Za co jestem gotów oddać życie?

Za co jestem gotów oddać życie?

Kiedy czytam takie pytanie, w pierwszej chwili przychodzi mi do głowy odpowiedź intuicyjna, odruchowa. Są w niej słowa o ojczyźnie, wierności dziedzictwu przodków, sztafecie pokoleń, próbach dorównania historycznym i literackim wzorcom z przeszłości, patriotyzmie.

Jednak po chwili hamuje mnie refleksja. Skąd mam wiedzieć, na ile taka reakcja jest wyrazem najgłębszych przekonań, postawy, na ile jest odbiciem duszy? Może to tylko projekcja wychowania? Przecież jak większość z nas odebrałem również i edukację patriotyczną. Może to swoista odmiana politycznej poprawności? Całkiem jak w szkole – wiem, co powinienem odpowiedzieć, jakiej odpowiedzi się ode mnie oczekuje, jakiej sam od siebie oczekuję i próbuję stanąć na wysokości zadania?

Najuczciwsza odpowiedź na kwestię postawioną w tytule oraz na wyliczone przeze mnie wątpliwości brzmi wielce nieefektownie i zupełnie niebohatersko: nie wiem. Bo tak naprawdę należałoby sobie najpierw postawić pytanie: CZY jestem gotów oddać za coś życie? Czy istnieją sprawy, idee, cele, które cenię sobie wyżej niż ziemską egzystencję?

Łatwo jest wskazywać kluczowe dla siebie wartości, każdy z nas nosi w sobie ich hierarchię. Dużo trudniej jednak o pewność, że potrafiłoby się za nie umierać. Nikt bowiem nie podsumował takiej sytuacji lepiej niż nasza noblistka (której błędy stalinowskiej młodości nie odebrały zmysłu obserwacji reguł życia i zwykłej mądrości): Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Naszych przodków dzieje poddawały niezwykle srogim próbom. I jakże wielu z nich tym wyzwaniom sprostało. W różnych czasach i w różnych sytuacjach. Historia Polski znaczona jest bohaterskimi czynami. Ale czy dokonujący ich ludzie z góry wiedzieli, że będzie ich stać na heroiczne postawy? Czy mogli być tego pewni? Wystarczy sięgnąć do znanej nam wszystkim szkolnej lektury – Kamieni na szaniec. Można tam przeczytać i o niepewności, i o wewnętrznej walce, i o strachu, i o satysfakcji z odniesionego nad nim zwycięstwa. Nawiasem mówiąc, czyż nie podnosi to miary bohaterskiego czynu? Czyż nie trudniej jest wygrać z własnymi ograniczeniami niż podejmować działania bez wahania, dzięki darowi odpowiedniej konstrukcji psychicznej?

Warto również pamiętać, że w przeszłości naszego narodu nie wszystkim momenty weryfikacji ich postaw czy deklaracji przyniosły chwałę, satysfakcję i sławę. Historia Polski to także przykłady zdrady, kolaboracji, szmalcownictwa i wszelkich odmian podłości. Nie chcemy o nich pamiętać i mówić, ale zdajemy sobie sprawę, że miały miejsce.

Nie dowiemy się, czy jesteśmy gotowi oddać życie za wartości, póki los nie postawi nas w sytuacji zmuszającej do dokonania wyboru, póki nie zostaniemy sprawdzeni. Oczywiście najlepiej by było, gdyby taki egzamin nigdy nas nie spotkał. Powinniśmy się o to modlić. Ale jeśli już przyjdzie dla nas czas próby, okaże się nie tylko, czy jesteśmy gotowi oddać za coś życie, ale również i za co.

