chyba trochę zbyteczny, bo jakbyśmy się nie zrozumieli.
Napisałem, że Chatelet jest teatrem muzycznym, nie by zdezawuować czy wartościować cokolwiek.
Jest to znakomity teatr, według mnie, jeden z najznakomitszych w Europie.
Ale relacje między teatrem muzycznym, a operą są mniej więcej takie, jak między publikacją popularyzatorską- popularno naukową a pracą naukową.
Nie ujmując nic tej pierwszej.
Nie ma większego znaczenia autor(wykonawca), znaczenie ma raczej (mniej lub bardziej pogłębiona) treść i forma przekazu oraz jej adresat.
Zwróć uwagę; z tego co wiem, w repertuarze Chatelet znajduje się też Czarodziejski Flet Mozarta.
Obecnie żelazna pozycja wszystkich znaczących teatrów operowych.
Jednakże, jak sam wiesz, Mozart traktował to dzieło, jak coś mniej poważnego, lżejszego, coś o charakterze bardziej ludycznym.
Coś przeznaczonego dla szerszej, mniej wyrobionej publiczności.
Jak wiadomo napisał je na zamówienie teatru Emanuela Schikanedera.
Nie dworu czy Opery.
Geniusz twórcy oraz doskonałość dzieła, jednak spowodowała, że z biegiem lat, czas zweryfikował jego wartość i awansowało ono do kanonu najznakomitszych osiągnięć gatunku.
Nie wystarczy oznajmić; skomponowałem operę, żeby to co powstało rzeczywiście było dziełem operowym.:)
Podobnie rzecz ma się z komedią liryczną Le Paladins J.P. Rameau.
Z tym, że tak jak samemu Rameau daleko jest do Mozarta, tak Le Paladins równie daleko do Czarodziejskiego fletu.
Rameau był bardziej teoretykiem muzyki niż uzdolnionym praktykiem.:)
Renesans i zainteresowanie jego twórczością, ciągnące się od lat 60 tych, traktuję bardziej jako muzyczną ciekawostkę i modę, niż odkrycie na nowo wielkiego talentu kompozytorskiego.
Mnie on tam zupełnie nie powala.:)
Z tego co napisałem, widać jednak, że granice są tu bardzo płynne. Jak to w sztuce…
Zatem niczego nie przesądzam.
Nie upieram się.
Być może się mylę i kiedyś zostanę powalony.:)
Kto to wie?
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
I nie strasz mnie, proszę, Robertem Wilsonem, dostatecznie już on sam mnie wystraszył swoim Faustem.:)
O czym pisałem wyżej Merlotowi.
A Teatr Dramatyczny, jak sama nazwa wskazuje, to teatr dramatyczny, nawet nie muzyczny.:)
Wystawia m. in dramaty, w tym konkretnym wypadku wg. Ibsena, w żadnym razie opery.
I chyba naprawdę nie ma nic do rzeczy, czym kiedyś zajmowała się osoba aktualnie dramat ten reżyserująca.
Nawet dla moskiewskiej publiczności.:)
Lagriffe, ale ostrzał...:)
chyba trochę zbyteczny, bo jakbyśmy się nie zrozumieli.
Napisałem, że Chatelet jest teatrem muzycznym, nie by zdezawuować czy wartościować cokolwiek.
Jest to znakomity teatr, według mnie, jeden z najznakomitszych w Europie.
Ale relacje między teatrem muzycznym, a operą są mniej więcej takie, jak między publikacją popularyzatorską- popularno naukową a pracą naukową.
Nie ujmując nic tej pierwszej.
Nie ma większego znaczenia autor(wykonawca), znaczenie ma raczej (mniej lub bardziej pogłębiona) treść i forma przekazu oraz jej adresat.
Zwróć uwagę; z tego co wiem, w repertuarze Chatelet znajduje się też Czarodziejski Flet Mozarta.
Obecnie żelazna pozycja wszystkich znaczących teatrów operowych.
Jednakże, jak sam wiesz, Mozart traktował to dzieło, jak coś mniej poważnego, lżejszego, coś o charakterze bardziej ludycznym.
Coś przeznaczonego dla szerszej, mniej wyrobionej publiczności.
Jak wiadomo napisał je na zamówienie teatru Emanuela Schikanedera.
Nie dworu czy Opery.
Geniusz twórcy oraz doskonałość dzieła, jednak spowodowała, że z biegiem lat, czas zweryfikował jego wartość i awansowało ono do kanonu najznakomitszych osiągnięć gatunku.
Nie wystarczy oznajmić; skomponowałem operę, żeby to co powstało rzeczywiście było dziełem operowym.:)
Podobnie rzecz ma się z komedią liryczną Le Paladins J.P. Rameau.
Z tym, że tak jak samemu Rameau daleko jest do Mozarta, tak Le Paladins równie daleko do Czarodziejskiego fletu.
Rameau był bardziej teoretykiem muzyki niż uzdolnionym praktykiem.:)
Renesans i zainteresowanie jego twórczością, ciągnące się od lat 60 tych, traktuję bardziej jako muzyczną ciekawostkę i modę, niż odkrycie na nowo wielkiego talentu kompozytorskiego.
Mnie on tam zupełnie nie powala.:)
Z tego co napisałem, widać jednak, że granice są tu bardzo płynne. Jak to w sztuce…
Zatem niczego nie przesądzam.
Nie upieram się.
Być może się mylę i kiedyś zostanę powalony.:)
Kto to wie?
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
I nie strasz mnie, proszę, Robertem Wilsonem, dostatecznie już on sam mnie wystraszył swoim Faustem.:)
O czym pisałem wyżej Merlotowi.
A Teatr Dramatyczny, jak sama nazwa wskazuje, to teatr dramatyczny, nawet nie muzyczny.:)
Wystawia m. in dramaty, w tym konkretnym wypadku wg. Ibsena, w żadnym razie opery.
I chyba naprawdę nie ma nic do rzeczy, czym kiedyś zajmowała się osoba aktualnie dramat ten reżyserująca.
Nawet dla moskiewskiej publiczności.:)
Pozdrawiam raz jeszcze.
yassa -- 28.02.2010 - 19:21