Izba Pamięci, czyli w poszukiwaniu zgubionych Minut Historii

Mały pokoik obok wejścia do gabinetu dyrektora. Każda ściana obwieszona pamiątkami, fotografiami. Zaglądaliśmy tam rzadko. Kojarzył mi się właściwie tylko z uroczystymi akademiami i tą całą propagandową machiną PRL.

Rodzinne tradycje antykomunistyczne tak podziałały na mnie, ucznia tamtej podstawówki, że dopiero po latach zainteresowałem się, kim właściwie był Patron mojej szkoły.

Jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że nie był to żaden komunista, tylko najprawdziwszy przedwojenny harcerz i bohater. Historia jego życia i śmierci w hitlerowskim obozie zagłady jest taka jakich wiele: Komendant Hufca Szarych Szeregów, aresztowany i torturowany przez Gestapo, skazany na śmierć, ale dzięki sprytnemu zagraniu (udał chęć współpracy), uwolniony, wrócił do walki z okupantem, dopiero zdradzony znalazł się w obozie, gdzie został stracony, późnym latem 1944. Kilka lat skutecznej walki o wolną Polskę.

Wojna – czas, w którym wszystko nabiera wyrazistości i jednoznaczności. Gdy nie ma szans na kolejne podejście w wyborach do Sejmu, gdy każda decyzja może oznaczać czyjąś lub własną śmierć. Albo życie. Albo, albo. Inny czas.

Wszystko przez to “Rondo Wałęsy” z tekstu Roberta Krasowskiego, słusznie rekomendowanego przez Krzysztofa Leskiego.

Wszystko przez to, że przypomniały mi się wojenne losy Kazimierza Leskiego.

Czasem tak się kilka skojarzeń spotka.

Krasowski kreśli realistyczny, choć ponury obraz polskiej polityki po ’89 roku. Przypomina, sięgając do współczesnego kontekstu, dzieje zmiennych sojuszy w nigdy nie kończącej się wojnie na górze. Niby nic nowego dla kogoś, kto świadomie uczestniczył w tych wydarzeniach lub był choć ich świadkiem poprzez telewizję i prasę.

Jakże inaczej wyglądają te dzieje z czasów pokoju. Z rocznym epizodem teleranka spawacza, ale poza tym z czasów pokoju.

Pomyślałem, jak to krucho musi być z historyczną pamięcią, już nie mówiąc o kojarzeniu faktów, u przeciętnego Polaka, zwanego zjadaczem chleba.

Kto z Was zna historię życia Patrona szkoły, do której chodziliście? Ile osób pamięta, kto z kim w co grał politycznie, na tyle szczegółowo (choć powinno się powiedzieć: na tyle ogólnikowo), jak to zostało przypomniane w tekście Krasowskiego?

Chyba najbardziej miarodajnym miernikiem tej historycznej (nie)pamięci są każde wybory. Oczywiście to nie jest takie proste, bo na wybór taki czy inny składa się nie tylko (nie)odporność na bieżące tricki speców od marketingu politycznego, nie tylko luki w pamięci i kojarzeniu faktów z czasów dawniejszych niż ostatnie 12 miesięcy. Ale jednak sporo przy okazji wyborów można wywnioskować.

Taką, trochę zakręconą ścieżką skojarzeń doszedłem do myśli, że przydałoby się, nie tylko ze względu na młodzież, ale także własnego pokolenia sklerozę, prowadzić coś w rodzaju Izb Pamięci.

Bo to nie jest tak, jak dzisiaj u Merlota napisała Delilah, że nie ma sensu powtarzać oczywistych oczywistości. Jest sens, jak najbardziej. Dokąd zajdziemy, jeśli w rozmowach z niedoinformowanymi będziemy się ograniczać do zabarwionego lekką irytacją podsumowywania, że o tych sprawach się wie? W pole szczere dojdziemy, proszę Państwa, taką drogą.

