trr... Traviata... trr... Trelińskiego

Za sprawą nowej inscenizacji “Traviaty” pomysłu Mariusza Trelińskiego, zgrzały się dzisiaj i napięły z wysiłku mury dostojnego gmaszyska Opery Narodowej.

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział: “Traviata” to zmodyfikowana na potrzeby gatunku “Dama Kameliowa” A. Dumasa.

Ciekawych, o co w niej biega, odsyłam do “Przewodnika Operowego dla Głuchych I Leniwych” Telemacha:
http://pytania.wordpress.com/2009/07/09/przewodnik-operowy-dla-gluchych-....

Dzisiejsza premiera była tak energochłonna, że z chwilą podniesienia kurtyny siadło napięcie i przygasły światła w trójkącie; EL Popo, Pałac Jabłonowskich, Pędzący Królik.
A oszalałe komputery pobliskiego City Banku dokonywać zaczęły licznych, wielce tajemnych transferów…

Bowiem nieopodal obraz gonił obraz.
Powodując trzaski, szumy, swąd silników i pękanie, stalowych lin ciągnących teatralne wózki.
Przez co zza kulis dobiegało, ciągłe, przytłumione i lekko wkurzające trr…trr…

Trzeba jednak zrozumieć, że przez to trr…trr,,,, przedstawienie stało się niezwykle żywe I atrakcyjne.

Chwała za to Borysowi Kudliczce (scenografia) oraz Gosi Baczyńskiej (kostiumy).
A przede wszystkim reżyserowi, w którym po latach obudził się filmowiec.

Jak już wspomniałem, sceny przesuwały się przed oczyma oczarowanej publiczności niczym klatki filmowe:
garsoniera, klub nocny, knajpiana toaleta, szulernia, uliczka, jakieś ciemne podwórko, korytarz hotelowy…

Zmieniające się dynamicznie i nieustannie dekoracje sprawiały, że widz niemal zmuszany był do biegu w ślad za bohaterką.
Penetrując wraz z nią zakamarki rozpasanego miasta; a to pełne uciech, a to mroczne, a to kameralnie wyciszone…
Podążając drogą od grzechu, przez cierpienie… do świętości.

Jedynie w drugim akcie, w nadmorskiej rezydencji Alfreda (Sebastien Gueze). obserwator mógł sobie nieco odsapnąć.
Z kijem golfowym w ręku.
Spokojnie zaczerpnąć haust jodowanego powietrza oraz podziwiać kunszt wokalny i aktorski duetu; A.Kurzak (Violetta) – A.Dobber (Giorgio Germont).

Choć z drugiej strony, co to za odpoczynek (o małej kimce nie ma nawet co marzyć), gdy było się świadkiem, jak okrutny los potrafi obejść się z nawróconym przez miłość dziewczęciem:

…. conosca il sacrifizio
ch’io consumai d’amor
che sara’ suo fin l’ultimo
sospiro del mio cor…

No nie…. znowu wzruszę się jak bóbr…wracam do rzeczy:

Zawsze jest coś za coś, przeto trudno się dziwić, że stronę muzyczną spektaklu zakłócał niekiedy rozmach inscenizacyjny.

Jednak nie przesadzajmy.
Nie było źle;
obsada niezgorsza, orkiestra, jak zwykle w formie.
Z klasą poprowadzona przez maestro Miguela Gomela Martineza.
A kreacji Aleksandry Kurzak naprawdę niewiele brakowało do zeszłorocznej Violetty, Anny Netrebko z Zurychu.

Także nie-za-po-mnia-na!

Piszę “niewiele”, ponieważ do rosyjskiej divy, Aleksandrze brak jeszcze sławy.
Bo talent, głos mocny o czystej barwie już ma.
Zresztą co tu dużo gadać, nie każdy dostaje angaż do Metropolitan Opera…

Trelińskiego nie wszyscy kochają.
Przez to trr…trr…
Przez to trr…trr… według niekochających, opera traci swe dostojeństwo.

A ja go lubię i cenię.
Może właśnie za to, że ma gdzieś zarówno ekologię jak i dostojeństwo?

A może dlatego, że z wyczuciem I smakiem nadaje nowy wyraz tej, zdać by się mogło, mocno już skostniałej formule.

Nie to co szarżujący bez opamiętania Krzysztof Warlikowski.

