Pomiędzy demokracją a zamordyzmem, czyli o złudzeniu wspólnoty w necie

Właściwie mógłbym napisać, że demokracja jest do dupy, a wspólnota, lub choćby społeczność awatarów, nawet jeszcze bardziej do dupy, i na tym wywód zakończyć. Powiedzmy, że to byłaby wersja kompaktowa dla tych, którzy nie lubią długich tekstów.

Tak się jednak składa, że ostatnio, ze względu na intensywne podróżowanie w realu, owocujące licznymi spotkaniami i sytuacjami o których nikt reportażu dla telewizji nie zrobi, uzbierałem sobie kilka garści przemyśleń, które w największym skrócie można podsumować jako odsiewanie ziarna od plew, i mam ochotę nimi się podzielić.

Od czego by tu zacząć... może od tego, jak to szumne hasła i tytuły z czasem nie tylko zżera korozja na skutek prania w rzeczywistości, ale wręcz zamieniają się we własną, karłowatą karykaturę?

Weźmy na ten przykład (ale to tylko przykład, bo chodzi o pewną prawidłowość) taki dziwoląg jak “Konfederacja Niezależnych Blogerów”. Oczywiście teoretycznie wszystko gra i oddaje intencje Założycieli. W praktyce natomiast widać prawie od początku, że ów dziwoląg nie tylko był bardzo na wyrost, ale wręcz zupełnie nie na temat.

Praktyka pokazała bowiem, że niemal żadnemu z Uczestników tej “konfederacji” nie zależało na żadnym stowarzyszeniu posiadającym wspólny cel. Można się tylko dziwić, dlaczego tej nazwy nie zakwestionowano ani wcześniej ani później, w jakiś stanowczy sposób.

Wykpienie całkowitej wirtualności tego tytułu to dobra okazja, by zadać sobie pytanie, o co mianowicie chodziło i chodzi Uczestnikom.

Pierwotna motywacja była oczywiście zbudowana na negacji innego archipelagu w blogosferze. Jednakże negacja, choć użyteczna życiowo na krótką metę, nie nadaje się jako paliwo do dłuższej podróży. Człowiek, a nawet jego awatar, ma to do siebie, że złość mu z czasem przechodzi, emocje gasną jak zamieniające się w kupkę popiołu ognisko, a przeszłość jakimś cudem nabiera ładnych kolorów, bo oprogramowanie zarządzające ludzką pamięcią przykre wspomnienia chowa do coraz niższych i ciemnych szuflad, a miłe wspomnienia ustawia jak ukochane pamiątki na dobrze eksponowanych i oświetlonych półkach.

Zatem wracając, o co chodzi? Dlaczego ludzie prowadzą blogi i dyskutują w koncentratorach blogów, czyli takich miejscach, gdzie spotkać można wielu blogerów pod jednym dachem?

Powód zasadniczy jest chyba dość widoczny – bo w takich miejscach jest większy ruch niż na blogach zatomizowanych, prowadzonych w ramach anonimowych kombinatów blogowych, a to oznacza, że jest większa szansa na pozyskanie nowych czytelników i rozmówców oraz utrzymanie zainteresowania już pozyskanych bywalców bloga.

Gdyby ten powód nie był zasadniczy, koncentratory nie cieszyłyby się taką popularnością, a ci, którzy z nich (często wielokrotnie) rezygnują i idą na swoje, by już więcej nie mieć do czynienia z durnymi regulaminami, idiotami w roli moderatorów, głupawymi i/lub głośnymi sąsiadami, a zwłaszcza prowadzącymi całość tępakami i/lub niedojdami w roli gospodarzy, nie wracaliby po pewnym czasie, sfrustrowani ciszą lub monotonią na blogu w anonimowym kombinacie.

Koncentrator blogowy, a dokładniej, jego siła grawitacji, pozostaje więc w stałym napięciu z tendencjami odśrodkowymi, które z kolei mają tysiące, najczęściej zupełnie subiektywnych, powodów.

W początkowej fazie rozwoju koncentrator jest szczególnie narażony na pękniecia a nawet rozpad, bo paliwo tendencji odśrodkowych ma o wiele większą potencjalną siłę rażenia niż zalążek dopiero tworzącej się grawitacji miejsca.

Z czasem własna grawitacja koncentratora zaczyna przeważać, co powoduje niekiedy komiczne efekty.

Najczęściej jest to efekt drzwi obrotowych, czyli niekończący się cykl dramatycznych wyjść i powrotów. Zdarza się też emigracja wewnętrzna, czyli odmowa udziału w życiu publicznym koncentratora (słynne u Nameste “ten post nie życzy sobie strony głównej”), połączona wszakże z nalepianiem w różnych zakątkach tej publicznej przestrzeni karteczek z informacją “akuku, tu jestem..” i zachętą do odwiedzin w miejscu owej emigracji. Trzecią w kolejności jest technika manifestacji, stanowiąca odwrotność techniki emigracji, ponieważ polega jedynie na pustym robieniu dymu w przestrzeni publicznej koncentratora.

Pomysłowość ludzka nie zna granic.

Chyba się rozgadałem? W takim razie przejdę do rzeczy.

Bo tak naprawdę to chciałem napisać o koncentratorze blogów idealnym, czyli takim, który jest, a jakby go wcale nie było, ale jednak jest.

O koncentratorze, który ma wszystkie zalety blogów z anonimowego kombinatu, a przy tym żadnych wad blogów z koncentratora konwencjonalnego.

Taki idealny koncentrator, w tej swej idealności, byłby jedynie techniczną infrastrukturą, pozwalającą na kilka rzeczy, na które model konwencjonalny nie pozwala, w szczególności byłyby to:

1. Możliwość zawiązywania przez blogerów stałych lub sezonowych mini-koncentratorów.
2. Każdy taki mini miałby własną stronę główną, we własnej domenie internetowej.
3. Podobnie każdy taki mini miałby własny regulamin, a nawet brak regulaminu.
4. Oczywiście każdy mini sam by sobie moderował swoją stronę główną itd.
5. Blogerzy i komentujący mogliby uczestniczyć we wszystkich mini na lokalnych warunkach
6. Odpowiedzialni za mini wnosiliby haracz za obsługę techniczną do centrali.
7. Centrala miałaby prawo wyświetlać reklamy na mini, które nie chciałyby płacić.
8. Płatne mini miałyby prawo wyświetlać u siebie reklamy niezależnie od centrali.

W ten sposób każdy, kto ma nie tylko pomysł jak to zrobić lepiej, ale ma też wolę zrealizowania swoich pomysłów, miałby realną szansę uczynić to bez ryzyka związanego z emigracją do dowolnego kombinatu, do innego koncentratora, czy wewnętrzną.

Taka struktura funkcjonalna i techniczna pozbawiłaby racji bytu energo-żerne debaty auto-tematyczne, zwłaszcza te wynikające z frustracji spowodowanej nadaremnym oczekiwaniem, że gospodarze będą zajmować się głównie realizacją sprzecznych często oczekiwań różnych uczestników zamiast realizacją własnych koncepcji.

Na koniec jeszcze kilka refleksji bardziej ogólnych.

Osobiście uważam, że absolutnie nie ma nic złego w tym, że ludzie chcą sobie po prostu pogadać z innymi w dobrym lokalu, bez żadnych tam dodatkowych intencji, misji itp. uzasadnień.

Jednocześnie nie ma nic złego w tym, że niektórym chodzi o coś więcej, niż o to, by sobie pogadać. Ludzie mają prawo mieć swoje wizje, marzenia, oraz szukać sposobów ich urzeczywistniania.

Uważam też, że jednym z cięższych przewinień wobec wolności Drugiego, jest każda próba nieuprawnionego narzucenia mu własnych wizji, pomysłów, poglądów czy choćby wzorców zachowań. Nie mają tu znaczenia tzw. dobre intencje, albowiem każdy człowiek jest w moim przekonaniu powołany do wolności i związanej z nią osobistej odpowiedzialności.

O ile jest do przyjęcia stawianie innym warunków i wyznaczanie granic akceptowalnych zachowań w przestrzeni własnego domu (w realu), o tyle zupełnie niedpuszczalne jest czynienie tego samego w przestrzeni publicznej, i jeszcze bardziej niedopuszczalne w gościnie u Innego.

Pisałem już o tym w cyklu notek poświęconych blogosferze, tu więc tylko napomknę i trochę rozwinę:

Wszelkie koncentratory blogów mają szansę przetrwania i rozwoju tylko wtedy, gdy nabiorą masy grawitacyjnej zdolnej fukcjonować jako siłowa przeciwwaga dla tendencji odśrodkowych, ewentualnie wtedy gdy przekształcą się w mniej lub bardziej anonimowe kombinaty blogowe, których byt gwarantuje zatomizowanie struktury.

Dzieje się tak dlatego, że każda próba zebrania pod jednym dachem ludzi, których łączy tylko chęć do dyskusji, ale cała reszta ich dzieli, zwłaszcza światopogląd i wyznawane wartości, jest skazana na porażkę, a wcześniej na wyniszczającą auto-agresję i agresywne relacje uczestników, w sumie prowadzące w najlepszym razie do zaniku początkowego entuzjazmu uczestnictwa i kontynuacji tylko dzięki indywidualnej inercji, połączonej z grawitacją całości. A i to do czasu, bo chyba mało kto wytrzyma długo w warunkach jałowości tego co robi.

Zmierzam do tego, że moim zdaniem jedynie wspólnoty oparte na wspólnie uznawanych/wyznawanych wartościach, wspólnym długoterminowym i jasnym celu i misji (tak, bez misji ani rusz!), mają szansę rozwoju i przezwyciężania naturalnych kryzysów. Ta sama zasada dotyczy realu i netu.

Właśnie z tego powodu był możliwy fenomen pierwszej “Solidarności”. Właśnie z tego samego powodu “Solidarność” musiała wyparować po ’89 roku. Jej rola wtedy się wypełniła i dokonała.

Każda więc próba tworzenia wspólnoty pod wspólnym dachem koncentratora blogowego jest karmieniem własnych iluzji i świadectwem niezrozumienia, co może ludzi łączyć i w jakich warunkach, a co nie może.

Mam nadzieję, że z tego mojego przydługiego wywodu wynika już, że w moim przekonaniu pierwszym krokiem w dalszym rozwoju TXT i podobnych miejsc jest odrzucenie szkodliwych iluzji, których podsycanie skutkuje jedynie narastającą frustracją i zmęczeniem Uczestników.

Moja własna motywacja do uczestniczenia w tej blogowej zadymie jest jednocześnie prosta i trudna, bo jest wyzwaniem: uparte budowanie w ludziach, w społeczeństwie, poczucia mocy sprawczej.

Zapewne dlatego szczególnie irytuje mnie wszelkie ględzenie pod wspólnym szyldem, że nic się nie da zrobić. Być może właśnie dlatego chce mi się rzygać, gdy widzę jak ludzie tracą tysiące słów i minut życia na przysłowiowe stroszenie piór i pompowanie własnego ego. Nikomu nie odbieram prawa do robienia tego, co osobiście uważam za głupstwa, ale jednocześnie sobie nie odbieram prawa do posiadania i wyrażania na ten temat zdania.

Ale od czego to myśmy zaczęli? Aha, od tego, że z grubsza biorąc, demokracja jest do dupy, a zamordyzm nie jest dobry na wszystko – delikatnie mówiąc.

Zatem co sądzicie o propozycji takiej nieco greckiej demokracji blogowej? Takie miasta-państwa lub pączki – co kto lubi?

P.S.
Z uwagi na powtarzające się zapytania doszedłem do wniosku, że wyraziłem się nie dość jasno w kwestii tych pączków. Zatem rozjaśniam, choć rozjaśniłem to już poniżej w komentarzach: centrala TXT pozostanie bez zmian. Nowe, samodzielne kluby (o ile powstaną) są opcją dla tych, którzy chcieliby urządzić wszystko, włącznie z regulaminem, zwyczajami i własną stroną główną, po swojemu, a jednocześnie chcieliby korzystać z synergii wynikającej z połączenia z całą bazą Uczestników TXT oraz innych samodzielnych klubów utworzonych na technicznej bazie TXT.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Sergiuszu

Pewnie nie powinienem się wymądrzać, bo “żółtodziobem” tu jestem ale coś tam sobie już poczytałem.

Napisał Pan: “Człowiek, a nawet jego awatar, ma to do siebie, że złość mu z czasem przechodzi”.
Zgadzam się, z naciskiem na “czasem”. Sieć to świat wirtualny. Tu łatwiej “pielęgnować” urazy albo zachwyty, bo brak jest nacisku z jakim spotykamy się w realu a który niejednokrotnie zmusza do zawierania kompromisów. Nawet tych “zgniłych”.

Wspólnota? Nie wierzę, by coś takiego można zbudować w sieci bez ściśle określonego, wręcz namacalnego celu. Raczej platforma, na której można wymieniać się poglądami na interesujące nas tematy i czasami na takiej wymianie skorzystać.

Nie wdając się w dalsze dywagacje powiem tak: demokracja jest dobra dopóki nie staje się fasadą, zza której karty rozdaje oligarchia.
Powyższe nie jest wynikiem mojego wysiłku intelektualnego. Pewien Grek bardzo dawno temu to wymyślił.

Pozdrawiam.


Panie Kaziku,

platforma, w sensie: forum dyskusyjne, to moim zdaniem zbyt mało atrakcyjna rzecz, w tych czasach.

Natomiast blogi, będące bardzo zindywidualizowaną formą starego patentu na forum, są świetnym pomysłem same w sobie, ale jeśli mają się rozwijać, to ani w stronę forum (bo to takie cofanie się do tyłu), ani w stronę zatomizowanego kombinatu anonimowych awatarów, ponieważ zupełnie jak w realu, ludzi do bycia razem musi ciągnąć coś wspólnego.

Jeśli wspólny jest jedynie nałóg bywania to to jest już patologia do leczenia a nie rozwój czyjkolwiek.

Zatem w mojej ocenie właściwym i zdrowym kierunkiem jest tworzenie luźno powiązanych przestrzeni klubowych. Coś co nie prowadzi ani do atomizacji społeczności, ani do tworzenia getta, ani jakiegoś gabinetu tortur.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu

Mnie “przestrzeń klubowa” nie przeszkadza. To tylko forma organizacji, która (o ile dobrze zrozumiałem Pański tekst) ma prowadzić do zmniejszenia/uniknięcia potencjalnych/rzeczywistych konfliktów.

Jeśli ktoś stworzy jakąś “przestrzeń”, w której będę mógł sobie pogadać na tematy około i ekonomiczne, to z przyjemnością będę tu zaglądał i wrzucał swoje “trzy grosze”.
Konflikty (różne) interesują mnie tylko w realu. Konflikty sieciowe (przepraszam) – chromolę.

Pzdr.


Serg

Podobaja mi sie te przestrzenie klubowe.
Nie wiem tylko czy mialoby to polegac, tak jak sobie mysle, na wzajemnym “przenikaniu sie” tych przestrzeni i ich uczestnikow, czy na czyms innym?
Jesli mialby to byc nastepny krok do tworzenia netowej spolecznosci, to jestem za.


>Sergiuszu

Ja tam nie wierzę w żadną wspólnotę, ani teraz, ani w innych warunkach.

Swego czasu określiłam blogowiska rodzajem wirtualnego “Big brothera”, w którym każdemu (a w każdym razie przytłaczającej większości) zależy jedynie na własnej autopromocji. Bo niby czemu mają służyć te wszystkie walki o stronę główną, liczniki odwiedzin, mapki klikalności itp. sprawy?

Autopromocję to ja z kolei chromolę- Panie Kaziku, dzięki za inspirację:)

Konflikty? Wątpię czy uda się ich uniknąć, jak wiadomo gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania na jakiś temat, a od tego do konfliktu już tylko mały krok.

A w ogóle to chyba nastąpiło “zmęczenie materiału”....


