Korporacja blogerów

Tagi:

 

Kupiłem dziś gazety i dowiedziałem się, że syn ministra sprawiedliwości “grozi” i “szantażuje” blogerów. Tutaj też coś takiego jest, i tutaj jest… Już sam fakt, że mejnstrimowe media bronią blogerów wydał mi się dosyć zabawny, ale przeczytałem teksty do końca i dodatkowo sprawa wydała mi się nadzwyczaj dęta. Kolejne bicie piany; wygląda jak autopromocja kilku osób i kryptoreklama niektórych “niezależnych” mediów. O co tu chodzi?

Syn ojca, będącego akurat ministrem sprawiedliwości, zirytował się, że publicysta jednego z portali, do którego istnieje publiczny dostęp, pisze nieprawdę o jego ojcu, będącym akurat ministrem sprawiedliwości. Nieprawda musiała być znaczna, bo syn ojca przebąkiwał o naruszeniu ich dobrego imienia i generalnej krzywdzie. Jego prawo, jego odczucia. Skoro jeden twierdzi, że jest tak, a drugi uparcie pisze, że nie jest tak, to jedyną cywilizowaną formą rozstrzygnięcia sporu jest podróż do sądu. Mamy powoda, mamy pozwanego; klasyczny przypadek. Publicyści, jeśli łapią się na tzw. adresatów prawa prasowego cieszą się pewnymi udogodnieniami. Sytuacje, kiedy podając nieprawdę unikają odpowiedzialności, bo – upraszczając – działali rzetelnie i w “interesie publicznym”, wcale nie są rzadkie. Ale mniejsza.

Na pewno nie powinno być tak, że skoro jest się blogerem, czy chociażby rejestrowym dziennikarzem, to wszystko wolno (blogerom wszystko wolno, a dziennikarzom, prawda, prawie wszystko). Co to jest? Jakiś szczególny immunitet, jakaś specjalna ochrona? Z faktu, że notuje się w internecie ma wynikać, że odpowiedzialność za słowo zostaje uchylona? Jeśli nabluzgam niefachowo blogerowi Yassie (przykładowo, prawda, i niech bloger Yassa wybaczy mi obsadzenie w tej, prawda, paraboli), to dlaczego blogerowi Yassie mamy odbierać prawo do obrony? Zakładam, że satysfakcja ma polegać na czymś innych niż odbluzganiu przez blogera Yassę referentowi. Poniekąd.

Ktoś powie, że nie chodzi o sprawy między blogerami, ale o kneblowanie wolności słowa, o utrudnianie krytyki polityków i innych osób publicznych, o tę... no, prawda, o misję i społeczeństwo obywatelskie! W porządku; oczywiście jest różnica, trochę ją widać, tyle że przecież każdy jest panem swojego losu. Sam mogłem zostać stylistą albo nawet aktorem, a jednak trafił mi się referat. Przypadek? Może przypadek. Zatem, trzeba wziąć odpowiedzialność za słowo, które być może powiedziało się o jedno za dużo. Fajnie jest być słynnym blogerem i cieszyć się sławą. Trzeba jednak też dźwigać jej ciężar, jeśli ktoś “sprawdza”. Bo dlaczego syn ojca, będącego akurat ministrem sprawiedliwości, nie może żądać satysfakcji od blogera? Że zwrócił się w brzydkich słowach w prywatnym mailu? Szokujące, rzeczy zupełnie poza standardem.

Od razu też uspokajam – spokojnie! Polityków można krytykować ostrzej i szerzej (włącznie z niektórymi sferami życia prywatnego). Syn ojca, będącego akurat ministrem sprawiedliwości, proces pewnie by przegrał. Ale może by i nie przegrał. W każdym razie powinien mieć możliwość sprawdzić podstawy swojego samopoczucia. Niech idzie do sądu i proces przegra albo wygra. Dlaczego ma nie móc iść, prawda, że tak powiem.