Najżyczliwsi, z kręgu krytyki politycznej, znowu zachwycą się tym jego drzewkiem zapachowym orzeźwiającym stęchliznę konwencji.
A rozsmakowani koneserzy oryginalnych receptur, tradycyjnie będą kręcić nosami na to karaoke w dyskotece w Międzyzdrojach.

Niezmienne ich zgorszenie i niesmak wzbudza wpuszczanie na szacowną scenę Teatru Wielkiego, parweniuszy – profanów z kultury masowej.

A w tym Treliński się lubuje
.
Onegdaj w “Onieginie” zrobił wybieg dla najpiękniejszych modelek w całym mieście, do “Don Giovanniego” dopuścił, lansującego się silnie, Arcadiusa.

A teraz… pozwolił kalać najznamienitsze deski kraju, Edycie Herbuś walcującej z Rafałem Maserakiem, wraz z resztą towarzystwa znanego z TVN-owskiego “Tańca z gwiazdami”.

Odpowiadam zatem naszej nobliwej publiczność, która zbrojna w kieliszek szampana i lorgnon: Pourquoi? – burkła:

Jakiś cel w tym jest.
Niechybnie marketingowy, przysparzający operze nowych miłośników.

A że odżinsowanych w bluzach z kapturami?
Cóż...tempora mutantur et nos mutamur in illis.

A być może kryje się za tym przewrotna koncepcja osadzenia naszych współczesnych celebrytów (zwanych niegdyś bon vivantami) w kontekście uniwersalnym?

Mariusz Treliński to wie, a pozostali pewnie nawet nie zauważą, kto tam właściwie zatraca się w tych scenicznych opętańczych hulankach.
Tak jak wielu innych smaczków i podtekstów.
Nie zawsze dostatecznie czytelnych.

Jeśli, nie daj Boże, tym co napisałem rozbudziłem czyjś apetyt, to bardzo mi przykro, ale mam dla niego złą wiadomość: na ten sezon, na długo przed premierą, wszystkie bilety zostały już sprzedane.

Kupujcie więc wejściówki i trenujcie dłonie, aby oklaskując przedstawienie nie doznać jakiejś przykrej kontuzji.
Zresztą wejście za wejściówką ma jeden plus; do standing ovation nie trzeba będzie wstawać....

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

yassa

Jeśli, nie daj Boże, tym co napisałem rozbudziłem czyjś apetyt, to bardzo mi przykro, ale mam dla niego złą wiadomość: na ten sezon, na długo przed premierą, wszystkie bilety zostały już sprzedane.

Czyli mnie, głodnej zostaje tylko: W Śpiewowicach, wielkim mieście, przy ulicy Wesolińskiej, mieszkał sobie słynny śpiewak Pan Tralisław Tralaliński…

taka sobie namiastka…


Dorciu,

nie upadaj na duchu.
Jeśli zależy Ci, żeby zasiąść w loży z wachlarzem i lorgnon, to rzeczywiście jest duży kłopot.

Lecz jeśli niekoniecznie, to wystarczy za dychę kupić wejściówkę i przysiąść sobie gdzieś na schodkach, gdzie i lepiej widać i lepiej słychać.

W ostateczności można zapolować na wolne miejsce po baronównie Sobiesiak, której niedyspozycję spowodował nagły atak migreny, bo właśnie dostała depeszę donoszącą, że jej papa podczas turnieju golfowego na Florydzie,
poległ na 9 grinie .:)

Pozdrawiam serdecznie


Oooo, Sobiesiak...

A czy była ubrana jak do Rosołu?

Migrena, papa poległwszy na dołku… Zycie is brutal. Przechlapane!


Dorciu,

zwróć proszę uwagę na pewną subtelną różnicę;
panna baronówna Madeleine Sobiesiak de Lotto była ubrana do Rosoła, czyli gustownie, szykownie i z klasą.
Jest przecież damą, nie jakąś frywolną tancerką z kabaretu.

Do rosołu to ubrane były panienki Dysia Herbuś i młodsza siostra Krzysia Bosaka….hmm…. jak miała na imię?
Ech… te kobietki z variete…:)

Pozdrawiam


Pani Agawo,

ile to człowiek może wynieść nauk z takiej opery?
Prawda?

Otóż to; miłość to potężna broń!

