Pakistańscy mistrzowie negocjacji

Pakistańska telewizja Geo podaje, że władze pakistańskie ugięły się pod żądaniami terrorystów, którzy stoją za porwaniem Johna Soleckiego, szefa biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodżców na prowinację Beludzystan. Terroryści „zażyczyli sobie”, by uwolnić 1109 osób. Pakistańczycy zajmują się obecnie poszukiwaniem wybranych osób. Jak się okazało, część z nich już wcześniej została zwolnona do domów. Nie wiadomo, ile osób wskazanych przez porywaczy siedzi w więzieniach pakistańskich. Bardzo możliwe, że nigdy się tego nie dowiemy. Jeżeli rząd Pakistanu zgodzi się na żądania terrorystów, to popełni największy z możliwych grzechów w wojnie z porywaczami – niekonsekwencję.

John Solecki to obywatel amerykański, a w dodatku pracownik ONZ. Jak na dłoni widać, ile w Islamabadzie może zdziałać Waszyngton, a ile nie mogła Warszawa. Tak naprawdę żądania zabójców Polaka były bardzo małe, jeśli porównać je z tymi oczekiwanymi przez ludzi przetrzymujących Johna Soleckiego. Śmierć pracownika ONZ byłaby bardzo symboliczna. Szczególnie, że Solecki zajmował się w Beludżystanie pomaganiem ludziom. Nasz rodak zresztą też zajmował się działalnością cywilną. Śmierć pracownika Geofizyki będzie miała sens, jeśli Pakistańczycy będą postępować według określonych zasad w każdym przypadku. Jeśli będą wypuzczać więźniów, to niech się nie dziwią, że obcokrajowcy będą znikać porywani przez kolejnych bojowników. Skoro rozważa się wypuszczenie 1100 osób, to czymże jest wypuszczenie 6, 10 czy 50 w zamian za Polaka? Pewien klasyk z Gruzji nazwałby to statystyką.

To zabrzmi brutalnie, ale zgoda na żądania porywaczy będzie niezwykle demoralizująca. Ja rozumiem, że śmierć pracownika ONZ byłaby kompromitacją, ale pojawia się pytanie. Czy teraz za każdym razem wypuszczani będą więźniowie w zamian za życie jednego obcokrajowca? Czy może zależne to będzie od narodowości porwanego? Tj. Polak – może zginąć, Amerykanin – nie? Na pewno bardzo uproszczam sprawę, negocjacje na pewno nie są takie oczywiste, jak to przedstawiam. Nie mamy dostępu do tajnych uzgodnień. Jak jednak potraktować taki sygnał? Czy ci, potencjalnie uwolnieni, bojownicy nie będą stanowić jeszcze większego zagrożenia? To przypomina mi zachowanie pijaka z „Małego Księcia”, któy pije, żeby zapomnieć o tym, że pije. W końcu – ale o tym akurat Saint-Exuperry nie wspominał – zapije się na śmierć.

Rząd pakistański znajduje się w defensywie. Jego integralność jest bardzo naruszona. Ostatnio głośna jest sprawa doliny Swat, w której obowiązuje już szariat. Taka prawna enklawa. Talibów jednak nie interesuje koegzystencja. Kompromis jest jedynie chwilowy, a dążyć będą do rozszerzania swoich wpływów na cały kraj. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że talibowie są ze sobą wzajemnie skłoceni. Pozycja rządu pakistańskiego nie jest zbyt mocna. Walczą – niejako na własne życzenie – z hydrą, której nieustannie odrastają ścięte głowy. Niestabilność Pakistanu bardzo źle wpływa na Afganistan. Amerykanie w tym regionie postawieni są pod ścianą. Wystarczy spojrzeć na mapę Pakistanu – Beludżystan to południe, a Swat północ Pakistanu.

Amerykanie nie mogą pozostawić bez pomocy nowego prezydenta Pakistanu. Wpływając jednak na niego, by uwolnił więzionych kompanów bojowników o wolność Beludżystanu, rozwiązują problem jednostkowy – Johna Soleckiego, a powiększają ten masowy – porwań. Generalnie trzeba poczekać na oficjalne informacje z Pakistanu, bo to brzmi aż niewiarygodnie, by władze przystały na tak wymagające żądaina. Może, jak w przypadku Polaka, chodzi tak naprawdę tylko o kilka osób? Zasadność przy tym traci także cała argumentacja w obronie rządu pakistańskiego, jaka powstała po śmierci Polaka. W jakiś sposób mogłem wtedy zrozumieć postawę Islamabadu. Okazało się jednak, że gdy sprawa dotyczy Amerykanów, Pakistańczycy są w stanie wykazać się większą elastycznością. Prawo silniejszego.

Terrorystów trzeba zniszczyć. Oni nie chcą pokoju. Stawką jest państwowość Pakistanu, w tym momencie jeszcze niezagrożona. Mam wrażenie, że władze tego państwa prowadzą bardzo nierozważną politykę. Prezydent Zardari musi zdecydować się na określoną strategię, bo w tym momencie to wszystko wygląda na improwizację. Jego ewentualna przegrana w wojnie o własny kraj byłaby zbyt droga. Pakistan jest dużym państwem, które położone jest w newraligcznym punkcie, w dodatku Islamabad dysponuje bronią. nuklearną. Stawka jest zatem bardzo wysoka. 

Więcej na ten temat

- Sępy nad trumną polskiego geologa

- Afgańska stajnia Augiasza

- Indie w ogniu – demokracja w defensywie?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ogniem i Mieciem

Terrorystów zniszczyć? A ma Pan pomysł – jak? Ja mam – ogniem i Mieciem – Miecia trzeba wysłać, żeby ich ogniem… Ale jeśli nikt Miecia nie chce wysłać, to co tu gadać i o czym… Przecież od zawsze wiadomo, że Islam, to religia pokoju – nie mamy się zatem czym martwić, śpijmy spokojnie.

Pozdrawiam serdecznie,
ZS


Subskrybuj zawartość