Izraelska wojna z komarami

Kolejny dzień na Bliskim Wschodzie. Izrael – wg mediów – szykuje się do ataku lądowego na Strefę Gazy. Służby specjalne oznaczają cele. Izrael jest prawdopodobnie najbardziej zmilitaryzowanym państwem świata, w którym obowiązkiem służby wojskowej objęte są nawet kobiety (najładniejsze izraelski żołnierki można obejrzeć tutaj – polecam!). Izraelskie wojsko jest przy tym niezwykle zaawansowane pod względem technologicznym. Kraje arabskie są pod tym względem kilka klas niżej. Żydzi mają też jeden z lepszych (o ile nie najlepszych) wywiadów świata. W konwencjonalnym starciu – żaden z sąsiadów Izraela nie ma szans.

Problem jest jednak zdecydowanie niekonwencjonalny. Kwestii palestyńskiej nie uda się rozwiązać za pomocą rakiet, karabinów i czołgów. Oczywiście, uderzenie w „oficjalny” Hamas powiedzie się. Przed Izraelem w Strefie Gazy nie będzie ucieczki, a sama operacja została bardzo precyzyjnie zaplnowana. Żydzi wyciągnęli również wnioski z nieudanego wypadu na Liban w 2006r. Zniszczenie hamasowskich biur, magazynów, infrastruktury, a nawet ludzi jest kwestią jedynie użycia odpowiednich środków, którymi Żydzi dysponują. Do tej pory wszystko idzie zgodnie z planem Olmerta i Baraka, ale dopiero teraz operacja może przechodzi w najtrudniejszą fazę. Kluczowe jest pytanie, czy Izrael zamierza wojskowo wkroczyć do Strefy Gazy, czy jedynie uszczelnić granicę w taki sposób, by nawet mysz się nie prześlizgnęła?

Zaczyna się moment, w którym dużo rzeczy może się popsuć. Już teraz czytamy o ofiarach cywilnych, małych dziewczynkach zabitych przez Żydów. Najtragiczniejsze, że to prawda. Tylko tutaj pojawia się moralny dylemat. Kto jest bardziej winny – Żydzi bombarduący Hamas, ale świadomi tego, że zginą cywile, czy Hamas świadomy, że Izrael bombarduje ich, ale chowający się za cywilami, by uzyskać bardzo silny efekt propagandowy? W dodatku – jak rozróżnić cywila od bojówkarza i czy przypadkiem cywile nie wspierają Hamasu?

Walka z Hamasem w Strefie Gazy przypomina więc walkę z komarami nad dużym jeziorem. Pojedynczego komara łatwo unieszkodliwić, ale nie da się przed nimi zabezpieczyć ani całościowo pozbawić chęci kąsania. Izrael, wkraczając wojskowo do Gazy, naraża się na nieustanne ataki. Co prawda nie są one w stanie zagrozić wojskom, ale są niezwykle demoralizujące. Wojska w Strefie Gazy dużo łatwiej zaatakować. Izrael, przy wkroczeniu, zniszczyłby całą infrastrukturę. Może to zrobić mniej dokładnie, z powietrza i za pomocą służb specjalnych. Ciekawe, którą z tych koncepcji zrealizują Olmert z Barakiem?

Potężne uderzenie w Hamas obniży sprawność tej organizacji, ale zwiększy nienawiść typowego Palestyńczyka przeciwko Żydom. Sytuacja Palestyny i Izraela nic się nie zmieni. Hamas będzie musiał się odbudować, ale przybędzie mu sponsorów i sympatii. To jest prawdziwy kapitał Hamasu, a nie karabiny zostawione w magazynach. Izrael nie zniszczy mentalności palestyńskiej młodzieży, którzy uważają go za okupanta. Ta młodzież dorośnie i będzie hurtowo zasilać Hamas lub inne ugrupowania terrorystyczne. Al-Fatah utrzyma swoje wpływy na Zachodnim Brzegu Jordanu, ale jego pozycja – w wyniku izraelskiego ataku – uległa znacznemu pogorszeniu. Co może teraz zrobić Abbas? Tylko płakać. Gaza jest – przynajmniej na razie – stracona. Umiarkowani Palestyńczycy, którzy już przed atakiem nie mieli tam nic do powiedzenia, zostają teraz przyparci do ściany i zmuszeni do zajęcia konfrontacyjnego stanowiska. Jakby nie patreć, Izrael niszczy domy palestyńskie, więc jak na sprawę może patrzeć mieszkaniec Gazy? Przecież tam Palestyńczycy są u siebie.