Zwłaszcza w rękach pozbawionych skrupułów cyników, zrobiących wszystko dla pieniędzy i władzy – takich jak prostytutki i politycy.

Zresztą, co ja tam dużo będę Pani opowiadał; przecież chyba sama Pani widzi, co się dzieje z naszą zakochaną przyjaciółką z Krakowa?

Pozdrawiam serdecznie


Hm, święto, Yassa napisał tekst

w którym nic nie ma o TXT i tekstowiczach ani PR:)

Hurra!!!

Ale w sumie ja jako ten profan na temat nie mam nic do powiedzenia, no.

pzdr


Panie Yasso

Chcialam obsypac Pana gwiazdkami czerwonymi, ale niestety pozbawiono mnie tej mozliwosci:(
Musze zatem wlasne wyroznienia ufundowac, co niniejszym czynie.
Tekst wyrozniam kamyczkiem Lapis-Lazuli :)


Yasso, Agawo, Grzesiu

Czy nie zastanawia Was absolutnie rozkoszny dysonans, pomiędzy nietkniętą w zasadzie klasyczną staroświeckością muzyki a modernistycznym urobkiem inscenizatorów? Myślę tu o większości współczesnych realizacji, nie tylko o Trel-Trelu.

Wózek widłowy na podczerwień, a nim wyjący mezzo-sopran…


RAMEAU - CHATELET

Radze sobie zobaczyc np w YOUTUBIE
Les Palladins wystawione w Operze Paryskiej Chatelet.

W Youtubie kiepska jakosc obrazu, lepiej sciagnac plyte. CUDO. Dowcip. Nowoczesnosc w domu i zagrodzie.


Wicie, rozumicie Lagriffe

ale oni się tym świetnie bawią.
Mnie irytują ci, co na poważnie…

Zajrzałem do Chatelet, bo Rameau głał mi bajzełej do ślubu i ma do niego od zawsze miętę...

Nie bujałeś. Cudo! Pies we w szczególności.


Grzesiu,Twoja radośc ma dość kruche podstawy :)

“Hm, święto, Yassa napisał tekst
w którym nic nie ma o TXT i tekstowiczach ani PR:)
Hurra!!!”

A bóbr to pies?
cytuję: …znowu wzruszę się jak bóbr…

Pozdrawki


Pani Agawo,

jak wy kobiety, umiejętnie i z wdziękiem potraficie zagrać na najczulszych naszych strunach:
“Chcialam obsypac Pana gwiazdkami czerwonymi, ale niestety pozbawiono mnie tej mozliwosci.”

Rozumiem i rezonuję:

Adminie, apeluję o niezwłoczne przywrócenie Pani Agawie prawa do oceny!!!

Jeśli nie jest możliwe pełne przywrócenie, to proszę chociaż o dyspensę obejmującą mój blog, choćby w ograniczonym wymiarze czasowym!

Nie wiem jaki przyniesie to skutek, tym niemniej dziękuję za kamyk i pozdrawiam Panią serdecznie


Lagriffe,

też uwielbiam dowcip i lekkość.

Co do nowoczesności to nie bardzo wiem jak ją rozumieć.
Czy gdy la giocondzie, zmienimy olejna farbą fryz na kolorowego irokeza, będzie to już nowoczesność, czy może zwykły wygłup?
Czy, po prostu, barbarzyństwo?

Chatelet jest teatrem muzycznym nie Operą, bezsprzecznie znakomitym, ale to, bez urazy, troszeczkę inna liga.

Pozdrawiam serdecznie


Merlocie,

nie bardzo wiem dlaczego irytują Cię poważni.

Przecież muzykę poważną z definicji traktuje się poważnie.

Najlepszą, najbardziej wyrobioną publicznością operową jaką znam jest, w swojej masie, publiczność moskiewska.
Znająca każdy takt, każdą nutkę partytury i każde słowo libretta.
Bezbłędnie wychwytująca najmniejszy fałsz i potknięcie.

Bo prawdziwy koneser znajduje przyjemność w słuchaniu tego co już zna.
I porównywaniu wykonań.
Siłą rzeczy, bo ilość dzieł tej konwencji jest, jak wiadomo, mocno ograniczona.

On przychodzi na spektakl dla wielkich i niezwykłych głosów, dla idealnie wykonanej muzyki, dla perfekcyjnych elementów aktorskich, baletowych…
To go zachwyca.

