znowu Autorytety, znowu Michnik, Wildstein, lustracja, współpracownicy tajni, jawni i dwupłciowi, do tego Episkopat, Rydzyk, anarchia i młodzież.
Wybacz, Delilah, ale – w nawiązaniu do naszych dwóch szybkich u Referenta – naprawdę uważasz, że ten bigos taki dobry i pożywny, w odróżnieniu od fast foodów?
Powiem Wam, jak to widzę, jako ten dziki słoń. Otóż uważam, że macie sporą porcję racji (nie sto procent, ale kto ma sto procent racji, ten zbój i rabuśnik, jak mawiał stary Żyd z Podkarpacia), macie też trochę, tego, no, resentymentu.
I co mi się najbardziej w Twoim tekście nie podoba, Sergiuszu – to stylizowanie się na bezradną sierotkę. Ot, choćby:
“Oczywista oczywistość jest taka, że ludzie mniej wykształceni bez ściemniania przyznają ankieterowi, że ich zdaniem ktoś to powinien wziąć za mordę. Natomiast bardziej wykształceni, choć w duchu myślą podobnie, za nic tego ankieterowi nie powiedzą, bo kumają, że to taki podstęp w celu wciągnięcia ich na listę zwolenników (tfu!) rządów autorytarnych lub czegoś w tym guście, a do takich rzeczy w towarzystwie przyznać się nie można, chyba, że komuś samoprzylepna etykietka oszołom nie stanowi. Ostatecznie mamy, prawda, demokrację.”
Luuudzie! Czym to się różni od jęków, że, prawda, o szóstej rano ktoś przyjdzie i to nie będzie mleczarz?
Mamy rok 2008, czy 1998, bo może coś przegapiłam?
Może Rywin jeszcze nie przyszedł i nie uruchomił całego ciągu wypadków, które strąciły Nadredaktora z piedestału? Może Salon jest w dalszym ciągu przepotężny? Może ja osobiście nie zdążyłam się jeszcze rozczarować co do poziomu intelektualnego Rybińskiego, Ziemkiewicza et consortes?
Oczywiście, nie zamierzam Wam narzucać wyboru problematyki. Ale tonacja mnie śmieszy, wybaczcie.
Laboga,
znowu Autorytety, znowu Michnik, Wildstein, lustracja, współpracownicy tajni, jawni i dwupłciowi, do tego Episkopat, Rydzyk, anarchia i młodzież.
Wybacz, Delilah, ale – w nawiązaniu do naszych dwóch szybkich u Referenta – naprawdę uważasz, że ten bigos taki dobry i pożywny, w odróżnieniu od fast foodów?
Powiem Wam, jak to widzę, jako ten dziki słoń. Otóż uważam, że macie sporą porcję racji (nie sto procent, ale kto ma sto procent racji, ten zbój i rabuśnik, jak mawiał stary Żyd z Podkarpacia), macie też trochę, tego, no, resentymentu.
I co mi się najbardziej w Twoim tekście nie podoba, Sergiuszu – to stylizowanie się na bezradną sierotkę. Ot, choćby:
“Oczywista oczywistość jest taka, że ludzie mniej wykształceni bez ściemniania przyznają ankieterowi, że ich zdaniem ktoś to powinien wziąć za mordę. Natomiast bardziej wykształceni, choć w duchu myślą podobnie, za nic tego ankieterowi nie powiedzą, bo kumają, że to taki podstęp w celu wciągnięcia ich na listę zwolenników (tfu!) rządów autorytarnych lub czegoś w tym guście, a do takich rzeczy w towarzystwie przyznać się nie można, chyba, że komuś samoprzylepna etykietka oszołom nie stanowi. Ostatecznie mamy, prawda, demokrację.”
Luuudzie! Czym to się różni od jęków, że, prawda, o szóstej rano ktoś przyjdzie i to nie będzie mleczarz?
Mamy rok 2008, czy 1998, bo może coś przegapiłam?
Może Rywin jeszcze nie przyszedł i nie uruchomił całego ciągu wypadków, które strąciły Nadredaktora z piedestału? Może Salon jest w dalszym ciągu przepotężny? Może ja osobiście nie zdążyłam się jeszcze rozczarować co do poziomu intelektualnego Rybińskiego, Ziemkiewicza et consortes?
Oczywiście, nie zamierzam Wam narzucać wyboru problematyki. Ale tonacja mnie śmieszy, wybaczcie.
pozdrawiam