Tak się składa, że miałem szczęście żyć pod jednym dachem z człowiekiem, który dwukrotnie został poddany trudnemu sprawdzianowi wojny. Mój świętej pamięci dziadek bił się i w roku 1920, i w 1939. Na obydwu wojnach był w ogniu walk, na obydwu ocierał się o śmierć, ponosił rany. Wspominając tamte czasy, nigdy nie popadał w patos, nie używał wielkich słów. Owszem, był dumny z postawy swojej i w ogóle polskiego wojska, ale rozmowy z nim nie przypominały patriotycznych akademii czy płomiennych wyznań poetów. Opowiadał o zdarzeniach, mówił o okropieństwie wojny, przestrzegał przed nią, lecz nie usłyszałem od niego zapewnień o miłości do ojczyzny, o jej zewie, o gotowości oddania życia.

Był żołnierzem. Został powołany. Jego wybór polegał na wypełnieniu obowiązku lub hańbie dezercji. Z jego punktu widzenia wyboru tak naprawdę nie było. Walczył do końca, do ostatniego kapitulacyjnego rozkazu. Spełnił obowiązek. Stanął na wysokości zadania. Zdał egzamin. A jaki byłby wynik mojego, naszego egzaminu?

Każdy z czytających te słowa spotkał się z narzekaniami na postawę współcześnie żyjących ludzi. Niejeden sam narzekał. Na moralny nihilizm, na kult fałszywych wartości, na materializm, na egoizm, na hedonizm, na powierzchowność, na bezmyślność kultury masowej etc. etc. I przecież nie były to lamenty bezpodstawne. Wszystkie wspomniane negatywne zjawiska (i wiele innych, niestety) dają się obserwować, w mniejszym czy większym zakresie mają miejsce, dostrzegamy je wokół nas lub w sobie samych. Czy oznacza to, że nasze pokolenie nie potrafiłoby przejść próby poświęcenia?

Moja odpowiedź brzmi: NIE. Jestem bowiem przekonany, że również i my, współcześni, potrafilibyśmy stanąć na wysokości zadania, gdyby wymagały tego okoliczności.

Kiedy postawiłem sobie tytułowe pytanie, po pierwszej odpowiedzi przyszła niepewność. Ale po niepewności pojawiła się odpowiedź druga, co do której nie ma we mnie wątpliwości. Nie jest specjalnie odkrywcza, raczej oczywista – jestem gotów poświęcić życie dla życia, wolności, szczęścia moich dzieci. I jestem przekonany, że taka gotowość dotyczy większości ludzi.

Skąd we mnie takie przekonanie, takie odważne słowa? Jestem ojcem. Wiem, co czuję, gdy moje dzieci cierpią, wiem, jak reaguję na taką sytuację. I wiem również, że nie jestem w takim odczuwaniu wyjątkiem. Mnóstwo ludzi nie tylko deklaruje gotowość do ryzykowania zdrowiem i życiem dla dobra swojego potomstwa, ale i wprowadza swoje słowa w życie, gdy zachodzi taka potrzeba.

Niejeden raz słyszeliśmy o rodzinnych przeszczepach, od czasu do czasu media informują nas o takich zdarzeniach. Czyż nie jest to właśnie przykład postawy, o której mówimy? Nigdy nie zapomnę ojca, który oddał fragment wątroby, by ratować życie swojej chorej kilkuletniej córki. Co ważne – ten człowiek wyglądał na kogoś najzupełniej zwyczajnego, nie wyróżniającego się. Jestem przekonany, że wcześniej nie składał deklaracji bohaterstwa, może nawet nigdy nie rozmyślał o takich sprawach. Po prostu zdał egzamin z człowieczeństwa, z rodzicielstwa, gdy życie go nań wezwało. To była głośna historia. Dla mnie (pewnie nie tylko dla mnie) stała się okazją i impulsem do refleksji nad wartościami. A ilu jeszcze podobnych bezimiennych, niezwykłych, a jednocześnie zwykłych ludzi żyje pośród nas? Z pewnością niejeden.

