- O w zadek – powtórzył lekko zszokowany Kaczątko.
- Nie tego się spodziewałam – strapiła się Barreyola.
- To jak zajść hipopotama od tyłu, gdy ma rozwolnienie – przyrównała poetycko Wampirek.
Finlandia… Woleliby raczej okolie staruki bądź Ugandy, względnie Islandię albo Holly Valance. Ale Finlandia? Nawet wódka o takiej nazwie była odpychająca. Cały kraj, z tego, co doczytała się z nieodparowanej części Niehedonistycznego Podręcznika Sanepida miał wzór o banalnej funkcji:
-Finlandia = f ( x * lasy) ~x = Finowie i renifery – przeczytała Barreyola. – To brzmi jak… fuj! B. okropnie nie lubiła Matematyki. To słowo kojarzyło się jej nieodzownie z siatką pedofilską albo, co gorsza, z małymi zygzaczkami, które wypisuje się w kratki zeszytu.
- Stała f dla Finlandii równa iloczynowi lasów i x, gdzie x równe jest sumie Finów i reniferów – domyśliła się Wampirek.
- To niezwykle naukowe, co mówisz… Choć nie mniej chyba obraźliwe – zastanowiło się Kaczątko.
Teren, na który zostały wyplute blejki oraz Wampirek, był oczywiście lasem. Wielkim, nieprzemierzonym borem, puszczą czy czymkolwiek, co zawierało liście, poszycie i strefę wiecznego gnicia. Kaczątko natychmiast rozpoznał las – oczywiście zaraz po Barreyoli i Wampirku, bo w jego głowie parę myśli musiało omówić problematykę wystąpienia jakiejś blejki w jednym spektaklu z peptami* oraz najbardziej trendowych zapachów szamponów rozjaśniających.
- Mój plan jest taki – rzekł wytycznie Kaczątko – Przejdziemy przez las, poszukamy jakiejś przyjemnej k>najpki, a potem pomyślimy, co dalej – przedstawił idyllicznie. Z jego świadomości jakoś umknęło, że jest prześladowany przez zde..zde…zdewo …dewocjo … przez dewiantkę – Efebofilię. Posiadł on tak szybką zdolność usuwania ze swego umysł traum i fobii, ponieważ kolejne namnażały się wkoło i wcześniejsze zajmowały ich zarezerwowane miejsca. Tak – umysł Kaczątka był bezpruderyjnym burdelem idei, ich cmentarzem i drogą do zatracenie jego właściciela.
- Wdiviale – zgodziła się Barreyola. – Nie mam zamiaru spędzać nocy w tym miejscu negocjowanego bezpieczeństwa.
Ruszyli poprzez las, znacznie przyjaźniejszy od tego, w którym mieszkała pieczarkobieta. Gdyby nie strefa klimatyczna, można by rzec, że to las galeriowy bądź namorzynowy. Ale ten las był lasem fińskim, rosnącym na absurdalnej glebie. Mało gdzie widywało się drzewa, które zamiast żywicy miały czyściochę i zamiast liści – planszę do Skarabeuszka.
-Typowe – egzaltowała Barreyola – Widziałam podobne w Kleszu.
- Czy to ma coś wspólnego z Klefjem? – zapytała Wampirek.
- Och, to ty znasz Klejfa? – krzyknęła radośnie zaskoczona B.
- ‘...zawsze moggę..” – zanuciła Wampirek.
- Kwa – przerwał Kaczątko – Czuję zapach odpowiadający rhyno-gastrycznie pierogom!
Cała trójka stała się niezwykle poruszona – pierogi oznaczały knajpę, czyli miejsce, gdzie można pogwarzyć, poćwierkać, jak sikorki, pogdakać jak dostojne kury i do tego spożyć.
- Istotnie – zgodziła się Barreyola -To zapach ruskich…
- Ale w Finlandii… – zdziwiła się trzeźwo Wampirek.