Gdy piszę o takich współczesnych Izbach Pamięci, to nie mam na myśli tego, co pewnie odruchowo większość by zrobiła. Nie mam na myśli kolekcjonowania przez prawaków kwitów na lewaków, i na odwrót. Bo taką jałową propagandową działalność prowadzi już wielu blogerów. Kojarzycie te różne profile wyklejone fotografiami i cytatami? To wiecie, co mam na myśli. Nie tędy droga.

Izba Pamięci to mógłby być specjalny dział w blogosferze, także w TXT, w którym kolekcjonowalibyśmy teksty własne i recenzowalibyśmy oraz polecali teksty innych, ukazujące najnowszą naszą historię i współczesność przekrojowo. Podobnie jak zrobił to Robert Krasowski – mam na myśli metodę, zostawiając na boku autorskie interpretacje i poszukiwania klucza. Bo to już rzecz dyskusyjna i stanowiąca o indywidualnym uroku każdego tekstu.

Wielu z Was dysponuje taką przekrojową wiedzą, ale ujawniacie ją zwykle przy okazji fragmentarycznych dyskusji i rozmów-wspomnień. To się rozmywa, ginie w bieżącym szumie. Traktujecie to jako oczywiste oczywistości, które się wie.

Zanim zaczniecie o tym pisać już tylko w pamiętnikach, na emeryturze, jest dobry czas, by spisywać własne panoramiczne i przekrojowe spostrzeżenia, obserwacje i wnioski. Do których żaden młody człowiek dziś sam nie dojdzie, choćby przeczytał wszystkie dostępne książki. I gromadzić je w miejscu eksponowanym.

Izba Pamięci to hasło, bo pewnie warto nadać temu mniej muzealnie brzmiącą nazwę.

Tekstowisko wspiera od pewnego czasu taką edukacyjną inicjatywę. Mam na myśli blog Dymitra.

Czas zbierać w całość rozrzucone po półkach pamięci minuty historii najnowszej.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Merlot niedoinformowany???

Niemożliwe!


Delilah

Kocham Cię nie tylko za ten wpis!


>Merlocie

Jestem wzruszona ;)

Nie wiem tylko czy Twa miłość nie ulotni się po lekturze komentarzy, które (kierując się typowo kobiecą złośliwością) wpisałam u Ciebie:)))


Sergiuszu,

Utopia. Szlachetna i owszem, ale utopia.

Owszem, linkowanie i agregacja interesujących tekstów obcych jest możliwe – vide sam tekst Krzysia L. Z pisaniem tego typu własnych opracowań niewielu blogerów mogłoby się zmierzyć. U nas – góra dwie, trzy osoby (Jakby Delilah zarechotała, to ja nie kwalifikuję się do tego teamu).

Widzenie przekrojowe wymaga IMO kilku rzeczy: profesejonalnego warsztatu dziennikarskiego, rozległej wiedzy historycznej, dostępu do źródeł (wujek Google nie zawsze wystarczy) i, last but not least, czasu który na pisanie można poświęcić.

Skłaniałbym się raczej do formuły obrazków czy okienek które, mówiąc o fragrmencie historii, razem mogłyby jak klocki lego szerszy obraz zbudować. Do tego celu jak ulał pasuje Twoja nazwa minuty historii najnowszej.
Dobry redaktor (może jedna z tych dwóch trzech osób) mógłby z takich minut ułożyć coś dłuższego.

Proponuję zbierać minuty.


Panie Merlocie

Sądzę, że Serg ma na myśli historię własną i rodziny oraz najbliższego otoczenia, składającą się jak puzle w Dużą Historię?

Np znamy z opisu strajk w Stoczni.
A kto zna z opisu strajk w np radomskim Łuczniku?


Szanowni

To, o czym pisze Igła, czyli perspektywa bezpośredniego świadka wydarzeń, a także to, o czym pisze Merlot, czy układanie większej calości z puzzli to są dobre pomysły, ale niekoniecznie to miałem na myśli.