Spotykam się z opinią, że akcja izraelska jest bardzo skuteczna. Jest i to nikogo nie powinno dziwić. Co jednak osiąga Tel-Aviw? Niszczy jakąś część struktur Hamasu. Osłabia jego infrastrukturę. Czy jednak sam Hamas i problem palestyński przestają istnieć? Nie. Czy zmniejsza się zagrożenie atakiem terrorystycznym? Nie, zwiększa się. Czy zbawiennie wpłwa to na gospodarkę Izraela? Firmy zbrojeniowe może się cieszą, ale niech teraz izraelskie przedsiębiorcy odważą się zatrudniać palestyńską tanią siłę roboczą.

Jeżeli Izrael zajmie Gazę, to żołnierze tam stacjonujący bez przerwy narażeni będą na partyzanckie ataki. Na zasadzie ukąszeń komara. Izrael pokaże swoją potęgę, ale zwycięstwo w tym starciu będzie pyrrusowe. Interwencja jest więc zupełnie bez sensu. Strefa Gazy to pieklo, w którym zmuszeni są żyć Palestyńczycy, uzależnieni od pomocy humanitarnej, gospodarczo gnębieni przez Izrael. Żydzi chcą się całkowicie oddzielić od Palestyńczyków. Dlatego uszczelniona jest granica w Gaza i istnieje „mur bezpieczeństwa”. Chodzi o utrudnienie inflirtacji terytorium zamieszkałego przez Żydów. Zajmując Strefę Gazy, Izrael naraża się na wybuch prawdziwej „III intifiady”.

Dużym plusem takiej akcji może być chyba jedynie efekt propagandowy. Żydzi utwierdzą się we własnej sile, chociaż ich strategiczne położenie nie zmieni się ani trochę, bo bombardowanie Gazy raczej nie wpływa pozytywnie na proces pokojowy, ani nie zniechęca terrorystów do potencjalnych ataków. Co prawda realnym zwycięstwem byłoby teraz ogłoszenie wzajemnego rozejmu, ale Hamas się na to nie zgodzi. Izraelskie władze chcą pokazać (co ważne przecież przed wyborami), że potrafią troszczyć się o bezpieczeństwo.

Przy bezwarunkowym wsparciu Stanów Zjednoczonych międzynarodowe położenie Izraela jest niezwykle korzystne. Rada Bezpieczeństwa ONZ nic nie przegłosuje. Państwa arabskie mogą uchwalać różne deklaracje, czy to indywidualnie, czy to w ramach Ligi Państw Arabskich, ale ich realne możliwości są znikome. Syria jest w ostatnich latach w defensywie, próbuje odzyskać wpływy w Libanie. Nie zaczepi Izraela, bo nic tym nie zyska, a narazi się na potężne straty. W konwecjonalnym starciu Damaszek nie ma żadnych szans. Bashir al-Asad ograniczy się do wspierania wrogów Tel-Aviwu dostawami broni i pieniędzy, będzie krzyczał o jedności arabskiej, ale to również kąsanie komara. To samo tyczy się Iranu. Na użytek propagandowy – obecna sytuacja jest dla niego bardzo przydatna. Być może wymusi na Hezbollahu większą aktywność, ale poza tym ograniczy się do potępiania. Mahmud Ahmadineżad wie, że im więcej będzie się mówić o Strefie Gazy, tym mniej o Iranie. Będzie więc mu zależało na trwaniu konfliktu. Egipt będzie się modlił, by nie zostać zmuzonym do zaangażowania się w to zamieszanie, ze względu na swoje położenie względem SG. W skrócie: od zewnątrz Izraelowi nic nie grozi. Nikt nawet nie odważy się postraszyć embargiem naftowym. Wyznawcy islamu, jak mało kto, rozumieją, że biznes to biznes, a słowa mogą być piękne. Po co jednak narażać swoje dolary?