Panie Kaziku,

o to mniej więcej mi chodzi, żeby jeśli już ludzie chcą ze sobą rozmawiać na interesujące ich tematy, i to publicznie, a nie w swoim domu czy ulubionym klubie w realu, to żeby stwarzać do tego warunki sprzyjające zaistnieniu i rozwojowi zróżnicowanych_przestrzeni klubowych_, w których klimat będzie jak w klubie, a nie jak w maglu lub w wersji hardcorowej, czyli auto-maglu.

Pozdrawiam


Sergiuszu

Czuję podstęp w pytaniach w ostatnim skapicie. Czyżby jakieś przymiarki do zmian w TXT?


rollingpolu,

te przestrzenie klubowe miałyby być integralne i nieprzenikające się z innymi, zupełnie jak w realu, gdzie każdy klub ma własny lokal, adres i obsługę, tudzież menu i zwyczaje.

“Przenikanie” mogłoby dotyczyć tylko jednego aspektu: mógłbyś na tym samym loginie i haśle wejść do dowolnego klubu i byłaby ogólnodostępna w centrali lista dostępnych klubów.

Pozdrawiam


Delilah,

do tego, że wspólnota w necie jest kompletną iluzją, przekonywać mnie nie trzeba.

Natomiast odnoszę wrażenie, że sytuacja dojrzała do zmian, które w zarysie były proponowane dawno temu, ale miałem wówczas wrażenie, że piję trochę do lustra.

Teraz mam nadzieję, że te koncepcje znajdą większe zrozumienie i bardziej podatny grunt, bo odpowiadają na już doświadczone trudności (podgryzanie się personalne, pretensje o stronę główną i temu podobne) a nie jakieś wydumane przeze mnie.

Tutaj nie chodzi o tworzenie jakiejś Arkadii i unikanie spięć/konfliktów. Chodzi tylko o to, by ludzie kłócili się o coś a nie o głupstwa.

Nie dostrzegam zmęczenia materiału. Raczej zmęczenie nadmiarem bitej piany.

Pozdrawiam


Dymitrze,

e tam, jaki podstęp, skoro otwartym tekstem jadę :-)
Zmiany? Owszem. Są wręcz nieuniknione.
Na lepsze, ma się rozumieć.

Pozdrawiam


>Sergiuszu

A może byś spróbował jeszcze bardziej otwartym tekstem o tych zmianach?

Znaczy się co? Mam zlikwidować swój tekstowiskowy szałas z patyków?


Delilah,

likwidować niczego nie trzeba, centrala zostaje gdzie była, chodzenie po ewentualnych nowych klubach nie będzie obowiązkowe, w ogóle nic nie będzie obowiązkowe. Będą za to nowe możliwości dla chętnych, pełniące jednocześnie funkcję znikacza dotychczasowych pretensji o stronę główną, o dziwny regulamin, o niezrozumiałą politykę redakcyjną itp.

Najkrócej mówiąc: każdy chętny otrzyma do ręki proste w użyciu narzędzie do realizacji własnej wizji jak to powinno być urządzone. Zamiast emigrować zewnętrznie czy wewnętrznie, będzie można zrobić to po swojemu. Proste?

Pozdrawiam


>Serge

Się zobaczy:)

W każdym bądź razie ciotka Delilah życzy powodzenia!


Panie Sergiuszu

Ja Pan tak mówi, to ja jestem “za”. Postaram się zgodzić się jak najszybciej z myślą, która przybyła do mnie po kilkutygodniowych miejscowych obserwacjach, że w mojej “dyscyplinie” klub będzie bardzo “klubowy”.

Pozdrawiam serdecznie.


Pani Delilah

Bardzo proszę inspirować się do woli. Nie jestem specjalnie przywiązany do poszczególnych słów, które wypisuję.

Pozdrawiam.


Sergiuszu

Nigdy nie miałem pretensji o SG, o regulamin, ani o politykę redakcyjną. Mi TXT odpowiada w obecnej formie. Niech zatem inni się wypowiadają.


Ok.

Jedyna moja watpliwosc w takim razie dotyczy tego czy nie bedzie tak, ze starzy bywalcy beda probowali drinki przy roznych barach, a nowi klienci po wychyleniu szklaneczki pojda gdzie indziej. A w nastepnej wolnej chwili wroca, ale znow na “mala czarna”?
Wyjasniam, ze absolutnie nie jest moim marzeniem dazyc do tego, aby “przebic” np. Onet iloscia uczestnikow. Milo by jednak bylo widziec wiecej piszacych, bo to i wieksza roznorodnosc. Ja staram sie jak moge.


rollingpolu,

to będzie tak urządzone, że każdy klub, nawet taki najbardziej niszowy, będzie dobrze widoczny i łatwy do znalezienia, więc ani nowi ani tubylcy zadomowieni się nie pogubią – nawigacja musi być lepsza niż GPS :-)

W tym wszystkim chodzi tylko o to, by energia, którą ludzie inwestują w swoje blogi i relacje z bywalcami tych blogów, szła na tłoki a nie w gwizdek. To wymaga zmian strukturalnych polegających na udostępnieniu indywidualizacji już nie tylko własnego bloga, ale grupy blogów, bo np. będziesz mógł założyć własny klub, korzystając z całej mechaniki TXT, pod adresem np: www.rollingpol-club.com, oczywiście z własnym szablonem graficznym itd.

To pozwoli uwolnić kreatywność i inicjatywę tych, którzy z takich czy innych powodów nie mieszczą się w ramkach TXT. To szansa na większą różnorodność przestrzeni, klimatów, a zatem szerszą propozycję dla nowych piszących.

Pozdrawiam


Sergiuszu

każda próba zebrania pod jednym dachem ludzi, których łączy tylko chęć do dyskusji, ale cała reszta ich dzieli, zwłaszcza światopogląd i wyznawane wartości, jest skazana na porażkę, a wcześniej na wyniszczającą auto-agresję i agresywne relacje uczestników

Veto.

Jeśli to miała by być prawda, państwa (bądź nie bądź zgromadzenia wielu ludzi pod dachem) mogłyby być jedynie organizmami monokulturowymi; ein volk, ein reich nawet jeśli niejeden fuehrer.

Wierzę w pluralizm, wolność słowa, debatę publiczną. W część demokracji. W to, że warto rozmawiać. Dlatego dyskutuję z Grzesiem i Poldkiem, a gdy bywałem częściej na Salonie — wpadałem do Nameste, Quatryka i Nicponia. A i Triariusa lubiłem poczytać.

Mottem Konfederacji i jak rozumiałem poniekąd misją i celem “statutowym” bylo TWORZYMY MEDIA OBYWATELSKIE.

Media, jak rozumiem, są narzędziem wymiany informacji.
Jeśli zaczynają grupować ludzi o wspólnych poglądach w celu wspólnego działania — przestają być mediami.

Oczywiście, istnieją tytuły z założenia nastawione na propagowanie określonego zestawu poglądów. Dawniej uczciwie w podtytule dodawały, że są organem takiej czy innej partii. One debaty nie organizują, one w niej najwyżej zabierają głos. Taki twór jednak nie może nigdy mienić się konfederacją. Konfederacje, np. Szwajcarska, zawierane bywały dla obrony niezależności (zwłaszcza ideowej, światopoglądowej) różnych ludzi i środowisk przed zakusami koncentratorów (metropolii) o jedynie słusznej linii.
Bywało, że konfederacje przekształcały się w nowe imperia kierowane z nowych metropolii. Nie obywało się to bezkrwawo. Najbliższy przykład — wojna konfederatów z unionistami w Ameryce Północnej. Bynajmniej nie o wolność Murzynów.

Bardzo niepokoi mnie, jako Konfederata, to co wyziera spomiędzy wierszów Twojego tekstu.
Już przekroczyłeś Rubikon?


Odysie,

demokracja w kontekście blogosfery niewiele, bardzo niewiele ma wspólnego z demokracją w kontekście polityki. Myślałem, że to oczywista oczywistość, ale widzę, że jednak nie. Zatem nie pędź tak szybko w dalekie interpretacje :-)

Jeszcze raz: ten tekst jest o rzeczywistości blogosfery, nie o realu, nie o polityce, nie o państwowości. O wirtualu.

Tworzymy media przecież nie-dosłownie. Nie zakładamy gazety, ani niczego w tym rodzaju. Nie mamy przecież zamiaru dołączać do tzw. mainstreamu. Swoją drogą dziwnie patrzeć, jak różni znani blogerzy dostają parcia na szkło i podniecają się bardzo, gdy mainstream raczy ich dostrzec. To przykry widok, bo to nie ten kierunek.

Tak samo jak nie tworzymy mediów tradycyjnie rozumianych, tak samo nie tworzymy partii ani nawet stowarzyszenia politycznego ani czegokolwiek w tym rodzaju.

Skąd więc ta obawa u Ciebie? Boisz się czego? Że komuś może chodzić o coś więcej niż żeby pogadać, czyli np. o to, żeby promować i budować w społeczeństwie aktywne postawy obywatelskie?

Sorry, ale zupełnie nie kumam coś Ty wyczytał “między wierszami”, tym bardziej, że tu NIC nie ma między wierszami. Przeciwnie, jest kawa na ławę.

No to w czym problemo?

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu

‘Każda więc próba tworzenia wspólnoty pod wspólnym dachem koncentratora blogowego jest karmieniem własnych iluzji i świadectwem niezrozumienia, co może ludzi łączyć i w jakich warunkach, a co nie może.’

Jak próba moze byc kamieniem?
Tekstowisko jest kamieniem Panskich iluzji?

‘... w moim przekonaniu pierwszym krokiem w dalszym rozwoju TXT i podobnych miejsc jest odrzucenie szkodliwych iluzji, których podsycanie skutkuje jedynie narastającą frustracją i zmęczeniem Uczestników.’

Jakich szkodliwych iluzji i czyich?

‘ Moja własna motywacja do uczestniczenia w tej blogowej zadymie jest jednocześnie prosta i trudna, bo jest wyzwaniem: uparte budowanie w ludziach, w społeczeństwie, poczucia mocy sprawczej.’

Moze Pan zdefiniować pojęcie: budowanie w ludziach, w społeczeństwie, poczucia mocy sprawczej

‘...demokracja jest do dupy, a zamordyzm nie jest dobry na wszystko – delikatnie mówiąc.’

Dlaczego demokracja jest do dupy?
Na co jest dobry zamordyzm?

Wyjaśnienie tych pojęć ułatwi niewątpliwie dyskusję o pączkowaniu.


Serge

A ja mam zdanie jak Dymitr – mi tam się podoba i na nikogo i na nic nie narzekam.

I mam zdanie jak Odys – akurat TXT jest wyjątkowo pluralistyczne. Jest ewidentnie Konfederacją, gdzie każdy ma własny rząd i własną politykę zagraniczną.

I zgadzam się z Kazikiem – jest nas za malo na mini-kluby.

Cholera, za bardzo zgodny jestem.


ja od ponad 4 lat jestem na jednym takim forum

i jak najbardziej jesteśmy wspólnotą. jeździmy na koncerty, wspieramy się, kłócimy … a wszystko powstało z niczego czyli z netu.

“I don’t need to fight
To prove I’m right”


Pani Agawo,

miło, że Pani zajrzała.

Czy mogę jednak prosić o ponowną lekturę tekstu wraz z komentarzami? Znajdzie Pani odpowiedzi na niemal wszystkie swoje zapytania. Może nawet znajdzie Pani kamień, którego nie ma? Kto wie?

Zaś co do zdania o mocy sprawczej to jest tak, że albo to zdanie jest zrozumiałe samo przez siebie, albo w odpowiedzi trzeba napisać dedykowany tekst.

W sumie chciałbym podziękować za zwrócenie na to uwagi, bo może istotnie warto na ten temat osobno napisać.

Pozdrawiam


Griszeq,

widzisz, rzecz w tym, że choć jest nas mało, to już się zagryzamy dość chętnie, a do tego, jak trafnie zauważył jotesz, potrafimy bezkolizyjnie gadać na wszelkie tematy, pomimo wielkich różnic w gustach i upodobaniach, dopóki nie wejdziemy w tematy konfliktowe, czyli takie jak: polityka, lustracja, Kościół itp.

Tylko że moim zdaniem jednakowo jałowe jest unikanie tematów konfliktogennych jak i jałowe jest zagryzanie się przy różnych okazjach (patrz bajka o wilku u Pana Lorenzo). Podobnie jałowe, a nawet trujące jest gadanie nie-wprost, podgryzanie w eleganckiej formie itp gry i zabawy towarzyskie. Bo z zewnątrz to wygląda odstręczająco, a później dziwimy się, że TXT ma tak wielu czytających przez szybę (czyli bez zakładania konta i udzielania się).

Pomysł z samodzielnymi klubami wychodzi naprzeciw realnemu zapotrzebowaniu. Jest naturalne, że nie każdemu jest to potrzebne, ale tak samo naturalne jest, że ze względu na skupienie na małej przestrzeni wielu silnych indywidualności o inklinacjach do urządzania najbliższego otoczenia po swojemu, wliczając przestawianie mebli u gospodarza, ta energia powinna mieć możliwość znalezienia twórczego, a nie destrukcyjnego ujścia.

To są sprawy zupełnie naturalne w każdej społeczności, a w TXT, szczególnie ze względu na autorytarne rządy Igły i moje, jest zapotrzebowanie na pole do działania dla następnych liderów społeczności.

Tak więc niby jest nas mało ale i tak jest już za ciasno. Potrzeba więcej zróżnicowanej przestrzeni, w której kreatywni i ambitni Uczestnicy mogliby urządzać sprawy po swojemu.

Pozdrawiam


Docencie,

heh, jasne, ja też znam z własnego doświadczenia zupełnie realne wspólnoty powstałe, jak to dobrze ująłeś, “z niczego czyli z netu”.

Ale w każdym przypadku, który znam lub o którym słyszałem, osnową wspólnoty jest jakaś wspólna pasja, wspólny plan akcji, wspólne odniesienie lokalne, wspólny kontekst środowiskowy, cokolwiek wspólnego, ale istniejącego w realu, niezależnie od netu. Wtedy net jest jakimś przedłużeniem wspólnoty opartej o coś w realu – np. wspólne pasje muzyczne, przejawiające się w wyprawach na te same koncerty itd.

Czy pasja rozmawiania (jako samego w sobie) wystarczy, by bywalców TXT nazwać wspólnotą? Uważam, że nie.

Probierzem jest tu łatwość (albo brak skrupułów) odchodzenia i obrażania się, dystansowania się itd. Jeśli przychodzi to ludziom zbyt łatwo, jeśli osobiste ambicje potrafią łatwo przeważać nad dobrem wspólnym, to to nie jest żadna wspólnota, a jedynie mniej lub bardziej luźna grupa swobodnych elektronów.

Żeby było jasne: mi nie chodzi o to, żeby bywalcy TXT stanowili wspólnotę, ponieważ to oznaczałoby realną redukcję pluralizmu i szło w kierunku pojedynczego klubu (lub fan-klubu).

Pomysł z samodzielnymi mini koncentratorami blogowymi jest czymś, co pozwoliłoby ocalić klubową atmosferę w warunkach rozwoju ilościowego całości, bez tworzenia jednej bandy, bez votum separatum itp kwiatków.

Czyli właśnie taki koncentrator, który jest, a jakby go nie było, ale jednak jest :-)


sergiusz

z mojej strony mam tylko jedno:

bo o ile pomysł trafny i mnie się podobający

to warto zauważyć , że
intelektualne podgryzanie ze strony administracji też daje się zauważać, w czym

ja

osobiście nie widzę problemu, wszak to tylko starcie wyobrażeń, nic personalnego

prawda?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Maxie,

przecież sam napisałem o autorytarnych rządach Igły i moich.

Administracja to nie jest jakaś Temida, co to ma być musowo bezstronna i w ogóle.
Przynajmniej ta administracja.