Z kolei pisząc o spojrzeniu przekrojowym i panoramicznym wcale nie miałem na myśli niemal naukowych opracowań wymagających rozległej wiedzy, dobrego wartsztatu, obejmujących całe dziesięciolecia etc. Zupełnie nie o to chodzi.

Powiedzmy sobie szczerze: tekst Krasowskiego jest napisany ciekawie, ale ani to nie jest żadna analiza, ani nie jest warsztatowo poza zasięgiem możliwości dobrego blogera. To padanie na kolana jest fajnym komplementem dla autora, ale to tylko komplement.

Chodziło mi o jedną rzecz: o pisanie wychylające się spojrzeniem poza wybraną Minutę Historii. Oczywiście, ze względu na atrakcyjną formę dobrze jest zawsze w tekście mieć jako osnowę zbliżenie na jeden czy dwa detale/minuty.

Czytając tekst Krasowskiego złapałem się na refleksji, że pewnie przeciętny oglądacz telewizora zna większość opisanych faktów. Pytanie ile z nich pamięta i kojarzy, gdy ogląda dzisiejsze serwisy informacyjne?

To właśnie mam na myśli pisząc o potrzebie Izby Pamięci, czyli łatwej do znalezienia przypominajki, dzięki której znacznie trudniej byłoby specom od politycznego marketingu robić ludzi na szaro, nie tylko podczas kampanii wyborczych, ale na codzień (choć ostatnio to na jedno wychodzi).

Jak widzicie, nie chodzi mi o naukowo niemal rzetelne opracowania, a o teksty w których możnaby przeczytać, że to chyba nic dziwnego co w 2008 robi iXs, skoro w 2001 knuł przeciwko Zetowi, tylko z innej strony barykady niż Ygrek. Itp.

Oczywiście w takiej Izbie Pamięci możnaby zbierać także Minuty oraz także subiektywne impresje i relacje – wspomnienia. Dzięki czemu całość byłaby naprawdę ciekawa.


>Sergiuszu

Bardzo dobrze, ze zdecydowałeś się sprecyzować swój zamysł.

W takiej formie uważam go za cenną i potrzebną inicjatywę.

Czy masz juz pomysł jak to zorganizować od stony technicznej?


Nie do końca

łapię cenną myśl Serga???

Bo jeżeli ją dobrze zrozumiałem, to jakiś redaktor działu Izby Pamięci sporządza jakieś kalendarium ( w latach/miesiącach/przełomach ) a potem Konfederaci uzupełaniają je treścią.
Wychodzi mi taka mini-wikipedia.
?


Delilah

Wstępnie wyobrażam to sobie jako niezależną od blogów część TXT, która z czasem mogłaby się nawet usamodzielnić.

Na początku lepiej, żeby była to część istniejacego serwisu, bo wówczas można nadal korzystać z tego samego loginu i hasła oraz robić dość proste od strony technicznej powiązania i odwołania do tekstów i komentarzy na blogach.

Niezależność od samych blogów jest z kolei potrzebna do tego, by zbierane teksty i komentarze nie były całkowicie zależne od gospodarza danego bloga. Nie podlegałyby też usunięciu przy rezygnacji autora z TXT – tutaj konieczna byłaby bezterminowa licencja na publikację, czyli odwrotnie niż to jest na blogach (albo dokładnie tak jak obecnie jest to z tekstami publikowanymi na forum TXT oraz z komentarzami).

Struktura tekstów z komentarzami powinna pozwalać na łatwe przechodzenie pomiędzy nimi, a także na automatyczne linkowanie haseł, nazwisk i dat.

Z tego względu rozważam zastosowanie tu modułów aplikacji działających podobnie jak Wikipedia.

To jest szkic, bo oczywiście tekst napisałem nie po to, żeby zaprezentować gotowy projekt, ale żeby wywołać dyskusję i zebrać Wasze pomysły.


jak widać

czytamy sobie z Igłą w myślach :)
nie uzgadnialiśmy na zapleczu treści komentarzy :)


Igło

mechanizm Wikipedii jak najbardziej, bo chodzi o łatwe i automatyczne linkowanie pomiędzy tekstami.

