21.3.09


 

Pisarze mają skłonność do przesady i koloryzowania, co poniekąd, prawda, bywa piękne i dobre. Że dobre. Ten pisarz wcale nie był inny, a oto dowód:

Co roku na wiosnę, skoro się tylko zacznie świąteczna pełnia księżyca, pod lipami na Patriarszych Prudach zjawia się przed wieczorem człowiek może trzydziestoletni, może nieco po trzydziestce. Rudawy, zielonooki, skromnie ubrany. Jest to pracownik Instytutu Historii i Filozofii, profesor Iwan Nikołajewicz Ponyriow.

Przyszedłszy pod lipy zasiada zawsze na tej samej ławeczce, na której siedział owego wieczora, kiedy to dawno już przez wszystkich zapomniany Berlioz po raz ostatni w swym życiu ujrzał rozpryskujący się na kawałki księżyc. Teraz księżyc nie uszkodzony, o zmierzchu biały, później złoty, płynie nad byłym poetą Iwanem Bezdomnym, a jednocześnie tkwi bez ruchu na wysokościach, a na powierzchni księżyca siedzi ni to koń, ni to smok.

Profesor Ponyriow wie o wszystkim, wszystko wie, wszystko rozumie. Wie, że za młodu padł ofiarą zbrodniczych hipnotyzerów, że potem leczył się i wyleczył. Ale wie również, że z pewnymi sprawami nie może sobie poradzić. Nie może sobie poradzić z tą wiosenną pełnią księżyca. Skoro tylko zbliży się jej czas, skoro tylko zacznie rosnąć i wyzłacać się ów satelita, który niegdyś wisiał wyżej niż dwa pięcioramienne świeczniki, Iwan staje się niespokojny, nerwowy, traci sen i apetyt, czeka, aż księżyc się wyokrągli. A kiedy nadchodzi pełnia, nikt nie jest w stanie zatrzymać go w domu. Pod wieczór wychodzi i idzie na Patriarsze Prudy.

Siedząc na ławce już otwarcie rozmawia sam ze sobą, pali, zmrużonymi oczyma przygląda się to księżycowi, to pamiętnemu kołowrotowi.

Spędza w ten sposób godzinę lub dwie. Potem wstaje i zawsze tą samą trasą, przez Spiridonowkę, idzie w zaułki Arbatu, a oczy ma puste, nie widzące.

Mija sklep z naftą, skręca tam, gdzie wisi przekrzywiona stara latarnia gazowa, i skrada się ku kracie, za którą widzi piękny, choć jeszcze nagi ogród, a w ogrodzie – zacienioną gotycką willę, pomalowaną księżycowym blaskiem od strony, na którą wychodzi weneckie okno w wykuszu wieży.

Profesor nie wie, co go ciągnie do owej kraty, ani kto mieszka w willi, ale wie, że daremnie by ze sobą walczył w czasie pełni księżyca. Wie także, że w ogrodzie za kratą nieodmiennie zobaczy zawsze to samo.

Co zobaczy profesor? Bez trudu można doczytać, ale chodzi nie o to, prawda, co zobaczy, ale że w ogóle zobaczy, i że będzie to „to samo”. Taki żywot, prawda, stada baranów i łowieczek się zmieniają, zmienia się też baca z psem, ale kiedy przychodzi do rzeczy – baran znowu będzie żreć trawę, baca opowie ten sam kretyński dowcip, harnaś odda biednym. „Więc gdzie zmiana? – może zapytać czytelnik. – No, gdzie ona ta zmiana?” Nie ma zmian. Są tylko inne postacie, a reszta pozostaje po staremu. Prawo wielkich liczb potwierdzi, że jeśli zebraliśmy się w kupę (pardą), to choćby nie wiem jak zaplanować selekcję, zawsze trafi się przynajmniej jeden wiejski głupek, jakiś moralizator obłudnik, na pewno będzie zdesperowana histeryczka, egzaltowana grafomanka, nabuzowany hormonami niby-nastolatek, buc, prostak, cham, poetka, zachwycony sztywnością misjonarz, rozbiegany przechera, stateczny kabotyn, epigon ekshibicjonista… Nie upilnujesz, prawda, znajdzie się i ujawni poniekąd każdy.

Czy należy z tym walczyć? Zacieśniać selekcję? Oczywiście, że należy! Jak inaczej? Przecież wiejski głupek może być sympatyczny albo irytujący. Moralizator obłudnik – mieć rację, ale jej nie mieć. Histeryczka włączy po północy Mszę H-moll, ale może też nastawić Dodę. I tak dalej, i tak dalej… Ostatecznie wynik będzie nieco lepszy, ale w ramach reguł gry, że tak powiem, prawda, naturalnie i zdroworozsądkowo.