Jego nie da się zwieść stepującym i popiardujacym Godunowem, puszczającym bańki mydlane nosem…
Szczerze wątpię czy na czymś takim bawiłby się świetnie.

Myślę, że gdyby zatęsknił za taką rozrywką, to raczej wybrałby się do cyrku, kabaretu lub w najlepszym wypadku do wodewilu.

Pozdrawiam serdecznie


Yassa, na bobrach ni bażantach się nie znam,

i tych wszystkich zwierzęcych motywów ostatnich tygodni na TXT nie czaję:)

pzdr


Yasso,

młodzieńcem byłem niewinnym, świata ciekawym i kulturę wysoką wszelkimi porami wchłaniającym, gdy mnie podstępnie doprowadzono do tegoż budynku użyteczności publicznej, który wczoraj odwiedziłeś, w celu abym obejrzał Pierścień Nibelungów.

Wszystkie cztery części. Non stop. Szwedzki reżyser, sadystyczny psychopata.
11 godzin, z krótkimi przerwami na regenerację. Gdyby nie szampan, którego nie żałowano, chyba bym nie przeżył.

Od tej pory z operą obcuję wyłącznie na płytach. Z rzadka.


W życiu do opery nie pójdę,

nie skusicie mnie nawet wózkiem widłowym. Jedyna forma kultury wysokiej, jaką uznaję, to piwo.

Do teatru w sumie też jestem zrażona. Kiedyś wystawiłyśmy z Zuzanną Romea i Julię... Natalia w roli księdza Laurentego, w dresie starszego brata i z wielkim drewnianym krucyfiksem na piersiach, wygłaszająca ekspresyjnie kwestię “spylajmy z tego gniazda śmierci, zarazy i sztucznego snu!”

Oberwało się nam, że nie jesteśmy Jerzym Grzegorzewskim.

Potem poszłam na Sen Nocy Letniej i w sumie nie mogłam zrozumieć, czego pani dyrektor się czepia…


W życiu do opery nie pójdę

Też tak mówiłam, dopóki nie poszłam z zakładem pracy na Carmen.

Przez 4 godziny o mało mi gały nie powyłaziły, a przez następne dwa tygodnie śpiewałam:
TORREA^DOR!
TORREA^DOR!!!


A wiem

Koleżanka zwana Mułkiem zwykła nucić:

“O, piękna Carmen,
Czy ty kochasz mnie?
Nie kocham cię,
Odpierdol się”

Głęboka mądrość płynie z tych oper jednakowoż.


Operom też mówię nie:)

operetkom zresztą toże.

Dwa razy byłem w Operze, pierwszy raz było nudno, drugi raz było traumatycznie, było to we Lwowie, koniec czerwca, klimatyzacji brak, duszno strasznie, temperatura chyba ze 40 stopni, wyszedłem po dwu aktach (było pięć chyb, ale podejrzewam, że zemdlałbym, gdybym tam dłużej został)

Zabawne, bo nie pamiętam zupełnie, co to za opera.

Poza tym śpiewali po włoskiemu, a napisy leciały po ukraińsku czy cuś, więc niewiele rozumiałem.

Ogólnie chyba wolę mniej wyrafinowne rozrywki:)


O widzisz?!

Koleżanka Mułkiem zwana zapewne obok mnie siedziała!

Idę dać dziecku kolację.
Gdzie słoik z solą??????


Merlocie,

widzisz jak to się dziwnie kręci…

Gdy ja byłem młodzieńcem, świata ciekawym (niewinnym, niestety, nigdy nie byłem), to nie wynaleziono jeszcze takiego podstępu, który zwabił by mnie do tego przybytku.

Podobnie jak Pino i Grześ uważałem operę, za hobby równie fascynujące jak zbieranie znaczków, nalepek i innego śmiecia.
I przeszło mi…dawno, dawno temu.

Miesiąc temu z yassową, z wielką obawą, poszliśmy sobie na Fausta Gounoda.
Z obawą, bo zrealizowała go przygasła gwiazda światowej opery, lobująca się w kanonicznych spektaklach-maratonach.

Trzeba wiedzieć, że w odległych czasach takie kilkunastogodzinne przedstawienia to była norma.
Do Opery chadzało się towarzysko, w interesach, dla lansu, dla flirtu…żarło się i żłopano, czasem spółkowano…śpiew i muzyka stanowiła wykwintne tło tego całego ambarasu, a tętniące życiem kuluary pustoszały jedynie na chwilę, podczas hitowych arii.