Natomiast redagowanie i porządkowanie – to już sprawa wtórna raczej, bo pewnie lepiej zacząć od tekstów niż od pustych półek na teksty.


No to wychodzi na to, że

trza powołać organ redakcyjny.
Wymyślić/zastrzec nazwę, zebrać ochotników, zainicjować i nadać temu czemuś masę do rozpędzenia się kuli śniegowej.


A jeszcze przyszło

mi do głowy, znaczy do przedostatniej szarej, że można by w to wpisywać jakie wtedy książki się czytało?
W danym momencie
Jakie filmy szły, co się jadło, jakim autem jeździło?
A nawet jakie kiecki i portki były w modzie.


Igło

jak najbardziej, tu jest wielkie pole dla indywidualnej fantazji i kreatywności, poczucia humoru itd – tego wszystkiego co na codzień i tak pokazują Konfederaci na blogach.

Takie smaczki i wstawki pomagałyby poczuć klimaty nie tylko młodzieży, dla której np. opowieści o Solidarności to napompowane mitologią bajki o styropianie, ale też nam samym, bo człowiek zupełnie niezauważenie zapomina o wielu realnych kontekstach typu jakie samochody i jakie autobusy jeździły po ulicach.


Drodzy Państwo,

z mojego puntku widzenia, TXT jest dobrym miejscem na Bank Minut Historii. Są tu ludzie wszystkich pokoleń, których łączy jedno – chęć rozmowy i poznawania innych bez dyktatatu lub terroru jakiejkolwiek ideologii.

Większość z nas dlatego tu przyszła, często wprost z salonu, ale też i z realu – szukając normalności.

Dotąd jest wszystko proste.

Ale, żeby uczciwie te Minuty Historii wypełniać, trzeba podjąć pewną decyzję. Decyzję o ujawnieniu swojej prawdziwej osobowości. Pan Merlot może pisać mnóstwo głodnych kawałków, lepszych lub gorszych, ale dopóki nie ujawni kto za nim stoi, świadectwo historyczne będzie tylko blogiem, bliskim kuzynem blagi. I samochwalstwa, na przykład.

Bardzo bym chciał te minuty rejestrować i przedstawiać wlaśnie tu, gdzie czuję się w pewien sposób zadomowiony. Zanim jednak zdecyduję się na to muszę mieć pewność, że nie potraktujecie tego jako jeszcze jednej okazji do szpanowania. Do szpanowania bowiem zupełnie mi wystarcza aktywność pana Karczmarza, czy wymądrzanie się w kwestii czyszczenia dekanterów, lub zabezpieczania PDF-ów.

Ot, co.


Ciekawa uwaga !!

Jeżeli chodzi o mnie, to moja gęba i nazwisko są znane.
Nawet w tv u Pospieszalskiego ją pokazałem.
Czego żałuję.
A Xsiężna mnie ostrzegała.


Dużo mi nie pomogłaś, gębo

Ale zawsze dobrze, że ciekawa…


Czy to ja mam ci pomóc?

Czy drudzy?
Co?

Możesz zawsze odsłonić się przed redakcją TXT.
Też mamy swoje tajemnice i ich strzeżemy.


Igiełko, nie żartuj

przed Wami to się się odsłoniłem dawno temu.

Oczywiście, że chodzi mi o opinię drugich, ale Twoja też ma dla mnie jakieś znaczenie.


Merlocie

Temat “kto za kim stoi” już przerabialiśmy, chyba. Całkiem niedawno. :)

http://tekstowisko.com/sergiusz/55184.html


Magio,

to znaczy, że się źle wyraziłem.

Chodziło mi o to, że facet, który się podpisuje merlot mógłby dać świadectwo wielu fragmentom (minutom) najnowszej historii.