Każdy dzień przynosi zmianę, która nie jest niczym nowym. Dziś mamy piątek, jutro jest sobota, pojutrze – niedziela, prawda… Za rok znowu będzie piątek, po piątku sobota, i niedziela… Tak się też akurat składa, że zbliża się wiosna, właściwie za chwilę będzie wiosna, a zatem: „Co roku na wiosnę, skoro się tylko zacznie świąteczna pełnia księżyca, pod lipami na Patriarszych Prudach…”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Referencie

Czy Pan nie narusza Regulaminu?
Fascynacja swiatłem ksiezyca, wspomnienie szatańskiego balu?
Po spotkaniach z Wolandem świat wydaje sie monotonny:)

Pozdrawiam lękliwie


Panie Referncie...

Może mi się tylko wydaje, albo to jakies deja vu, ale ten kawałek o prawie wielkich liczb i tym, co tam dalej napisał Pan, to ja już chyba gdzieś czytałem… Literalnie nawet…
Czy mi się zdaje, czy Pan cytuje (może samego siebie)?


-->Griszeq

Ja nie mam deżawi. Jeśli Pan znajdzie oryginał chętnie przyznam, że się cytuję. Pewnie podświadomie. Jeśli zaś literalnie cytuję kogoś, to poniekąd będę zadowolony, że pamięć jeszcze dopisuje. Obiecuję wziąć tekst w cudzysłów. Proszę szukać.


-->Agawa

agawa

Czy Pan nie narusza Regulaminu?
Fascynacja swiatłem ksiezyca, wspomnienie szatańskiego balu?
Po spotkaniach z Wolandem świat wydaje sie monotonny:)

Pozdrawiam lękliwie

A ja pozdrawiam pozdrawiająco. Szatański bal i bal u Szatana, to coś jak panna młoda i młoda panna :)


Panie Referencie,

ja tylko w kwestii mania racji, poniekąd, bo jak wiadomo, mnie ściąga na takie frazy o maniu racji, prawda, tam stoi u Pana:

mieć rację, ale jej nie mieć.

Ciekawym czy ta nieoznaczoność mania racji umyślna, bo fajna, w sobie, znaczy dająca do myślenia :-)

Pozdrawiam.


Panie Referencie

Nie ma drugiego dna w moim pytaniu. Coś mi świta i tyle, bo pamiętam komentarz Grzesia, do takiego samego albo podobnego tekstu, że on to sobie “zaklepuje” rolę “wioskowego głupka”, jakaś dyskusja o odnajdywaniu siebie w tych opisach dalej szła. Ale nie potrafię na nią trafić.

Więc ja zwyczajnie pytam, czy to taki Pański zabieg literacki z cytatem w tle, czy może mi się tylko zdaje. Jeśli Pan mówi, że mi się zdaje i mylę tekst z jakimś podobnym, to ja to przyjmuję.

Zasadniczo – większość rzeczy już została zapisana, my po prostu mielimy wszystko przez żarna własnych doświadczeń i przekładamy po swojemu jedynie wypowiedziane najczęściej już kiedyś kwestie… Normalka.


-->Griszeq

Kiedy ja szczerze odpowiadam, że nie wiem, czy Panu się “zdaje”. Nie wykluczam, że kiedyś coś podobnego napisałem. Czy użyłem tego cytatu z Bułhakowa, to raczej jestem przekonany, że nie. Ale klimat (nastrój), wrażenie… Nie wiem, coś mogło zostać.


-->Sergiusz

sergiusz

ja tylko w kwestii mania racji, poniekąd, bo jak wiadomo, mnie ściąga na takie frazy o maniu racji, prawda, tam stoi u Pana:

mieć rację, ale jej nie mieć.

Ciekawym czy ta nieoznaczoność mania racji umyślna, bo fajna, w sobie, znaczy dająca do myślenia :-)

Pozdrawiam.

To akurat jest o mnie, więc wiadomo, że starałem się zapisać najfajniej jak potrafię. Inni dostali zwykłe wyrazy, o sobie użyłem tych fajnych. Żartuję. Panie Sergiuszu, że też to Pan… :-)

Zastanawiałem się, ile osób będzie się wyszukiwać w tekście (zakładając że ktoś przeczyta), i mam… :))))


Panie Referencie

No to w porzadku, chyba i mnie sie udziela, bo jakoś odniosłem wrażenie że się Pan nastroszył i poczuł przeze mnie zaatakowany.
Ewidentnie tego pierwszego cytatu nie pamiętam… Problem po przeczytaniu tak pisanej prozy jest prosty – człowiek zdaje sobie sprawę, jaki śmietnik jest w tym, co on sam pisze. Oczywiście – sama poetyckość języka nie wystarcza. No ale posiadanie tego “czegoś”, co przykuwa czytelnika, to największa tajemnica każdego pisarza. Dobrego pisarza.