Teraz to jest szybki numerek, 3-4 godziny.Phi…
Da się zdzierżyć, wielka szkoda tylko, że bez bez tych wszystkich niegdysiejszych atrakcji.:)

Słowem: Dorcia rulez!!!

pozdrawiam


Pięknie to wydarzenie opisane

naprawdę

:)

Pozdrowienia


Panie Marku,

dziękuję, tego mi było trzeba!:)

Serdecznie pozdrawiam


Pino i Grzesiu,

z maniakami operowymi jest trochę tak jak z futbolowymi kibicami.

Dla dyletanta zarówno mecze jak i przedstawienia operowe są równie nudne.
Obu wydarzeniom rządzą niezmienne i stare jak świat reguły.
Głęboka mądrość płynie (prawie) po równi i z tych meczów i z tych oper jednakowoż.:)
Nikt przy zdrowych zmysłach nie twierdzi, że treść oper jest przesadnie przeintelektualizowana.:)

A, tak zupełnie szczerze; cóż pasjonującego może być w obserwowaniu 11 facetów ganiających w tę i nazad; kopiących od czasu do czasu w kauczuk obleczony syntetykiem?

Naprawdę bardzo fascynujące jest wysiadywanie w upale i mrozie na stadionowych ławkach?

Dla laika równie niezrozumiały jest amok ogarniający ultrasa po wygranej lub przegranej, jak jego spalanie się w zażartych sporach, na tym czy innym forum; był K***a! ten spalony czy go nie było?

Lecz jak już się taki ignorant wciągnie… pozna ligę, składy drużyn, ich historię i legendy, dobre i złe strony zawodników, zasady obowiązujące w futbolu, to bezbłędnie wychwyci subtelną kiwkę i inteligentne zagranie.
I nagrodzi je rzęsistymi oklaskami.

Dokładnie tak samo, jak miłośnik opery brawurowo wykonaną arię.
A radość z udanego meczu, gwarantuje wam, wcale nie jest większa niż radość z udanego spektaklu.

Jeśli zatem, jest to prawie to samo, to spytacie, czemu jedno jest uważane za elitarne a drugie za rozrywkę dla mas?

Odpowiedz, poza tym prawie, zda się być prosta.
Jednym pasjonują się nieliczni, a drugim masy…

Pozdrawki


Yassa,

ale ja Cię rozumiem idealnie, chociaż tej akurat pasji nie podzielam. :)

Jak nie znasz, to polecam “Maskaradę” Pratchetta…

“Dzięki nienawiści, miłości i nerwom. Tym właśnie jest opera.”


Yassa, ładne wyjaśnienie,

przeciw piłce nic operom nic nie mam, choć łaczy je to, że żadną z tych dziedzin zbyt zainteresowany nie jestem.

Znaczy piłką tylko z okazji ME i MŚ.

W operze nie wiem zaś, czy sa odpowiedniki tych imprez:)


Jako, że nie wiem, co oznacza: rulez, a na forum ciągle pytać

nie przystoi, bo na nie znająca się ;) wyszłabym,

A że jestem kobietą swiatową, wrzuciłam w wyszukiwarkę rulez, a tam, łoooomatkooo:

rtv
Rubik
Ruchać
Ruchać się
Ruchać w kakałko
ruchaj mnie w oczy
Ruchajka
Ruchawica
Ruchoma szopka
Ruda
Rulez
rum na kościach
Rundka honorowa
Rura
Rura i kita
Rurki
Rurociąg
Ruruj
Rusek
Rush

Co to jest, planeta małp czy co? – jak zwykł-był cytować z Madagaskaru syn mój pierworodny…

PS: yassa dzienx, dziękwa, Thnx, Danke, Ty :)


Grzesiu,

widzę, że dla opery jesteś już bezpowrotnie stracony.
W tej dyscyplinie nie ma ani MŚ ani ME.

A już myślałem, że Cię skuszę choćby tym:
http://yassa.salon24.pl/34476,witamy-ponownie-w-warszawie-panie-hoffman

Zamiast ME odbywają się regularnie konwentykle fanów; w Salzburgu, Glyndebourne oraz festiwal wagnerowski w Bayreuth.
To jest właśnie ta niewielka odmienność futbolu i opery.