- ...pierogów – dokończył Kaczątko z takim rozmarzeniem, jakby jego oczy stały się fabryką masła.
- W Finlandii ruskie? – powtórzyła Wampirek -To pachnie podstępem!
- I smażoną cebulką – dodał nieświadomie Kaczątko.
Stagnując w miejscu, nie zwrócili uwagi, że wonne miejsce stało za ich plecami.
- “Barryłka” – odczytała Barreyola. – Brzmi znajomo i tak diogenejsko.
- “puci, puci-puszku – mam miłość w brzuszku…” – zanuciła melodyjnie Wampirek i wszystkim zrobiło się tak jakoś błogo.
~ * ~
- O w twurz jaskółki! – zaklęła bardzo brzydko pieczarkobieta.
Właśnie spoglądała do swego kryształowego urynału, w którym odbijał się świat rzeczywisty i teraźniejszy w innych miejscach. Efebofilia zadała pytanie: “gdzie jest Kaczątko?”. Urynał ukazał obraz:
~ * ~
- Ej-nooooo – jęczał Kaczątko – Wejdźmy juuuuż – jestem tak cholernie głodny!
- Benek – zgodziła się Barreyola.
- On y va! – dodała Wampirek.
Cała trójka weszła do knajpy, która wyglądała, jak zwykła stołeczna knajpa. Tylko kto ją postawił w samym sercu fińskiego lasu?
~ * ~
- U w dystalną czymść żyrafy! Skunt blejki i ta nemdzna nauko – zębatka się tam znaleźli?!
Oburzenie czy nawet obrzuszenie pieczarkobiety doszło do tego stopnia, iż jej biust zaczął samoczynnie falować. To nie był dobry znak…
-Alzeheimer’ze!.... Mrryyyyyyyy …...
~ * ~
Wnętrze “Baryłki” było bardziej przestronne niż pozwalało na to zewnętrze. A wnętrze wbrew faktowi, iż las był pusty, było dość gwarne i tłumne. I dość rustykalne.
Zasiadłszy do stolika zaordynowały kelnerkę.
- Cło podać? – spytała z dziwnym urzędowym akcentem.
- Yyyy….nie, dziękujemy – to, że bezświadomie przekroczyliśmy granicę kraju nie znaczy, że musimy płacić cło, prawda? – upewniła się Barreyola. B. była niezwykle uporządkowana i zawsze gotowa dać odpór sraczce logistycznej.
- Nło tak, łale cło? – spytała ponownie kelnerka.
Kaczątko zrozumiawszy aluzję, zaproponował, perfekcyjnie kopiując akcent:
- Płoprosimi płierożki.
~ * ~
-Pieruszki? Uj-fuj – oburzyła się zniesmaczona Efebofilia.
~ * ~
- Bałdzo mi przykło, łale ten zapach tło tylko wundeł bałm – odrzekła kelnerka. Cło płosze?
- Nie, Kaczątko! – zaapelowała Barreyola – Mówiłam- żadnych ceł!
- Wundeł bałm – złapach do pomieszczeń – wytłumaczyła kelnerka.
- Ła cło polecacie? – zapytało załamany chwilowo Kaczątko.
- Kłuseczki – rzekła ze strachem w głosie kelnerka.
~ * ~
Uuuu kluseczki….Nienawidzę kluseczek! – wzdrygnęła się pieczarkobieta.
~ * ~
- Fuj, kluseczki! – wzburzyła się Wampirek.
- Racja – totalny oblech smakowy – zgodziła się B. – Ła człego nie polecłacie? – spytała B., umiejętnie wyuczywszy się języka.
- Mygkörr flapjüŘ mok-notek? – zaproponowała kelnerka.
- Zgoda, 3 razy mygkörr flapjüŘ mok-notek – zaordynował Kaczątko bardziej entuzjastyczie, od prezenterski telewizyjnej, zapowiadającej reportaż o zbiorowym gwałcie na staruszce.