Dla mnie jest zrozumiałe, że to nie każdemu może pasować.
Sam bym nie wytrzymał u takich administratorów! :-)

Wiesz, ja bym chciał, żeby to było właśnie starcie wyobrażeń, ale jakoś co i rusz spotykam się z próbami przerabiania meritum na personalki. Ja tego nie kupuję, ale to bywa toksyczne dla całokształtu.

Pozdrawiam


Chciałbym zauważyć...

...że w samych blogerach następuję również falowanie chęci. Nazywam to sinusoidą, która ma wartości skrajne ujemne i dodatnie. U różnych ludzi może mieć rózne wartości bezwzględne. Krótko – raz się chce a raz nie!

Mimo że brzmi to trochę tajemniczo to ja daję kredyt zaufania, bo dotąd się nie przejechałem ani nie zawiodłem. Incydenty się zdarzają, ale póki są to incydenty a nie permanenty, to nie ma po co do nich wracać...

Pozdrowienia i powodzenia


Sergiusz

ok. ale popatrz, człowieka bardziej boli intelektualna szpilka niż łacina, to jest dla mnie dziwne…

Starcie intelektów naprawdę jest ok, byleby miało określone ramy w postaci wzajemnego szacunku,

a jak wiesz, z tym to bywa różniasto

prezes,traktor,redaktor


Joteszu,

jasne, że wszystko faluje, nawet oceany, a co dopiero nastroje i motywacje. Przynajmniej wiemy, że mamy do czynienia jednak z ludźmi a nie robotami.

Dziękuję Ci.

Pozdrawiam


Maxie,

bo ja wiem? Szpile są chyba gorsze od kilofa, tak myślę. Poza tym nie chodzi tu tylko o technikę ale i motywację. Bo szpile można stosować z różnych powodów. Szpilą można zadać dotkliwy cios, ale można też odblokować przepływ energii (akupunktura czy jakoś tak). Zmierzam do tego, żeby szpili nie oceniać po samym ukłuciu.

Z szacunkiem to jest kłopot. Ludzie różne bardzo rzeczy przez to rozumieją. Jedni na przykład uważają, że szacunek to coś, co należy się z przydziału, inni, że na szacunek to trzeba zapracować, a jeszcze inni na ten przykład uważają, że szacunek jest wtedy, gdy leżymy plackiem cześć oddając, podczas gdy ktoś robi z nas np. idiotę. Różnie bywa, kurczę.

Dodatkowy kłopot jest w tym, że ludzie mają nie tylko intelekt, ale jeszcze charakter a czasem charakterek. No ale tak nas Pan Bóg stworzył, pewnie żebyśmy się ze sobą nie nudzili :-)


Serge

No i wlasnie- ja tego opisywanego przez Ciebie zagryzania się nie widzę. Zgadzam się z Joteszem – są incydenty. To wszystko. Jak w każdej masie ludzkiej, trafiają się konflikty i nic na to poradzić nie można. Są to jednak małe płomyki, nie kończą się eskalacjami i jakimś wielkimi masakrami czy starciami. Drobne szkwały na oceanie całkiem rzetelnych dyskusji.

A tematy poruszane przez Ciebie były polem do wymiany poglądów, znacząco bardziej na kulturze się opierających a nie na waleniu pałami. MAX kiedyś zreszta takie fundamentalne dyskusje nawet wystawil w poście – tematy byly drażliwe, a rozmowy klubowe.

No jeszcze jedno – nie zauważyłem autorytaryzmu w działaniach Twoich lub Igły jako Adminów. Mogę się z Tobą ostro spierać i czesto się to zdarza. Igle wypominam jak macha szablą. Ale to są starcia konfederackie, a nie z Wami jako Adminami. I mam wrażenie, że większość konfederatów takie rzeczy rozdziela.

Pomysł z klubami jest w porządku. Jak tylko będzie nas więcej, staną sie koniecznością. Na razie – w mojej opinii – nie ma problemu.

Pozdrawiam.


Griszeq,

bo ja więcej widzę pewnie, no ale to wiadomo, że obaj z Igłą widzący jesteśmy ;-)

A na serio: dowodem namacalnym zagryzania się są odejścia po personalnych potyczkach (kilka odejść), dowodem autorytaryzmu są odejścia po zajściach regulaminowych (też kilka odejść). Zatem coś jest na rzeczy.

Zauważ też, że opisujesz to co było. Tymczasem propozycja niezależnych klubów wychodzi naprzeciw temu co jest i temu co będzie. Zanim będzie.

Pozdrawiam


sergiusz

heh, nie wszystko co chce napisac nadaje się na światło dzienne :)

nie żeby jakieś przekleństwa, :)

chodzi mi tylko o to, że jakieś nieporozumienia ostatnimi czasy wynikały raczej z trwania przy swoim niż z chęci rozwalania czy jakiejkolwiek destrukcji.

Dobrze że każdy szuka najlepszego dla siebie miejsca, bo to teŻ tworzy klimat, a nie wiedzieć czmu KLIMAT w opisie TXT nabiera pejoratywnego znaczenia. A to spory bład, kiedyś to miód się lał! :)

napisałes cos takiego:

Chodzi tylko o to, by ludzie kłócili się o coś a nie o głupstwa.

i fajnie, tylko kto ma okreslać co jest głupstwem a co nie? Tego się nie da

dlatego możliwość sadzenia rzepki zamiast marchewki acz na jednym polu jest słuszna, i dlatego warto odejść od prób oceny co jest mądre, co głupie co z sensem a co nie. Niech czytelnicy ocenią, ba komentatorzy się pojawią i zbesztają lub pochwalą

prezes,traktor,redaktor


To ja się piszę...

do DINOZAURÓW ROCKA!


co do szacunku

to z definicji pewnie tak,

uściślę zatem : poszanowania bo kluczem do dobrej dyskusji jest odnalezienie motywacji do rozmowy,

a poszanowanie rozmówcy do tego jest niezbędne,

pewnie o to mi chodziło

poszanowanie inności, czasem tego że komuś czegoś tam brak, np. nawet piątej klepki nie upoważnia do łatkowania

i tym wygrywaliśmy i nadaj wygrywamy, choć nie zawsze, co trzeba z czystym sumieniem przyznać

:)

prezes,traktor,redaktor


Maxie,

myślę, że kluczową rolę gra tzw. dobra wola. Przy niedostatku dobrej woli (nie musi to jeszcze oznaczać złej woli), każdy pretekst da się nadmuchać do rozmiarów problemu, zakręcić kota ogonem i dalej to już funkcjonuje jak typowy fakt medialny. Jedni to widzą i z pewnym zażenowaniem drapią się w głowę, inni łykają jak przysłowiowa gęś kluski. Tak już jest, to folklor stosunków międzyludzkich.

Co do głupstw. Oczywiście każdy sam sobie określa co dla niego jest głupstwem. To normalne i zdrowe. Źle się dzieje natomiast, gdy jedni na drugich starają się wymóc respektowanie subiektywnych ocen co jest głupstwem a co nie jest. O tym zresztą też napisałem w tekście, w akapicie o niedopuszczalnym wchodzeniu w zakres wolności Drugiego.

Wyrwałeś moje zdanie z kontekstu, spryciarzu :-) Co może stwarzać wrażenie, że mi chodzi o to, żeby ludzie się kłócili oraz żeby kłócili się o WAŻNE sprawy. Podczas gdy chodziło o coś zupełnie innego. Kontekst matters.

Nie bardzo rozumiem co masz na myśli w tym zdaniu: “warto odejść od prób oceny co jest mądre, co głupie co z sensem a co nie” – hej, Max! co Ty mówisz? To trzeba oceniać, każdy powinien to robić, choćby ze względu na osobistą higienę psychiczną. Chodzi tylko o to, by własnych ocen nie próbować narzucać innym.

Z trwaniem przy swoim to różnie jest. Dąb, który rośnie w tym samym miejscu od 500 lat, trwa przy swoim. Zacięta płyta też trwa przy swoim. Czy dąb wie, że nie jest zaciętą płytą? Czy zacięta płyta wie, że nie jest dębem? Oto są pytania…

Pozdrawiam


Joteszu,

to zbieraj zwolenników Dino-Rock’a i do dzieła! :-)


Maxie,

można to nazwać poszanowaniem, można szacunkiem na kredyt, jak komu lepiej brzmi. Oczywiście, to jest ważne. Tylko że nijak nie wyznaczysz normy w tej dziedzinie. Ludzie podczepiają bardzo różne znaczenia pod szacunek i brak szacunku.

Zapewne da się wytyczyć jakieś zakresy graniczne, ale w ramach tych granic ludzie ustawiają własne, ich zdaniem nieprzekraczalne i z tego powstaje dym, a czasem i ogień.

Dopóki społeczność jest mała i zamieszkują ją osoby, u których te granice leżą w tych samych miejscach, nikt nie dostrzega problemu. Dopiero gdy napływają barbarzyńcy wespół z subtelnymi, zaczyna się jazda. Bez trzymanki, zwykle.


sergiusz

może inaczej,

wiesz że jak piszesz to jesteś odbierany (czy tego chcesz czy nie) jako

administracja bardziej nawet niż Igła, dlatego chodzi mi właśnie o to aby znaleźć

złoty środek o który trudno w takiej konfiguracji, co jest jasne jak ciemne piwo :)

Dlatego zauważ że inaczej brzmi osąd mój czy innego blogera, a inaczej Serga czy Igły, choćbyś się nogami zapierał o monitor, to tak jest

i właśnie dlatego kilka osób wziąłwszy sobie zbyt mocno to do serca poszło inna drogą

Żeby było jasne, nikomu niczego nie odmawiam, wszka wolnośc rządzi jak mawiał mój ulubiony Osioł ze Shreka,

ale wolność to także obowiązki i przyznam szczerze że trudny macie temat, no ale widać taka karma:))

w mysl zasady że władzy trza patrzeć na klawiaturę:)))

p.s co do tego kontekstu, to one też są różnie odbierane:)

prezes,traktor,redaktor


Maxie,

ja to wiem, ale wspomnij, że przez kilka pierwszych miesięcy ja praktycznie nie pisałem, tylko adminowałem w cichości. Były na to narzekania. Jak zacząłem pisać, a nawet wdawać się w jazdy w komentarzach, też są narzekania, a nawet święte oburzenie.

Nie ma złotego środka, bo każdy oczekuje czego innego. Jeden chciałby bezpośredniego szeryfa, co nie waha się przywalić, drugi wolałby niewidocznego, transparentnego jak duch, admina.

Skoro nie ma złotego środka, to go nie szukam. Ponieważ nie mam zamiaru być na życzenie czyjekolwiek innym niż jestem, chcemy z Igłą dać innym możliwość, by mogli sobie meblować TXT po swojemu, bez zawracania sobie głowy jakimś adminem. Czegóż chcieć więcej?


sergiusz

oczywiście, pamiętam

nie wiem czy się zgadzam z tym brakiem złotego

na nieteraz to pytanie dla mnie, keine zeit

a przyszłość?

jawi się:))

prezes,traktor,redaktor


Hm,

“Weźmy na ten przykład (ale to tylko przykład, bo chodzi o pewną prawidłowość) taki dziwoląg jak “Konfederacja Niezależnych Blogerów”. Oczywiście teoretycznie wszystko gra i oddaje intencje Założycieli. W praktyce natomiast widać prawie od początku, że ów dziwoląg nie tylko był bardzo na wyrost, ale wręcz zupełnie nie na temat.”

Pisałem o tym już, mam wrażenie, że proste początkowe zamierzenie TXT, by gadać kulturalnie, miło i sympatycznie a jednak się różnić, znaczy róznić pięknie, bo jak się różni, to czasem niepięknie.
I niektórzy co się przyzwyczaili, że początkowo na TXT rózniliśmy się (przynajmniej trzon konfederatów, bo zawsze był taki Triarius, co bluzgał od początku choć pisać umiał) pięknie, więc gdy nadszedł czas, że starzy tekstowicze zaczęli się różnić niepieknie, to niektórzy się rozczarowali.
Bywa.

Pisałem już, że TXT miało w sobie coś z utopii, mi sięto pododabło io podoba, ale ja jako miłośnik romantyzmu utopię i utopiność cenię.

“Praktyka pokazała bowiem, że niemal żadnemu z Uczestników tej “konfederacji” nie zależało na żadnym stowarzyszeniu posiadającym wspólny cel. Można się tylko dziwić, dlaczego tej nazwy nie zakwestionowano ani wcześniej ani później, w jakiś stanowczy sposób.”

A to akurat nie problem w sumie, znaczy dla mnie celem jak zawsze na blogach jest by pogadać/popisać/poczytać/dowiedzieć się czego.
I autopromocja o której pisze Delilah- to wg mnie ściema.
Oczywiście pisanie zakłada autokreację, ale to nie to samo.
Nie widzę, by było wiele osób na TXT, co się lansować oi promowac chcą.
zresztą w jaki sposób?
Jak anonimowe osoby mogą się promować ?
Czy jak ja piszę o muzyce, to promuję siebie?
Nie, raczej się sobą dzielę:), tak samo jak Docent gdy pisze o punku, Dymitr o historii, Poldek czy odsy o religii, Mad o filmie czy Lubinie, sajonara o szkolnictwie, Podróżny o historii.
itd

Pisza o tym na czym się znają, co lubią, co ich ciekawi.
I mam wrażenie, że ja np. mam wieksza korzyść z tych tekstów ich niż oni mają jakąś promocję.

“Wykpienie całkowitej wirtualności tego tytułu to dobra okazja, by zadać sobie pytanie, o co mianowicie chodziło i chodzi Uczestnikom.”

Mi o to o czym napisałem powyzej.
Ale innym może chodzic o co innego.
Byli tacy, (pewnie są), którym zależy na demonstrowaniu wielkości swojego ego, zwracaniu uwagi w jakiś sposób wywoływaniu chaosu i destrukcji 9albbo ja tak to interpretuję)

“Pierwotna motywacja była oczywiście zbudowana na negacji innego archipelagu w blogosferze. Jednakże negacja, choć użyteczna życiowo na krótką metę, nie nadaje się jako paliwo do dłuższej podróży. Człowiek, a nawet jego awatar, ma to do siebie, że złość mu z czasem przechodzi, emocje gasną jak zamieniające się w kupkę popiołu ognisko, a przeszłość jakimś cudem nabiera ładnych kolorów, bo oprogramowanie zarządzające ludzką pamięcią przykre wspomnienia chowa do coraz niższych i ciemnych szuflad, a miłe wspomnienia ustawia jak ukochane pamiątki na dobrze eksponowanych i oświetlonych półkach.”

E tam, co zajrzę na S24, to negacja mi się odnawia:)
Zresztą choć niekonsekwencję chwalę, to tu konsekwnty jestem, jak zrezygnowałem tam z pisania, to nie wrócę na stałe tam, nawet jak z TXT zrezygnuję.
Zasady jakieś obowiązują:)

A jeszcze apropos adminów, widzę, że czas na autopokutę Sergiusza:), ale nie zgodzę się.
Znaczy szczerze mówiąc, może z Igłą jesteście wredni i autorytatywni (wiem, wiem, wyjdzie komuś, ze się podlizuje administracji i przekraczam ramy zwykłego blogera, ale szczerze mówiąc olać to),ale częściej jak mam dosyć TXT to nie przez politykę redakcji, nie przez SG, nie przez tekstuy Igły czy sergiusza (nawet jak przeginają wg mnie) tylko przez poczynania niektórych blogerów.

A S24 miałem dosyć i przez wielu blogerów (acz raczej komentujących trolli) ale i przez politykę redakcyjną.

Tu na razie nie.

A co do narzekań, niektórym nie dogodzi, więc niewazne czy będziecie pisac czy milczec, gadać tak czy inaczej, brać udział czy byc obserwatorami i tak będzie źle.

A jeszcze jedno, co do pomysłu, myślę jak griszeq, za mało nas na kluby, szczególnie za mało komentujących.