No i różnica w poziomie głupoty, zacietrzewienia i nienawiści.

Wyobrażasz sobie by w Manchesterze nie pozwolono grać zespołowi Ruchu Radzionków, a w Radzionkowie chłopakom sir Alexa Fergusona?

A we współczesnym demokratycznym państwie prawa, jakim jest Izrael, istnieje bezwzględny zakaz grania Rycharda Wagnera, tak jak lata temu, w nazistowskiej III Rzeszy nie wolno było wykonywać utworów kompozytorów pochodzenia żydowskiego.

Aaa…jeszcze jedno, wielbiciele opery raczej nie organizują miedzy sobą ustawek.
No może z wyjątkiem Stowarzyszenia Miłośników Opery Włoskiej z Brooklyn’u.:)

Pozdrawki


Spox Dorciu, luuuuzik...

Rulez jest wporzo!

Pozdro & narka


Dorciu

to rule = rządzić, rules to zasady

a rulez czy tam rlz znaczy, że coś tam rządzi, znaczy jest wypasione ;-)


Yasso

scroll

widzę, że dla opery jesteś już bezpowrotnie stracony.
W tej dyscyplinie nie ma ani MŚ ani ME.

A we współczesnym demokratycznym państwie prawa, jakim jest Izrael, istnieje bezwzględny zakaz grania Rycharda Wagnera, tak jak lata temu, w nazistowskiej III Rzeszy nie wolno było wykonywać utworów kompozytorów pochodzenia żydowskiego.

Aaa…jeszcze jedno, wielbiciele opery raczej nie organizują miedzy sobą ustawek.
No może z wyjątkiem Stowarzyszenia Miłośników Opery Włoskiej z Brooklyn’u.:)

Pozdrawki

No znowu się czegoś pożytecznego dowiedziałem.
Nie miałem pojęcia o tym, że istnieje taki zakaz w TYM demokratycznym państwie
i tego że nie ma ustawek, choć coś takiego podejrzewałem. No ale podejrzewać a mieć pewność to różnica jest ogromna, prawda

:)

Ukłony


@yassa CHATELET

Drogi Yasso,
To prawda, że Chatelet jest teatrem muzycznym, jednakowoż Le Palladins to wycyzn jednak Operowy a nie Operetkowy.
Zobacz kto tu występuje:
Topi Lehtipuu
http://www.bach-cantatas.com/Bio/Lehtipuu-Topi.htm
Sandrine Piau
http://www.imgartists.com/?page=artist&id=350&c=2
Laurent Naouri
http://en.wikipedia.org/wiki/Laurent_Naouri
Renee Shirer
http://www.naxos.com/artistinfo/rene_schirrer/11656.htm
Emiliano Gonzales-Toro
http://operabase.com/listart.cgi?id=none&lang=fr&name=Emiliano%20Gonzale...
Dyrygenten był William Christie
http://operabase.com/listart.cgi?id=none&lang=fr&name=Emiliano%20Gonzale...
To że palladyni zostali wystawieni na takiej scenie, nie znaczy, że to inna liga.
Zobacz całość.
Bardzo interesujące, że śpiewacy tańczyli prawie tak dobrze jak tancerze break dance.
W teatrze dramatycznym też Wislon wystawił Kobietę z Morza. Ktoś z Moskwy mógłby westchnąc, ech Dramatyczny, to nie ta liga.

Dodam jeszcze, że nasz człowiek POLAK znaczy się wydał wielkie dwutomowe dzieło o OPERACH.
Piotr Kamiński. Przed stanem wojennym prowadził w Trójce program o piosence francuskiej.
Potem zrobił muzykę do Amadeusza i kiedy pojechał do PAryża robić to tam z Polańskim wybuchł SW. Został i pracował w RFI jako Piotr Górski.

Wydał również wielkie dzieło recenzujące płyty z muzyką klasyczną.


Lagriffe, ale ostrzał...:)

chyba trochę zbyteczny, bo jakbyśmy się nie zrozumieli.

Napisałem, że Chatelet jest teatrem muzycznym, nie by zdezawuować czy wartościować cokolwiek.
Jest to znakomity teatr, według mnie, jeden z najznakomitszych w Europie.

