żałuję tych, którzy nic nie widzą, nie słyszą, nie czują, tylko powielają.
Taka ich karma, z której nie potrafią się uwolnić.
Jak to powiadają, jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. Czy cóś.

“Gwatemala” jest aferką. Ustawioną.
Szukajcie a znajdziecie, czy jakoś tak.


Panie Sergiuszu!

1. O co chodzi z tą Gwatemalą? Nie czytam meinstrimowych mediów i nie oglądam programów telewizyjnych, więc nie wiem.

2. Ja się znalazło tak ciekawą metaforę blogowiska jak wieża a na dodatek opublikowało się ją, to wszelkie pretensje o twórcze jej użycie są zabawne.

3. Wydaje mi się, że ktoś, kto rzeczywiście chce zachować anonimowość w sieci, jest w stanie to zrobić tyle, że wymaga to trochę zachodu. Trzeba używać tylko kawiarenek internetowych lub połączenia wybieranego tlefonicznie z dynamicznie przyznawanym IP. Tylko komu normalnemu chciałoby się tak bawić?

Pozdrawiam


Magio,

-> “Gwatemala” jest aferką. Ustawioną.

To się nie wyklucza, zresztą to miałem na myśli, pisząc o “całości” ;-)


Panie Jerzy,

1. Oj, długo by gadać i akurat nie z mainstreamu rzecz wypłynęła, można zajrzeć tu i tu i tu

2. Oj oj, przecież to tylko moje przekomarzanki z Magią ;-)

3. Owszem, to możliwe, by zachować anonimowość, ale tego nie uczą w szkole, już prędzej w obozach szkoleniowych Al Kaidy, o pardą, w służbach ;-)

Pozdrawiam


Sergiuszu

Tośmy się byliśmy zrozumieliśmy.
No. :)


A ja dopiero to teraz przeczytałem

Bo mało ostatnio czytam.
Zapadnięty w sobie

Jak ten Serg umie napisać coś co ja dopiero potem piszę?
Kurde.
Muszę faceta ochrzanić.


Sergiuszu

Ad. 3 – No wiesz co? Taki link? Wstydziłbyś się. A fuj!
Toć to już nawet BBC wpadła na to, że to “medialny gniot”. W całości sfabrykowany przez “Służby”.
Wstydź się.
:)

http://polidics.com/cia/top-ranking-cia-operatives-admit-al-qaeda-is-a-c...


Igło,

to ja już drę mordę na Twitterze, że to Ciebie trza ochrzanić ;-)

http://twitter.com/tekstowisko


Magio,

cały się wstydzę, hehe :-)


No, mam nadzieję, że prawdziwie się wstydzisz Sergiuszu

Co innego czytać szkolne wypracowania Patryka Gorgola, a co innego patrzeć jak Ty zapodajesz jakiś link rodem z mainstreamowej podstawówki.

No kurde… litości :)


Jak co innego?

Pani Magio.
Ta sama męka poznawcza.

Wyobraź sobie nauczyciela z 20-letnim stażem czytającego wypracowania maturalne pt. Myśli i uczucia poety zawarte w…


Magio,

nie może być tak, żeby ludność nie miała punktu odniesienia, zatem co w Internetowej Księdze Świętej, Wikipedią zwanej, zapisano, wierzyć trzeba. Jak możesz tak dezawuować tę, prawda, krynicę i tak dalej!

Litości! :-)


No tak...

Siła Złego na jedną?

Fuj!

Właściwie mogłabym się obrazić. Ale po kiego?
Nauczyciel nie trudzi się już podążaniem za myślą ucznia w maturalnym wypracowaniu. Nauczyciel sprawdza “słowa-klucze”.
Odsyłanie do bełkotu świadczy niezbyt pochlebnie o odsyłającym.

Bez litości! :)


Magio,

ja Ci dam bełkot! noooo… ;-)


Panie Sergiuszu!

Nie wiem o co chodzi, ale nie byłbym pewny, czy wszystko jest dmuchane. Moim zdaniem, nawet takiej szmacie jak wybiórcza może zdarzyć się napisanie prawdy, tylko musi to dotyczyć sprawy nieistotnej. Dla europejskich gierek Gwatemala jest zupełnie nieistotna, więc można puścić prawdę, choć również można z przyzwyczajenia skłamać.

Pozdrawiam


Sergiuszu

Już się boję. :)

Zajmij się lepiej panem Jerzym. Pan Jerzy nie wie w czym rzecz ale daje rady w temacie co i jak czytać.
Czyż to nie urocze?

No dobrze. Już sobie idę. :)


Subskrybuj zawartość