Jak zostać pożytecznym(?) idiotą, czyli małpy w mediach

Wczorajszy nius o wypuszczonej lotem swobodnym do Internetu książce o TW Bolku, wydanej przez IPN, jest dobrą ilustracją żenującej niekompetencji ludzi redagujących serwisy dużych i mniejszych portali.

Wystarczyło, że młody człowiek, bloger, redagujący znany portal blogerski napisał na swoim blogu tekst z leadem zaczynającym się od słów “Znów okazało się, że IPN cieknie.”, by inni zaczęli powtarzać niusa jak małpy, bez sprawdzania łatwych do sprawdzenia szczegółów.

Najmocniej pojechał po bandzie tradycyjnie Onet, dając frazę o IPN już nie tylko w leadzie, ale dodatkowo w tytule: “Książka o Wałęsie w sieci: przeciek z IPN?”

Co znamienne, redaktorom w Onecie wystarczyło kreatywności, by już w tytule, a nie tylko w leadzie uwypuklić, póki co, jedynie podejrzenie pod adresem IPN. Nie wystarczyło im natomiast dociekliwości, by sprawdzić resztę rewelacji blogera. Bo gdyby sprawdzili, dopieroż mogliby dokopać IPN-owi.

Blogerowi wcześniej wystarczyło, że “Jeden z salonowych komentatorów podał dziś około północy link do PDFa z książką” by zbudować na tym niusa, następnie ochoczo puszczonego w świat.

Z kolei Interia w leadzie powtórzyła sakramentalne “Znów okazało się, że IPN cieknie.”, a dalej zacytowała niesprawdzoną i fałszywą informację o rzekomych zabezpieczeniach opublikowanego pliku:

“Dokument jest chroniony hasłem, zaszyfrowany i zabezpieczony przed modyfikacjami”

Jak napisałem wczoraj, a Merlot wyjaśnił później dokładnie, plik z książką nie został zabezpieczony przed modyfikacjami, a nawet dał się otworzyć zupełnie bez hasła.

Być może IPN “cieknie”, ponieważ jest dziurawy. Być może jakiś gorliwy, choć nie mający pojęcia o prawidłowym zabezpieczaniu PDF-ów, samotny patriota postanowił zrobić dobry uczynek. Być może ten patriota pracuje nie w IPN, a w drukarni w Krakowie. Być może.

Ale podobnie być może, że przeciek został zaaranżowany tak naprawdę przez tych, którym zależy na skompromitowaniu, a najlepiej powstrzymaniu dalszych takich prac i publikacji IPN-u.

O likwidację IPN może być trudno, bo nawet Pan Premier miłościwie nam panujący orzekł niedawno, że tak daleko posunąć się nie nada.

Zawsze jednak można, niczym wredna małpa w ZOO, rzucić trochę błota. A nuż się przylepi i elegancko przyschnie?

Pożyteczni idioci zawsze do usług.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Już wczoraj to miałem napisać

Ale czekałem.

Przecież takiej książki, jak ta o Bolku nie wysyła się z wydawnictwa do drukarni pocztą internetową.
Niesie się ją w obstawie i w teczce z łańcuszkiem przypiętym do przegubu.

Dlaczego więc mamy fałszywkę w internecie?

No bo Michnikoidom&Żakowskim udało się wprowadzić swojego kreta do drukarni albo i do IPN-u.

Po prostu mają tam swojego Maleszkę-bis.
I manipulują.

Stara zasada – kto z kim przestaje, takim się staje.
Potem dokłada do tego ideologię.


Nic nie rozumiem z tym "wyciekaniem"...

Przecież publikacja IPN, jako dokument publiczny, POWINNA być opublikowana w sieci.
(Zakładam oczywiście, że kierownictwo IPN zadbało o autorskie prawa majątkowe do książki.)