Palestyńczycy pozostaną w swoich gettach. Bezradni. Obecna sytuacja to tragedia, w której nikt nie wygra, bo mieszkańcy Strefy Gazy nadal nimi będą. Radykalizm arabski się zwiększy, a Hamas zyska na popularności. Gaza, jak była biedna, teraz będzie doszczętnie zniszczona. Żydzi nie rozwiąża w ten sposób żadnego problemu związanego z Palestyńczykami. Postawili na militarną konfrontację, w której wygrają, ale zwycięstwo nie przybliży ich nawet o krok do pokoju. Palestyny nie da się spacyfikować, a do tego Tel-Aviw niszczy Mahmuda Abbasa, człowieka, którego stać na podpisanie historycznego dokumentu pokojowego. Czy w tej atmosferze możliwe są negocjcje? Czy Palestyńczycy z Gazy uznaliby jakiekolwiek rozmowy? Nie. Abbas zostałby uznany za zdrajcę nawet na Zachodnim Brzegu Jordanu. Czy na tym ma polegać zwycięstwo Izraela? Na ograniczaniu sobie pola manewru?

Trzeba powiedzieć, że bombardowanie obiektów, w których mogą znajdować się cywile, jest niezgodne z Konwencją Genewską, ale ukrywanie się za cywilami, raczej też nie jest elementem żadnego kodeksu honorowego, a w dodatku ostreliwanie izraelskich miast też raczej z założeniami w/w konwencji nie ma nic wspólnego. Stosujemy identyczne standardy dla Palestyńczyków i Żydów.

Lądowe wkrocznie do Strefy Gazy byłoby głupotą. Zobaczymy co zwycięzy, rozmach, czy zdrowy rozsądek? Uszczelnienie granic byłoby za to logiczne, bo groźba odwetu Hamasu wielokrotnie się zwiększyła.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Jak się powiedziało a

to trzeba rzec – b.
Więc wejście do Gazy będzie kontynuacją rozpoczętej już operacji.

Zapętlasz się bo najpierw tworzysz teorie, które następnie obalasz.

Teraz jest czas operacji wojskowych a te wymagają aby wejść, uderzyć i zniszczyć wybrane obiekty, wyłapać lub zabić rozpoznanych prowodyrów.
Choćby po to aby ograniczyć straty ludzkie przy okazji bombardowań.
Nikt niczego okupować nie musi.

Rozróżnij też wojnę od polityki.
Teraz jest czas dla wojskowych, politycy czekają na rozwój sytuacji.

Ofiary zmuszą chociażby USA, UE, Ligę Arabską, ONZ ( ha,ha a co to jest?) do podjęcia pewnych działań.
Być może stworzy to nową jakość?

I nad tym “czymś” nowym pochylą się politycy.

I przestań chłopie biadolić nad ofiarami.
Nie ma wojny bez ofiar.
Jak piszesz o wojnie to pisz o niej a biadolenie zostaw dla postępowych dziennikarek.


Igła powiedział!

I ja się z nim zgadzam. Nie ma po co więcej strzępić klawiszy…


Panie Patryku

Być może bez sensu, ładu i składu napiszę, ale niech tam.

1) Teksty o chirurgicznych cięciach czy chowaniu się za plecami cywilów trochę do kitu są, jeśli się pamięta, że strefa Gazy to jeden z najgęściej zaludnionych rejonów świata.