Z trochę innej beczki – mam znajoma, łeb jak sklep, profesjonalista i w ogóle wysoka półka. W ramach – chyba – duszparsterstwa akdemickiego – z którym jest nadal związana, zaangażowała sie w program wsparcia edukacyjnego dla młodzieży z tzw “rodzin”. No i jak się jej posłucha, to potem znacznie łatwiej puszczać mimo uszu takie pieprzenia farmazonów różnych wiejskich głupków czy moralizatorów obłudników. A juz w szczególności takich, co to ratują Rzeczpospolita, bo z piwskiem w rece i popcornem na gaciach wystukali palcem “zajebiście poważny tekst” o tym, jak to sramto i owamto.
Dobrze mieć taki ludzi, dzieki którym nabiera się perspektywy. Niektórrzy sami oczywiście tacy są, no ale… W sumie – to tak poza tematem mi sie napisało.


-->Griszeq

hgrisza

Z trochę innej beczki – mam znajoma, łeb jak sklep, profesjonalista i w ogóle wysoka półka. W ramach – chyba – duszparsterstwa akdemickiego – z którym jest nadal związana, zaangażowała sie w program wsparcia edukacyjnego dla młodzieży z tzw “rodzin”. No i jak się jej posłucha, to potem znacznie łatwiej puszczać mimo uszu takie pieprzenia farmazonów różnych wiejskich głupków czy moralizatorów obłudników. A juz w szczególności takich, co to ratują Rzeczpospolita, bo z piwskiem w rece i popcornem na gaciach wystukali palcem “zajebiście poważny tekst” o tym, jak to sramto i owamto.
Dobrze mieć taki ludzi, dzieki którym nabiera się perspektywy. Niektórrzy sami oczywiście tacy są, no ale… W sumie – to tak poza tematem mi sie napisało.

No, wie Pan, generalnie zgoda… :-))) Przykładowo mój referat pracuje dla ojczyzny naszej Polszczy i prędzej krew mnie zaleje (co jest możliwe), niż cokolwiek będzie się tu działo poniżej przynajmniej przyzwoitej roboty. Referenci wiedzę, że nawet jeśli nikt nie czyta pism, a na zebraniach śpi, to nie znaczy, że są zwolnieni z obowiązków. Bo może kiedyś jeden z drugim przeczyta i, prawda, będzie fajnie. Zresztą wszystko jedno. Grunt to robić swoje, jeśli inni też zaczną, to może – jak przyjdzie co do czego – sami znowu pogonimy Rusków za rzekę (wtrącenie, uprasza się o niekomentowanie tej dygresji). Innymi słowy, dobrze jest mieć ludzi, którzy dają perspektywę. Tak generalnie dobrze.


Referencie

W referacie się dobralem do netu bo – prawda – komputer mi się spalił. Milczę, ale żadnego złota nie widzę. Widziałem, poniekąd, ale na naprawę instalacji musiałem wydać. Zaraz się dowiem o skali zniszczeń und kosztach. Bez dostepu do sieci będąc zdanym na publikatory, takie jak TV i gazeta Dziennik ( 2 zł ) cofnąłem się z dnia na dzień do epoki dinozaurów i tych drugich, no.

Od wiadomości w TV oduczyłem się tak dalece, że zadałem sobie podstawowe pytanie: O co im k…a chodzi?
Teraz rozumiem dlaczego wiara skazana na coś takiego…no…nie wiem jak to wyrazić aby nie obrazić znowu blogera I..y. który ogląda cięgiem TVN24.

Bardzo to wszystko smutne


-->JJ

O, to współczuję! Szykuj maszynę i bierz się do roboty. Kilka dni cię nie było, więc masz takie zaległości, że ho, ho, ho… Cała prawda cię ominęła.

Część, teraz ja lecę do referatu :)

Pozdrawiam,


Referencie

Wróciłem. Teraz mam “panoramicznego Referenta” Widać półuśmiech.
Wypaliłem “sporta” pokoju z docentem. chyba zmienię sobie nicka na “kudy kiń”


-->JJ

Co ty mówisz? :-))))) Panoramiczny! “Sporta pokoju”! Czadowo. To może przeniesiesz się też na rozłamową platformę blogerską? Tyle przygotowań, to szkoda, gdyby jednak nikt nie poszedł :)

Ten “panoramiczny referent” to eufemizm? Chodzi ci o to, że szczerzę się jak koń?


Referencie

Ja się do żadnych ekscesów nie nadaję ponieważ choć wyleczyłem komputer, sam zachorowałem. Diabli nadali! Na takim wielkim monitorze to aż dziwnie pisać. Patrzę co tam wyprawiam na boisku Piasta, ale jakoś goli nie strzeliłem – kurczaki.


-->JJ

Toś mi brat! Też złapałem jakąś chorobę. Nawet mam lekarstwa! Będę się leczył w weekend, bo musiałem chodzić do referatu. Dożo było roboty.

PS. Referentowa się mną opiekuje. Baaaardzo trzeba mi współczuć :) Jest super!


Subskrybuj zawartość