Panie Arturze

Po co w takim razie IPN robi dodruk (10-krotnie większy niż I wydanie) tej książki?
Prosty rachunek 40000 egzemplarzy x cena 65 zł = ?
A książka w sieci…
I jak tu mówić o zabezpieczeniu praw autorskich skoro nawet plik zabezpieczony nie był?
Litości…
:)


Szanowni,

Jestem przekonany, że przeciek jest inspirowany przez IPN, z prostej chęci zwiększenia zasięgu oddziaływania książki.

Wszystkie teorie spiskowe uważam za mało prawdopodobne.


Merlocie,

to także jest możliwe.

Rozumiem przy tym, że można być o czymś przeświadczonym, ale przekonanym? To chyba jednak za mocne słowo. IMHO.

Tak naprawdę nie ma to specjalnego znaczenia, czy za przeciekiem stoi jakiś spisek, czy działanie wolnego strzelca. To jest ciekawe, ale nie tak kluczowe.

Nawet jeśli byłby to zabieg marketingowy samego IPN, polegający na wykorzystaniu wysokiej fali oczekiwania na książkę, następnie przykręceniu kurka/zwiększeniu podciśnienia symbolicznym nakładem pierwszego wydania, podkręcenie efektu konspiry “przeciekiem” itd. – a wszystko po to, żeby zwiększyć “zasięg i siłę rażenia” książki, to też nie to samo jest problemem.

To, co jest moim zdaniem naprawdę interesujące i nadające się do wyciągania wniosków, to taniec rozmaitych postaci i środowisk w tej sytuacji. Gra, która się toczy.

Zresztą już o tym pisałem parę razy. Kto gra Bolkiem jest mniej ciekawe od tego, kto gra tą grą. IMHO, rzecz jasna.


Szanowny Panie Sergiuszu

Gdyby IPN chcial dokonać akcji promocyjnej nie wpuścilby do sieci materialu, który każdy może dowolnie zmienić. I to jest niebezpieczne.

Po drugie chetnie przeczytabym note copyrightową; ciekawe jak jest sformulowana. Jeśli obejmuje ona takze ochronę rozpowszechniania elektronicznego to jest niezly pasztet prawny.

Bardziej sklanialbym się do koncepcji, że ktoś chce zdezawuować IPN, jako instytucję niepotrafiącą chronić swoich zasobów. Które na dodatek można (w domyśle dla przeciętnego Polaka ) “uzupelniać”. I w ten sposób doprowadzić do totalnego szuzmu informacyjnego , jako że każdy będzie przekonany, iż jego wersja książki jest prawdziwa. To taka dezinformacja w dobrym, starym stylu. Rosjanie nazywali to maskirowką.

Pozdrawiam serdecznie


Panowie - puknijcie się w głowę - zwłaszcza Sergiusz i Igła !!!

Ja po prostu nie mogę... powaliło?

“przeciek został zaaranżowany tak naprawdę przez tych, którym zależy na skompromitowaniu, a najlepiej powstrzymaniu dalszych takich prac i publikacji IPN-u.” – Sergiusz

“Dlaczego więc mamy fałszywkę w internecie?
No bo Michnikoidom&Żakowskim udało się wprowadzić swojego kreta do drukarni albo i do IPN-u. Po prostu mają tam swojego Maleszkę-bis.
I manipulują.”
-Igła

Panowie – ja uciekłem z S24, bo miałem dosyć takich właśnie obsesji. Jeśli TXT ma być kolejnym miejscem, którego ton nadają paranoicy, to ja spadam… Czuję się ZAŻENOWANY !!!


Panie Szczęsny

Doprawdy?


>Sergiusz

hmm – jakos do tej ksiazki to ciezko bedzie mi sie zabrac – w sumie to czy Walesa byl Bolusiem, czy Bolkiem ani mnie mierzi ani grzeje. Mam tylko nadzieje, ze jesli komus zaszkodzil, to go kiedys za to spotka cos zasluzonego…

A młodzi bywają porywczy i nie za bardzo znajacy znaczenie slowa odpowiedzialnosc – zalaczony przyklad dobrze to ilustruje…

pozdrowienia


Panie Zbyszku

Czy Pan odróżnia hipotezy i stawianie pytań od obsesji?
Nie sądzę.

