to w ogóle byl maruda. Nie dziwię się, jakby mój wlasny naród mnie w swoim czasie wykląl i czcil tego od Vichy, to też bym zgorzkniala z pewnością.
A jednak pewien postęp istnieje choć koślawy, jak pisal Leopold chyba w ostatniej notce z 2 kwietnia (z pamięci lecę), zanim się do Zlego nie zabral.
Zresztą, na omletach to ja się nie znam, mi nawet jajecznica nie wychodzi: zwykle biorę to, co znajdę w lodówce i gotuję na czuja, jakimś cudem wychodzi zawsze dobre :)
Pozdrawiam z optymizmem stonowanym nieco, z szacunku dla melancholii Pańskiej…
Och, de Gaulle
to w ogóle byl maruda. Nie dziwię się, jakby mój wlasny naród mnie w swoim czasie wykląl i czcil tego od Vichy, to też bym zgorzkniala z pewnością.
A jednak pewien postęp istnieje choć koślawy, jak pisal Leopold chyba w ostatniej notce z 2 kwietnia (z pamięci lecę), zanim się do Zlego nie zabral.
Zresztą, na omletach to ja się nie znam, mi nawet jajecznica nie wychodzi: zwykle biorę to, co znajdę w lodówce i gotuję na czuja, jakimś cudem wychodzi zawsze dobre :)
Pozdrawiam z optymizmem stonowanym nieco, z szacunku dla melancholii Pańskiej…