Ale próbujcie, próbujmy (choć ja niekreatywny to nie), trza się rozwijać:)


A co do wspólnoty?

Wspólnota jest mozliwa.
ja odczuwałem mnóstwo razy na TXT wspólnote, odczuwałem i wspólnote na S24 nieraz,choćby pod moim tekstem “Śmierć” z 20 maja 2007.

Na TXT jest i klub i wspólnota i klimat.
Co nie znaczy, że kwasów nie ma.
A i oczywiście wspólnota nie będzie dotyczyć wszystkich nigdy.
Ale np. że z Wiki 3 mam niewiele wspólnego, to nie znaczy że nie mogę docenić jak pisze sensowne teksty, poczytać ich i skomentować czy pogadać.
tak jak z Poldkiem np. moge gadać choć się kłóciliśmmy czy nie zgadzaliśmy w milionach sprawa:aborcji, Kościoła, polityki, PiS, Po, blogerki Maryli i dziesiątek innych.
Ale nie znaczy to że czuję do niego niechęć czy uraze za cokolwiek.
A sa blogerzy mi ideowo bliscy, z którymi nie widzę za bardzo płaszczyzny do pogadania.

Więc gadanie, że poglądy polityczne determinują wszystko to ściema totalna.
Zresztą popatrzcie na real, nie macie znajomych czy przyjaciół, którzy są totalnie inni od was a są dla was najważniejsi?
I różnice nie przeszkadzają.

Przepraszam za przydługi wykład.

Ale cóż belferskie i pisarskie przyzwyczajenia :)


>s e r g i u s z

racja. to co piszesz ma wszakże zastosowanie i poza netem.

“I don’t need to fight
To prove I’m right”


Grzesiu!

znać rękę belfra. Jak wejdzie na ambonę, to drżyjcie narody. Okropna sprawa te belfry :-)

W tym moim z kolei przemówieniu, to, co chyba nie każdy zauważył, ja wziąłem na tapetę nie tyle TXT, co model koncentratora na przykładzie TXT. To czyni różnicę, ponieważ nie wszystko w tym moim tekście można odnieść do TXT.

Masz rację, że polityka jako taka nie jest bardziej konfliktogenna niż inne tematy, a jeśli taka bywa (tu i tam), to raczej dzięki politycznym bojownikom i watahom partyjnych aktywistów rzuconych/rzucających się do walki politycznej w necie. Więc to jakby osobna bajka.

Konflikty zawsze wynikają z przekraczania jakichś granic – albo ktoś wchodzi komuś w szkodę, albo komuś się coś takiego wydaje, plus masa kombinacji pośrednich.

To są zwykle mocno atawistyczne starcia o rewir, i, z całym szacunkiem dla ludzi, niewiele różnią się co do dynamiki i natury od walk np. kotów. Ludzki wymiar tych konfliktów tworzy jedynie fakt używania słów w miejsce innych dźwięków i gestów.

I jeszcze co do samej wspólnoty: masz rację, ona może się zdarzyć, z jakiegoś powodu, coś zaiskrzy, u wielu dotknięte zostaną te same struny duszy. Tak, to jest możliwe w necie. Ale chyba raczej jako zjawisko niż jako stan czy _jakaś bardziej trwała forma. Tak myślę.

Czy ja robię autopokutę? Cholera wie. Po prostu piszę to, co naprawdę myślę.

Pozdrowienia


Docencie,

jak najbardziej.
Bo tak po prawdzie ten net jest mniej wirtualny, niż się zwykło uważać.
Wcale nie jest jakimś Second Life.
Raczej jest rodzajem akceleratora czasu i przestrzeni.
Cała reszta jego rzeczywistości to najprawdziwszy real.
Kto wie czy czasem nawet miejscami/chwilami bardziej prawdziwy niż ten offline.

Pozdrawiam


Sergiusz

No i fajnie, ze piszesz to co naprawde myslisz. Przeciez wlasnie o to chodzi. Jakbym chcial “posciemniac”, to na jakis czat bym sobie poszedl ;))).


Mnie tylko jedno zastanawia

a mianowicie niemal całkowity brak na TXT blogerów o poglądach nazwijmy to prawicowo-konserwatywnych. Ci którzy byli na początku bardzo szybko zwinęli stąd swoje wirtualne żagle, często z wydatną pomocą i ku niekłamanej radości tutejszego Towarzystwa. Uważam to za największą porażkę TXT, nie tak przecież miało być.
Nawet Szanowni Admini podpadający swego czasu pod prawą stronę, tutaj stali się nadzwyczaj liberalni, tolerancyjni, wręcz lewicujący.
Adminów akurat można zrozumiec, w końcu jakiś pijar i marketing muszą stosować, dyplomację uprawiać itd.
Ale cała reszta mogła by jednak być nieco bardziej zróżnicowana, bo czasem można odnieść wrażenie, że założycielami TXT nie byli Igła z Sergiuszem, lecz Pandada z Mikim.


Delilah,

Igła, z powodu nałogowego słuchania TOK FM (tak to się pisze? bo nie wiem), jest oczywiście w prostej linii dzieckiem Agory, czyli lewakiem co się zowie.

Docent za nazwanie go lewakiem pierze po gębie, nawet Zetora, który, jak powszechnie wiadomo, jest lewakiem zakonspirowanym, bo małoletnim (tego ostatniego nie gwarantuję).

Wiki3, znany na wielu koncentratorach blogowych lewak, ukrywa się za awatarem starszego Pana, to oczywiste, prawda.

Pan Podróżny, a także Pan Profesor Przystawa, to znani eksperci lewicowi, regularnie obecni w TOK FM, prawda.

Banan, zawzięty obrońca Jaruzela oraz okrągłego stołu (czy kanciatego, mniejsza o detale), to lewak pewny, tym bardziej, że z Amsterdamu, czy jakoś tak, no w każdym razie ze stolycy lewactwa ojro.

leszek.sopot – oj, to już nawet czyste lewacto, obrońca Michnika, Kiszczaka oraz Jaruzela, aż strach dalej wymieniać, prawda.

rollingpol to też zagraniczny agent lewacki, co widać na pierwszy rzut oka, nieprawdaż.

Odys, właśnie, Odys! ten to dopiero lewak, do tego kościelny, okropność.

Poldek, znany zwolennik Tuska i piewca propagandy PO, znaczy lewak, bez dwóch zdań.

Leski – wiadomo, dziennikarz reżymowy, znany na S24 lewacki przyjaciel Agory, a szczególnie Michnika, prawda.

yassa to znany wichrzyciel lewacki, czołowy bojownik lewactwa tu i tam.

merlot – nie da się tego dłużej ukrywać, przecież to lewak do szpiku kości.

Tyrpa – znany ze spektakularnych lewackich projektów, prawda.

Sergiusz – o, wypraszam sobie, ja nie jestem lewakiem ani prawakiem, jestem za to całkowitym i niereformowalnym anarchistą.

Miłego weekendu :-)


>Serge

No no, gdybym była na TXT od dziś to pewnie dech by mi zaparło z wrażenia na widok tak licznej reprezentacji
Ale ponieważ niedługo upłynie rok mojego tu bytowania, to powiem tylko, że wciąż oddycham miarowo.

Gdybyś tak jeszcze dopisał z jaką częstotliwością pojawia się tu Zetor, a także kiedy ostatnio byli widziani Yassa i Merlot byłabym zobowiązana.


Delilah,

możesz sama sprawdzić kto i kiedy się ostatnio logował:

http://tekstowisko.com/txt/konfederacja

z anarchistycznym pozdrowieniem – dobrej nocy :-)


Delilah,

kibicuję Ci zza szyby;-)


od razu mówię!

że nie mam telefonu ani niczego w tym rodzaju do Merlota, co oznacza, że nie mam nic wspólnego z wyżej widoczną wizytą ducha merlota zza szyby.

:-)


Delilah

Z przykrością muszę się zdystansować od Twojej lewicowej diagnozy.

Nie da się ukryć, że wielu prawicowych blogerów stąd znikło. Z hukiem, lub po cichu. Ale lewicowy ten portal nie jest. (Oczywiście, zależy jak zdefiniować lewicowość).

To prawda, że w porównaniu z Salonem 24, miejscem pod tym względem wyjątkowym, jest u nas niewielu zagorzałych sympatyków PiSu, skromniejsza jest też reprezentacja (byłych) upeerowców.

Warto jednak nadmienić, że o wiele bardziej brak nam lewego skrzydła. Z całym szacunkiem, gdzież tam Docentowi do Nameste… Grześ to u nas lewica… No daj spokój.

Jeśli miałbym z Tobą się zgodzić, to ująłbym kwestię tak: Tekstowisko nie przyciąga głosicieli wyrazistych, jednoznacznie określonych poglądów. Wielu wręcz odrzuciło.
Być może przyjęta formuła dyskusji, ma na to wpływ.

Całościowo jednak faktycznie zdajemy się pogrążać w inteligenckiej centrowej mgle, gdzie każdy z lekka wątpi, wszyscy mają ciut racji…


Sergiuszu

Twoje wyczerpujące wypowiedzi nie zmniejszyły mojego zaniepokojenia.

Jeszcze raz: moim zdaniem rolą mediów jest komunikacja. Rolą mediów niezaleznych i obywatelskich jest niezależny przekaz.

Nic więcej.

Dość trafnie ujął to kiedyś RAZ: dziennikarz jest psem łańcuchowym: jak widzi (lub czuje) coś podejrzanego — ma ujadać. Dobra, niech będzie, nie każdy pies musi być głośno ujadającym burkiem. Są i np. psy pasterskie.

Jeśli jednak tenże pies ubzdura sobie, że oto jest pasterzem — marne widoki dla niego i stada, które pociągnie za sobą.

Można być sfrustrowanym, że oto piszesz już setny tekst, że coś jest nie tak i nic się nie zmienia, ja to rozumiem. Można sobie pomyśleć — pora zakasać rękawy i zrobić dobrze, to na co narzekam gdy robią inni. Ale wtedy wychodzi się z roli dziennikarza. I to nalezy robić czysto, jednoznacznie. Nie mieszać ról.

To jest np. moja główna pretensja do niejakiego Michnika Adama.

Że zamiast przekazywać informację, on przekazem postanowił kształtować ludzi. Aż zjadaczy chleba w aniołów przerobi.

Otóż ja nie zamierzam nikogo przerabiać. Ani brać udziału w przedsięwzięciu przerabiającym.

Więc wolę, by Tekstowisku nie dopisywano nowych celów statutowych. Ani by z pomocą polityki redakcyjnej nie realizowano ich bez oficjalnego ogłoszenia.

Pomysł z podziałem TXT na mniejsze kluby na razie pomijam, bo zbyt jest enigmatyczny by coś o nim powiedzieć.


Ja mam pytania i nie tylko - jak zwykle... ;-)

Bo interesuje mnie jakie byłyby główne cele tych zmian?

- miałoby być nas być więcej? – mielibyśmy się lepiej tu czuć? – mielibyśmy zacząć tworzyć wspólnoty, z których coś zacznie wynikać w realu? – czy po prostu Wy chcielibyście zacząć zarabiać w końcu na tym interesie?

Jak dla mnie wszystkie te rzeczy byłyby zrozumiałe, tylko wolałbym żeby ktoś przekazał mi to otwartym tekstem niż tworzył do tego jakąś ideologię :-)

No chyba ze zmiany są dla samych zmian – coby coś się zadziało? – jak dla mnie to też dobrze ;-)

Tak sobie myślę, że ja to chyba najbardziej lubiłbym taki swój kombinat, na który wchodziłoby setki, może tysiące(!) osób i te osoby czytałyby, głosowałyby i pisałyby jakieś komentarze. Osoby, z którymi mógłbym sobie pogadać, pospierać, pokłócić ale najważniejsza rzecz, żeby coś z tego sensownego wynikało dla mnie i może nie tylko dla mnie, żeby jakaś cząstka mnie w nich zostawała, coby czasami w realu sie zastanowili co to za człowiek jest ten Jacek Ka, co on robi, jakie ma motywację, jaki jest i w ogóle…

Bo człowiek, to tak naprawdę w dużym stopniu istnieje poprzez istnienie w świadomości innych ludzi… I o to chyba m.in. w tym całym blogowaniu chodzi – coby zaistnieć... I nie chodzi tu o to co Delilah nazwała autopromocją, to coś innego… ;-)

pozdrowienia


Odysie,

zacznę od tego, że mój tekst nie dotyczy zupełnie sloganu “Tworzymy Niezależne Media Obywatelskie”. To byłby osobny, równie ciekawy temat, do którego jeszcze wrócę, tym niemniej tu go nie ma, nawet między wierszami go nie ma.

Ten tekst, zgodnie z tytułem i tagami, dotyczy wymiaru społecznościowego TXT i sposobu organizacji tej społeczności. Jest krytyką fikcji pod nazwą “Konfederacja”. Co ciekawe, także z Twoich tutaj komentarzy wynika, że jesteś przeciwny “Konfederacji”, ponieważ nie chcesz uczestniczyć w żadnych celowych formach aktywności.

Dalej, ten tekst zawiera bardzo konkretną i zupełnie nie-enigmatyczną, podaną w punktach propozycję zmiany organizacji społeczności TXT przez jej rozszerzenie za pomocą pączków czy klubów, które z centralą TXT byłyby połączone technicznie ale poza tym niemal zupełnie niezależne.

Co ciekawe, właściwie sam sobie odpowiedziałeś na swoje wątpliwości, pisząc do Delilah, że Tekstowisko nie przyciąga głosicieli.

O to właśnie nam chodziło od początku. TXT nigdy nie miało być ani nie będzie tubą do głoszenia jakichkolwiek poglądów. Głoszenie może mieć postać mniej lub bardziej subtelnej indoktrynacji, może mieć też postać propagandy.

TXT nigdy nie stanie się wehikułem, który mogliby pasożytniczo wykorzystać propagandziści dowolnej opcji politycznej, religijnej itd.

Mam takie wrażenie, że wracające jak bumerang narzekania na polityczne niezrównoważenie TXT świadczą o dość fundamentalnym nieporozumieniu, a nawet zafiksowaniu sobie określonego wzorca takiego koncentratora blogowego.

Otóż nie jest naszym celem reprezentacja sceny politycznej, ani pełnego spektrum politycznych poglądów. Polityka jest tylko jakimś zakresem ludzkiej aktywności, a TXT nigdy nie miało zamiaru ograniczać się do tego wąskiego zakresu. TXT nie jest więc żadnym forum politycznym. I nie chce być.

Teraz robię dla Ciebie ustępstwo i na chwilę wyjdę poza temat tego wątku, by krótko odnieść się do Twoich wypowiedzi o mediach obywatelskich.

Niestety, jesteś w błędzie, gdy piszesz o tym co Twoim zdaniem jest rolą mediów obywatelskich. Jesteś w błędzie z dość prostego powodu: wychodzisz od własnej definicji mediów obywatelskich, a nie dostrzegasz nawet, że nie istnieje żadna uniwersalna ich definicja. Nawet tu, na TXT, gdzie używamy od początku tego sloganu, nie podaliśmy dotąd żadnej definicji własnej. Jak na razie, różnym ludziom różne rzeczy się kojarzą i wydają. Ale to nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością.

Definicja mediów obywatelskich jeszcze nie istnieje. To oczywiście nieco dziwne, że istnieje slogan, a nie istnieje definicja, ale tak właśnie jest, bo to projekt otwarty, jeszcze nie ukształtowany, powstający i odnajdujący własną tożsamość z każdym dniem i każdym tekstem, każdym komentarzem.

Nie jesteśmy dziennikarzami, nie jesteśmy publicystami. Co gorsza, nie jesteśmy nawet blogerami. Nie mieścimy się w żadnych ramkach, w żadnych starych definicjach. Tworzymy coś nowego, co jeszcze nie ma imienia.

Jak już chyba sam widzisz, Twój komentarz jest prawie w całości obok sedna sprawy. Mam nadzieję, że teraz mój tekst wyda Ci się odrobinę bardziej zrozumiały.