Podobno A. Czuma powiedział, że nie czyta blogów, a anonimowe nieprawdziwe oskarżenia uważa za “tchórzliwe”. Cóż, też tak uważam. Można nie czytać blogów, można co niektórych nazywać tchórzami. Na tym stopniu ogólności mogę tylko potwierdzić. Pan A. Bodnar z Fundacji Helsińskiej został “wzburzony” i pewnie będzie chronił “kolejne” prawa obywatelskie; powstanie nowy program spraw precedensowych (blogerzy jako “podopieczni” Fundacji Helsińskiej obok “zwolnionych oficerów WSI” i Alicji Tysiąc). Mecenas Naumann zapewnia, że nie wiadomo jak z prawnego punktu widzenia traktować blogera i jego twórczość, ale na pewno “nie ma skutecznej drogi do ujawnienia personaliów blogera”. Jaja.

Krótko mówiąc, korporacjo blogerów, bez owych jaj!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Referencie,

ja się zareklamuję bezczelnie i blogo-korporacyjnie, zwłaszcza że już zaćwierkałem o tym na Twitterze:

“Jak zbudować Wieżę Babel, czyli o blogosferze na wesoło” – ten #txt dopiero powstaje, jeszcze go nie ma online.

Pozdrowienia :)


-->Sergiusz

Witam, mało rozumiem z tego twittera, będę musiał wstąpić na dokształt. Ale dobrze, prawda, skoro dobrze. Niech Pan pisze, inni blogerzy będą czytali ;) Zajrzę, rzecz jasna.

Biegnę po śmietanę do sklepu; referentowa nie ma litości, nie kupuje tłumaczeń, że jako bloger jestem pod ochroną i powinienem leżeć.


@Referent

Panie Referencie,

Ostatnio mam taką depresję, że nie chce mi się juz nic pisać – mam bowiem wrażenie, że ludzie zdurnieli i pisanie do nich, to jak pisanie na Berdyczew…

Proszę samemu zobaczyć. Ostatnio sporo ważnych spraw się wydarzyło:

- tarcza antyrakietowa jednak będzie (czyli Donek i Radek nie sprzedali Polski za ruble)

- Stocznia Gdynia będzie nadal produkować statki (czyli jednak rząd coś robi w sprawie stoczni)

- Deficyt budżetowy mamy duży (po pierwszym kwartale 60% z 18 miliardów, ale to nijak nie czyni 80 mld, o których bredzi Gilowska – Polska gospodarka ma się nad wyraz dobrze jak na te ciężkie czasy)

Tymczasem na blogach wszyscy pieprzą o Katarynie… Mi ręce opadją. Ten kraj nie ma prawa istnieć – ludzie są tu za głupi!


@Zbigniew P. Szczęsny

Trzeba samemu pisać zamiast zrzędzić jak, za przeproszeniem, baba, przykład:

Będzie tarcza w PL i CZ


“nie ma skutecznej drogi do ujawnienia personaliów blogera”

A jest? Jak bloger kumaty to mu Czuma i Ska mogą skoczyć tam, gdzie oni mogą pana majstra … i tu takie niedopowiedzenie.


Panie Referencie

Syn Ministra i blogerka. Brzmi intrygująco.
Reklama Salonu?
Kiepska komedia?
Pozdrawiam zagubiona


Panie Referencie,

już kiedyś zaciekawił mnie ten problem i doszedłem do pewnych konkluzji.
Pokrótce postaram się z Panem nimi podzielić.
Dla większej klarowności oprę się na przykładzie, wszystkim nam doskonale znanym, Pana Profesora Sadurskiego.

Otóż śledząc wirtualną działalność Pana Profesora zdumiewało mnie, jak człowiek wykształcony z dużą inteligencją, obyty w świecie, dysponujący dużą wiedza, znający języki obce i mający opanowaną obsługę komputera na poziomie co najmniej podstawowym, może produkować, że posłużę się kolokwializmem, takie duby smalone.

Doszedłem do wniosku, że to nie może być Pan Profesor jako osoba ludzka, tylko podszywająca się pod niego, wiązka energii kosmicznej zwana awatarem.
To ona przekazuje nam komunikaty, na ogół sprzeczne z naszym ziemskim doświadczeniem; a to igrając nami, a to drażniąc nas.

A awatar, jako że nie jest osobą fizyczną w rozumieniu prawa, więc nie dysponuje ani podmiotowością prawną, ani zdolności prawną i co za tym idzie, zdolnością do czynności prawnych.

