No naprawdę jestem wstrząśnięta, że tak daleko to zaszło.
Gombrowicz drwił z Paryża, z jego klimatu, nadęcia. Kłócił się z Paryżem, żeby nie powiedzieć walczył.
W Dzienniku pisał tak o Luwrze:
“Tłok na ścianach, wywieszenie tych obrazów głupie, jeden obok drugiego. Czkawka tego nagromadzenia. Kakofonia. Karczma. Leonardo bije się po pysku z Tycjanem. Zez tu wszechwładnie panuje bo, gdy patrzysz na jedno, drugie włazi ci w oko z boku… Chodzenie od jednego do drugiego, stawanie, przyglądanie się, odchodzenie, podchodzenie, stawanie, przyglądanie się. (...)
Aż w końcu dochodzisz do tego świętego zakątka, gdzie króluje ona, Gioconda! (...)
Codziennie od pięciu wieków gromadzi się przed tym obrazem tłumek aby doznać kretyńskiego rozdziawienia gęby, ta sławna twarz codziennie ogłupia im twarze… pstryk! Amerykanin z aparatem fotograficznym. Inni uśmiechają się pobłażliwie w błogiej niewiedzy, że ich kulturalna pobłażliwość jest nie mniej głupia.
W ogóle głupota przewala się po salach Luwru. Jedno z najgłupszych miejsc świata. Długie sale…
Czterdzieści tysięcy malarzy w tym mieście, niczym czterdzieści tysięcy kucharzy! Wszystko to dłubie się w piękności.”
Witold Gombrowicz, Dziennik 1961 – 1966, Wydawnictwo Literackie
To tylko naprawdę drobna namiastka naśmiewania się Gombrowicza z Paryża i Paryżan.
Pani Agawo
No naprawdę jestem wstrząśnięta, że tak daleko to zaszło.
Gombrowicz drwił z Paryża, z jego klimatu, nadęcia. Kłócił się z Paryżem, żeby nie powiedzieć walczył.
W Dzienniku pisał tak o Luwrze:
“Tłok na ścianach, wywieszenie tych obrazów głupie, jeden obok drugiego. Czkawka tego nagromadzenia. Kakofonia. Karczma. Leonardo bije się po pysku z Tycjanem. Zez tu wszechwładnie panuje bo, gdy patrzysz na jedno, drugie włazi ci w oko z boku… Chodzenie od jednego do drugiego, stawanie, przyglądanie się, odchodzenie, podchodzenie, stawanie, przyglądanie się. (...)
Aż w końcu dochodzisz do tego świętego zakątka, gdzie króluje ona, Gioconda! (...)
Codziennie od pięciu wieków gromadzi się przed tym obrazem tłumek aby doznać kretyńskiego rozdziawienia gęby, ta sławna twarz codziennie ogłupia im twarze… pstryk! Amerykanin z aparatem fotograficznym. Inni uśmiechają się pobłażliwie w błogiej niewiedzy, że ich kulturalna pobłażliwość jest nie mniej głupia.
W ogóle głupota przewala się po salach Luwru. Jedno z najgłupszych miejsc świata. Długie sale…
Czterdzieści tysięcy malarzy w tym mieście, niczym czterdzieści tysięcy kucharzy! Wszystko to dłubie się w piękności.”
Witold Gombrowicz, Dziennik 1961 – 1966, Wydawnictwo Literackie
To tylko naprawdę drobna namiastka naśmiewania się Gombrowicza z Paryża i Paryżan.
Gretchen -- 02.11.2008 - 12:33