Pozdrawiam


Jacku,

witam kolejnego poszukiwacza ukrytych między wierszami znaczeń :-)

Główne cele są znane od dawna oraz zgodne z publicznie deklarowanymi kierunkami rozwoju TXT. Od dawna piszemy o koncepcji rozwoju TXT przez pączkowanie. Obecnie, w ocenie redakcji sytuacja dojrzała do tego, by tą koncepcję wprowadzić w życie, by otworzyć planowane i zapowiadane możliwości “klonowania” TXT, ale w taki sposób, by od chętnych do prowadzenia własnych przestrzeni klubowych nie wymagało to specjalnego wysiłku organizacyjnego, technicznego i finansowego.

Absolutnie nie chodzi tu o naszą chęć zarabiania. Nie zarabiamy na TXT, od wielu miesięcy nie otrzymujemy też absolutnie żadnego wsparcia w postaci dobrowolnych datków, sami z prywatnej kieszeni ponosimy wszystkie koszty.

To, że w propozycji piszę o opłatach i reklamie jest jedynie oczywistą konsekwencją proponowanych możliwości. Jeśli damy możliwość prowadzenia własnych klubów, we własnej domenie (nie w subdomenie TXT), to oczekujemy, że chętni do ich prowadzenia będą gotowi samodzielnie ponosić koszty swojej działalności pod własnym szyldem, ewentualnie przystaną na opcję pokrywania kosztów technicznych z reklam wyświetlanych u nich przez centralę.

Zauważ, że chodzi o ponoszenie kosztów, nie o zarabianie, choć oczywiście, jeśli odpowiedzialni za własne kluby zdecydują się opłacać ich koszty w centrali, będą mogli zarabiać na reklamach bez naszej wiedzy, lub kontynuować dotychczasową praktykę TXT, które pozostaje wolne od reklam.

Celem tych zmian nie jest też tworzenie wspólnot. Jeśli ludzie z jakiegoś powodu i przy jakiejś okazji poczują wspólnotę, jak to opisał Grześ, to fajnie, ale nie jest to celem, ponieważ moim zdaniem wspólnota na bazie koncentratora blogowego jest ułudą. Grześ woli nazywać to utopią, niech więc będzie, że to utopia.

Jacku, chyba źle mnie zrozumiałeś z tym kombinatem. To co opisujesz, to koncentrator właśnie. Kombinatem nazywam takie miejsca jak WordPress.com lub Blogger.com. Koncentratorem nazywam takie miejsca jak Salon24.pl czy Tekstowisko.com.

Zgadzam się natomiast z tym, co napisałeś o motywacji i sensie uczestnictwa. Chyba Grześ to podobnie określił, pisząc o dzieleniu się sobą. W tym jest głęboki sens. Może to nawet jest najważniejsze?

Pozdrawiam


Sergiuszu

Sprostowanie

sergiusz

Co ciekawe, także z Twoich tutaj komentarzy wynika, że jesteś przeciwny “Konfederacji”, ponieważ nie chcesz uczestniczyć w żadnych celowych formach aktywności.

Nie wiem, gdzieżeś to w moich tekstach wyczytał. Prostuję w kazdym razie:
Jestem za Konfederecją czyli związkiem niezależnych, działających razem (bo sami mieliby kłopot zaistnieć poza innymi, mniej oddolnymi i nie konfederackimi platformami publicystycznymi). Dla mnie to nie jest puste słowo. Celem Konfederacji do której przystąpiłem było pisanie i czytanie. Współtworzenie debaty publicznej (nawet na jej marginesie). Ścieranie poglądów. Konfrontacja idei. Wymiana informacji. Dialog. To jest jak dla mnie całkiem wystarczający cel. Dopisywanie publicystyce dodatkowych celów czy zadań jest niebezpieczne dla samej idei nieskrępowanej wymiany myśli.

Wizja pod-klubów

ten tekst zawiera bardzo konkretną i zupełnie nie-enigmatyczną, podaną w punktach propozycję zmiany organizacji społeczności TXT przez jej rozszerzenie za pomocą pączków czy klubów, które z centralą TXT byłyby połączone technicznie ale poza tym niemal zupełnie niezależne.

To brzmi właśnie enigmatycznie. Nie wiem, co oznacza słówko niemal nezależne, czy owe “pączki czy kluby” byłyby osobnymi portalami, jedynie linkowanymi z “centralą”, czy to byłyby zakładki jak np. na gazecie.pl, czy byłaby wspólna SG, czy poszczególne kluby różniłyby się graficznie i organizacyjnie, czy przynależność do każdego z klubów byłaby osobna, wymagająca osobnego logowania alboco… Czy dany blog byłby sciśle przypisany do danego klubu, czy wybór gdzie publikowana jest notka należałby do blogera, czy redakcja nie odmawiałby np. niektórym blogerom publikacji, mówiąc “z tym to sobie idź do klubu” etc, etc…
To co opisałeś może wyglądać na milion sposobów.
Pomijając kwestię, jak wydzielić kluby spośród mniej niż pół setki aktywnych blogerów.

Dodać należy, że choćby doświadczenia z rubryką “debata TXT” moim zdaniem wykazuja niezbicie, że życie blogowe wędruje własnymi ścieżkami i dodatkowe podziały, czy inne linie demarkacyjne niczemu nie pomogą, a zaszkodzić mogą.

Propaganda

Ciekawe co piszesz.
Ja np. na TXT głoszę własne poglądy. Od czasu do czasu. Ok, powiesz, że to nie propaganda czy ewangelizacja. Że nie indoktrynuję. Dzięki za taką ocenę.
Ale przecież od początku do dziś na TXT działa co najmniej jeden(-a) bloger(-ka), jak najbardziej pod kategorię tuby propagandowej podpadający. Co najmniej jeden zajmuje się też ewangelizacją.
To, czy portal jest propagandową tubą nie jest bezpośrednim skutkiem tego, że iluś-tam jego autorów jest głosicielami. To według mnie kwestia proporcji, między innymi. No i oceny, co jest już, a co jeszcze nie jest propagandą.

Zresztą, to zupełnie co innego, gdy piszesz, że TXT nie będzie pasożytniczo wykorzystywane przez propagandystów, niż zobowiązanie, że TXT samo, en masse, nie zostanie skierowane na front walki ideowej. Konkretny przykład jest bardzo świeży. W czasie wojny w Gruzji wywieszono na SG baner wyrażający poparcie dla Gruzinów. W imieniu wszystkich Konfederatów. A przeceiż nie było w tej kwestii referendum…

Definicja mediów obywatelskich

Wyszedłbym z definicji słowa media. A potem zastanowił się jaką wartość dodaną stanowi przymiotnik obywatelskie. Oba słowa są znane i coś znaczą.

Ale co robimy — to widać. Robimy media. Może nowe, nieco inne. Pierwsi dziennikarze radiowi próbowali na antenie czytać gazetowe teksty. Potem natura nowego medium wykształciła osobny podgatunek. Ale to wciąż media.

Ale gdy media zabierają się za działalność o innych celach, przestają być mediami. Taką groźbę dostrzegam w Twoim wzdychaniu do działalności we wspólnym długoterminowym i jasnym celu i misji (tak, bez misji ani rusz!).

Co jest na temat

Jak już chyba sam widzisz, Twój komentarz jest prawie w całości obok sedna sprawy. Mam nadzieję, że teraz mój tekst wyda Ci się odrobinę bardziej zrozumiały.

Dziękuję niezmiernie za tak wyczerpujące tłumaczenie z polskiego na nasze. Niestety, nadal sam nie widzę, tego co byś sobie życzył, ani nie rozumiem oczywistych oczywistości.

Z tekstu Twojego wyczytałem, że:

  • konfederacja to puste słowo
  • zgrupowanie blogerów bez celu i misji nie ma sensu.
  • wszyscy tu obecni nie zgodzą się na występowanie pod jednym szyldem i w jedynie słusznym misyjnym celu
  • proponujesz dla maruderów z jaichś powodów (np. towarzyskich) wciąż tu obcnych — utworzenie podprzestrzeni gdzie będą sobie swoje bezcelowe dyskusyjki uprawiać, wspólnej misji nie wadząc.

Być może to nadinterpretacja, ale zdaje mi się zgodna z treścią Twojego artykułu i jakoś realna. A dla mnie — brzydko pachnie. I dlatego piszę. Zuepłnie nie na temat.

Piszę, do jakiego TXT przyszedłem, pod jakim szyldem występujemy, jak go rozumiem i co według mnie jest celem jasno z deklaracji założycielskich wynikającym.

Rozumiem, że to nie na temat. Przykre to dla mnie, bo sądziłem, że Twój tekst jest jakąś propozycją, przyczynkiem do debaty o sensie i kształcie TXT. A tu wygląda na to, że nie należy wypominać nieaktualnych już haseł, którymi nas wszystkich przyciągnięto, tylko wyrażać aplauz i zaakceptowanie.


Odysie,

w kilku miejscach swojego komentarza wpadasz w przesadę, opierasz “zarzuty” na domniemaniach itd. W ten sposób chcąc niechcąc, zmuszasz mnie do pisania o tym, o czym nie napisałem, ani czego nawet nie pomyślałem, a to nie służy ani porozumieniu ani utrzymaniu wątku.

Pozwól więc, że pewnych rzeczy nie będę po raz kolejny w tym wątku powtarzał. Także dlatego, że większość Twoich pytań o to jak miałyby działać kluby, świadczy wprost o tym, że zwyczajnie nie doczytałeś całej dyskusji powyżej. Dla mnie to niezręczne i przykre zwracać komukolwiek uwagę na tak elementarne reguły dobrej dyskusji.

Dlatego choć zdaje mi się, że w miarę dobrze rozumiem Twoje intencje, nie będę zajmował się prostowaniem Twoich interpretacji, a zamiast tego zachęcę Cię do uważnego przeczytania całej dyskusji.

Wtedy przeczytaj jeszcze raz własny komentarz, włącz pierwszy bieg, a nie od razu czwórkę i nie dawaj się wodzić na pokuszenie syrenom i mgłom :-)

Z chęcią odniosę się do każdego uzasadnionego zarzutu i odpowiem na każde pytanie, oczywiście pod warunkiem, że będziesz do mnie gadał tak, jak się gada z Sergiuszem, a nie jak się gada z p. Renatą RK, którą przy tej okazji pozdrawiam :-)


Sergiuszu

Tak, niewątpliwie, swoje, hmm, wątpliwości opieram na domniemaniach i interpretacjach Twojego tekstu. Czego od początku nie ukrywałem.

Może to kwestia stylu – nie oceniam – ale po prostu dla mnie brzmisz niejednoznacznie. Wśród możliwych interpretacji są też i te, które mnie niepokoją. O tych niepokojach napisałem, mam nadzieję że klarownie.

I jeszcze raz – mniej się odnoszę do propozycji klubów, bo nie wiem co o niej sądzić, a bardziej do pozostałych motywów Twojego tekstu.

Przeczytałem całą dyskusję ponownie. Rzeczywiście, wcześniej umknęła mi odpowiedź do Rollingpola, która ciut informacji o wizji klubów dodaje. Ciut. Nadal mam do tego stosunek ambiwalentny.

Ja nie stawiam zarzutów. Ja sygnalizuję złe przeczucia i te – uzasadniam, jak umiem.

Znikam już, by nie psuć wątku.
Cześć.


Odysie,

jesteś rzeczowy facet, więc zamiast dodawać w moim stylu otwarte objaśnienia, powiem Ci krótko: nie ma powodu do niepokoju, który wyrażasz.

Być może nie wynika to wprost z samego (nie ukrywam, że nieco prowokacyjnego) tekstu, ale już z dyskusji wynika. A nawet jeśli dla Ciebie nie wynika, to po prostu przyjmij to jako moją deklarację: nie ma powodów do żadnego niepokoju, którym się tutaj podzieliłeś.

Mogę też obiecać, że jeszcze wrócę do kilku Twoich wypowiedzi, bo poruszasz kilka spraw (choćby flaga na stronie głównej TXT przez jakiś czas), które mogą być dobrymi punktami wyjścia do interesujących dyskusji.

Pozdrawiam Ciebie serdecznie


Do odwaznych swiat nalezy

Przeczytalem wszystkie komenty i wyjasnienia Sergiusza i wydaje mi sie, ze ma to szanse powodzenia. Tym bardziej, jesli jak widac interesuje nas ta idea, a to ze pytamy, zglaszamy uwagi i zastrzezenia swiadczy tylko o tym, ze jednak jakas wspolnota istnieje. A jezeli Sergiusz (i kto tam jeszcze), ma pomysl na nastepny krok, to ja naprawde nie widze w tym nic zlego.

Ze moze sie nie udac? Pewnie ze moze, ale co wtedy przeszkodzi wrocic do punktu wyjscia i sprobowac od nowa? Chyba ze zniechecenie. Poczulbym sie rozczarowany.

To co napisalem nie oznacza, ze bezkrytycznie i hurraoptymistycznie bede popieral wszelkie ruchy Administracji. Wydaje mi sie tylko, ze APS (adm. przestrzeni klubowych ;)) ma do zyskania i stracenia tyle samo co konfederaci. Co oznacza, ze beda konsultacje i “referenda”. Tak mysle, nie?
Napisal bym ze w interesie nas wszystkich, ale to juz byloby jawne przyznanie sie do tego “lewactwa”, ktore wytknal mi Serg;).


Panie Kaziku

twierdzę podobnie jak Sergiusz – demokracja jest do dupy – dodam dlaczego tak uważam – gdyż daje równe prawo temu co cokolwiek wie i temu dla którego myślenie jest bólem okrutnym, a całkowita niewiedza przepustką do raju…


Rollingpolu

Co do konsultacji i referendów to w razie czego bede słuzyl sondażownią :-)

pzdr


Ha!

To juz masz pierwsze pytanie.

“Czy demokracja jest do dupy, a jesli tak to dlaczego”?

Pan Marek juz odpowiedzial. Ciekawym by bylo co inni na ten temat mysla i jak to sie ma do ich miejsc na politycznym kompasie ;)

Pozd.


Panie Marku

Pan tez z UPR?


>Sergiuszu

Znaczenia między wierszami zawsze sa i zawsze będą – nie ma co po temu się dyskutować ;-)

Co do celów to spoko – napisałem przecież, że dla mnie wszystko jest zrozumiałe.
Jak bedziecie chceili zarobic to trudno – się do tego przyzwyczaje i zaakceptuje….

A co do sensowności samych zmian, to chyba dopiero można będzie ocenić jak już będą – diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach :-)

Natomiast jesli chodzi o kombinat i koncentrator, to myśle, ze dobrze zrozumialem znaczenie tych słow użyte przez Ciebie. Mnie się tylko słowo kombinat bardziej podobna. No i kojarzy się to z Republiką. A koncentrator to najwyżej mi się z kablem kojarzy elektrycznym :-)

pozdrowienia


Rollingpolu

Staram się nie zadawać pytan sugerujących odpowiedz :-)

Ale coż – czasami można odstapić od zasad ;-)

pzdr


A tak w ogóle

To SONDAŻOWNIA jest w każdej chwili do wynajęcia.

Jak cktos chce zrobic sondę, to tylko pls o podanie szczegółów i publikacja nastapi.

Jedynie utrudnienie, to to, że z braku czasu mogą być opóźnienia.

Ale jak wszystko będzie dokładnie ułożone, to i ten problem może zniknąc…

pozdrawiam ponownie


Agawo

:)
Gdybym był tym kim nie jestem a mógłbym być tym kim jestem
wykładałbym na uniwersytecie..
posadzki gresem
albo zupełnie odwrotnie, ale jak sam jeszcze nie wiem…


Panie Marku

Wrzucając do wyszukiwarki tezę demokracja jest do dupy można dowiedzieć się kim jest JKM i jego partia.
Natomiast wyszukiwanie slowa demokracja pozwala rownież zrozumieć czemu starożytni Grecy stosowali ostracyzm.