Nadto, proszę wybaczyć śmiałość, ale odnoszę wrażenie, że jeszcze Pan nie wydobrzał po bliskich spotkaniach z bywalcami S24.

W związku z tym doradzałbym tak zwany kubeł zimnej wody dla ochłody lub długi spacer. Powinno pomóc. Rozumiem temperament i takie tam, ale są granice. Na TXT nie należy do dobrego tonu wyzywanie ludzi od paranoików i obsesjonatów. Wydawało mi się, że to właśnie Panu odpowiada, ale może się myliłem.

Anyway, czasem warto policzyć do dziesięciu zanim się coś palnie.

Pozdrawiam Pana.


Jacku,

mnie to też nic a nic nie obchodzi, czy był czy nie był i na czym to polegało. Czy to była gra z bezpieką, zgodnie z jego cwaniackim stylem uprawiania polityki itp. To naprawdę problem samego Lecha Wałęsy, by bronić swojego dobrego imienia. Zapracował sobie przez lata na kłopoty, no to niech sobie z nimi teraz radzi. Jak każdy polityk. To nie jest szkółka niedzielna.

Ci, którzy na niego teraz dybią są tak samo żałośni jak Ci, którzy go bronią jak relikwii.

Zresztą dałem wyraz temu, co i dlaczego o tej całej zadymie myślę w poprzednich notkach. Bolek to dziś temat zastępczy, a wygodny do bujania emocjami ludzi. W zupełnie innych celach. Nie trzeba megaprzenikliwości, by to dostrzec.


Panie Merlocie,

tak z czystej przyrodniczej ciekawości: kto Pana przekonał i czym?

Pozdrawiam


sergiusz

wtrącę tylko że wracamy do tematu otwarcia archiwów.

mam nadzieję że ostatecznie…

ale żeby nie było że nikt nic nie wie, to cytacik z Napieralskiego:)

Michał Karnowski: A długo można takie debaty zastępcze toczyć?

Myślę, że nie. Za chwilę emocje opadną, bo Polacy są już tym znużeni. To był taki fajerwerk przy Lechu Wałęsie, postaci historycznej. Za chwilę ten fajerwerk się wypali im przyjdzie szara rzeczywistość.
Albo pan na przykład powie coś o Kościele? Albo o konkordacie? I sobie o tym porozmawiamy?
Przyjdzie twarda rzeczywistość i Platforma będzie musiała pokazać, jakie ma pomysły na rządzenie. I to będzie już problem dla Platformy.

Krystian Hanke: To ja mam lepszy temat niż te trudne tematy, na które panowie rozmawiali. Wiedzą panowie, że dzisiaj smerfy „zaatakowały” Warszawę? Zastanawiałem się, jak połączyć smerfy z polityką i przypomniała mi się pewna konferencja prasowa byłego wicepremiera. To było w lutym. On nazwał na tej konferencji polskich polityków imionami smerfów: Donald Tusk został Lalusiem, Jarosław Kaczyński – Gargamelem. Lech Kaczyński – Śpiochem, role Ważniaka przypisano Waldemarowi Pawlakowi. Pan ma podobne skojarzenia?

Na pewno nie chciałbym być Ważniakiem, ani Sknerą.

Został panu jeszcze Astrosmerf, Dziadek Smerf, Harmoniusz, Latający Smerf, Malarz…

Może Smerfetka?

K.H.: O! Ostro!

Smerfetkę chętnie bym poznał.

http://www.polskieradio.pl/trojka/salon/

:)))

Był Noe, Noe, gość co się czasem spinał, ale uwierzył i gdy szedł po gnoju smród już się go nie imał!


