Tak się dłuży w tej podróży... jakbyśmy do nieba...

Oszukujesz mnie, ciągle mnie oszukujesz… Dajesz i zabierasz, kiwasz do mnie z tym swoim wszechmocnie dobrotliwym uśmiechem… wystarczy, że się zbliżę i dostaję w ryj z całej siły. Długo się będziemy tak bawić? Pytam, bo mam już dość, od dawna mam dość, od zbyt dawna. Nie wiem jak z tobą rozmawiać, co powiedzieć, żebyś raz zrozumiał.
Nic nie rozumiesz.

Rozumiem

Przestań. Gówno tam rozumiesz. Słuchaj, powiedz szczerze, nie… nie powiesz…
Chciałabym wiedzieć czy ty to ogarniasz jakoś, bo ja nie. I nie chcę słuchać bredni o znakach, drodze, przeznaczeniu, wzmacnianiu, opiece, obecności. Samo to, że nie pozwoliłeś mi umrzeć to za mało. Dobrze wiesz, że ja już nie żyję. Nie umrzeć, a żyć to dość podstawowa różnica.
Tak… tak… wiem. Jeszcze może stanę twarzą w twarz wobec tego, który chce mnie zabić, okaleczyć, zastraszyć... Mam to gdzieś. Zabić kogoś, kto nie żyje, to drobiazg bez znaczenia. Chwila i już. Śmiesznostka taka, ludzka małość.

Ochr…

Jasne, przed tym mnie ochronisz, jakże jesteś przewidywalny. Nie pozwolisz mi umrzeć, ale na doświadczenie życia nigdy się nie zgodzisz.
Dokładasz i dokładasz.
Nie ma końca.
Nie ma końca.
Rozmawiamy ze sobą już tyle lat… Mówię, milczysz, mówisz, milczę.
Wstaję, upadam, podnoszę się z trudem nadludzkim, znowu czuję smak piachu w ustach. Nie odpuszczasz.
Nie zrozumiem ciebie.

Pomyślałaś, że to jest…

Pomyślałam, o wszystkim zdążyłam pomyśleć. Mam dość, to ostateczny wniosek.
Ty jesteś jak telewizja cyfrowa – możesz przewijać, zatrzymać, cofnąć... najnowsza generacja. To sobie zatrzymaj i przewiń ten ostatni tydzień, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz.
Albo nie. Może się nie nadwyrężaj, popatrz tylko na ostatnie godziny, na ten jeden dzień.

Coś widzisz? Coś cię porusza? Drgnęła choć jedna struna? Jakiś minimalny ruch?

Zauważyłam jak bardzo lubisz przyczaić się, żeby następnie walnąć we mnie ze wszystkich stron jednocześnie. Wyobrażam sobie jak tam siedzisz u siebie i zastanawiasz się czy ona jeszcze da radę, czy może nie da. I daje. Ona daje radę za każdym razem. Taka już ta ona jest.

Kim jestem twoim zdaniem? O, przepraszam ty nie masz zdania, ty masz plan. PLAN.

Pragnę z tego miejsca oświadczyć, że ten plan mam gdzieś. Plany odnoszą się do żywych, trupy planom się nie poddają. Trupy są wolne jak powietrze. Mogą co chcą, jak chcą. Mają swoją śmierć w rękach.
Żadnej mocy, żadnego wpływu, pragnień, marzeń – jedynie płynięcie na fali, jak plankton.

Zdziwiony? No kto jak kto, ale ty się dziwić nie powinieneś.
Odebrałeś mi wszystko nie dzisiaj, nie wczoraj. Odebrałeś mi wszystko, od zawsze.
Wiem, że patrzysz na mnie. Jak na robaka pod mikroskopem. Obserwujesz. Czuję jak się uśmiechasz, mdło mi się robi od tego.

Oskarżasz mnie

Tak, oskarżam o zapomnienie, zaniechanie, wystawienie na ciosy niezasłużone, o brak litości, o nadużycie, o odebranie mi życia, o przedmiotowe traktowanie, wystawianie zbyt często na zbyt wiele. Więc się nie mylisz, ale przecież jesteś nieomylny.
Musiałeś to przewidzieć.

Co zrobisz teraz?

Nic już nie ma do odebrania.

Możesz zabrać mi matkę i pewnie to zrobisz zaraz, znam cię.

Ostatni bastion.
Po nim nie ma już nic. Nic.

Wszystko zostało odebrane wcześniej. Pewnie się samo odebrało, bo ty to jesteś ten dobry, ja jestem ta zła. Podział prosty jak w westernie.

Wiesz czym się różnimy? Ja z tobą nie pogrywałam, byłam szczera w swojej miłości i w swoim buncie. W szacunku dla twojej obecności, w pokorze własnego sprzeciwu wobec twoich decyzji.
Marchewka od niepamiętnych czasów była ulotna jak wiatr, kij realny jak życie.

Wygasło. Zamknęło się. Ty także nie masz dostępu Wielki Obserwatorze mojego losu. Śmiesznego losu. Małego. Złego. Żałosnego.

Nie patrz na to. Odwróć wzrok. Pozwól sobie prawdziwie zapomnieć, bo nie ma powodu byś się starał pamiętać.

Tylko już zabierz te resztki, zabierz. Niech nie pozostanie nawet cień.

Przestańmy się oszukiwać.

Ty jesteś.

Mnie nie ma.

Średnia ocena
(głosy: 3)