Mógłby napisać jak powstała pierwsza makieta pierwszej niezależnej gazety w nowej Polsce. Opowiedzieć anegdotki o PT (podsłuch telfoniczny). Napisać jak się robi jajecznicę w celi 2×3.6 metra bez patelni.
I tak dalej i tak dalej.

Mógłby , ale ma opory. Nie che spotkać się z pogardliwą reakcją typu “czego nam się tu przechwalasz palancie.”

Żeby te Minuty Historii miały sens, świadectwo musi być weryfikowalne. Żeby takim było, merlot musi ustąpić pola temu, który go stworzył. I ten ktoś musi zrobić coś w rodzaju coming-outu.

Ponieważ nie wiem, czy gra jest warta świeczki, zadałem stosowne pytanie.


Czemu się ze mnie śmiejesz?

Merlocie?
Czy może z siebie się śmiejesz, z tej cholernej jajecznicy?

To co wie redakcja TXT, to jedno, to co wiedzą drudzy to drugie.

I zauważ, że tu – jako bloger, i tam – w banku Minut Historii, możesz zachować swoje 2 prywatności. To jest właśnie siła internetu & blogosfery.

I to nie jest rozdwojenie jaźni.
Wcale.

Pomyśl.

Fakty to 1 – myśli to 2.
Są jeszcze uczucia.


Merlocie

Rozumiem, co chciałeś powiedzieć tylko jakoś tak mi z tym “coming outem” nie po drodze.
Bo niby w jaki sposób chciałbyś te jawne Minuty Historii weryfikować? Mało to Janów Kowalskich jest w przyrodzie? A nawet, jak znajdziesz tego właściwego, to jak niby wyobrażasz sobie sprawdzanie podawanych informacji? Nie mówiąc już o tym, że zaraz Redakcja TXT podpadnie pod ustawę o ochronie danych osobowych, czy cóś.

Masz jakiś pomysł? Ja nie – przyznaję bez bicia.


Szanowni,

sprawa anonimowości w TXT wygląda bardzo prosto:

1. Anonimowość jest prawem, nie obowiązkiem Internauty.
2. Ujawnienie tożsamości jest prawem, nie obowiązkiem Internauty.
3. Internauci mają równe prawa, niezależnie od tego, czy skorzystają z prawa nr 1 czy z prawa nr 2.

Natomiast co do “szpanowania” – to jest 50/50. Połowa potencjalnego problemu jest po stronie jednostki, która może szpanować lub nie, i na to ma wpływ, a druga połowa potencjalnego problemu jest po stronie widowni, która może uważać co chce, niezależnie od stanu faktycznego. Nic tu odkrywczego nie ma.

Podejmując decyzję o ujawnieniu swojej tożsamości należy się liczyć z tego konsekwencjami, a nie pytać widowni, jak na to zareaguje. To pytanie jest zresztą mało celowe, ponieważ odpowiedź od widowni z dziś nie będzie obowiązywać nowych osób z widowni jutra.

Osobiste świadectwo zawsze nabiera waloru autentyczności, gdy jest podpisane prawdziwym imieniem i nazwiskiem, ale trzeba też pamiętać, że wiąże się to z całym dobrodziejstwem bycia osobą publiczną.


Merlocie

Zrobisz jak zechcesz. Natomiast warto pamiętać, że TXT znajduje się poza zasięgiem europejskich jurysdykcji oraz, że można pisać prawdę nie ujawniając swojego nazwiska ani wizerunku.


Sergiuszu

I o rzetelne pisanie tu chodzi. A to z kolei zależy od odpowiedzialności własnej.
Tylko tyle i aż tyle.

(Próbowałam to wczoraj uświadomić jednemu Panu, ale wyszło zbyt złośliwie. Mea culpa…)


Panie Sergiuszu

Proponuję słowo – prawem – zastąpić słowem – przywilejem.


Magio

Też uważam, że podstawą wiarygodności w necie jest rzetelność w pisaniu i w rozmowach. To jest 100x ważniejsze niż podpis. Oraz 100x łatwiejsze do zweryfikowania niż podpis.