Maxie

smerfne, smerfne te dialogi ;)


Panie Lorenzo Szanowny

obejrzałem tego PDF-a, ale jakiejś dedykowanej noty nie znalazłem, może za szybko przewijałem, bo jedyne co widzę tam, to na stronie tytułowej:

© Piotr Gontarczyk & Sławomir Cenckiewicz & Instytut Pamięci Narodowej – Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu

Pozdrawiam


Panie Yayco

Przekonanie powstało w moim własnym jestestwie. Odniosłem wrażenie, że upublicznienie książki w sieci nie przyniesie IPN-owi strat w sprzedaży wersji papierowej, szczególnie, że pdf nie zawiera reprodukcji dokumentów.

Stopień zabezpieczeń, zgoła symboliczny świadczy wg. mnie przynajmniej o liczeniu się przez wydawcę z przeciekiem.

Podczas produkcji książki o zabójstwie księdza Popiełuszki, wydanej przez niewielką prywatną oficynę, o miejscu druku wiedziały 3 osoby, a całość materiałów produkcyjnych była zgromadzona na jednym komputerze po stronie wydawcy, skąd PDFy były przesłane do drukarni przy pomocy bezpiecznego protokołu sftp, a tam po przerzuceniu na płyty (blachy) natychmiast kasowane.

Motywy wydawcy były dwojakie:

1. zabezpieczyć się przed piractwem netowym
2. obawa przed zablokowaniem publikacji

Ponieważ w przypadku książki o Lechu nie widać takich starań o bezpieczeństwo, pozwoliłem sobie z przekonaniem upublicznić stosowną hipotezę.

Sięgam właśnie po czyściutki dekanter karafkowy, coby go napełnić bardzo jasnym i zacnym porto.

Pańskie zdrowie!


Zdrowie Pań i Panów!

A jeśli idzie o zabezpieczenia, których wzorcowy przykład Merlot właśnie opisał, nasunęło mnie się pytanie takie: czy choć raz w historii IPN zostały zastosowane tak radykalne procedury anty-przeciekowe?

Póki tego nie wiemy, trudno będzie raczej wnioskować o intencjonalnej niefrasobliwości IPN w tym przypadku, na bazie porównania z takim radykalnym, ale zewnętrznym przykładem dbałości o bezpieczeństwo.

Co sądzicie?


Panie Merlocie,

Pan sam siebie musi przekonywać?

Ja to siebie nie przekonuję, bo się ze sobą zgadzam.

Podziwiam i pozdrawiam


Panie Yayco,

zawsze miałem kłopoty z precyzyjnym formułowaniem.
Chyba mi już tak zostanie.
Pogodziłem się z tym.


@Sergiusz

Panie Sergiuszu,

Bardzo zatem proszę o wyjaśnienie mi, czym jest TXT?

Czy jest to miejsce pogawędek kilku osób, które zabawiają się swoją paraliteracką wyobraźnią, czy jest to blog poświęcony wymianie opinii na tematy społeczno-polityczne?

Jeśli prawdziwa jest opcja (1), to istotnie moje gwałtowne reakcje są nie na miejscu i mogą właściwie wzbudzać śmieszność i politowanie, ale równocześnie mogę wówczas natychmiast powiedzieć, że znowu źle wybrałem miejsce.

Jeśli jest to jednak opcja (2), to wyprodukowanie z siebie niczym nie popartej (hipo)tezy, że to szpiedzy Michnika są odpowiedzialni za wyciek książki z IPNu nie jest – przynajmniej dla mnie – dowodem niczego innego, jak paranoicznych obsesji.