-Tak, i teraz się zastanawiam, czy ta cykuta będzie na liściu bananowca – (pac!- uderzenie się w głowę) – co ja gadam, na liściu w ogóle czy zawinięta w chlebek pitta- zastanawiała się Wampirek.
- Myślisz, że dadzą dodatkowy sos? – zastanawiała się B.
~ * ~
- Mygkörr flapjüŘ mok-notek? – zdziwiła się Efebofilia – Uj-fuj! Fast food!
~ * ~
Płoszę bałdzo: 3 łazy mygkörr flapjüŘ mok-notek. Ła na przysłąwkę świeże semprini.
- Ojej – stwierdziła typicznie B. – To wszystko wygląda tak ładnie, że wstyd psuć i jeść.
- To może zacznijmy od semprini. (pac w głowę- kara spoza powieści za nadużywanie ‘semprini’) – zaproponowała Wampirek, rozmasowując bolejące czoło.
Zaczęli jeść i o dziwo ‘semprini’ (natychmiastowe “łup-w-kark” za “wiadomo co”) okazało się smacznym mięskiem.
- Smaczne mięsko – zgodził się z Narratorem Kaczątko, kończąc….przystawkę.
- Zabierzmy się za danie głowne – zażądała Wampirek.
Jedząc mygkörr flapjüŘ mok-notek, odczuli niezwykłe uczucie euforii…
~ * ~
-Ktuś u mnie wspomniał?
~ * ~
...euforii nie Efebofilii. Były to frytki i, jak przewidziała B., z dodatkowym sosem.
- Pysznie – zaklaskała z aprobatą B.- Łejtres!
Gdy nadeszła kelnerka i uiścili rachunek już mieli wychodzić, podeszła do nich obca dziewczyna.
- Yyy….Ni? – ni to spytała, ni przywitała się.
- Ni! – krzyknęła żeńska część grupy.
Szklanka Kaczątka ‘przypadkowo’ czy też ‘instynktownie’ gruchnęła o powałę.
~ * ~
-O krutyczna karguleno! Tuż to Butz… tu jest Ania! Co una do klerykulnego zlotu kanurków robi w Finlandii?! – zdenerwowała się Efebofilia, wkładając prawie całą pieczarkogłowę do urynału. W tym momencie należy wytłumaczyć, dlaczego: “Co una do klerykulnego zlotu kanurków robi w Finlandii?!”. Otóż kiedyś Ania, tak, jak blejki dostała się do chatki pieczarkobiety i miała zostać spożytkowana jako opał w kominku E. Ania okazała się jednak dość sprytna i gdy E. miała ją wp… do kominka, dziewczyna zrobiła unik i E. sama się wp…
Jednak E. siedząc zamknięta w swoim kominku, rzuciła czar, który przeniósł Anię do Kleszu.
Jednak, “Co una do klerykulnego zlotu kanurków robi w Finlandii?!”, tego nie wie nikt.
~ * ~
Nie trzeba tłumaczyć, że damy natychmiast się dogadały w różnych absurdalnych, ale nie dla Kaczątka, sprawach. Uzgodniły trendy w smakach błyszczyków i urodzie Skundów, a następnie Ania dała głos:
- Nienawidzę Darkies!
Nie, nie taki.
- Tu jest ciekawe medium – oświadczyła.
- Wróżka? A ma skrzydełka, różki,różdżkę i różne takie? – spytał z infantylną ufnością Kaczątko.
- Naturalnie – uśmiechnęła się pobłażliwie Ania.
- Chętnie poznam swoją przyszłość czy co tam in spe. – zainteresowała się Barreyola.
- Tak, ja też mam ważną sprawę – powiedziała enigmatycznie Wampirek.
~ * ~
-Czyżby?
~ * ~
- Gabinet medium jest po drugiej stronie… – Rzeki, góry, o nie! Czegoś na pewno dużego, męczącego motorykę – obruszył się Kaczątko.
- ...chatki – dokończyła Ania.
- No, na to się jeszcze zgodzę – rzekł łaskawie.
