Poznałem go 24 lata temu. Niesamowicie wyrobiony intelektualnie, potrafił całymi godzinami rozprawiać o polityce czy kulturze, a muzyka (głównie jazz i blues) to była jego niesamowita pasja. W pewnym sensie był moim mentorem – zaraził mnie bakcylem morza i podpowiedział, jak tego bakcyla zrealizować.
Nie był nigdy u mnie w domu, za to my z żoną bywaliśmy u niego co najmniej 2-3 razy w roku. Przeurocze to były spotkania. Maleszka w roli gospodarza był mistrzem suspensu – potrafił podać przysłowiowe kiszone ogórki jako przystawkę do zupy owocowej, by po chwili wszystkich zaskoczyć pieczonym prosiakiem – takim z gatunku “zjeść i umrzeć, bo już nic lepszego nie weźmiesz do ust”.
Gorący patriota. Chodząca encyklopedia Polski międzywojennej. Miał taką manierę, że wszystko, co się dzieje obecnie, porównywał do analogicznych – lub w jakiś inny sposób zbliżonych – wydarzeń z tamtego okresu.
Zdrada zawsze była dla niego czymś wstrętnym. Nie raz sam się o tym przekonałem, gdy jego przyjaciele potrzebowali pomocy – lub gdy jakiś przyjaciel okazał się niegodny tego uczucia. Tym pierwszym gotów był oddać wszystko – tych drugich na zawsze skreślał ze swego życia.
Polak, patriota, mędrzec i przyjaciel.
A dziś? Dziś ma prawie 70 lat i wygrzewa się w swym nowym domku na południu Austrii.
Pozdrawiam Cię, Stasiu Maleszka!
komentarze
MacSieniel
Dobre :) Wkręcił mnie tytuł, wstęp, rozwinięcie… A zakończenie, sam miód :)
Pozdrawiam
Mireks -- 02.07.2008 - 21:30MacSinielu,
widzisz jak to w tym zakłamanym, podszytym hipokryzją społeczeństwie katolickim jest. Niby pismo nakazuje: szanuj blizniego swego… i co?
Szanują go raczej ci szczerzy brzydzący się kłamstwem i hipokryzją.
pzdr.
PS.
yassa -- 02.07.2008 - 23:01To o Lesławie.