Musi się taki konserwatysta wybrać do proroka Ezekiela, by poznać Prawdę o sobie.
Sam bowiem głupi jest i nic a nic nie wie sam z siebie o sobie.
Oto i wybrał się jeden, i dowiedział się.
Dowiedział się, że konstruuje swą etykę na tym, czego już nie ma.
Zdziwiło go to, bowiem zdawało się konserwatyście w jego ograniczeniu, że taka np. miłość, prawda, dobro, piękno, życie, godność, wolność, własność — są.
Nade wszystko zaś jest tych wartości i samego konserwatysty Stwórca.
Tak się zdawało.
Ezekiel jednak od dawna wie, że tego nie ma. Od jakiegoś czasu.
Czy kiedyś było, Ezekiel nie wyjaśnia, zresztą słusznie.
Konserwatysta jakoś nie pozazdrościł tej wiedzy Ezekielowi i postanowił pozostać w swej niedzisiejszości.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że stało się tak z pożytkiem i dla Ezekiela.
Konserwatysta dowiedział się również, że ma awersję do nauki przez duże N.
Konserwatysta zdziwił się ponownie, gdyż zdawało mu się, że wie co lubi, a czego nie, co go trzącha i odrzuca — i że nie było na tej krótkiej liście nauki.
Rzeczywiscie jednak, skonstatował konserwatysta, dotąd pisał zawsze słowo nauka małą literą. Majuskułę rezerwował zgodnie ze staroświeckimi regułami języka dla słowa Bóg. Choćby dlatego, że Boga przyjmować należy bezkrytycznie, nauka zaś z założenia krytyce podlega i dogmatów nie posiada. Chyba, że Nauka wyznawana przez Ezekiela jest inna. Konserwatysta nie wtrąca się w cudze wierzenia, więc nic mu do tego.
Konserwatyście nie pozostaje nic innego, jak uznać słowa proroka, który lepiej wie, kto ma awersję do czego — i dalej czytać co lubi, a odkładać na bok to, co ma za bzdurę. Rozróżnienie, co z tego jest nauką zasługującą na małą, a co na wielką literę, pozostawi konserwatysta Ezekielowi i jego współwyznawcom.
Dowiedział się także konserwatysta, że po odrzuceniu argumentu o jakiejś trudnej nazwie, której jako nielubiący Nauki powtórzyć nie umie, a jako nieznający technicznych nowinek nie zdoła skopiować nowoczesną techniką ctrl+c, ctrl+v — otóż po odrzuceniu tego argumentu nie zdoła odróżnić złuszczonego naskórka rąk swoich od człowieka, np. od Ezekiela.
Postanowił więc konserwatysta, dla uniknięcia niebezpiecznych nieporozumień, a także obowiązku samobiczowania, na wszelki wypadek tego argumentu nie odrzucać.
Ucieszył się przy tym konserwatysta, że Ezekiel odróżnić człowieka od naskórka umie, z pewnością jakąś Naukową (wielka litera!) metodą. Konserwatysta żywi nadzieję, iż metoda ta jest bezinwazyjna, na wypadek gdyby kiedyś Ezekiela napotkał osobiście i gdyby Ezekiel zapragnął dokonać rozróżnienia czy konserwatysta człowiekiem jest czy też nie.
Konserwatysta nie może się doczekać, kiedy Ezekiel dopełni swoje imię magicznymi literkami i zasili postępowy front Nauki (tej przez wielkie N).
Powodzenia.
Zaiste,
ciężki jest los konserwatysty.
Musi się taki konserwatysta wybrać do proroka Ezekiela, by poznać Prawdę o sobie.
Sam bowiem głupi jest i nic a nic nie wie sam z siebie o sobie.
Oto i wybrał się jeden, i dowiedział się.
Dowiedział się, że konstruuje swą etykę na tym, czego już nie ma.
Zdziwiło go to, bowiem zdawało się konserwatyście w jego ograniczeniu, że taka np. miłość, prawda, dobro, piękno, życie, godność, wolność, własność — są.
Nade wszystko zaś jest tych wartości i samego konserwatysty Stwórca.
Tak się zdawało.
Ezekiel jednak od dawna wie, że tego nie ma. Od jakiegoś czasu.
Czy kiedyś było, Ezekiel nie wyjaśnia, zresztą słusznie.
Konserwatysta jakoś nie pozazdrościł tej wiedzy Ezekielowi i postanowił pozostać w swej niedzisiejszości.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że stało się tak z pożytkiem i dla Ezekiela.
Konserwatysta dowiedział się również, że ma awersję do nauki przez duże N.
Konserwatysta zdziwił się ponownie, gdyż zdawało mu się, że wie co lubi, a czego nie, co go trzącha i odrzuca — i że nie było na tej krótkiej liście nauki.
Rzeczywiscie jednak, skonstatował konserwatysta, dotąd pisał zawsze słowo nauka małą literą. Majuskułę rezerwował zgodnie ze staroświeckimi regułami języka dla słowa Bóg. Choćby dlatego, że Boga przyjmować należy bezkrytycznie, nauka zaś z założenia krytyce podlega i dogmatów nie posiada. Chyba, że Nauka wyznawana przez Ezekiela jest inna. Konserwatysta nie wtrąca się w cudze wierzenia, więc nic mu do tego.
Konserwatyście nie pozostaje nic innego, jak uznać słowa proroka, który lepiej wie, kto ma awersję do czego — i dalej czytać co lubi, a odkładać na bok to, co ma za bzdurę. Rozróżnienie, co z tego jest nauką zasługującą na małą, a co na wielką literę, pozostawi konserwatysta Ezekielowi i jego współwyznawcom.
Dowiedział się także konserwatysta, że po odrzuceniu argumentu o jakiejś trudnej nazwie, której jako nielubiący Nauki powtórzyć nie umie, a jako nieznający technicznych nowinek nie zdoła skopiować nowoczesną techniką ctrl+c, ctrl+v — otóż po odrzuceniu tego argumentu nie zdoła odróżnić złuszczonego naskórka rąk swoich od człowieka, np. od Ezekiela.
Postanowił więc konserwatysta, dla uniknięcia niebezpiecznych nieporozumień, a także obowiązku samobiczowania, na wszelki wypadek tego argumentu nie odrzucać.
Ucieszył się przy tym konserwatysta, że Ezekiel odróżnić człowieka od naskórka umie, z pewnością jakąś Naukową (wielka litera!) metodą. Konserwatysta żywi nadzieję, iż metoda ta jest bezinwazyjna, na wypadek gdyby kiedyś Ezekiela napotkał osobiście i gdyby Ezekiel zapragnął dokonać rozróżnienia czy konserwatysta człowiekiem jest czy też nie.
Konserwatysta nie może się doczekać, kiedy Ezekiel dopełni swoje imię magicznymi literkami i zasili postępowy front Nauki (tej przez wielkie N).
odys -- 10.03.2009 - 19:33Powodzenia.