Unia Europejska, a europejski i antyeuropejski beton

 Traktat Lizboński to dokument budzący wiele kontrowersji. Problem Europy polega na tym, że nikt na ten temat nie chce dyskutować, a jeśli już, to w sposób płytki i nie wystarczający. TL dla większości osób jest jajkiem-niespodzianką, a osoby, które chcą na ten temat rzetelnie rozmawiać, są odsuwane na boczny tor. Widoczne są dwa nurty – albo euroentuzjaści, którzy nawet nie wiedzą, co w tym dokumeńcie jest, albo eurosceptycy, którzy bardzo często sami wymyślają jego treść. Nie ma miejsca dla ludzi, którzy co do samej integracji – są za, ale uważają, że TL niekoniecznie jest czymś koniecznym, a przynajmniej na jego temat należy poważnie usiąść i porozmawiać, a potem zagłosować – w referendum, a nie przy pomocy naszych posłów, których wiedza na temat TL jest raczej niewielka. 

Poparcie lub jego brak dla traktatu jest po prostu kwestią poglądów. UE idzie w stronę konfederacji, kosztem kompetencji państw narodowych. Celowo odchodzi od zasady jednomyślności do zasady kwalifikowanej większości głosów (tj. zwiększa się liczba obszarów, w których wystarczy kwalifikowana większość głosów). W ten sposób UE będzie mogła podejmować więcej decyzji, ale kosztem państw, które wcześniej miałyby możliwość zavetowania danej decyzji. Tutaj kłania się znajomość realiów – jak dotąd zwyczaj był taki, że Rada Unii Europejskiej podejmowała decyzje na drodze consensusu – nawet jeśłi wymagana była zwykła lub kwalifikowana większość głosów -, tylko czy taki zwyczaj utrzymałby się po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego? Stosunek do niego jest zależny od wizji państwa narodowego i Europy w przyszłości. Nie chcę się dziś szczegółowo zajmować zapisami eurotraktatu. Nie o tym jest ten tekst.

Od jakiegoś czasu obserwuje niezwykle niepokojące zjawisko. Każdy, kto nie pała romantycznym entuzjazmem wobec Traktatu, jest zacofanym barbarzyńcą. Estabilishment jest brutalny. Posiadanie poglądu jest w tym przypadku większą hańbą, niż płynięcie zgodnie z europejskim nurtem. Osobiście jestem zadowolony z naszej akcesji do UE, bo dało nam to wiele możliwości, a tak po prawdzie – alternatywy nie było. Zauważam wady Wspólnoty, ale nie przesłaniają one wielu widocznych zalet. Trudno więc nazwać mnie eurosceptykiem. Kiedy jednak słyszę w telewzji lub radiu, że podwójny system głosów (wchodzący w życie w 2014r) jest dla nas korzystniejszy niż ten wynikający z Traktatu Nicejskiego, a mamy jeszcze hamulec z Joaniny, to niestety – nie wytrzymuje i powstają takie teksty, jak ten. Źle się z tym czuje, gdy ktoś mi tłumaczy, ze posiadanie mniejszej liczby głosów jest lepsze, niż posiadanie większej. Uroku dodaje sprawie Joanina, która nie blokuje decyzji, a jedynie przesuwa ją na późniejszy termin (o ile się nie mylę – będą to dwa miesiące). Jeszcze tylko na marginesie powiem, że w praktyce ta procedura nie została wykorzystana nigdy, s sama Joanina de facto jest i tak korzystniejsza dla Niemiec i Francji, bo posiadają one więcej głosów i mieszkańców. Niektórym jednak za mówienie bzdur płacą i to w dodatku całkiem nieźle. Dlatego właśnie uważam, że każdy świadomy obywatel powinien co najmniej za pomocą googla sprawdzić, czym jest ten Traktat Lizboński.

W mediach podział jest bardzo prosty i charakterystyczny. Kto nie jest za TL (lub tak jak ja – chce o nim rozmwiać, a nie ślepo uchwalać), ten jest wrogiem Europy i nie chce postępu.
Nie wiem, czy dostrzegacie tutaj szantaż? Nikt przecież nie chce być uważany za zaścianek. Tak samo, jak nie rozumiem, po co nam Karta Praw Podstawowych, która w większości jest skopiowaniem zapisów naszej konstytucji. Czy są zastrzeżenia co do naszego ustroju politycznego i uszanowania praw człowieka? Przecież to jeden z podstawowych warunków, jaki trzeba spełnić, by wejść do UE. Po co to powtarzać? Niech ktoś mi to wytłumaczy, a nie wypowiada się się w stylu: „uchwalenie TL i Karty Praw Podstawowych jest absolutnie niezbędne dla dalszego rozwoju UE”. Prawdziwy ekspert.

Najbardziej przejmuję się brakiem poszanowania dla standardów demokratycznych w Unii Europejskiej. Irlandczycy mają głosować tak długo, aż wynik referendum będzie się zgadzał. Ponadto politycy zrobili wszystko, by TL był ratyfikowany ponad głowami obywateli, tak, by maksymalnie ograniczyć ich wpłw na przyjęcie tego dokumentu. Jak na organizację, która demokrację ma wypisaną na sztandarach, to chyba niedobrze?