Pan Profesor jako gwiazda na firmamencie nauki europejskiej, wie to doskonale, więc zdaje sobie sprawę, że dochodzenie praw w sporze sądowym z awatarem pojawiającym się pod nickiem Sadurski, jest absolutnie bezskuteczne.

Od tej pory szczerze współczuje realnemu, z krwi i kości, Panu Profesorowi dr. hab. Wojciechowi Sadurskiemu. Mającemu swoje dobre (przeważające) i złe (w ilościach śladowych) strony.

Nie można też wykluczyć faktu, że w przestrzeni wirtualnej biorą udział realne osobniki naszego gatunku.
Lecz dokładna analiza ich działalności wykazuje bezspornie, że muszą być to jednostki całkowicie ubezwłasnowolnione.
Toteż i one nie mogące być stroną w sprawach sądowych.

Zgadzam się zatem całkowicie ze stanowiskiem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

A swoją drogą cała ta historia zainspirowała mnie podjęcia niezmiernie fascynujących badań w tym zakresie.
Tytuł już mam;
Koncepcja awataryzmu, jako przesłanki wykluczającej ojcostwo w świetle praktyki wspartej ustaleniami HFPC.

Pozdrawiam serdecznie


re: Korporacja blogerów

Mnie najbardziej porusza kwestia jaj?
Bo jeżeli rzeczona blogerka ich woogole nie ma?
A nawet przeciwpołożnie?

Najbardziej urzekło mnie jednak jedno zdanie z komentarza niejakiego Szczęsnego, urągającego po linii na ten kraj:

-/Mi ręce opadją. Ten kraj nie ma prawa istnieć – ludzie są tu za głupi!/

Pytanie, niekoniecznie do nieszczęsnego Autora ( tego zdania ), posługującego się czymś, jako językiem, co na Białorusi określają grażdanką czyli kulawym językiem ojczystym.
Opadją mu dziś, czy zawtra?

Mi też opadują.
Tera.


-->Z. Szczęsny

Z mojego punktu widzenia cała sprawa kataryna-Janke-Czumowie to zawracanie głowy. Dęty balon. Dowód, że duża część blogosfery jest zwyczajnie autoreferencyjna (w stopniu ocierającym się o satyrę) i “marzy” żeby powtórzyć karierę zawodowego dziennikarza. Krótko mówiąc – “podpiąć się”. Trochę jak Nikodem Dyzma, trochę jak rewolucjonista – wizjoner S. Sierakowski. Dopasowanie do modelu – w zależności od talentu i wytrwałości.


-->Agawa

Właśnie. Pewnie wszystkiego po trochu.

referent


-->yassa

Panie Yasso,

zagadnienie profesora S. jest frapujące. Nie jakoś tam szczególnie, ale… powiedzmy przy karkówce z grilla można porozmawiać. Zwłaszcza w długi majowy łikend, kiedy Kościół Katolicki daje dyspensę obejmującą piątek i wszystko inne, co jest jednak lepsze niż rutynowe łamanie zakazów. Dobry pomysł z tą dyspensą, poniekąd, prawda…

Zdradzę się, że przeczytałem sporą cześć twórczości profesora S. Od razu się usprawiedliwię, ze względów zawodowych czytałem, w żadnym razie dla przyjemności. Jego doktorat jakoś się broni. Myślę, że to jest rzecz przyzwoita jak na nasze parciane krajowe warunki. Ale potem, proszę Pana, potem było już inaczej. Ostatnia książka o sądownictwie konstytucyjnym (przekład wydania angielskiego) jest wspaniałym dowodem na upadek nauk prawnych, a raczej potwierdza ona, że coś takiego jak nauki prawne, właśnie dzięki takim profesorom jak profesor S., po prostu już nie istnieją. Zostały zniknięte. Krótko mówiąc, Panie Yasso, niech się Pan nie łudzi, ON (profesor S.) naprawdę jest już tylko publicystą. To nie awatar, to ściśle ON sam ;)

Pozdrawiam,


Panie Referencie

Czy to ja kiedyś w ferworze dyskusji polecałam Panu studiowanie prawa?
Obiecał Pan poczytać:))
Książki o sądownictwie konstytucyjnym?
Tego się nie spodziewałam w najszczerszych marzeniach:)

Pozdrawiam z uznaniem


-->

Zapomniałem dodać i nie wszystko może być jasne z mojego komentarza do Yassy. Czytałem książki profesora, bo pani Agawa kiedyś skarciła mnie, że nie znam się na prawie w ogóle i powinienem albo doczytać, albo się... prawda, albo nie wypowiadać. Więc doczytałem. A Pani Agawie dziękuję. Lektura zmieniła moje życie. Na lepsze. Prawie jak partia peło.


