Ponieważ na zasadach ogólnych o Bogu i jego zamiarach nic konkretnego powiedzieć się nie da, to wierzącym pozostaje jedynie odwoływać się do tradycji a tu każda religia wyciąga na stół swoją świętą księgę i w sposób całkowicie kategoryczny każe wierzyć w zapisane tam brednie.
Decyzja o uznaniu świętości tej czy innej księgi a zarazem – o przyjęcie dogmatów tej czy innej religii wydaje się przy tym całkowicie arbitralna i podyktowana raczej stosunkami rodzinnymi lub obyczajem społecznym obejmującym daną kulturę niż czymkolwiek innym.
Wierzący otaczają się wywodzącą się z tego pierwotnego nastawienia moralnością nie zdając sobie sprawy z jej całkowitej fasadowości.
Dla ateisty człowiek wierzący jest czasami wręcz śmieszny, gdyż nie mogąc pogodzić się z doraźnością praw moralnych, gdyby te stanowił człowiek – wytwarza sobie boga, który ma być tych praw źródłem i gwarantem.
Nic bowiem poza społecznym tabu nie stoi na przeszkodzie, aby katolik stał się muzułumaninem lub buddystą i w związku z tym nie tracąc wiary z dnia na dzień zaczął wyznawać całkowicie inny system wartości.
Codzienna modlitwa pozwala utrzymać w sobie głos wewnętrzny, który jest archetypem rodzicielskiej opiekuńczości i pamięcią ich wychowawczych zasad. Gromadne odwiedzanie świątyni umacnia społeczność poprzez powtarzające się rytuały budując poczucie jednolitej tożsamości.
Przywiązani do tradycyjnego porządku i sztywności zasad dnia codziennego ludzie religijni nie wyobrażają sobie, żeby ktoś mógł nie obrażając ich ukochanego boga i nie wiodąc ludzkości ku zatraceniu wieść swe życie w inny sposób. Tutaj otwiera się pole misyjności. Z gorliwoścą podobną do tej, z jaką występują ekolodzy lub wrogowie tytoniu, społeczność wiernych zawsze gotowa jest coś nakazywać a czegoś zakazać.
Skąd ja wiem co Artur odpowie? No skąd? I w związku z tym wcale mnie to nie interesuje. Po prostu zamieni słowa “wierzący” na “ateista” i na odwrót i dalej, w te pędy, dokładać Zbyszkowi. A co się zbliżymy do poznania swoich osobistych przeżyć to nasze… A co się nagadamy po próżnicy i naobrażamy… Po co?
Merlocie - kilka cytatów "prawie" bez agresji
Ponieważ na zasadach ogólnych o Bogu i jego zamiarach nic konkretnego powiedzieć się nie da, to wierzącym pozostaje jedynie odwoływać się do tradycji a tu każda religia wyciąga na stół swoją świętą księgę i w sposób całkowicie kategoryczny każe wierzyć w zapisane tam brednie.
Decyzja o uznaniu świętości tej czy innej księgi a zarazem – o przyjęcie dogmatów tej czy innej religii wydaje się przy tym całkowicie arbitralna i podyktowana raczej stosunkami rodzinnymi lub obyczajem społecznym obejmującym daną kulturę niż czymkolwiek innym.
Wierzący otaczają się wywodzącą się z tego pierwotnego nastawienia moralnością nie zdając sobie sprawy z jej całkowitej fasadowości.
Dla ateisty człowiek wierzący jest czasami wręcz śmieszny, gdyż nie mogąc pogodzić się z doraźnością praw moralnych, gdyby te stanowił człowiek – wytwarza sobie boga, który ma być tych praw źródłem i gwarantem.
Nic bowiem poza społecznym tabu nie stoi na przeszkodzie, aby katolik stał się muzułumaninem lub buddystą i w związku z tym nie tracąc wiary z dnia na dzień zaczął wyznawać całkowicie inny system wartości.
Codzienna modlitwa pozwala utrzymać w sobie głos wewnętrzny, który jest archetypem rodzicielskiej opiekuńczości i pamięcią ich wychowawczych zasad. Gromadne odwiedzanie świątyni umacnia społeczność poprzez powtarzające się rytuały budując poczucie jednolitej tożsamości.
Przywiązani do tradycyjnego porządku i sztywności zasad dnia codziennego ludzie religijni nie wyobrażają sobie, żeby ktoś mógł nie obrażając ich ukochanego boga i nie wiodąc ludzkości ku zatraceniu wieść swe życie w inny sposób. Tutaj otwiera się pole misyjności. Z gorliwoścą podobną do tej, z jaką występują ekolodzy lub wrogowie tytoniu, społeczność wiernych zawsze gotowa jest coś nakazywać a czegoś zakazać.
Skąd ja wiem co Artur odpowie? No skąd? I w związku z tym wcale mnie to nie interesuje. Po prostu zamieni słowa “wierzący” na “ateista” i na odwrót i dalej, w te pędy, dokładać Zbyszkowi. A co się zbliżymy do poznania swoich osobistych przeżyć to nasze… A co się nagadamy po próżnicy i naobrażamy… Po co?
RafalB -- 04.01.2009 - 16:10