Miałem okazję, szczęście i zaszczyt rozmawiać z kobietami, które walczyły – nierzadko długimi, pełnymi wyrzeczeń miesiącami – o życie swoich nienarodzonych dzieci. Dla niektórych walka ta oznaczała ryzyko utraty zdrowia. A jednak starały się, robiły co trzeba. Jedne z całą świadomością sytuacji i zagrożeń, inne odruchowo i instynktownie. Wszystkie w imię miłości.

Tej samej miłości, w imię której młoda kobieta, Anna Radosz, zdecydowała się zaryzykować, a w konsekwencji oddać życie. Była śmiertelnie chora, ale była też w ciąży. Postanowiła nie podejmować leczenia, które mogło zaszkodzić zdrowiu jej dziecka. Zrobiła to z całą świadomością konsekwencji takiej decyzji, które później przyszło jej ponieść. Jeśli to nie jest bohaterstwo w czystej postaci, bohaterstwo czasów pokoju, to co miałoby nim być?

Ciekawa rzecz – rozmyślając o współczesnych przykładach postawy poświęcenia, doszedłem do wniosku stanowiącego pewną klamrę moich rozważań. Bo jeśli sam czuję gotowość do ofiary na rzecz potomstwa czy szerzej – rodziny i mam jednocześnie przekonanie o podobnej gotowości większości rodaków, większości swojego pokolenia, to na jakiej drodze my wszyscy mielibyśmy szansę zapewnić swoim bliskim bezpieczeństwo w takich sytuacjach, z jakimi musieli się mierzyć nasi przodkowie? Co moglibyśmy zrobić, by uchronić potomstwo przed niewolą, upodleniem, zagrożeniami? Czy nie to samo, co robili bohaterowie z przeszłości?

Wydaje mi się, że tu zbiegają się ścieżki patriotyzmu (czyli miłości do ojczyzny) oraz miłości rodzinnej. Nie ma bowiem ojczyzny bez narodu, a narodu bez rodzin. Broniąc jednego, bronimy jednocześnie drugiego. Więcej – dobro ojczyzny jest tożsame z dobrem rodziny. Dlatego jestem przekonany, że i nasze pokolenie potrafiłoby stanąć na wysokości zadania w chwili próby, że umiałoby zachować się godnie, wypełnić obowiązek wobec bliskich i kraju.

Tym wszystkim, którym pamięć o rozmaitych grzechach współczesności nie pozwala uwierzyć w moje tezy, chciałbym przypomnieć słowa pewnej niemłodej piosenki. Wiem, że banalne, ale czyż banały nie są po prostu prawdami? Oczywistymi, więc i nudnymi, ale jednak powszechnie uświadamianymi obserwacjami potwierdzającymi się nieustannie od wieków. Oto jeden z nich:

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.

Ja w to wierzę. Uwierzcie i Wy.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

"Ja w to wierzę. Uwierzcie i Wy."

niestety nie wierzę ...

ludzi dobrej woli jest może i więcej, ale ci o złej woli mają większą władzę i ten świat zginie właśnie dzięki nim

“Kto pyta wielbłądzi”


Heh

Nigdy nie odpowiesz sobie, i innym, na te pytania, jeżeli nie będziesz musiał.

Ja ci życzę, i drugim, żebyś nie musiał.


Ja chcę w to wierzyć...

NELA
ale niejednokrotnie zastanawiam się – jakiego człowieka wychowują współczesne nam pokolenia. Czytając o łysym osiłku z Młodzieży Wszechpolskiej, który reprezentuje interesy prałata J., albo o nękaniu w liceum jednej z uczennic i reakcji na skandal rodziców, nauczycieli i kuratorium – to w aktualnej GW – nie mogę się oprzeć, aby nie powiedzieć, że człowiek w swej istocie bywa bardzo często podły i bez skrupułów. I nie mam pojęcia, czy to trzeba mieć w genach, czy sprawili to rodzice błędami w wychowaniu; czego przez kilkanaście lat po przywróceniu religii do szkół nauczyli katecheci? Mam wrażenie, że tak, jak i dawniej w potrzebie znaleźliby się tacy, co daliby życie w imię obowiązku, bo w imię miłości dają i dziś.
Jednak terror z czasów realnego socjalizmu, gdy sekretarz partii decydował nawet o tym, czy zwykła urzędniczka może dostać podwyżkę, zastąpił inny i chyba jeszcze groźniejszy i silniejszy terror chamstwa, pieniądza i władzy zarówno świeckiej, jak i duchownej. Rozpisałam się....