Z drugiej strony, jeśli ktoś swoim pisaniem i rozmawianiem zwodzi, bawi się ludzką naiwnością dobrą wolą, to co to zmieni, jeśli w podpisie widnieje prawdziwe nazwisko a w profilu prawdziwa fotka?

Wiarygodność budują czyny, a nie podpisy. To jest nowe zjawisko, przyniesione z Internetem, dlatego nadal spotyka się z odruchową nieufnością i niezrozumieniem, ale to efekt kulturowej nowości.

P.S. ludzie miewają odciski w różnych miejscach, ważne że dało się sprawę wyjaśnić


Igło

nie sądzę, to nie jest przywilej, to prawo.
Przywileje się rozdaje (lub odbiera), a prawo uznaje i przestrzega.


Magio, Sergiuszu, Igło

dzięki za rozmowę, coś z tego zaczynam łapać, ale przychodzi mi to z niejakim trudem. Szczególnie, jeśli chodzi o ten aspekt: “jeśli ktoś swoim pisaniem i rozmawianiem zwodzi, bawi się ludzką naiwnością dobrą wolą, to co to zmieni, jeśli w podpisie widnieje prawdziwe nazwisko a w profilu prawdziwa fotka?”

Wydaje mi się, że zmieni i to sporo. Nick może sobie pozwolić na wszystko. Osobowość realna, raczej nie. Bierze na siebie odpowiedzialność realną, a nie umowną.

Pamiętajcie, że nie domagam się takiego ujawnienia od kogolwiek z was. Moje wątpliwości dotyczą wyłącznie mojego własnego pisania.


Sergiuszu

I co mogę Ci odpisać poza tym, że się zgadzam z Twoim zdaniem? No nic, kurcze.
Chciałabym się do czegoś przyczepić, choćby do przecinków ale w interpunkcji jestem dużo gorsza niż w rzetelnym pisaniu. :)

Pozdrawiam ciepło…


Napisalem/nt

jak ktos bedzie mial ochote, to przeczyta ;)


Merlocie

Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mógłbyś się domagać “coming outu”. No co Ty?

Ale popatrz na to inaczej trochę. Czy podpisując się imieniem i nazwiskiem nieżywej już poetki wzbudziłabym Twoje zaufanie do mojego pisania?
A jak Ci powiem, że tak właśnie mam to co?

Pozdrawiam poetycko… :)


Magio

obcowanie z poetką z zaświatów, to jest coś...;-)

Ale Ty dla mnie jesteś dramatycznie realna przez te cholerne kwiatki…

Wcale zresztą tego nie żałuję.


Panie Sergiuszu

Prawo daje przywilej – z jego korzystania lub nie. Wedle woli.
Czyli przywilej anonimowości jest w prawie.

No ale mamy tu prawników, niech rzekną.


Rollingpolu,

zrobiłeś premierę!

Chyba trzeba to uczcić...


Merlocie

Oczywiście, że w takiej sytuacji podpis coś zmieni – ale tylko na gorsze dla właściciela podpisu. Ale ja nie o tym piszę, tylko o tym, że podpis nie zmieni niczego na lepsze w takiej sytuacji.

Nick wcale nie może sobie pozwolić na wszystko. Czy Ty przypadkiem nie mylisz pojęcia nick z pojęciem troll? Bo takie mam wrażenie. Nick to jest w sieci nazwisko i wizerunek w jednym.

Osobowość realna może sobie pozwolić “na wszystko” w takim samym stopniu jak nick. Przykłady? Proszę bardzo, pierwszy z brzegu: Paweł Paliwoda.


rollingpol-u

właśnie przeczytałem. To się nazywa szybkość reakcji :) Dzięki.


Merlocie

Wariat jesteś! – w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zakręcony! (Śmieję się.)

To idziemy na imprezę do Rollingpola.