Ale relacje między teatrem muzycznym, a operą są mniej więcej takie, jak między publikacją popularyzatorską- popularno naukową a pracą naukową.
Nie ujmując nic tej pierwszej.

Nie ma większego znaczenia autor(wykonawca), znaczenie ma raczej (mniej lub bardziej pogłębiona) treść i forma przekazu oraz jej adresat.

Zwróć uwagę; z tego co wiem, w repertuarze Chatelet znajduje się też Czarodziejski Flet Mozarta.
Obecnie żelazna pozycja wszystkich znaczących teatrów operowych.

Jednakże, jak sam wiesz, Mozart traktował to dzieło, jak coś mniej poważnego, lżejszego, coś o charakterze bardziej ludycznym.
Coś przeznaczonego dla szerszej, mniej wyrobionej publiczności.

Jak wiadomo napisał je na zamówienie teatru Emanuela Schikanedera.
Nie dworu czy Opery.

Geniusz twórcy oraz doskonałość dzieła, jednak spowodowała, że z biegiem lat, czas zweryfikował jego wartość i awansowało ono do kanonu najznakomitszych osiągnięć gatunku.

Nie wystarczy oznajmić; skomponowałem operę, żeby to co powstało rzeczywiście było dziełem operowym.:)

Podobnie rzecz ma się z komedią liryczną Le Paladins J.P. Rameau.

Z tym, że tak jak samemu Rameau daleko jest do Mozarta, tak Le Paladins równie daleko do Czarodziejskiego fletu.
Rameau był bardziej teoretykiem muzyki niż uzdolnionym praktykiem.:)

Renesans i zainteresowanie jego twórczością, ciągnące się od lat 60 tych, traktuję bardziej jako muzyczną ciekawostkę i modę, niż odkrycie na nowo wielkiego talentu kompozytorskiego.
Mnie on tam zupełnie nie powala.:)

Z tego co napisałem, widać jednak, że granice są tu bardzo płynne. Jak to w sztuce…
Zatem niczego nie przesądzam.
Nie upieram się.
Być może się mylę i kiedyś zostanę powalony.:)
Kto to wie?

Pozdrawiam serdecznie

Ps.
I nie strasz mnie, proszę, Robertem Wilsonem, dostatecznie już on sam mnie wystraszył swoim Faustem.:)
O czym pisałem wyżej Merlotowi.

A Teatr Dramatyczny, jak sama nazwa wskazuje, to teatr dramatyczny, nawet nie muzyczny.:)
Wystawia m. in dramaty, w tym konkretnym wypadku wg. Ibsena, w żadnym razie opery.
I chyba naprawdę nie ma nic do rzeczy, czym kiedyś zajmowała się osoba aktualnie dramat ten reżyserująca.
Nawet dla moskiewskiej publiczności.:)

Pozdrawiam raz jeszcze.


Moskiewska

Kiedys w Moskwie podczas znanego baletu, z gwiazda gruzinska tanczaca siedze ci ja sobie w dobrym miejscu, a tu ci nagle komorka dzwoni…
I jakis miły rosjanin tlumaczy babci, ze jest w operze.
W Petersburgu podobne historie widzialem.

Jeśli chodzi o memoryzację libretta przez publikę, to we Francji jedno pokolenie chodziło po latach do kina na Aryskotratów ( Aristochats, Aristocats – taki film Disney’a o kotach, gęsiach – angielkach- i psach w Paryżu) – i razem ze wszystkimi bohaterami mówili wszystkie kwestie. gęsi pojawiają się 4:25

Nie jestem znawcą opery, choć mam ich sporo w tym wszystkie Mozarta.
Z Rameau to miałem całe życie takie skojarzenie, że słowo RAMOTA pochodzi od jego nazwiska, niby że takie nudy epigonśkie komponował. A tu się okazało, że to od rosyjskiego słowa pochodzi.

Się kłaniam. Uprzejmie.

Dodam jeszcze o teatrze moskiewskim i rosyjskim.
Kiedy w Petersburgu i w Moskwie do teatru na jakąś klasykę przychodzą szkoły, teatr zamawia ochronę milicji – bo młodzież cala przychodzi nachlana i dochlewa podczas przedstawienia.
W Rosji chodziłem bardzo często do teatru. Wiele razy byłem zachwycony. Ale równie wiele razy wychodziłem z teatru.