Nie generalizowałabym,

bowiem ten osiłek może Panią pozytywnie zaskoczyć, podczas gdy ten w białym kołnierzyku przejdzie nieczuły wobec ludzkiego cierpienia. Może tak być. Nie myślmy więc stereotypami.
Trzeba wierzyć w człowieka i jego dobroć.


Docencie Stopczyku

Ale skąd u Ciebie takie czarne myśli? Może po prostu nie umiesz dostrzegać dobra w ludziach wokół siebie i tak w ogóle?

To prawda, że trudno o nie na szczytach władzy, ale z drugiej strony jakoś się to wszystko kręci, na ogół pokojowo. A kiedy się działo coś naprawdę złego, było komu walczyć. Więcej optymizmu. :)

Pozdr.


Igło

Ja całemu światu życzę, by się nie musiał sprawdzać w takich dziedzinach. Tekst jest hipotetyczny, ktoś mi kiedyś zadał takie pytanie i opowiedziałem.

Pozdr.


Nela

Owszem, ludzie są zdolni do podłości, okrucieństwa itp. Ale jakie są proporcje tych, którzy tak postępują do tych, którzy chcą żyć i żyją normalnie?

Tego, że istnieją osiłki, nie łączyłbym akurat z katechetami czy religią. Zresztą oni (i ich nauczanie) istnieli przecież już wcześniej.

Terror? Raczej głęboko zakorzenione patologie. Przy tym, przez co musieliśmy przechodzić wcześniej, bledną, ale też nie pozwalają na pelnię satysfakcji. Warto starać się widzieć sprawy we właściwej perspektywie.

Pozdr.


MagdoF.

Może być tak, może być odwrotnie. Tu się nie da stworzyć jakijś reguły opisującej precyzyjnie świat.

Pozdr.


Popisowiec

... świat i ludzi.
Dziękuję za wspaniały tekst.


MagdoF.

Proszę bardzo. Miło, że się komuś spodobał. :)

Pozdr.


Popisowiec

wszystkie teksty świetne, chciałabym Pana wkleić w: Polecane blogi, ale nie wiem, jak to się robi.


MagdoF.

Pani ocena jest z całą pewnością zbyt pochlebna. Jak wszystkim, zdarzają mi się teksty lepsze i gorsze. Niemniej miło mi bardzo.

Jesli rzeczywiście chce Pani dodać mój blog do polecanych, musi się Pani zalogować, kliknąć mój tekst, potem przesunąć stronę maksymalnie w prawo i u góry znajdzie Pani odpowiedni przycisk. Ale proszę to jeszcze przemyśleć. To poważna decyzja. :)

Pozdr.


Jak kliknąć?

Zakreślić go na niebiesko?


Popisowiec

Juz sobie poradziłam, dodalam, ale jeszcze sie nie ukazało. pewnie chwilę trzeba poczekać.
Pozdrawiam


MagdoF.

Sugeruję kliknięcie tradycyjne – przez najechanie myszą na napis “do polecanych” i klknięcie właściwe.

Pozdr.


Pani Magdo

Ostrzegam lojalnie.

Popisowiec jest żonaty.
Co gorsza, o zgrozo, on jest za Unią.
Ma na piersi wytatuowane 21 (?) gwiazd.
Siną farbą.


OK

już się ukazało. Humaniści, a szczególnie humanistki, nie są takie w tym biegłe.