Kto pyta nie błądzi?
Pozdrawiam :)


Właśnie :)

ale daję głowę, że gdybyśmy o to samo zapytali ‘naszych’ posłów zabłądzilibyśmy w gąszczu ich głupoty. Nie wyłączając premiera i prezydenta
Ukłony :)


Panie Marku

marekpl

twierdzę podobnie jak Sergiusz – demokracja jest do dupy – dodam dlaczego tak uważam – gdyż daje równe prawo temu co cokolwiek wie i temu dla którego myślenie jest bólem okrutnym, a całkowita niewiedza przepustką do raju…

Ja nie wiem czy dla pana Sergiusza “demokracja jest do dupy”. Pan Sergiusz, jak sam oświadczył “mógł napisać, że demokracja jest do dupy” ale zamiast to napisać daje blogerom i komentatorom na TXT jeszcze jedną możliwość kształtowania tego miejsca i mówi “wybierajcie”. (Ja tak ten tekst zrozumiałem.)
Czy istotą demokracji nie jest możliwość wyboru?
Czy w ciągu całego swojego życia każdy z nas nie dokonuje milionów wyborów?
Od wyboru między bułką a chlebem na śniadanie po wybór partnerów życiowych.

Zupełnie więc nie rozumiem dlaczego odmawia Pan ludziom dokonywania wyborów w sferze politycznej. Każdy z nas został obdarzony wolną wolą. Absolutnie każdy.
Dlaczego więc Pan w obszarze wyborów politycznych chce ludzi zniewalać?

Wybaczy Pan, moim zdaniem to nielogiczne, niekonsekwentne i okrutne pójście na łatwiznę.

Pzdr.


sergiusz

Nie mam parcia na SG
choć czasem mi przykro, że zdawałoby się ważny tekst (niekoniecznie mój) pozostaje bez komentarza, a pitupitu o nalesnikach czy podstarzałej gwieździe rocka ma ich kilkadziesiąt.

Nie czuję potrzeby grupowania się w klubie. Wystarczy mi bycie w koncentratorze.

Przystapienie do konfederacji odbyło się w potrzebie rozmowy z awatarami, a nie brodzenie w odchodach, żeby czasem trafić na kogoś ciekawego.

Jedyna polityka administracji to pomoc w usuwaniu bagna. Do tej pory nie zauważyłem poza incydentami, żeby była jakaś ohyda.

Odjazdy głównych inspiratorów pojawienia się TXT są w normie więc mi nie przeszkadzają

Jak rozwijać TXT? Ostatnio nie mam czasu na zwykłą pisaninę więc się nie wypowiadam. Mnie jest dobrze jak jest.


Delilah

niemal całkowity brak na TXT blogerów o poglądach nazwijmy to prawicowo-konserwatywnych. Ci którzy byli na początku bardzo szybko zwinęli stąd swoje wirtualne żagle, często z wydatną pomocą i ku niekłamanej radości tutejszego Towarzystwa.

Melduję się, że zostałem. Nie miałem tak wielkiej wrażliwości wzgledem własnego rozdymanego ego i może nie feruję radykalnych sądów więc nie jestem wyrazisty, ale też nie jestem wewnetrznie sprzeczny gdzie z jednej strony stoję się w piórka twardziela, a z drugiej zmykam pod byle pretekstem, bo mnie Towarzystwo wyśmiało.


Sajonara,

ale czy jest zakaz komentowania ważnych rzeczy/tekstów?
Że ktoś chce komentować pitu/pitu, to jego sprawa.
I tego, co to pisze.
Ja np. jestem pewny, że gdyby moje teksty nie były na SG, komentowało by je tyle samo osób, więc można ich nie dawać, a promowac te wazne teksty, by je komentowało osób więcej.

Delilah, może to nie Towarzystwo, moze to Układ:)


Szanowny Kaziku

kazik

Czy istotą demokracji nie jest możliwość wyboru?
Czy w ciągu całego swojego życia każdy z nas nie dokonuje milionów wyborów?
Od wyboru między bułką a chlebem na śniadanie po wybór partnerów życiowych.

Co to (te osobiste wybory, które są wynikiem doświadczenia zyciowego, wiedzy lub głupoty) ma wspólnego z demokracją?

kazik

Zupełnie więc nie rozumiem dlaczego odmawia Pan ludziom dokonywania wyborów w sferze politycznej. Każdy z nas został obdarzony wolną wolą. Absolutnie każdy.
Dlaczego więc Pan w obszarze wyborów politycznych chce ludzi zniewalać?

Wybaczy Pan, moim zdaniem to nielogiczne, niekonsekwentne i okrutne pójście na łatwiznę.

Pzdr.

Kaziku, życie jest okrutne.
Nadal uważasz, że każdy kretyn, zupełny lub nie, ma prawo wpływu na życie nie-idiotów? Tych pierwszych wciąż więcej. Świadczą o tym sondaże (sic.).
Oktutnym jest dawanie kretynym równego prawa. Kiedy z niego korzystają życie faktycznie przestaje być łatwizną.
To, że każdy z nas został obdarzony wolną wolą, to nie jest do końca prawdą, ale…
Kaziku, pozostaje jeszcze rozum
Wolna wola i rozum.
Jak kretyn może odwołać się do rozumu, nie będąc w stanie absolutnej żadnej świadomości, w tym kapitalnego znaczenia swego wyboru?
Miłej niedzieli :)


Panie Marku

No trudno, nie znajdziemy płaszczyzny porozumienia.

Dlaczego? Dlatego, że Pan uzurpując sobie prawo oceny czyjegoś rozumu (a w konsekwencji prawa głosu) nie zauważa, że takiej samej ocenie ktoś inny, stojący znacznie wyżej niż Pan, podda pański rozum i powie któregoś dnia: Won! Ty też Marku jesteś za głupi by głosować.

Równie miłej niedzieli życzę. :)


Droga do szczytu piramidy

A kiedy ktoś na dole (masa) uzna, że ci na szczycie mają coś nie tak z głowami :) Znowu się zacznie?
Kiedy?
Może już nigdy, bo nigdy wcześniej jak dotąd żadna władza nie budowała tak wielkich systemów przeciw obywatelom. TOTALITARYZM – współczesny.
Oni już Tobie – mnie – nam ograniczają prawo, do wszystkiego zostawijąc jeden wybór- bądź posłuszny i płać..


Panowie Marku i Kaziku

marekpl

Nadal uważasz, że każdy kretyn, zupełny lub nie, ma prawo wpływu na życie nie-idiotów? Tych pierwszych wciąż więcej. Świadczą o tym sondaże (sic.).

  • Każdy kretyn ma realną możliwość wpływu na życie nie-idiotów. Na przykład wsiadając za kierownicę po pijaku. W Polsce niezemiernie wileu kretynów te swoje możliwości realizuje. Niezależnie od tego, czy mają prawo czy nie.
  • Nie ma najmniejszego dowodu na to, że likwidacja demokracji odsunie od władzy kretynów, a odda ją w ręce szlachetnych geniuszy. Jest wiele poszlak i historycznych doświadczeń, wskazujących, że raczej przeciwnie.
  • System wyłaniania elit władzy politycznej (i tylko politycznej) zwany potocznie demokracją nie daje wolnego wyboru tzw. wyborcom, a pretendentom do władzy stwarza niewłaściwe warunki konkurencji. Zarówno w modelu anglosaskim, jak parlamentarno – gabinetowym. Ponadto, system ten w żaden sposób nie obejmuje władzy ekonomicznej, która dziś jest już chyba znacznie potężniejsza i ma większy wpływ na codzienne życie jednostki.
  • Nie jestm przekonany, czy możliwość wyboru jest istotą demokracji. Raczej, powiedziałbym, możliwość głosowania. A to nie to samo.

Pozdrawiam


Panie Marku, jeszcze

marekpl

Oktutnym jest dawanie kretynym równego prawa. Kiedy z niego korzystają życie faktycznie przestaje być łatwizną.

Wolny rynek daje kretynom równe prawa. I wolność wyboru.
Niewątpliwie, życie nieraz przez to się komplikuje.
Jesteś przeciw?


grześ

A gdzież ja napisałem, ze jest zakaz komentowania waznych wpisów? Napisałem, ze jest mi przykro gdy przechodzą jakby bez echa.

Niemniej zdaję sobie sprawę, że to co dla mnie ważne dla innego może byc pitu-pitu.
Znam za to kilku blogerów, którzy na brak odzewu dla nich ważnej sprawy robili rejwach.

Patrzyłem dwa tygodnie temu na “Kawa na ławę” Rymanowskiego. Był to kolejny program w którym pojawił się Sellin i patrzył jakby z boku na głupawkę by skomentować ale czym my się tu zajmujemy gdy poważne tematy leżą. Pozostali popatrzyli na niego jak na idiotę. Ważne tematy. A które to są?? To ważnych tematów trzeba mieć wiedzę do tego by skomentować czy Palikot jest wariatem, a Nitras łajzą nie trzeba żadnej.
Dlatego media radośnie pompują bzdurne aferałki, a Sellin sobie może dumać nad tym co jest ważne i większość popatrzy na niego jak na wariata.


Odysie

konkretnie z tą demokracją, która jest w/g mnie do dupy, to tyczy się li tylko polityki i systemy wybierania. Resztą, jak słusznie wskazujesz zajmują się inne systemy, w tym ekonomiczny..
Wkurza mnie farsa przy okazji każdych wyborów, to cyrk a nie wybory.
W sprawach gospodarki kretyn mnie nie interesuje gdyż życie i bezwzględne prawa ekonomii szybciej czy później, ale zawsze, regulują ‘mądrość’ kretyna
Pozdrawiam :)


Blad Panie Marku

“... bo nigdy wcześniej jak dotąd żadna władza nie budowała tak wielkich systemów przeciw obywatelom.”

To nieprawda.
Moze Pan pisze o jakiejs czesci obywateli, ale jednak wiekszosc jest za. To sa wlasnie te BigBrothery, debilne seriale gdzie nawet smich sie sygnalizuje. To “chwalenie” sie przeczytana jedna czy dwoma ksiazkami w zyciu! To robienie idoli z idiotek, ktorych “wielkoscia” jest filmik pornograficzny. I mozna by tak jeszcze dlugo.

Pan pisze ze to wladza, a ja mowie ze to wlasnie ten obywatel (tak, masowy) tego chce. Taniego dostepu do nieskomplikowanej rozrywki, socjalu i kogos kto bedzie myslal za niego.
Wspolczesny totalitaryzm? Tak, ale to wlasnie ten obywatel w swej masie zadecydowal. Ta demokracja, ktora “jest do dupy”.
Panu sie to niepodoba. Mi tez i wielu innym, ale cywilizacja niestety podaza w tym kierunku.

Zabawne jest, ze wiele ksiazek z nawet nie tak dalekiej przeszlosci, do dzis okresla sie mianem “fiction”.

Pozdrawiam.


Sajonara,

“A gdzież ja napisałem, ze jest zakaz komentowania waznych wpisów? Napisałem, ze jest mi przykro gdy przechodzą jakby bez echa.

Niemniej zdaję sobie sprawę, że to co dla mnie ważne dla innego może byc pitu-pitu.”

No właśnie i tu tkwi sedno, moim zdaniem, zresztą wiesz, czasem sa potrzebne teksty “lightowe”, by odpocząć od czegoś, ja np. gdy była wojna gruzińska, momentami miałem TXT dosyć, o niczym innym się prawie nie pisało (plus jeszcze motyw flagi, co Odys zauważył), więc sobie założyłem wątek Hyde Parku, bo chciałem sobie popisac o pierdołach.
A że te pierdoły przyciągnęły kilkudziesięciu komentujących i ponad 200 komentarzy (fakt, najwięcej moich:)), to chyba już nie moja wina, tylko fakt, że niektórzy też chcieli sobie pogadać i porobić pitu-pitu.
Czasem trza odetchnąć.

“Znam za to kilku blogerów, którzy na brak odzewu dla nich ważnej sprawy robili rejwach. “

i to mnie dziwi, jak napisałem tekst o Grassie czyli o literaturze, odzew miał zerowy, a ze 3 osoby pod nim zaczęły gadać nie na temat, to choć wkurzało mnie to leciutko, to stwierdziłem, że widać nie trafiłem w nikogo zapotrzebowanie.
Mój problem.
Choć o literaurze mam do powiedzenia trochę i to jedna z rzeczy niewielu, na której jakoś się znam.
Ale jak piszę bzdury o polityce, o której nie mam pojęcia, czy swe kawałki o 3 potrawach na krzyż, które umiem robić, to komentuje dużo osób, widac tak ma być:)

“Dlatego media radośnie pompują bzdurne aferałki, a Sellin sobie może dumać nad tym co jest ważne i większość popatrzy na niego jak na wariata.”

racja, wydaje mi się, że jednak TXT promuje ważne rzeczy: teksty Dymitra, twoje,Podróżnego, Lorenzo, Yayco, A. Kmieciaka.
Ja tam zaliczam się do blogerów świadomie niepoważnych.
I piszę o pierdołach w większości.

No a zresztą co mam wam pisać o historii literatury grozy czy kulturze niemieckiej w kółko, bo na tym się jako tako znam
Nudne by to było.

pzdr


Grzes

A nie pomyslales, ze jakbys popisal o “literaturze grozy” to moze ilus z tych wchodzacych tutaj i tylko czytajacych, mogloby sie zainteresowac i siegnac po jakas ksiazke, ktora polecasz?


Rolli

Ale jemu się nie chce.

Woli pomarudzić, że nie ma weny, zamiast pisać prosto z głowy i palca o swoich literackich miłościach.

www.pomocdlarenaty.pl


Grzesiu,

przyłączę się tu do opinii rollingpol-a, bo być może byłoby to niszowe ale na pewno nie nudne.

To jest zresztą jakaś szkodliwa blogowa poprawność, której jak widzę wielu ulega – żeby na blogach wyżywać się amatorsko, że niby blog jest po to, żeby odpocząć od zawodowej aktywności itd.

Owszem, jeśli ktoś zawodowo zajmuje się czymś, co go nudzi lub męczy, to ja się nie dziwię, że starannie woli tego unikać na blogu.

Ale przecież są też ludzie, którzy zawodowo zajmują się tym, co ich jednocześnie pasjonuje?

Gdy tacy ludzie piszą o swoich pasjach, to choćby chodziło o prostą pracę w piekarni, to nigdy nie będzie nudne.


Doggi;)

A moze zazdrosci ci lekkosci paluchow?
Grzes? Eeeee…, chyba nie? Przeciez wszedzie Go pelno ;)


He he

Cholira go tam wie:-D

Ale trzeba mu na ambicję wejść w końcu, nie?

www.pomocdlarenaty.pl


Grzes

Wchodzimy ci na ambicje;)))


-> Rollingpol

“Moze Pan pisze o jakiejs czesci obywateli, ale jednak wiekszosc jest za. To sa wlasnie te BigBrothery, debilne seriale gdzie nawet smich sie sygnalizuje. To “chwalenie” sie przeczytana jedna czy dwoma ksiazkami w zyciu! To robienie idoli z idiotek, ktorych “wielkoscia” jest filmik pornograficzny. I mozna by tak jeszcze dlugo.”

Właśnie od dość dawna wskazuję na tę postępującą głupotę, nawet tutaj na txt można przeczytać jaki mam stosunek (pierdolę ich i tyle) do tych ‘intelektualnych’ debili, dla których kretyńskie programy show są wpisane w codzienny rytm dnia, stają się zegarem – ‘samoregulatorem’

Pogoda jest super, fajnie się trafiło – ludzie ej… :)


Mad&Rollingpol&Sergiusz,

teoretycznie macie rację, ale po pierwsze czas, by dobry tekst na jakiś temat ambitny potrzeba czasu, a ja raczej pobyt dzienny i nocny na TXT powinienem ograniczac a nie wydłużać.