2) Izrael naruszył strefę Gazy już 4 listopada. W dzień wyborów w Stanach. Dobrą datę wybrali, bo nikt się tym nie zainteresował. Chłopaki sobie postrzelali trochę, ale cele osiągnęli: rozpoczęły się ostrzały terytorium Izraela przez brygady Al Qassam (zbrojne ramię Hamasu), można było zacząć głośno krzyczeć o wstrętnych palestyńskich terrorystach, kolejne rozmowy o przedłużeniu zawieszenia broni zawieszono na kołku. Ale przede wszystkim nie doszło do rozmów Fatahu z Hamasem, które były zaplanowane na 9 listopada w Kairze (stara, dobra zasada – dziel i rządź – znowu się sprawdziła).

3) A o tym, że cała zadyma była na wstępnym etapie planowania już w czasie rozmów o pierwszym zawieszeniu broni, całkiem ładnie napisał wczoraj w Haaretz Barak Ravid.

No, ale ja się nie znam bo to wojna przecież, która z polityką nie ma nic wspólnego i o której nie powinno się dyskutować. Tylko przyjąć do wiadomości. Ofiary też.

No, to chociaż Pana pozdrowię.


...

Ładne co niektóre te żołnierki kurczę, ech…


;)

Ja wiem, ze ladne, dlatego wstawilem ten link :).

Pani Magio!
1) Tak, ma Pani racje, Strefa Gazy to jeden z najgesciej zaludnionych regionow swiata, ale to jest tylko plus z punktu widzenia Hamasu. Chaled Meszal wykorzystuja to, bo co zrobil Hamas, by uniknac smierci cywilow?
Przy okazji – w poludniowym Libanie stosowano podobna strategie. Tam tez jest az taka gestosc zaludnienia?
Na temat bezsensownosci tego ataku pisalem powyzej w artykule.
2) Yhm, czyli wg Pani to Izrael zlamal rozejm, ktory obowiazywal do grudnia. Nie widze jednak po stronie Hamasu (i Izraela rowniez) checi dojscia do porozumienia. Hamas to terrorysci, a Zydow trzeba zepchnac do morza. Ciezko o dobry kompromis. Izrael robi popisowa akcje, ale ona – poza osiaganiem doraznych celow – nic mu nie da.
Ja jestem tylko ciekawy, ile Fatah straci u Palestynczykow po calej akcji.
3) Musze odszukac ten artykul.

Pozdrawiam.


Łoj, Panie Piotrze

Mogę zadać Panu pytanie? To pytam:
A jak było kiedyś z IRA i Shin Fein?
No, kurde. :)

A jak Pan będzie szukał w Haaretzie, to polecam jeszcze jeden artykuł (z weekendu ostatniego) tego samego autora o tym, jak pani Livni zapędziła wszystkich wysokich urzędników swojego ministerstwa do wymyślania “emergency international PR strategy”, co by ludzie na świecie za dużo nie myśleli a dziennikarze byli z jednego punktu (Sderot, o ile dobrze pamiętam) na pokazowe “wycieczki” wożeni. :)


Pani Magio

Piotrem nie jestem, ale byc moze pomylila mnie Pani z moim przystojnym kolega, Piotrkiem Wołejko, ktory rowniez publikuje na tekstowisku ;)

Wedlug mnie porownywanie Hamasu z Sinn Fein jest troche nie na miejscu. Mimo wszystko Irlandczycy dzialali w innym stylu. Nie wyobrazam sobie sytuacji, w ktorej Hamas wprowadzalby swoich poslow do Knessetu, jak Sinn Fein do Izby Gmin.. Pani wybaczy, ale nie mam tak wspanialej wyobrazni :). Dalej: mimo wszystko Sinn Fein byla duzo bardziej kompromisowa organizacja. Prosze spojrzec na liczbe rozlamow – juz one wskazuja na jakikolwiek “dialog” w partii.

A co do Haaretzu. To raczej lewicowo-liberalna gazeta, w zwiazku z czym mala wstrzemiezliwosc wobec Cipi Liwni nie dziwi. Inna sprawa, ze Zydzi od zawsze dobrze radzili sobie z propaganda.


Oj cholera!

Pomyliłam, faktycznie!

Wybaczenia proszę.

(No wstyd, jak beret.)


Subskrybuj zawartość