Z całego serca życzyłem Agnieszce Radwańskiej przegranej z Sereną Williams. Broń Boże nie dlatego, że jestem fanem jednej z ciemnoskórych sióstr – ale dlatego, że jestem fanem Agnieszki Radwańskiej.
Gdy Radwańska w thrillerze pokonała Swietłanę Kuzniecową cieszyłem się jak diabli. Ale już następnego dnia rano coś zaczęło mnie niepokoić, w południe martwić, a pod wieczór dołować.
Co? Reakcje prasy.
Zaczęło się pompowanie balonu. Niektórzy już widzieli ją, jak w geście zwycięstwa unosi trofeum Wimbledonu. Flagi na maszt, Mazurek Dąbrowskiego i pewnie honorowa runda z Kubicą wokół kortów warszawskiej Legii… Acha! No i Order Orła Białego od prezydenta (mimo, że jeszcze żyje).
I jako żywo stanęły mi przed oczyma obrazki naszych poprzednich baloniarzy. Małysz, któremu – gdy zaczął przegrywać – boleśnie wypomniano udział w reklamach, czy modelowy obrazek, gdy przed Euro-2008 prasa dostawała orgazmu na punkcie Leo, by po kilku meczach zapomnieć, jak dmuchała w balon i dmuchanie zaczęła zarzucać piłkarzom.
Gdyby Radwańska wygrała z Williams, stałaby się bohaterką narodową, na miarę takich pań, jak Rutkiewicz, Doda czy Kopernik. Wszelkie Plotki, Pomponiki, Pampersiki, Życia w Kuchni czy Fakty i Superekspresy piały by jak nakręcone, a publika rychło by uwierzyła, że oto mamy polską odmianę krzyżówki Steffi Graff z Lindsay Davenport. Zapanowałaby “radwanomania”, nawet bratnie narody azjatyckie sprzedawałyby na Dworcu Stadion koszulki z jej podobizną. Nie obyłoby się bez okładek, na których Agnieszka trzymałaby odrąbane głowy sióstr Williams.
Trwałoby to parę dni, do kolejnego meczu, z którym by przegrała. I zatrzęsłoby się – że jej woda sodowa do głowy uderzyła, że naobiecywała zwyciężyć 5 razy ten sam turniej, pewnie pojawiłyby się zarzutu, że jako 14-latka poszła na prywatkę bez stanika, a “uczciwa” internetowa brać w komentarzach portalowych nie pozostawiłaby na niej suchej nitki.
Dlatego ucieszyłem się, że na starcie wielkiej kariery, która od pewnego czasu rozwija sie – wolno, ale do przodu! – Radwańska nie wskoczyła na szczyty. Ma na to jeszcze czas, ma 19 lat. Bardzo źle by się stało, gdyby teraz, w tym momencie, dopadło ją polskie piekiełko.
Bo my kibicować potrafimy zwycięzcom. Także przegranym, którzy mają jeszcze szansę na dalsze zwycięstwa. Ale nie potrafimy poradzić sobie mentalnie z sytuacją, gdy jak barany damy się omamić propagandzie sukcesu – a tego sukcesu nie ma. Wówczas, jak barany do kwadratu, zamiast mieć za złe prasie, jako sprawczyni tego baloniarstwa – wyżywamy się na opisywanych przez nią postaciach.
komentarze
My?
Czy Oni ?
My kibice?
Mnie tenis nie interesuje.
Czy Oni medialne badziewie, które gotowe jutro ogłosić bohatyrami brydżystów albo karlingowców?
Igła -- 02.07.2008 - 15:15McS
TAK!
merlot -- 02.07.2008 - 15:22.
.
Magia -- 02.09.2008 - 18:25e tam tenis
Polacy to niedoścignieni mistrzowie w pluciu … na siebie nawzajem
I’d rather be a free man in my grave
Docent Stopczyk -- 02.07.2008 - 17:23Than living as a puppet or a slave