Rollingpolu, to raczej zniechęcający a nie motywujący utwór:)

A jeszcze jeden o negatywnej roli ambicji:

http://pacyfka92.wrzuta.pl/audio/p5ul1HtXpE/closterkeller_-_sztuka_ambic...


Panie Marku -- o demokracji jeszcze

Uwaga. Powtararzne poniżej słowo “kretyn” jest parafrazą wypowiedzi z którą polemizuję; ujętym w cudzysłów skrótem myślowym. To na wypadek, gdyby ktoś chciał przypisywać mi na tej podstawie pogardę do ludzi, prostych zwłaszcza.

To właśnie wolny rynek powoduje, że demos tryumfuje.
Nie w Sejmie.
W życiu.

To pod nich optymalizuje się masową produkcję, masową komunikację, masowe media. Mikser, pralka, krzesło — zaprojektowano dla masowego kretyna. Chcesz bardziej wyszukane? To już nawet nie wystarczy więcej zarabiać.

Bo dla więcej zarabiających kretynów lansuje się snobistyczne mody. Jakiegoś ajfona czy innego smega. Który kosztuje piętnaście razy więcej od konkurencji, nie dlatego, że jest piętnaście razy lepszy — tylko dlatego, że znaleziono target bagatych kretynów, którzy poczują się lepiej mogąc więcej zapłacić.

Bo i bogatszy klient nie ma pojęcia i mieć nie chce, co w tym jego telewizorze faktycznie siedzi, jak działa i za co warto zapłacić.

Dla nich robi się program tv. Nie tylko publicznej, nawet kablówki. Przecież i Discovery daleko ma do poziomu przedwojennej inteligencji. Dla nich kino, dla nich moda, dizajn i literatura też.

To masowy klient ze swoim gustem decyduje o wyglądzie sklepowych witryn, o dostępnym wyposażeniu samochodów, o produktach bankowych.

To nieprawda, że tylko w polityce niebezpieczny jest wpływ kretynów. I nie prawda, że jeno w polityce oni niestety odgrywają kluczową rolę i wpływają nieszczęśliwie na garstkę lepszych.
Nie.

Economy, stupid.

Nawet jeśli na wolnym rynku mogę kupić pałac, dobre wino, zdrową żywność, dobrą książkę — to i tak muszę funkcjonować w przestrzeni rządzonej przez idiotów z reklam Media Markt.
A na cenę i (nie)dostępność moich produktów ma decydujący wpływ masowy kretyn. To on sprawia, że nikomu się nie opłaca robić dla mnie telewizji.

Bo nawet jeśli rynek pozwala awansować lepszym — i tak zmusza ich do służenia klientowi. Do dostosowania się do jego poziomu. Do zaspokajania jego — nie tyle potrzeb, co — chuci.

Obrażanie się na politykę jeno — to hipokryzja.
Zwłaszcza u liberała.
Obrażanie się na resztę — to jak obrażanie się na pory roku. Bo po prostu tak jest.
W takim razie — pozostaje albo walczyć o feudalizm (krzyżyk na drogę), albo pustelnictwo. Polecam św. górę Athos.


odys

Modlil do Ciebie sie nie bede, ale masz racje. Komentowal tez nie bede, bo i po co?


grześ

ależ ja nie mam nic przeciw pitu-pitu. Sam czasem takie piszę i komentuję.
Jedynie wskazuję, że czasami pojawiają się teksty, które dla mnie sa ważne, a pod nimi cisza i wtedy jest mi przykro. tyle.

Natomiast, ze ty nie piszesz o literaturze to wstyd. Boisz się, że będziesz miał zero komentów czy że ktos wyśmieje twój ogląd na literaturę?


Sajonara, ani to, ani to,

zawsze miałem wrażenie, że niue umiem pisać o książkach i dalej mi się tak wydaje.
Zresztą od dłuższego czasu nie czytam tyle co dawniej, właściwie to bardzo malo czytam, a pamięć ulotna jest.
Więc nie piszę.

Ale za to zacznę pisac o filmach kilku, ważnych dla mnie.

Zresztą chwilowo jestem bez pomysłów na teksty właściwie zupełnie, poza cyklem filmowym, który mi się w głowie kołacze.


Panowie

demokracja jest do dupy…
:)


Sajonaro, Grzesiu

A ja to rozumiem.

Ja też nie piszę o architekturze.

Ani nawet o praktyce tego fachu u nas.

Nawet próbowałem wymyślić taką notkę, ale im więcej wiesz o czymś, tym trudniej napisac notkę.
Bo raz — tym bardziej zdajesz sobie sprawę z luk w wiedzy i sam się zobowiązujesz do dodatkowych studiów, a to zajmuje zbyt wiele czasu;
a dwa — zaczyna rodzić się zupełnie przerośnięty i niestrawny dla laików tekst, który znowuż nie będzie dla speców niczym odkrywczym.

Co nie oznacza, że wykluczam pisanie o dziedzinie zawodowej; po prostu dotąd nie wyszło.


Rollingpolu

Dzięki. Zwłaszcza za zaniechanie modłów do mnie ;) Słuszna decyzja.
Jakbyś potrzebował, mogę podać lepszy adres ;)

Ty też wyżej miałeś rację. A nawet argumenty.

Pozdro.


Panie Marku

Z tą tezą nie podejmowałem polemiki.
Jedynie z uzasadnieniem.


Odysie,

coś w tym jest, podobnie np. nie piszę o Niemczech choć niby z racji studiów skończonych i zainteresowania tą tematyką w miarę na bieżąco jakąś tam wiedzę mam, ale zawsze mi się wydaje, że za małą.


Wszyscy

Czy takie wątki jak ten nie wykazują, iż TXT to bardziej fora niż blogi? Miejscami/czasami?

[edit: tu był chyba za daleko idący pomysł, wycofuję się]


Odysie!

co to za włączanie wstecznego, dawaj, dawaj, nigdy nie wiadomo co może ciekawego wyniknąć, a już za daleko idące pomysły mają tu pierwszeństwo przejazdu (lub przelotu).


Sergiuszu

Najpierw przemyślę, czy sam popieram swój pomysł.
Pzdr.


Odysie,

OK. To ja tylko dodam, anyway, że zdążyłem przeczytać go przed wykreśleniem i mogę enigmatycznie szepnąć, że to w jakiejś formie jest na warsztacie jako jedna z funkcjonalności, nad którymi pracuję od dłuższego czasu – w ramach praktycznej realizacji moich własnych postulatów z cyklu notek o blogosferze.

Tymczasem dobranoc :-)


Mam blog w “kombinacie”

Mam blog w “kombinacie” Wordpessowym. Masz rację, taki kombinat mocno różni się od “koncentratu”. Nie mam bladego pojęcia, jakim cudem trafili do mnie moi czytelnicy i komentatorzy. Nie wiem nawet, kto mnie czyta – statystyki, do których wprawdzie zaglądam rzadko, ale zdarza mi się – mówią tylko tyle,ze było kilkaset czy tysiąc wejść w ciągu doby. Amen. Nie mam pojęcia, czy ktoś do mnie kilka razy wracał, czy gościli u mnie różni ludzie(dość to przerażające, tłumu to ja się boję).
W tekstowisku natomiast trudno mi się odnaleźć – mam wrażenie, że znalazłam się w gronie ludzi, którzy znają się wzajemnie i dość sporo o sobie wiedzą, których łączą więzi sympatii lub – wcale nie słabsze – niechęci. Hermetyczność raczej zniechęca nowych czytelników, niż ich wabi. Jasne, że ilość rzadko przechodzi w jakość, więc może Wam nie zależeć na kolejnych członkach elitarnego klubu. Można i tak. Można też inaczej.
Za administracją – jako taką, nie tutejszą – to ja nie przepadam. Właściciel blogu za swój blog odpowiada – jeśli wymyślił sobie(i zapowiedział), że komentarzy kasować nie będzie – jego rzecz. Usunięcie wpisu urażającego np. kobietę jest zgodne z prawem, ale rodzi agresję autora – można spacyfikować takiego kogoś zupełnie innymi metodami. Jedną z najskuteczniejszych jest zignorowanie osobnika. Czasem działa tez spokojne wyrażenie własnej opinii o jego poglądach(nie o nim!) i zapowiedź, że nie życzę sobie dłużej na t e n temat z nim rozmawiać.
Tekstowisko jest oazą intelektualną wśród wielu miejsc w sieci, gromadzących blogerów. Nie wygrywają tu rankingów oglądalności kretyńskie blogi o modzie, fryzurach czy zakupach, co nagminnie zdarza się gdzieś indziej. Obserwuję tu jednak pewne zjawiska, charakterystyczne nie dla elit – co mnie dość mocno zaskakuje – np. większą agresywność kobiet niż mężczyzn.
Wulgaryzmy mnie nie bolą, chociaż sama ich nie używam – czasem ubarwiają wypowiedź, czasem wskazują na stopień emocji. Wulgarność natomiast mnie odstręcza. Ewidentne wyzwiska nie obrażają mnie – bo czyż sługa jest w stanie obrazić panią, nawet kiedy z bezpiecznej odległości albo ukryty za maską wykrzykuje swoje inwektywy? W ten sposób wyładowuje jeno własną frustrację spowodowaną niższym statusem ;)

Defendo


Defendo,

masz rację, że obecnie problemem TXT jest hermetyczność.

No, może niezupełnie problemem, bo sami żeśmy na początku o to szczelne zakręcenie słoika bardzo zadbali. To było naumyślnie, bo zależało nam na obronieniu jakości przed skutkami zbyt szybkiego rozwoju ilościowego.

Później ten słoik zaczęliśmy stopniowo roz-szczelniać, i krok po kroku sprawdzać jakie to daje efekty.

Wyszło nadspodziewanie dobrze, bo po niemal roku istnienia i naturalnych społecznościowych odpływach i przypływach, nie mamy praktycznie żadnych (poza paroma incydentami) problemów z trollami, nie musimy ponosić kosztów zatrudniania ochrony, bo całość moderujemy jak na razie tylko we dwóch z Igłą, a bramy są otwarte – nie trzeba zaproszenia, nie ma opłat itd.

Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to co było dobre na początku, nie będzie dobre zawsze. Rozumiemy też, że wszystko ma swój czas i nawet najbardziej rewelacyjne pomysły wypalą tylko wtedy, gdy trafią na podatny/przygotowany grunt.

Z takim nastawieniem szykujemy się do następnego etapu rozwoju, który skutecznie roz-hermetyzuje TXT i otworzy nowe możliwości dla wszystkich, bo ci z zacięciem do rozwijania własnych pomysłów zyskają możliwość ich realizacji na bazie czegoś w rodzaju blogosferycznego white-label, ci, którym brakuje mocnych wrażeń, będą mogli się wyżyć bez krępacji, a ci, którzy wolą kameralną klubową atmosferę także będą mogli się realizować i to bez konieczności zatykania uszu z powodu zbyt głośno grającej szafy grającej :-)

Pozdrawiam i dziękuję za Twój głos w temacie.


Tysiącletnia wskazówka i krewetki!

defendo

Obserwuję tu jednak pewne zjawiska, charakterystyczne nie dla elit – co mnie dość mocno zaskakuje – np. większą agresywność kobiet niż mężczyzn.

Jednak czarny pijar i propaganda odniosły skutek, wbrew kpinkom Patrycjatu.

Cholera, znowu mi wyszedł głupawy komentarz, co gorsza hermetyczny.

Niestety, defendo, Ty masz rację. Nie wiem, co można z tym zrobić, jedyna recepta to chyba róbmy swoje…

ukłony demoniczne


Pino – faktycznie, nieco

Pino – faktycznie, nieco hermetyczny ten komentarz, ale wtajemniczeni zapewne zrozumieją bez trudu. Hasło Młynarskiego też diaboliczne – mogą je sobie powtarzać grabarze(również idei czy myśli wszelakiej), terroryści, pop-gwiazdeczki, popożercy, kibole i cała masa innych grup, a zwłaszcza ci z Instytutu Kalania Pamięci Narodowej.
Dołożę jeszcze jedno zjawisko, które – ku mojemu zdumieniu – zauważyłam i tutaj: ewidentny wzrost poziomu autorytaryzmu Polaków.

Defendo


@ Defendo

Jeszcze trochę i wyznaczysz datę przewrotu majowego, np w nadchodzącym marcu?
;)
I zgadnij jeszcze dlaczego tak się dzieje?


re: Pomiędzy demokracją a zamordyzmem, czyli o złudzeniu wspólno

Takie trudne zagadki mi w niedzielę zadajesz? Sadysta!
Datę kilku przewrotów wyznaczyłam, wszystkie trafnie. W końcu moralność upada czy też przewraca się od zawsze, już starożytni Egipcjanie ubolewali nad upadkiem obyczajów młodzieży, a o postępie świadczy tylko jakość posłań.
A nieco bardziej poważnie – źródeł autorytaryzmu usiłuję dociec i wciąż nie umiem znaleźć. USA dało sygnał, że u nich nieco zmalał ten poziom.
Z innej – dość cuchnącej beczki – słyszałeś dziś wypowiedź Górskiego? Podobno tego typu publiczne zachowania są zabronione w ustawie zasadniczej. Podobno…
Aha – Kamiński też się poPiSał. Pewnie za wiedzą i zgodą, eech..
Defendo


To ci podpowiem

Politycy odpowiadają tylko na społeczne zapotrzebowanie.
Tacy są.
Rzadko znajdują się tacy, co mają poczucie obywatelskiego obowiązku poparte wizją zmian, często bolesnych i wbrew woli.
Teraz u nas takich nie ma.

Natomiast jest rujnująca życie społeczne sejmokracja, generalne ogłupienie elit, oligarchizacja gospodarki i polityki i rosnące w związku z tym zapotrzebowanie na silnego faceta, który weźmie to za pysk.


Defendo

defendo

Dołożę jeszcze jedno zjawisko, które – ku mojemu zdumieniu – zauważyłam i tutaj: ewidentny wzrost poziomu autorytaryzmu Polaków.

?

Wzrost?

A jak w latach 90 ludzie mawiali, że przdałyby się rządy silnej ręki? Ile tam wtedy wychodziło poparcia w kolejnych sondażach dla takiej idei? Nie pamiętam, ale sporo.
Teraz takie pomysły są zdecydowanie marginalne.

Lech machał siekierką, naród niedorastał do demokracji, Tymiński dostawał pół królestwa za brazylijską żonę — tylko teczką zamachał. I obiecał że kwity pokaże.

A jak LSD wygrywało, to co mawiali ich wyborcy między sobą? Ja mogłem kilku usłyszeć, takich prostych ludzi. Że wreszcie zrobią porządek. Przynajmniej.

Szanowna Defendo — nie rozumiem, doprawdy, gdzie ci ten wzrost ciągot autorytarnych wychodzi. W kraju, gdzie Piłsudski jest super-herosem. Od zawsze. A dla tych, którzy to kwestionowali, herosem był generał od przewrotu grudniowego.

Moim zdaniem, to raczej u nas jednak coraz demokratyczniej. Co nie musi od razu oznaczać sympatii dla współczesnego centrolewu. Choć i taki się znajdzie.

A prawacki folklor rodem z PiS i tak nie ma startu do upadłego przecież ostatecznie poza margines sceny politycznej chłopców – elpeerowców.

Defendo, dajże pokój.
Mniej Gazety czytaj, jest jeszcze świat poza tymi łamami.
Pozdrawiam nieautorytarnie zgoła.


A'propos demokracji

..jest ona “do dupy” jeśli nie jest ona podążaniem w jakimś kierunku.

Bo, jeśli “wolno iść w “każdym kierunku”, to po co w ogóle demokracja?

Jeśli mogę pójśc w każdym kierunku to po co wogóle gdzieś iść, wolno nigdzie nie iść. A demokracja wbrew pozorom nie jest wolnośćią lecz swoistym sposobem jej ograniczenia aby “społeczeństwu” nie było wolno iść wszędzie i w każdym kierunku.

