Powitać Panie Andrzeju

Powitać Panie Andrzeju

Może trochę niezbornie, bom nie jest wiedzący w temacie. Zresztą, kto jest tak naprawdę wiedzący?

Jeśli idzie o stan psychiczny naszych przedstawicielek i przedstawicieli, to narzekamy od dość dawna. Wlaściwie od zawsze. Są jacy są i zgodnie z diagnozą taka sama jest w zasadzie nasza polityka (tzn. ich polityka, bo nie moja, a zapewne i nie Pana). Czy to się da zmienić? Chyba tak, wprowadzając dla nich np. testy typowe dla żolnierzy slużb specjalnych itp. dotyczące znoszenia stresu na polu dzialań bojowych.

Z kolei takie testy jednak zdecydowanie ograniczylyby dostęp obywateli do biernego prawa wyborczego. Wcale nie mialbym nic przeciwko temu.

Co do slowotoku naszych przedstawicieli w mediach, w tym i w internecie. Taka moda po prostu. Przyklady takich mód ma Pan na codzień obserwując np. panienki w mini, charakteryzujące się nogami o ksztaltach Kolumny Zygmunta. Albo facetów z tzw. bierbauchem i w spodniach-biodrówkach.

Przeczytali gdzieś, że Barak Obama wygral wybory dzięki internetowi, to marzy im się to samo. Ale prezydentami USA zapewne nie zostaną, co jest pociechą niewątpliwą dla obywateli USA. Dla nas natomiast niekoniecznie.

No i na koniec kwestia czyim przedstawicielem jest wlaściwie poslanka/posel: partii czy wyborców? Zgodnie z Konstytucją – obywatela, zaś wedlug przepisów i pragmatyki – partii. Posel mianowicie nie odpowiada przed wyborcami (nie mogą go np. odwolać, skarcić, ukarać), odpowiada natomiast przed wladzami swego klubu, Sejmu etc. Ot, takie dziwactwo, jakich wiele w naszym życiu.

I pewnie można to zmienić w przeciwieństwie do wyznawania określonej mody, choćby nie wiem, jak glupiej. Ale podobno o gustach się nie dyskutuje, choć wlaściwie dlaczego?

A co do UE, to mam pewien problem, ktorym chcialbym się z Panem podzielić, nie mając przy tym najmniejszego zamiaru wplywać na Pańskie stanowisko, jako że jestesmy obaj już bardzo dużymi chlopcami (a jak dobrze pojdzie to mamy spore szanse jeszcze zdziecinnieć na starość).

Oto udalo nam się wskutek wlasnych dążeń i wielu sprzyjajacych okoliczności odzyskać pelną niepodleglość. Ale to za malo, by się liczyć na tym zatloczonym kontynencie, o innych nie wspominając. Wypadaloby – jak stwierdzil pewien doktor nauk wiadomych – byśmy wybili się także na suwerennośc, czyli stali się podmiotem w sferze polityki międzynarodowej. I najlepiej takim, z którym by się mocno liczono.

I tu mam zgryz, Panie Andrzeju: uda nam się to z Unią czy raczej bez niej? Oczywiście zakladając, że nasi politycy są dobrzy w klocki, w które grają, a obywatele sumienną pracą i wyborami ich w tym wspierają.

Bo inaczej znowu okaże się, że rację mają (mieli) przedstawiciele krakowskiej, optymistycznej szkoly historycznej stawiając tezę, że w calej naszej historii od mniej więcej początku XVIII w.mieliśmy wplyw na to, co się z nami dzieje tylko gdzieś w 5%. A i tak udalo sie nam to spieprzyć. Dla wyjaśnienia podaję, że pesymistyczni historycy warszawscy twierdzą, iź w ogóle nie mielismy od tamej pory żadnego wplywu na nasze losy.

Pozdrawiam serdecznie i przepraszam za marudny komentarz

abwarten und Tee trinken


Ostry zespół niewydolności felietonistycznej By: AndrzejKleina (24 komentarzy) 21 styczeń, 2009 - 21:27