~ * ~
Było już późno. W organizmie wielkiej, germańskiej dziewczynki stracili poczucie czasu. W każdym razie był wieczór. Wieczór nasilał niepokoje. Każdy z blejków miał popaprane genetycznie skrzywienie psychicznie
- O w dzioba – on jest blisko – przestraszył się Kaczątko.
Kaczątko był wbrew pozorom normalny. Na tyle na ile to było możliwe. Miał jednak manię prześladowczą. Był przekonany, że śledzi go czterometrowy pingwin, który miał się nazywać Pretensjonalny Żeremi. W chwilach szczególnej frustracji Kaczątka, Żeremi mógł mieć nawet sześćdziesiąt metrów i człapać z zawrotną prędkością dżdżownicy wyścigowej. Znakiem szczególnym Żeremiego był kaszkiet założony tył na przód i ramoneska. Matka Kaczątka szczególnie nie lubiła wymyślonego prześladowcy swego synka z powodu tego kaszkietu.
Żeremi miał jeszczemnóstwo pretensjonalnych znaków szczególnych: np. odstawianie płetwy przy piciu herbaty, ploteczki z Efebofilią...
~ * ~
- Teraz jestem pewnu – ktuś u mnie wspumniał!
~ * ~
....z Efebofilią i granie w Skarabeuszka. Najgorsze było to, że wołał Kaczątko po nazwisku, co doprowadzało go do stanu, który jest brzydkim słowem, zawierającym kobietę chwilowej radości cielesnej.
~ * ~
- Pięknookie… Pięknookie?? – gulgnęło coś albo w puszczy albo w głowie Kaczątka.
- Aaaa!... – krzyknął rozdzierająco Kaczątko.
- Co? – zapytała zdziwiona Ania.
- Żeremi… – powiedział, przełykając ślinę Kaczątko.
- Hmm, nie – w tajdze stanowczo nie ma bobrów, nie martw się – uspokajała Ania.
Kaczątko kojtnęło o glebę. Ani Ania ani Wampirek nie rozumiały stanu Kaczątka.
- Och, on znowu z tym Żeremim! – załamała się B. – No nic, wiecie, to oznacza, że musimy go taszczyć, bo jest nieprzytomny.
- Co to jest Żeremi? – spytała lekko zbita z tropu Ania.
- To czterometrowy pingwin w ramonesce i kaszkiecie tył na przód. Jego mania prześladowcza. Obawiam się, że dziś miał jakieś 38 jardów.
~ * ~
- Uuuu, Kuczątko ma munię prześladowczo! Mam pla….. – nagle w mózgu Efebofilii przeskoczyła zapadka. – ...ych, co ja miałam. Do mętnej, brunatnej substancji! Czemu trzymam głowę w basenie?! – wzburzyła się Dziągalska, alterego Efebofilii. – Jeszcze nie dokończyłam poprawiania prac o oświeceniu – rzekła do siebie, wyjmując głowę z urynału.
Wyciągnęła plik prac i zaczęła:
- Olga Pieniążek….tje… – powiedziała śliniąc kciuk. – Co?! “Dziągacz ma duży zderzak” – powiedziała i stanęła przed lustrem. Następnie wyjęła swój notatnik i zapisała:
“1.Kupić mniejszy zderzak.
2.Dokonać wyparunku w stronę Olgi P.
3.Przesadzić surfinie.”
~ * ~
Druga strona chatki miała fasadę barokową, może trochę kokorokowa i na pewno ezoteryczną, o czym świadczył wypchany nietoperz, zawieszony w oknie. Miał uśmiech jak szympans bonobo albo germański ogórek.
-Och, cóż za styl, barok i ezoteryka! – wykrzyknęła B. – Sanepid by się zachwyciła, ale dla mnie to istny kał – skrytykowała.
Weszli do środka. I to był kolejny błąd.