Demokracja – jeśli nie ma kierunku jest zbyteczna. Po co komu samochód jeśli się nie wybiera w podróż.... ?

Wniosek.

Demokracja nie jest “do dupy” ale ludzie są czasem “do dupy”.

Łoj, brzydko mi się napisało.

A telkstowisko jest dla ludzi którzy w miejscu stać nie mają zamiaru i “gdzieś idą”. A pisząc, czytają szukają najlepszego celu i sposobu wędrowania.

Demokracja objawia się w txt w tym jak piszemy, szanujemy się.

Demokracja w txt to sposób ograniczenia się aby innemu pozwolić żyć w txt.

Przepraszam, że chaotycznie ale jestem świeżo po rozmowie z filozofem, o demokracji, o normach, wartościach i człowieku.

Może cosika napiszę o tym u siebie.

Pozdrawiam [email protected]

:-)


Szanowny Odysie! Na jakiej

Szanowny Odysie! Na jakiej podstawie określasz moje lektury? Przypomina mi się taka piękna scenka z plaży, kiedy – urocza niewątpliwie – mamusia poprosiła gromko: “Synku, włóż sweter, bo MI jest zimno!”
Prasę to ja czytuję rozmaitą.
Badania nad autorytaryzmem to ja – w pewnym zakresie – przygotowywałam i brałam udział w opracowaniu ich wyników. Nie zastosowaliśmy czystej skali F(Adorno), bo jest obarczona pewną wadą metodologiczną, o której musiałabym tu strasznie długo pisać, nawet najcierpliwszy czytelnik mógłby mieć tego dość(najkrócej mówiąc chodziło o uniknięcie zjawiska acquiescence artefact), skala D(Rokeach) też ma swoje wady, więc stworzyliśmy na bazie ich obu skalę bardziej zrównoważoną(obecnie najlepsza wydaję się skala Altemeyera).
Badania, których wyniki mogę tu podać bez konieczności konsultowania się z kimś trzecim(niektórych po prostu nie mam pod ręką) przeprowadzane na reprezentatywnych próbach dorosłych Polaków co roku, począwszy od roku 1990 wykazały,że w ciągu kolejnych siedmiu lat wzrastał odsetek osób wykazujących cechy postawy autorytarnej(mierzono trzy podstawowe komponenty: konwencjonalizm, autorytarne podporządkowanie i autorytarną agresję).
Np. ze zdaniem “Każdy dobry kierownik, by uzyskać uznanie i posłuch, powinien być surowy i wymagający wobec podwładnych” w roku na początku badań zgadzało się 28,2% respondentów, w siedem lat później już blisko 35%. Wyjątkiem był rok 1991, kiedy ten odsetek nieznacznie spadł. Demokratyzacja szybko wkraczała w życie naszego kraju, ale świadomość społeczna za nią nie nadążała. Wyniki przedostatnich wyborów również dość jasno wskazują na to, że autorytaryzm doskonale się miewa – zwłaszcza w określonych grupach społecznych. Autorytaryści chętniej – niż ci, u których cecha występuje w mniejszym nasileniu – uczestniczą w wyborach. więc sądzę, że dziś odsetek “twardych” autorytarystów mógł ulec zmianie in minus.
Zdaje sobie sprawę, że to nie jest mój blog, sala wykładowa itd., więc zanudzać nie będę. Pisząc poprzedni post oparłam się jednak nie na doniesieniach prasowych, ale na badaniach prowadzonych przez ośrodki naukowe.
Zjawisko autorytaryzmu zaczeto badać na Zachodzie, bodajże od Fromma się zaczęło(“Ucieczka od wolności”, u nas ukazała się dopiero w 1970r., przynajmniej ja dysponuję takim wydaniem, w oryginale pewnie ze dwadzieścia lat wcześniej, niedzielne lenistwo odebrało mi chęć sprawdzenia), a największe zasługi na pewno należy przypisać Adorno. I Altemeyer. W Polsce – moim zdaniem – Korolewicz i Korzeniowski.
Pozdrawiam, zaczytana w Tygodniku Powszechnym

Defendo


Defendo,

nie skrobnęłabyś o tym zjawisku posta tutaj?

Odysie, przy całej sympatii do Ciebie, reductio ad Michnikum to tak trochę nie tego… ;)

pozdrawiam


Defendo, wybacz

Pisząc poprzedni post nie wspomniałaś, na czym opinię swą oparłaś. Poszedłem nieuprawnionym skrótem, faktycznie paskudnie mi wyszło. Nie to było moim zamiarem wpychać Cię do szufladki michnikoidów. (Swoją drogą, zdarzyło się w ostatnim czasie na TXT to nie tylko mnie i jeszcze większa burza wyszła, pojedynkować panowie się chcieli…).

Po prostu — zwykłe narzekanie na powszechny upadek wszystkiego ciut mi się przejadło. Więc kiedy ton czyjejś wypowiedzi rzuconej ad hoc, dziwnie harmonizuje mi z mejnstrimowym biadoleniem — nie dziwne, że odruchowo równam do szeregu. A ostatnie dwa lata powszechnej histerii o staczaniu się Polski w totalitaryzm mogły wywołać uczulenie. Tyle usprawiedliwień, które nie umniejszają mojej przewiny zastosowania niskiego chwytu erystycznego.
Jeszcze raz kajam się.

Ja, muszę przyznać od razu, jestem w tej dziedzinie (a w zasadzie, przyznajmy uczciwie, praktycznie w każdej) — dyletantem. Czytałem jeno Fromma, a pewnie za wiele nie pojąłem. Bardzo chętnie przeczytałbym coś na ten temat.
Liczę na tekst o autorytaryzmie rodaków (i moim).

Pozdrawiam


Odnoszę wrażenie, Panie Defendo,

(oczywiście jako laik, i jesli Pani pozwoli) to owe ciągoty Polaków do autorytaryzmu istnieją od dawna, co najmniej od czasu rozbiorów.[Jak bylo przedtem to już inna bajka, acz w pewnym sensie będąca przyczyna lub jedną z przyczyn tego stanu rzeczy]

Wtedy po tych bardzo smutnych doświadczeniach znowu zaczęto szukać kogoś, kto móglby wziąć na siebie odpowiedzialnośc za ten naród (spoleczność) blkądzący we mgle i doswiadczaną kolejnymi klęskami.

Dolożyla sie do tego oczywiście religia (nie oceniam tego faktu, a jedynie stwierdzam jego istnienie). I tak Polacy (inne narody, poza wschodnim sąsiadem, chyba w troche mniejszym stopniu, a przynajmniej w innym wymiarze) odwolywali się ciągle jak nie do Boga, to do jedynego Przywódcy – Marszalka. Potem bylo biuro polityczne jedynie slusznej partii (i Bóg oczywiście również).

Zawsze musial istnieć ktoś, do kogo można się by bylo odwolać i który mógl sprawić, że losy jednostki sie odmienią. Bo tak w sumie w tych ciągotach do autorytaryzmu idzie o los jednostki, a nie mas. Chyba, że masy potraktujemy jako zbiór jednostek.

Nieprzyzwyczajeni do form demokratycznych (bo kiedy i jak mieliśmy się przyzwyczaić), a więc niezaistnienia w świadomości spolecznej organów w pelnym sensie demokratycznych jako narzędzi do realizacji losu, nadal powraca owa tęsknota za mitycznym kimś, kto za nas (za mnie w przypadku jednostki) zalatwi problemy. A politycy-populiści chętnie je wykorzystują.

Przepraszam za skrótowość i pozdrawiam serdecznie

PS. Pewne elementy (ale jedynie pod kątem religii) może Pani odnaleźć w moim tekście z prehistorii TxT http://tekstowisko.com/germania/51567.html


Pino – nie chcę się

Pino – nie chcę się powtarzać, pisałam o tym kiedyś w swoim blogu :)
Odysie – wcale nie uraża mnie określenie “michnikoidalna”, o wiele bardziej zabolałoby mnie “wildsztajnowa”, “ziemkiewiczowska”, a najbardziej chyba “pospieszalska”. Najdalsza jestem od wszelkiego zagryziactwa, również wirtualnego. Mierzi mnie małoduszność prezydenta, ale nie zamierzam go obrażać. Nie podoba mi się kampanijność Tuska czy Dutkiewicza, ale również nie powieszę na nich psów. Wolę przyglądać się i analizować. Jeśli trzeba – walczę. Czasem w obronie mężczyzn, ostatnio – w obronie polszczyzny i kultury elitarnej. Idei bronić nie zamierzam – ideowość jako taka strasznie ogranicza(jest bliska fanatyzmowi, zakłada ludziom końskie okulary).

Defendo


re: Pomiędzy demokracją a zamordyzmem, czyli o złudzeniu wspólno

Lorenzo, badacze upatrują źródeł autorytaryzmy w różnych czynnikach. Sądzę, że na tę postawę składa się ich wiele.
Badania prowadzone w Holandii. GB i USA wykazały silną korelację między poziomem autorytaryzmu a wykształceniem. Im niższe(brano pod uwagę nie tylko poziom wykształcenia, ale również długość czasu nań poświęconego) tym wyższy poziom tej cechy.
Altemeyer badał też zależność między autorytaryzmem a poziomem ilorazu inteligencji(stosował test Stanforda-Bineta) i uzyskał ciekawy wynik(korelacja -0,48), co mogłoby znaczyć, że osoby dysponujące mniejszymi możliwościami intelektualnymi chętniej odwołują się do autorytetów, może dlatego, że schemat “czarne-białe” jest prostszy?
Polskie badania wskazują na związek autorytaryzmu z pozycją społeczną(im niższa – tym silniejszy), wiekiem(cecha ta nasila się u osób starszych), wykształceniem ojca(im niższe – tym wyższy poziom autorytaryzmu).
Religii nie tykano – przyjmując zapewne a priori, że ateizm łączy się w sposób oczywisty z niskim poziomem autorytaryzmy. Można mniemać, że im silniejsza religijność, tym wyższy autorytaryzm. Widać to zresztą okiem nieuzbrojonym: żadne przekręty finansowe Rydzyka nie zniechęciły jego datkodawców – nadal dokonują wpłat poważnych sum na jego konto i jest to opodatkowanie całkowicie dobrowolne.
Ciekawe również, że zarówno badania zachodnie jak i nasze wykazały związek między autorytaryzmem a “przypisywaniem nadmiernej roli sprawom seksu”, a mówiąc mniej poprawnie politycznie: autorytaryści kochają strzec moralności bliźnich wpychając im się do sypialni i nakazując zaprzestania niepolecanych przez Kościół praktyk.
Ponieważ i tak strasznie daleko odbiegliśmy od tematu pozwolę sobie na jeszcze jedną dygresję: moi znajomi poszli po nauki przedmałżeńskie do księdza i dowiedzieli się, jak koszmarnymi grzesznikami byli do tej pory – seks oralny jest zabroniony… teraz zastanawiają się nad uszyciem sobie nocnych koszul ze stosownymi otworami ;)

Defendo


Defendo

Przeczytawszy ostatni mini-wykładzik o maxi-sprawce jestem tak zszokowany, że nie mogę pozbierać szczęki z podłogi.

1.

co mogłoby znaczyć, że osoby dysponujące mniejszymi możliwościami intelektualnymi chętniej odwołują się do autorytetów

Jak sobie próbuję wygrzebać z pamięci, jakie to środowiska najchętniej odwołują się do autrytetów w naszej debacie publicznej, to bynajmniej nie wychodzą mi ci mniej wykształceni, z mniejszych ośrodków, z mniejszymi zdolnościami intelektualnymi. Toż u nas nieustanny (wzajemny) kult autorytetów dotyczy przede wszystkim tzw. inteligencji. Przynajmniej w dyskursie publicznym.

Prosty człowiek, o ile wiem, to raczej swoje wie i te wszystkie autorytety to ma… no, pozostaje nieufny. Własne oceny odłożę jednak z chęcią na bok, jako bazujące na nierprezentatywnej grupie i nienaukowych metodach poznawczych…

2.

Religii nie tykano – przyjmując zapewne a priori, że ateizm łączy się w sposób oczywisty z niskim poziomem autorytaryzmy.

To dość interesujące założenie. Widać mam niezwykłe statystycznie doświadczenie, coś jak szóstka w totka, bo znane mi osoby przyznające się do ateizmu, a nawet przyznające się do nikłej religijności – wydają się mieć uśredniając raczej wysoki poziom autorytaryzmu. O ile rozumiem to słowo.

Argument z wyznawcami o. Rydzyka ma się do religii jak piernik do wiatraka. Chyba, że kult ojca dyrektora zakwalifikujemy jako osobne wyznanie. Przypadków wiernych fanów, którzy wybaczają swym idolom każde świństwa (a nawet więcej: nie przyjmują ich do wiadomości) doprawdy można znaleźć na kopy w każdej dziedzinie życia, niemającej z religią nic wspólnego. Pierwszy z brzegu przykład — towarzysz Che.

3.

autorytaryści kochają strzec moralności bliźnich wpychając im się do sypialni i nakazując zaprzestania niepolecanych przez Kościół praktyk

To ciekawe spostrzeżenie. Oczywiście mój przypadek jest, jak już wspominałem, statystycznie nieistotny, a na dodatek muszę być jakąś anomalią, ale co tam, powiem swoje.
Otóż nam (mi z żoną) przytrafiało się sporo nacisków w tych sprawach, o raczej przeciwnym zwrocie. Powtarzano nam, że z dziećmi lepiej czekać (ewidentne naciski), a jak się nam dzieci mimo światłych porad zaczęły rodzić — już nawet dalecy znajomi podpowiadali nam, że trzeba uważać , są przecież środki itd. Że już o tekstach jakie młoda ciężarna kobieta może usłyszeć od matron w warszawskim tramwaju nie wspomnę.
Impertynencje ze strony personelu medycznego w stołecznych szpitalach, czy próby narzucania ideowych wyborów przez lekarzy również miały miejsce. Nie miało to absolutnie nic wspólnego z nauką Kościoła, wprost przeciwnie. A należało jak najbardziej do kategorii wpychania się do sypialni czy pod kołdrę.

W każdym razie, śmiem twierdzić, że autorytaryzm w tych sprawach nie musi mieć nic wspólnego z nakazami religijnymi, raczej zaś z — tak bym to nazwał — oogólnie przyjętymi normami społecznymi. Jeśli standardem jest heteroseksualna monogamia i ślub kościelny – większość naciska na chcących żyć odmiennie. Jeśli normą jest model 2+2 po studiach — odstępców również się obdarza presją. Tym silniejszą, im bardziej odstają od szablonu.

I w tym punkcie, przepraszam najmocniej, pozostanę wierny własnemu doświadczeniu niezależnie od przytoczonych wyników badań, czy uczonych wykładów. Najwyżej mogę przystać, że trafiłem na społeczną szóstkę w totka, nie tylko samemu będąc dziwadłem, ale i na niezwykle liczne wyjątki od reguły natrafiając.

4. Co do facecji z duchownym. Dość dziwne jest iść po naukę do księdza i mieć pretensje, że ów udzielił nauki. Jeśli się wie, że robi się dobrze i nie oczekuje się tu wskazań danego autorytetu — nie trzeba się do niego po wskazania zwracać, czyż nie?

PS. Ciekawe, że dla osoby samodzielnej i niezależnej w sądach, czerpiącej wiedzę i formułującej opinie nie z gazet, a w dodatku stroniącej od wszelkiej ideowości, zaliczenie w poczet wyznawców Wildsteina czy Ziemkiewicza jest obraźliwe, a Michnika – nie.

Mogę prosić o uzasadnienie?


>sergiuszu

Sergiuszu – mam pytanko :-)

Czy bedzie mozliwość samodzielnego zmieniania kolorystyki swojego bloga?

Bo ja np chcialbym miec czarno-bialy blog ze zlotymi napisami :-)

pzdr
Jacek


Subskrybuj zawartość