Pozdrowienia z zaświatów… :)


Zaczyna do mnie to docierać.

Powoli;-)


Gdy dwóch mówi to samo, to nie musi znaczyć tego samego

Po pierwsze: prawo jest wtedy, gdy uprawnienie wynika ze pewnej cechy rodzajowej (np formalnej – skonfederowania się w ramach TXT, albo fizycznej – ślepota). Każdy kto taką cechę może być podmiotem prawa. Adresaci praw wskazywani są poprzez określenie cech jakie muszą spełniać.

Po drugie: przywilej ma charakter jednostkowy i jest nadawany konkretnej osobie, ze względu na widzimisię nadającego. Równie łatwo go nadać , jak i odebrać. Adresaci przywilejów wskazywani są co do osoby.

Po trzecie: w polskiej tradycji, miano przywilejów mają prawa stanowe nadawane nie jednostkom, a wszystkim, którzy wyróżniali się cechą generalną – na przykład indygenatem. Stąd nieporozumienia.


Dzieki, za uwage :)

Ale dzisiaj merlota nie bedzie . Dzisiaj “cava”, za mistrzostwo (Hiszpanow oczywiscie) ;)
Pozdrawiam.


Igło

Prawnikiem nie jestem ani prawniczej debaty z Tobą nie toczę ;)

Pamiętam natomiast, że jest taka formuła nawet “świadom praw i obowiazków” a nie “świadom przywilejów i obowiązków”. Dlatego chcąc podkreślić, że sprawa anonimowości nie należy do zakresu obowiązków Konfederatów, przypomniałem, że to zakres ich (naszych) praw.

Przywileje to były modne za czasów monarchii, w demokracji mamy raczej prawa, a przywileje kojarzą się z byciem ponad prawem (w pewnym sensie). No ale teraz to już się wymądrzam ;)


Panie Yayco

A konkretnie?
W kwestii.

Przecież to stary spór jest.
Co?
Czy bloger, anonimowy, jest w prawie?

Czytaj – czy może mieć racje?

Czy ma tylko wtedy racje, kiedy się odkryje?

Serg nie ma racji, na mój um.

Choć ćwiczony przykład Kataryny, na salonie, (i po wywiadzie w Dzienniku ), wskazuje ( mnie ), że im blogier się bardziej ujawnia tym bardziej traci.
Tak jak by tracił nazwisko/imię/prawdę.

Mogę się mylić, ale coś mi tak z tyłu głowy skwierczy.


Panie Yayco Szanowny

Dziękuję za objaśnienia. Zatem można powiedzieć, że współcześnie mamy system praw a nie przywilejów (choćby szlacheckich), natomiast przywileje są czymś w rodzaju (indywidualnych lub grupowych i uznaniowych) wyjątków lub rozszerzeń prawa?


Igło

sorry, ale jak już mieszasz prawa z racjami, to ja nie wiem, czy Ty wiesz o czym mówisz, a nawet jak wiesz, to chyba tylko Ty ;)


Jesli moge wtracic

Nie uwazacie, ze to co napisal bloger(ka) przeklada sie na ich wiarygodnosc?
Czy naprawde osoba piszaca pod wlasnym nazwiskiem ( a czy zawsze mozemy byc tego tez pewni?), jest bardziej wiarygodna od anonima?
Dlatego bo firmuje wpis swiom nazwiskim? A ile razy tak juz bywalo, ze wiadomosci podawane przez znane osoby mozna bylo, wybaczcie mi, o dupe rozbic?

Czy bloger jest wiarygodny, to wydaje mi sie, ze zalezy tylko od tego co i jak pisze, a nie od tego czy podpisuje sie nazwiskiem.
I oczywiscie od wiarygodnosci jego (jej) informacji, ktore wczesniej czy pozniej beda zweryfikowane.


Panie Igło,

proszę do mnie pisać, w miarę możliwości, po polsku, bo czasem mam wątpliwości, czy rozumiem. Więc nie wiem, czy odpowiem na Pana pytania, czy na swoje.