Panie Referencie

Niech Pan się ze mnie nie śmieje. Ale wlaściwie dlaczego nie?
Kwestia sporna wtedy dotyczyła dylematu prawo a publikacje internetowe.
Regulacje prawne w tym zakresie są chyba niedoskonałe, albo ich interpretacja niejednoznaczna.
Przyznaję że ksiażek prawniczych wielu nie czytalam:(


-->Agawa

Jasne, że “niedoskonałe”. Przecież to piszą sami prawnicy ;)

Pozdrawiam,
referent


Panie Referencie

Najlepiej zakazać w ogóle dostępu do Internetu:)
Ilez frustracji mniej, nieprawdaż?
Czy anonim może bezkarnie pisać nieprawdę, obrażać?
Czy warto zwracać uwagę na anonima?

Czy warto pytać?


Khłe, khłe, khłe, prawda...

jestem; w ogrodzie botanicznym w Wa-wie kończy się właśnie mocno ciekawa wystawa kwiatów. Poniekąd czad. Kto nie był niech żałuje.

—>Agawa

Z tymi anonimami to jest jakieś nieporozumienie. Przykładowo ja – referent, prawda. Przecież ja nie jestem żadnym anonimem, podpisuję się nazwiskiem. Wiadomo, z kim sprawa. A że piszę pod pseudonimem… I cóż z tego. Bolesław Prus też pasożytował na jakiejś osobie poniekąd fizycznej (termin prawie prawniczy, a nawet prawny, prawda – Pani Agawo… uwaga!;) Kto pamięta o Prusie, kto o jego nosicielu? Jakieś nieporozumienie…


Pani Agawo

Pisząc o zakazie dostępu do internetu (co przekłada się na “reglamentację dostępu i moderowanie treści”) lejesz miód na zatroskane serca członków Komisji Europejskiej, niektórych senatorów Kongresu USA oraz magnatów medialnych.

Dostaniesz medal za ofiarność und odwagę na polu nowych, wspaniałych regulacji prawnych?

Kto by pomyślał. :)


Magio

Myslałam że o tym napiszesz:) A w trawie coraz bardziej na ten temat piszczy.
Nie wyczulaś mojej ironi?
A tak sie starałam:((((


No tak...

Teraz mogę z czystym sumieniem napisać, że Ty, Agawo, nie wyczułaś mojej ironii.
W sprawie tego medalu, ma się rozumieć.
No. :)

I wiesz co? Takie hece, jak ta “Katarynowa” stanowią wodę na młyn tych pajaców, którzy zrobią wszystko żeby społeczności internetowej nałożyć kaganiec. Ciasny!

Pozdrawiam, jak zwykle serdecznie.


Panie Referencie

A może zrobil Pan zdjęcia w ogrodzie botanicznym?
Kwiaty, wino i ryby czyż to nie byłaby piękna kolekcja?


-->Agawa

Niestety nie robiliśmy zdjęć, ale zdradzę, że była wystawa roślin mięso-, w tym owadożernych. Różnych różnistych. Kupiliśmy jedną ;) Wezmę ją do pracy jako narzędzie tortur (np. wkładanie palca do rośliny jeśli referent spóźni się z pracą itp.). Moja najlepsza referentowa to wymyśliła, rany boskie…


Panie Referencie

Strach i trwoga w Referacie królować będą:)
Zwolniena i tortury:)))
‘Moja najlepsza referentowa to wymyśliła’ .
Pana żona? Nie wierzę...


@ autor

Tez mnie troche zaskoczylo to zwieranie szeregow wokol Kataryny. Zgadzam sie, ze forma w jakiej p. Czuma sie zwrocil do red. Janke jest moze nienajlepsza, to jednak jesli jego komentarze dotyczace nieprawd w postach Kataryny maja rece i nogi, to ma on pelne prawo do wyjasnienia tego.


-->Marusia

Skąd taki poniekąd ładny nick ;)


Subskrybuj zawartość