Deficyt dyskusji jest dla mnie druzgocący, jeśli wziąć pod uwagę kluczową dla Europy zawartość tego dokumentu. To tak, jakby kupować auto i nie zajrzeć do silnika. Unia niewąpliwie wymaga reform, Wspólną Politykę Zagraniczną i Bezpieczeństwa trzeba wzmacniać, korzystne byłoby uściślenie stosunków w ramach współpracy sądowej oraz policyjnej. Z jednej strony mamy traktatoentuzjastów, którzy nie widzą konieczności tłumaczenia nam, dlaczego należy przyjąć TL. Swoje argumenty opierają na sile proeuropejskiego lobby, które skutecznie naciska na rządy. Z drugiej widzimy traktatosceptyków, którzy wymyślają, iż eurotraktat zabierze nam wszelkie narodowe kompetencje, a w Polsce pary homoseksualne będą od jutra adoptować dzieci. Gdzie tu miejsce na umiar?

Wydaje mi się normalne, że należy szukać wielu dróg integracji. Traktat Lizboński jest jedną z nich, ale czy optymalną? O próbie stanowienia monopolu w tej sferze mówił ostatnio w Parlemancie Europejskim Vaclaw Klaus. Europa już postanowiła zrobić z niego oszołoma, więc jest na straconej pozycji.  Izolacja wewnątrz Europy – to kara dla niepokornych.
 

Więcej na temat Traktatu Lizbońskiego

Unijna "demokracja" w Pradze

Dryfowanie Traktatu Lizbońskiego

 

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

?

Od jakiegoś czasu obserwuje niezwykle niepokojące zjawisko. Każdy, kto nie pała romantycznym entuzjazmem wobec Traktatu, jest zacofanym barbarzyńcą. – A pan pała, czy nie pała?
Estabilishment jest brutalny. – Czyżby jakaś zmiana? Jakieś przykłady?

Posiadanie poglądu jest w tym przypadku większą hańbą, niż płynięcie zgodnie z europejskim nurtem. – poproszę o pogląd autora, niech będzie już tylko na ten temat?
Pan płyniesz z prądem, pod prąd, czy w ogóle nie płyniesz?


Panie Patryku!

Zapraszam do poczytania u mnie tekstu na temat państwa. („Państwo – notka… a kto by je liczył” czy jakoś podobnie.) Tam jest również o tym jak budować wspólny organizm państwowy przekraczający ramy państwa narodowego.

Pozdrawiam


Panie Jurku

Juz do Pana zagladam, moment.

Panie Igla!

Moje zdanie jest bardzo wyraznie wyodrebnione w tym tekscie. Moze warto czytac wiecej niz 3 losowo wybrane zdania?

Pozdrawiam serdecznie.


Drogi Igło!

Zdaje się, że trafiła Igła na naparstek… :)

Pozdrawiam


A to sprawdzę

ucieszłbym się, że pan masz rację.


Mam wątpliwości

Chociaż przyznaję, niesprawiedliwy, tym razem byłem.

Tylko co to jest?

UE idzie w stronę konfederacji, kosztem kompetencji państw narodowych.

Czy aby autor wie co napisał?


Igła

Rozumiesz Pan co znaczy konfederacja, czy do słownika musisz Pan zajrzeć?

Co jest niejasnego w przytoczonym przez Pana zdaniu?


Panie Piotrze!

Pewnie to, że jest dokładnie odwrotnie. Wspólnota(y) europejskie idą od konfederacji do unifikacji (unii) kosztem „państw narodowych”. Dlatego Igła może mieć wątpliwości. W tym wypadku uzasadnione. :)


Panie Jerzy

Idą do federacji, owych mitycznych Stanów Zjednoczonych Europy :) Jednak o tym, że idą, mówi się od dekad, tylko jakoś dojść nie mogą (i nie sądzę, aby doszły; prędzej UE się rozpadnie, niż powstaną SZE).


Rozpadnie się czy nie

tego nie wiemy?
Na pewno nie jest to konfederacja.
Albo inaczej.
Bruksela idzie w kierunku unifikacji.
Nie konfederacji.


Prędzej rozpadnie, niż zunifikuje

Można nad tą tezą dyskutować, ale do unifikacji jest o wiele dalej i trudniej ją osiągnąć.


Dyskutuj

proszę bardzo.


Panie Piotrze!

Myślę, że w jednym ma Pan rację.

Oczywiście w tym, że zanim dożyjemy jednolitej Europy, to bunt niewolników rozsadzi ją od środka. Takie powstanie Spartakusa z hepyendem.

U mnie może Pan przeczytać, jak należy działać, żeby Europa się zjednoczyła i nie miała problemów 3 prędkości czy biurokracji. Notka ze słowem Państwo w tytule.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość