Szyfranci w obronie demokracji


 

Do centrali zadzwonił szyfrant Biedronka i powiedział, że wróci do kraju, kiedy wreszcie skończy się ta „prezydencka hucpa”. Powiedział, że „nie może już na niego patrzeć”, doszło do tego, że wszędzie mu się pojawia („jak zjawa”), sytuacja nie do wytrzymania, stresss… Prosił, żeby się nie zamartwiać, że ma się dobrze, koledzy pomagają, a dzięki szkoleniu, które swego czasu był ukończył z wyróżnieniem w Moskwie jakoś sobie radzi także z prozą życia.

Powiadomiony minister obrony narodowej natychmiast zadzwonił do zaufanego człowieka z pytaniem: co robić i czy może “wpaść”? Ten zaczął od tego, że „przede wszystkim spokój i poważna mina”. Podziękował za telefon i zachęcił, żeby „przekręcał” zawsze, kiedy trzeba („jednorazowe karty są w kiosku”). Pochwalił się, że sam premier dzwoni do niego czasem z różnymi problemami, a on – jako mąż stanu i ojciec trójki dzieci – nie odmawia, bo „czuje ciężar”, a poza tym „na to przecież żeśmy się umawiali”. Pierwszy raz premier zadzwonił, kiedy jeszcze nie był premierem, ale już pomalutku szykował się do czegoś większego. Przyszedł ze „współpracownikiem, starym znajomym moim, jeszcze z czasów, kiedy pchaliśmy ludzi na Fulbrighta” i „a ja od razu do niego – załóżcie nową partię, nową platformę, czy inną jaką...”; „tak było, nieważne, stare dzieje…”

Kiedy uspokojony minister obrony narodowej wyszedł, zaufany człowiek wezwał sekretarza, aby „uruchomić kontakty marszałka na Jamajce” oraz „zaufanych oxfordczyków”. Sekretarz zawahał się przy pisaniu wyrazu „Oxford”, ostatecznie zapisał z niego tyle, ile dosłyszał, i zwrócił się do pryncypała: „Chodzi o Brusów, czy pana ministra, bo Brusowie już nie teges, więc ewentualnie może przez Leszka…” „– Przestań mi tu bredzić, durniu! Do Radka dzwoń!” – uciął poirytowany pryncypał.

Minister spraw zagranicznych akurat jeździł na motorze po strefie zdekomunizowanej, więc nie mógł podejść; z Nowego Jorku wkrótce zadzwoniła jednak jego żona i zapewniła, że „mąż oddzwoni”. W gabinecie marszałka nikt nie podnosił słuchawki. W tej sytuacji zaufany człowiek wpadł w popłoch. „– Kurwa – podsumował – łatwiej już chyba zabić amerykańskiego szpiega długopisem, niż coś w tym kraju dogadać… E!, durniu… – zwrócił się do swojego sekretarza – podstawiaj mi moją maszynę; sam po niego polecę…”

Tymczasem szyfrant Biedronka ponownie skontaktował się z centralą. Stwierdził, że rozszerza żądania, i teraz to on do kraju wróci tylko wtedy, kiedy prezydent podpisze traktat z Lizbony. „Inaczej ni-chuja – dodał, po czym się rozłączył”.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

każdy ma swojego ulubionego prawaka...

Ja też.

Fajny tekst, Panie Referencie…


Popłakałam się, Referencie

No ludzie! – jak tak można starą/czarną Magię do łez doprowadzać? Hę?

A poważniej… Szkoda, że zaufany człowiek nie “wykrzaczył się” z tymi rewelacjami parę lat wcześniej. Mniej bym się wściekała. Na siebie.

A swoją drogą to ciekawe, czy będziemy mieć prezydenta “Musta”? Przystojny, elokwentny, z teczką. W końcu tradycja, to tradycja...

Tekst świetny, jak wspominałam na wstępie.

Pozdrawiam Pana i Biedronkę.


Też się wzruszyłem

Szyfrant nie wraca; ranki i wieczory

We łzach Klich go czeka i trwodze;

Budżet zmarniony, zerowe pobory

I pełno agentów na drodze

Wspólny blog I & J


Panie Referencie,

nie wiem czy to Pana zainteresuje, ale przytrafiła mi się dziś dość dziwna historia;
Kiedy wsiadałem sobie rano do autobusu, stratowała mnie, właśnie wypadająca z niego tajemna postać, boleśnie depcząc moje usandałowione stopy ciężkim wojskowym butem.
Postać z klasycznie, model marines, wysoko wygolonym karkiem, odziana w komplet maskujący typu kamuflaż.
A gdy już byłem w środku, postać wskoczyła za mną i wywiązała się między nami następująca rozmowa:

Ja – Mógłby pan trochę uważać!
Ona- Mógłbym, ale mam ogon. Wie pan , służby specjalne. Na wojsko nie mogę liczyć.A poza tym nie wiem, czy dobrze jadę? – A dokąd pan? – Muszę szybko rozminować fabrykę! – Aaaa, to dobrze pan jedzie…

Po coprzystankowym wypadaniu i wpadaniu, z zakamuflowanym definitywnie rozstaliśmy się na przystanku: Sobieskiego, Instytut Psychiatrii i Neurologii, gdzie ów, wyraźnie już odprężony i spokojny przekroczył bramę zakładu.

Może to jakiś ślad?

Pozdrawiam serdecznie

Ps.
Nic nie zmyśliłem.
I nie jestem, Q… mać, żadną antysemitą!!!


Yasso

Nic nie przebije słynnego podpisu pod rysunkiem Mleczki. Facet uchylając kapelusza: – Przepraszam bardzo. Jestem agentem obcego wywiadu. którędy dojść do dworca?

A poza tym palę fajkę! kobiety mnie chwalą, że pięknie pachnie w pokoju! Cóż za przewrotność!

Wspólny blog I & J


Ktoś słusznie zauważył,

że tzw. partie polityczne rózną się tylko tym, że jedne są u władzy a drugie chcom być.
Nie sądzę więc aby szyfrant Biedronka dostał to chce.
Musi szerzej sieć zarzucić.


Panie Jacku,

fajkę? nabitą aromatycznym tytoniem?
Jak jakiś Ernest lub James?
Ho! ho! ho!... wcale im się nie dziwię.:)

Dobranoc


-->Yassa

Nie wierzę ;) Zna Pan kogoś, kto uwierzy? Proszę opowiedzieć historię szanownej Małżonce i zapytać ją: “I co?” Gdybym ja opowiedział coś takiego referentowej, kiedy czasem wracam wieczorową porą... szkoda gadać. Tylko bym ją rozjuszył ;)))) Żartuję, prawda, rzecz jasna!

Pozdrawiam,
referent


-->Merlot z kropką, Magia, JJ, Igła

Czołem goście! Myślałem, że nikt nie wpadnie, a jeszcze, prawda, zebrałem pochwałę. Dziękuję, przepraszam, znikam,

referent


Subskrybuj zawartość