Ja po prostu nie zgadzam się na lewackie odchylenie, że każdy pogląd jest fajny i autora należy poklepać przyjacielsko po ramieniu za każdy bzdet, jaki z siebie wypuści. Jeśli pan jednak uważa, że jest inaczej, to – niestety – ponownie będę musiał się za czymś rozejrzeć, bo taka formuła mnie nie interesuje. Proszę mi po prostu powiedzieć. Ja się nie obrażę, bo ja szukam blogu, gdzie ludzie wymieniają się poglądami politycznymi a nie internetowego gabinetu psychoterapii dla opętanych nienawiścią do GW. Ja np. jeśli napiszę, że Kaczyński mi szczególnie działa na nerwy, piszę to w reakcji na konkretne jego działania i wypowiedzi – a nie ot tak sobie, bo uważam, że jeśli w Pcimiu wywrócił się autobus, to wina Jarkacza, bo jego szpiedzy przecieli w nocy wężyk, aby powiększyć społeczną niechęć do “leniwego” rządu PO…


Panie Zbyszku

Podtrzymuję to co napisałem Panu powyżej, bo widzę, że jeszcze Pan nie wyhamował.

Zionie Pan ogniem niczym Smok Wawelski, co jednak nie skłania wcale do tego, do czego Pan w sumie wzywa, czyli do rzeczowej wymiany poglądów.

Ponieważ jednak nie Pan jeden cierpi na syndrom blogera – wojownika, objawiający się charakterystycznym pomieszaniem pojęć i rozumienia co jest czym w takich miejscach jak TXT, widzę, że ma sens napisanie na ten temat osobnego tekstu, co też wkrótce uczynię.

Mam nadzieję, że znajdzie Pan w nim wyczerpujące odpowiedzi na swoje wątpliwości, obawy i pytania, a poza tym być może zdąży Pan do tego czasu faktycznie ochłonąć i lepiej rozejrzeć się po TXT. Może nawet przestanie Pan widzieć to czego nie ma, a zobaczy to, co jest.

Pozdrawiam Pana.


@Sergiusz

No to poproszę, bo chyba się zgubiłem… No bo na czym niby ma polegać rzeczowa wymiana poglądów z takim Igłą? Przypatruję sie jego wpisom od dłuższego czasu i widzę, że on nie argumentuje – on tylko mruga porozumiewawczo okiem… Dziwnie tylko jakoś przypomina mi się taki skecz Monty Pythona, gdzie jeden kolo drugiemu tak mrugał przy piwie okiem i pytał, co też porabia jego szanowna małżonka…

Czekam zatem na rzeczony wpis panie Sergiuszu, bo przyznam – to może kwestia temperamentu – ja lubię jak ludzie są polemiczni i bardzo nie lubię drętwych blogów, gdzie wszyscy aż tak bardzo się kochają, że już nie ma o czym pisać, bo i po co, skoro rozumieją się bez słów… Ale nie lubię też – jak napisałem – smalenia dubów i wymyślania niestworzonych historii, bo tak jak nie dyskutuję z babą od pietruszki, co sądzi o najnowszej misji NASA, tak nie dyskutuję z oszołomami, dla których zawsze za wszystko odpowiedzialny jest Michnik… Bo to wtedy nie jest polemika i rzeczowa wymiana poglądów, ale rodzaj zabawy “w pomidor”.


Panie Szczęsny

Problem w tym, że ja nie zauważyłem, że pan z kimkolwiek dyskutuje.

Pan po prostu głośno wykrzykuje swój pogląd.
A potem się dziwi, że nie wszyscy mają ochotę pańskie okrzyki brać za argumenty.
I mrużą oko.

A moje lubienie/nielubienie Michnika też nie powinno pana dotyczyć.
Przecież nie jest pan Michnikiem?


@Igła

“A moje lubienie/nielubienie Michnika też nie powinno pana dotyczyć”

W zasadzie w ogóle Pan mnie nie interesuje, Panie Igła. W zasadzie nie uważam, że jest Pan interesujący, lecz irytujący… to jednak różnica.


Doprawdy?

I co zamierza pan z tym zrobić?
Obrazić mnie, bo już Wikiego pan zdążył.

A może poczekać na odp. Sergiusza?


Subskrybuj zawartość