*pepty- skrzaty, które sikają po szafkach, pacjentka DK takie ma
komentarze
:)
civil disobedience
Pino -- 10.02.2010 - 07:05Coś zamilkłaś
pzdr
grześ -- 11.02.2010 - 06:07P.S.
Mam do nadrobienia pięć części twojej powieści i wszystkie częście Legendy i jescze chyba inne teksty, kiedy to ja przeczytam wszystko?
A z godnie z planem czas mam do tej ostatniej niedzieli:)
grześ -- 11.02.2010 - 06:08To nie moja powieść!
Disklajmer jest na początku, że to dzieło Kacpra.
A w ogóle, co słychać w internecie?
civil disobedience
Pino -- 11.02.2010 - 13:46w internecie, nie wiem:)
właściwie nie powinno mnie tu być, no, ale mam zaległości, no i się zalogowałem o niemożebnej porze.
Dzwoniłaś do mnie dziś?
grześ -- 11.02.2010 - 13:54Bo takie wrażenie miałem, ale znajdowałem się w niesprzyjających warunkach, zadzwonie wieczorem więc może, jak się wyrobię, poplotkujemy złośliwie o TXT:)
Dzwoniłam,
o pięknej i dobrej godzinie, 9:20 AM…
Ostatnio wstaję o wpół do szóstej, więc mogło być znacznie gorzej.
Poplotkować możemy, ale między 19.35 a 21.05 jestem niedostępna, z powodu uczę się russkogo jazyka.
pururu
civil disobedience
Pino -- 11.02.2010 - 13:59Spoko więc po 21.05
o 9.20 to ja w pracy byłem, nauczałem ludzi wbrew ich woli dojcza:)
pzdr
grześ -- 11.02.2010 - 14:10To najlepszy zawód,
można dręczyć ludzi, rozwijać twórczo aparat przymusu, dawać upust sadystycznym skłonnościom – i jeszcze Ci za to płacą!
Rozmarzyłam się... Muszę się zapisać na studium pedagogiczne. Bażant obiecał, że kiedyś wpadnie do mnie z wizytacją.
I rzucić te pety powinnam, bo inaczej gardło mi wysiądzie przed emeryturą.
Piękna i dobra pani profesor Pino, chrypiąca niczym Waits.
civil disobedience
Pino -- 11.02.2010 - 14:20Ale w sumie to dużo nauczyciel pali,
tak zauważyłem, ci od dojcza szczególnie:)
Ja na szczęście etap palenia mam za sobą, znaczy tak naprawdę to go nigdy nie rozpocząłem.
Za to dziś wieczorem mam ochotę się napić, tylko nie wiem czy zwyczajnie prymitywnie zimne piwko i chipsy czy martini z lodem i cytryną?
Zdecyduj za mnie :)
A w ogóle w dobrym nastroju żem, bo jutro mogę spać choćby do 8:), co w tym tygodniu było niemożliwe.
grześ -- 11.02.2010 - 14:53Sam se decyduj,
jeszcze w Las Vegas nie byliśmy i szybko tam nie trafimy, jako ta budżetówka.
Do ósmej? Szaleństwo…
“Miała pokoik na poddaszu i możliwość wylegiwania się w łóżku aż do piątej rano, która to godzina była, zdaniem Babci, już prawie popołudniem.”
Na facebooku krążył taki test “którym nauczycielem z Bednarskiej jesteś?” – mi wyszła Marta Ługowska, specjalistka od pól semantycznych, która żywi się coca-colą i popularnymi :)
civil disobedience
Pino -- 11.02.2010 - 15:04Nie wiem co to sa pola smentayczne:)
znaczy może wiem, ale w ej chwili nie wiem, czy wiem, a jeśli wiem, to nie wiem, że wiem.
Ale coca-cola, jestem za, w końcu płyn zycia to jest, no.
\Włąsnie se chyba kupię dziś.
Popularnym mówię nie:)
Spadam, bo do pracy kolejnej się spóźnię.
grześ -- 11.02.2010 - 15:17