Igło,

stan cywilny blogerów mnie nie interesuje. Wszak jestem na TXT a nie na randka.pl
Ma tatuaż? Lubię wytatułowanych. Czyli drugi plus.
A teraz niech sie Pan wytłumaczy z tych wierszy, co to mam wspólnie recytować. Ale z kim?


Igło

Odczep się od moich piersi. Wiem, żeś w naturalny sposób specjalista od kłucia (siną barwą czy inną), ale ja akurat takowych upiększeń nie preferuję.

Wolałbym być przed Unią niż za nią. I mam nadzieję dożyć czasu, w którym będzie nas musiała gonić. A że na razie jest inaczej, to mniemam, że nierozsądnie byłoby powtarzać błędy przeszłości i robić za wnętrze ściskanej z dwu stron kanapki.

Pozdr.


MagdoF.

To cieszę się niezmiernie. Umiliła mi Pani wieczór. Dziękuję.

Pozdr.


MagdoF.

Proszę nie wierzyć Igle. On jest słaby językowo – bloger mu się wciąż z blagierem myli i dlatego co druga jego informacja to zwykłe szycie.

Pozdr.


Popisowiec

Dokładnie. Blagier i prześmiewca. W dodatku nie dotrzymuje słowa,
które mu się na dodatek mylą. Znałam takiego, któremu też się myliły dwa słowa: seks i keks. I nie wiedziałam, co podać.


MagdoF.

Znając męską naturę stwierdzam, że w zależności od Pani interpretacji człowiek mógł być niebiańsko szczęśliwy lub sromotnie zawiedziony. Przy czym to pierwsze niezależnie od pierwotnych intencji. :)

Pozdr.


Popisowiec

Nic nie interpretowałam, żeby nie oszukiwać rzeczywistosci. Lubię proste i jednoznaczne przekazy. Jak u Norwida: Tak – za Tak, Nie – za Nie.


No, gdzie

ten Igła? Przestraszył się, że musi odpowiedzieć na trudne pytanie?
Tacy Wy mężczyźni jesteście.


MagdoF.

No i nic dziwnego. W końcu Norwid tęsknił “do kraju tego”, w którym żyjemy. Ale z drugiej strony to kobiety najpierw straszliwie kręcą i sprzeczne wysyłają sygnały (i potrafią tak miesiącami!), a potem się okazuje, że wolałyby tak prosto z mostu. I każden chłop po podobnym odkryciu stoi z rozdziawioną gębą, bo gdyby to wiedział wcześniej, to pewnie pożyłby z rok dłużej z powodu mniejszej liczby groźnych dla zdrowia wzruszeń. :)

Pozdr.


MagdoF.

Zbiegiem okoliczności odpowiedziało mi się od razu na męsko-damską zaczepkę. :)

Pozdr.


Wiem,

tak już mamy, niestety.
czytał Pan mój tekst na TXT “Słowa – Nie – Klucze”?
Ciekawa jestem opinii.


MagdoF.

To “niestety” jest mimo wszystko dyskusyjne. To jeden z uroków życia. :)

Zaraz przeczytam.

Pozdr.


Historia i kultura

str. 3


MagdoF.

Dziękuję. Właśnie miałem zapytać.

Pozdr.


Jaką

to my mamy intuicję!
Bez nas jesteście jak dzieci we mgle.


MagdoF.

No prawda. Tak też się zdarza. :)

Wpisałem się tam, co widać na SG. Na dziś muszę się już pożegnać. Dobranoc.

Pozdr.


Autor

Generalnie wyznaję myśl, że żadna idea nie jest warta życia.
Poświęcenie wobec najbliższych, tak.
A potem oglądam “Waleczne Serce” i już sam nie wiem.