Użył Pan słów prawo i przywilej błędnie, to napisałem co te słowa znaczą. Bo przypadkiem wiem, co one znaczą.

W obrębie przyjętego dziś za wiążący paradygmatu. W dawnej Polsce znaczyły co innego. Teraz nie ma dawnej Polski.

A w kwestii racji, to moim zdaniem rację to ma ten, kto ma rację. Obojętne jak się podpisuje. Racja nie wynika z podpisu, tylko z tego, co zawiera. Czasem racji jednak trudno dowieść. Zwłaszcza bez powoływania się na źródła. Bo co to niby znaczy, że ja wiem, jakie są ustalenia co do znaczenia słów w obrębie aktualnie wiążącego paradygmatu ?

Wystarczy, że Pan powie, że mi nie wierzy i już. Na szczęście mnie nie zależy na tym, żeby mi rację przyznawać. Mnie zależy na tym, żeby ją czasem mieć.

I jeszcze dodam, że historia bez weryfikacji źródeł jest jedynie opowiadactwem.

Przykład. Kiedyś wymyśliłem anegdotę o Janie Narożniaku. Wynikało to z tego, że spędziłem z nim kilka godzin, w specyficznej, łatwej do umiejscowienia historycznie i kontekstowo sytuacji. Przez lata tę anegdotę opowiadałem.

Po wielu latach opowiedział mi ją ktoś, kto zna Jana Narożniaka bardzo dobrze. Znacznie lepiej niż ja, bo ja onegoż Jana Narożniaka od 19 lat na oczy nie widziałem (albo nie zwróciłem uwagi). Kiedy powiedziałem, że ja to zmyśliłem, oburzył się i niemal obraził, twierdząc, że słyszał to od samego bohatera historii.

I mamy dwie możliwości. Albo moja anegdota nabrała siły tradycji (która nie musi wcale się wiązać z rzeczywistą historią). Albo przypadkiem wymyśliłem coś, co się naprawdę zdarzyło.

Problem jednostronności źródeł jest, mam wrażenie, ostatnio dość często omawiany. A przecięż już dawni rzymscy prawnicy mówili: testis unus, testis nullus.

Innymi słowy: uważam pomysł Pana Sergiusza za ciekawy. Ale unikałbym słowa “historia”. To tylko obrazy przez świadków historii zapamiętane.

Pozdrawiam kostycznie


Nie mieszam

chcę wykluczyć zarzut racji = nazwisku.

No i masz wykluczony.


Panie Sergiuszu,

w zasadzie jest tak, jak Pan napisał.

Ale historycznie można, na przykład, przeciwstawić Rzeczypospolitą (opartą na prawach), Rosji gdzie do XIX wieku (z grubsza) był jedynie system przywilejów.

Pozdrawiam


Hmm

Ja będę pisał swoje. Jeśli powstanie izba, zobaczę, jak się w nią wpasować.

dawniej KriSzu


Rollingpolu

Hiszpańskiej cava na podorędziu nie zaposiadywuję ale coś innego się znajdzie.
Na razie jest dobrze.

Pozdrawiam trzymając kciuki…

p.s. Sergiuszu wybacz off top.


Dymitrze

Twój blog jest integralną całością, więc “wpasowywanie się” w formułę Izby to tylko jakaś opcja, zwłaszcza, że sama formuła dopiero się tworzy i klaruje.

Powołałem się na Twój blog, żeby pokazać, że blog może posłużyć nie tylko do publikacji migawkowych tekstów o sprawach bieżących, ale że możliwe jest też publikowanie większych form (serii) i że możliwa jest na blogach także rzetelna pisarska robota, że blogi to nie tylko pogawędki i dygresje.

Myślę jednakowoż, że warto znaleźć nową i może lepszą formułę dla takich publikacji, by ta praca nie znikała na “taśmociągu” nowych notek, w głębinach TXT.


Subskrybuj zawartość