A poza tym w grudniu 2006 KRUM Warlikowskiego zdobył w Moskwie nagrodę Meyerholda. To duże osiągnięcie.


Stevenson napisał

taką absurdalną książeczkę, w której pewien facet zginął w katastrofie kolejowej, a wszyscy myśleli, że to inny facet, bo byli ubrani tak samo, a że ujawnienie śmierci tamtego oznaczałaby klęskę finansowych planów różnych osób, to jego zwłoki plątały się po całej Anglii, m.in. transportowane w fortepianie… W efekcie jeden taki młody prawnik postanowił zaszyć się z tym fortepianem (który został mu podstępnie podrzucony do mieszkania przez ludzi zaangażowanych w aferę) na Tamizie, udając, że komponuje operę. Potem przyszła panienka Julia, która niestety umiała czytać nuty i wykryła szalbierstwo prawnika, który cierpiał, ukryty pod stołem. Na końcu jednak fortepian z trupem w środku został ukradziony przez jakiegoś cwaniaka, prawnik ożenił się z Julią i wszystko skończyło się dobrze.

hopla hopla


Pino

Zabili go i uciekł.


Pino

Zabili go i uciekł.


Sergiuszu,

jako, że Grześ, wzorem pani Renaty Rudeckiej- Kalinowskiej oraz panów; Jerzego Maciejewskiego, Zbigniewa P. Szczęsnego i Docenta Stopczyka, nie życzył sobie mojej obecności na swoim blogu, zarzucając mi trolling w warunkach recydywy, przeto wyrażam w tym miejscu zadowolenie wraz z pełnym poparciem dla przesłania jego ostatniego wpisu.

Sam przecież wielokrotnie podkreślałem, że miejsce to powinno być otwarte dla wszystkich, którzy chcieliby tu pisać!
Nawet, dla takich troli jak ja!
(Piszę to powodowany troską o własny interes.)

Idealnie byłoby, aby moim wzorem (ach, to moje ego), raz wyproszeni, nie burzyli złośliwą i bezrozumną trolerką blogów na których ich obecność stała się niepożądana.
Tak jak to zwykł z premedytacją czynić Referent Bulzacki z blogiem Docenta Stopczyka.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yasso,

jak już wielokrotnie podkreślałem, na karteczki kolorowe arbitra trzeba solidnie zapracować, nie ma tak lekko ani po znajomości. I proszę mi tu nie poruszać zamkniętych tematów, bo naślę na Pana admina z upomnieniem!

Pozdrawiam ;-)


Oj, kurde, Yassa złośliwcze,

widzisz gdzies na moim blogu to o czym piszesz?
Powisiało se kilka godzin i zniknęło.

Nieaktualne od dawna, no:)

P.S. A ja czasem piszę szybciej niż myślę:)


Sergiuszu,

wszystko to, przez tę, czego wielu nie może mi darować, dobrą pamięć.:)
Przez tę moją piętę achillesową jeszcze kiedyś się doigram…

Czy naprawdę trzeba o tak późnej porze niepokoić admina?

Liczę na wyrozumiałość i życzliwość... a właściwie…hmm… czego to ja chciałem?
Zupełnie już nie pamiętam…:)
Dobranoc


Jasne Grzesiu, sam przecież wiesz, z mojej strony zero urazy...

Sygnalizuję tylko bezsens pochopnych i nieprzemyślanych decyzji :)

Pozdrawiam serdecznie, dobrej nocy


Yassa,

tam Cię nie mogę zaprosić, więc zapraszam tutaj :) Jesteś jak najbardziej mile widziany w naszym wporzo gronie!

hi hi


Pino, a co na to Docent?

:)

Ja jestem oczywiście za, bo ja otwarty na ludzi jestem.


Tego nie wiem,

na razie pije na moim bloxie piwo i jeszcze nie zauważył. Zresztą, na razie nie wiemy nawet, co na to sam yassa.

W każdym razie, jestem piękna i dobra jak Luke Skywalker, załagodzę każdy konflikt. Otto von Merlot prześle mi słoik miodku, zalepię obydwu gęby i będzie swiatyj mir…


Swoją drogą, to ja bym z chęcią na tym wiekopomnym zjeździe

merlota widział, a coś się na razie nie zdeklarował.
Merlocie, gdzie jesteś?


Subskrybuj zawartość