Human Bazooka


Szanowny popisowcu

NELA
napisałeś:

“Tego, że istnieją osiłki, nie łączyłbym akurat z katechetami czy religią. Zresztą oni (i ich nauczanie) istnieli przecież już wcześniej.”
Ja też nie łączę z religią ani katechetami istnienia tych ABS-ów, jak to red. Iwaszkiewicz nazywa takich młodzieńców (Absolutny Brak Szyi).
Interesuje mnie, jaki pozytywny wpływ na wychowanie dzieci w szkołach ma wprowadzenie religii do szkół i czy w ogóle taki wpływ ma. Bo rzeczywistość bywa dołująca. Wiem jednak i to, że lepiej widać tych “napakowanych” i agresywnych, niż dobrze wychowanych i wykształconych, co niestety nie zawsze idzie w parze. Można bowiem zobaczyć także , jak to mówił Kotarbiński – chamów wykształconych i ci są chyba najgorsi. Ale skuteczni.


Mad Dog

Gdyby wszyscy tak uważali, bylibyśmy dzis landem lub 17 republiką.


MagdoF.

Przeczytaj jeszcze raz, co napisałem.
Potem jeszcze raz.
I jeszcze raz.
Zastanów się.
I przeczytaj jeszcze raz.

Zanim strzelisz, załaduj.

Human Bazooka


Temat tej rozmowy

ćwiczymy na sucho.

W symulatorze, podobnym do tego na którym trenują piloci.

Każdemu z nas może się coś wydawać, co by było gdyby, ale nie zmienia to faktu, że zastanawiamy się z bezpiecznej pozycji w fotelu, przed monitorem. Magda pryncypialnie ofuknęła Mada, ale ani ona, ani sam Mad pewnie nie mają pojęcia, jak naprawdę by się zachowali np. w sierpniu ’44 na warszawskiej Starówce, mając po 17 lat i biało-czerwoną opaskę na rękawie.

Ja też nie wiem, co bym wtedy myślał i robił. Pewnie nie myślałbym, jak tu najszybciej oddać życie. Starałbym się walczyć ze wszystkich sił – i żyć. I wygrać, choć to było nierealne.

To zupełnie inne wybory, niż ratowanie życia bliskich, kosztem własnego zdrowia.

Tak mi się przynajmniej wydaje.


merlocie

Dlatego tez nie staram sie uderzac w wysokie tony.

Human Bazooka


Mad Dog

Przeczytałam tyle razy, ile chciałeś. Zalecałes. I wiem, że Ty nie jestes pewien. Rozterki to ludzka rzecz. Nikt nie wie, jak zachowałby sie w sytuacji ekstremalnej. Ja tylko napisałam, że nasi Kolumbowie zachowali się tak, a nie inaczej. I nie ma w tym patosu. Czysta, historyczna prawda.


Magdo

Aaaaa wiedzisz…
Zupelnie inaczej brzmisz, gdy spuscisz powietrza.
:-)

Human Bazooka


Magda,

patos jest w tym co Ty piszesz. Patos z fotela przed monitorem.


Merlot.

Uzasadnij to.


Służę.

Gdyby wszyscy tak uważali, bylibyśmy dzis landem lub 17 republiką

Ty tylko napisałaś, że Kolumbowie zachowali się słusznie, a Mad mógłby się zachować niesłusznie, chociaż to przecież ludzkie.

Nasze zdanie o Kolumbach jest podobne. Tylko ja się nim nie podpieram szukając odpowiedzi na pytanie Popisowca.

I uważam, że wysokie C jest dopuszczalne po złożeniu ofiary, a nie zamiast.


popisowiec

tego dobra prawie nie ma. ot co.

“Kto pyta wielbłądzi”


Mad Dogu

Jasne. Na oko tak to wygląda. Tylko że na ogół w przeszłości bywało tak, że bez owego poświęcenia rodziny były skazane na życie w upodleniu, że o czyhających na nie niebezpieczeństwach nie wspomnę. Zwróć uwagę, że Wallace również zaczynał od motywacji prywatnych.

Pozdr.


NELA

Wprowadzenie religii do szkół ma zaletę czysto praktyczną – dzieci nie muszą odbywać drogi do jakiegoś innego miejsca nauki i warunki mają już niespartańskie (jak to dawniej bywało). Tyle że są i straty – uczynienie z religii jednego z przedmiotów szkolnych sprawiło, że przez wielu młodych ludzi zaczęła być traktowana jak lekcja. Z wszystkimi negatywnymi konsekwencjami.

Pozdr.


MagdoF.

Niekoniecznie, na co starałem się zwrócić uwagę. A poza tym – naprawdę nie sposób przewidzieć, jak zachowałby się w krytycznej sytuacji Mad, a jak ci, którzy dziś, gdy to niewiele kosztuje, śmiało deklarują gotowość poświęceń.

Pozdr.


popisowiec

pamiętam taki film “Zielona mila” z Hanksem, i tam był taki supercwaniak co tylko czekał na to aby uśmiercić skazańca. W chwii “próby” zmoczył sie…po prostu

także tego nie wiadomo, co i jak.

Po Twoim poście poczytalem stary kawałek Igły “Tramwajem jadę na wojnę” no i tez tak mam…

pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor


Merlocie

Prawda. Napisałem o tej niemożności przewidzenia reakcji – własnej, a tym bardziej cudzej.

Pozdr.


Maxie

Toż ja o tym napisałem. Nawet pytanie zmieniłem z “za co” na “czy”.

Tyle że wyraziłem swój optymizm dotyczący Polaków, który wynika i z historii, i z teraźniejszości.

Pozdr.


Docencie Stopczyku

Daj spokój. Gdzie Ty mieszkasz? Co Cię w życiu spotkało? Samo zło?

Widzisz, ja miałem niedawno trudny, nerwowy czas w moim życiu. I wiesz co, wielu ludzi mi pomagało. Nie tylko znajomych, ale i całkowicie obcych. Dlatego nie jestem w stanie zaakceptować tego, co piszesz/

Pozdr.


popisowiec

ja to nie wiem, nie mam tyle tego optymizmu.

klasa polityczna kłóci się jak w np. II Rp tylko teraz te informacje lotem błyskawicy obciążają łącza netowe a wtedy? gazety? radio?

słabe mamy wzorce, biologia w tym nie pomaga…

Prezes , Traktor, Redaktor


Popisowcu

Ano właśnie.
Chmielnickiego też bezpośrednio pchnął do działania dramat osobisty, jakim był Czapliński.
Dopiero potem popchnęła go fala historii.
Jak wspomnianego przez Ciebie Wallace a.

Human Bazooka


re: Za co jestem gotów oddać życie?

Zostaje mi tylko podziękować za kolejny piękny tekst.


Maxie

Owszem, politycy zachowują się jak banda durniów, co eksperci nazywają profesjonalizacją, ale zwróć uwagę, że generalnie ostatnie 20 lat to jednak dobry czas dla Polski i kilka ważnych spraw udało się załatwić.

Mój optymizm wynika przede wszystkim z wiary w ludzi, którzy – choć niedoskonali i na co dzień zdolni do rzeczy brzydkich, a nawet podłych – potrafią się zdobyć na szlachetność, gdy wymaga tego sytuacja.

Mało Ci pozytywnych wzorców? Może dlatego, że próbujesz ich szukać tam, gdzie o nie trudno. Są w historii, są i w teraźniejszości. Trzeba tylko chcieć je dostrzec.

Pozdr.


Mad Dogu

W końcu nie my jesteśmy autorami obserwacji mówiącej o tym, że relacje damsko-męskie były jednym z motorów historii. Ktoś to zauważył już dawno temu.

Pozdr.


Desertrat

Zostaje mi tylko podziękować za tak pozytywny jego odbiór.

Pozdr.


Subskrybuj zawartość