CHINY, TYBET
Wybierając się na „wycieczkę w rejon środkowo-wschodniej Azji miałem na uwadze kilka interesujących mnie konotacji. Można je wyszczególnić (bez nadawania hierarchii ważności): – porównanie warunków życia, kultury, mentalności mieszkańców z warunkami panującymi u nas, – wpływu zupełnie innego krajobrazu na własny sposób postrzegania rzeczywistości, – przyjrzenie się rolnictwu, a szczególnie kwiatom tam rosnącym już z racji tego, że całą wyprawę nazwałem na swój użytek „Kwiaty Jedwabnego Szlaku”, – poszukiwanie śladów judaizmu na Jedwabnym szlaku (zostałem zainfekowany ideą możliwości pobytu Chrystusa w tamtych rejonach), – i oczywiście eksploracja terenu, gdzie znowu postawiłem sobie trzy cele: 1. zwiedzić ruiny Królestwa Guge, 2. odbyć wędrówkę wokół Góry Kailash (Kailash Kora), 3. Stanąć na zachodnim krańcu Wielkiego Muru.
Biorąc pod uwagę, że cała wyprawa trwała 5 tygodni, a część „lądowa” zaczynała się i kończyła w Ałmacie, to do przebycia miałem ok. 10 000 km. To zbyt dużo na głębsze zagłębienie się w podaną tematykę zwłaszcza, że trasę zaliczałem samotnie, z okazjonalnie poznanymi ludźmi. Być może plusem zaś jest wiek, gdzie łatwiej o refleksję (1948). Także samotność z konieczności wymuszała na mnie większą otwartość i szersze kontakty z okazyjnie poznanymi ludźmi.
KASZGAR
Pierwsze zetknięcie z Chinami miało miejsce w Kaszgarze (Kashi) po 24 – godzinnej podróży przez przełęcz Erkesztam (Irkesztam) z miejscowości Osz w Kirgizji.
Licząc się z jakimś rodzajem szoku cywilizacyjnego założyłem, że w tym mieście pozostanę przynajmniej trzy dni. Opis przewodnikowy miasta jako robiącego wrażenie swym kolorytem nie odpowiada moim odczuciom. Przed opisem należy nadmienić, że cała ta prowincja to Sinkiang (czyli Prowincja Zachodnia), a w zasadzie jest to Ujguria. Zaś Ujgurowie, których do niedawno było więcej niż Chińczyków Han – głównej grupy narodowościowej Chin, niezbyt lubią się ze swymi wschodnimi sąsiadami. Mówią zupełnie innym językiem i w większości są muzułmanami. Różnią się także w wyglądzie zewnętrznym.
Główne arterie miasta, budowane są w jednakowy sposób. Jezdnia ma pas (pasy) dla pojazdów samochodowych i równie szeroki pas dla rowerów, motorowerów, riksz i pojazdów z napędem żywym. Pewnie te pasy są ok. 1 m szersze niż pasy jezdni u nas. Dalej jest chodnik szerokości 10 – 15 m. Wzdłuż ulicy są zwykle pomieszczenia handlowo-usługowe. Parterowe, ok. 5 m szerokości i 6 m głębokości. Te lokale mogą być przeznaczone na wszystko: sklepy, restauracje, biura itp. Wystrój odpowiedni do funkcji. . I tu odbywa się całe życie towarzyskie miasta; je się, śpi, gra w szachy itd. Na noc są zamykane, ale właściciel śpi w środku i na życzenie otworzy.
To co szokuje, nawet w porównaniu z Kirgizją, to organizacja ruchu drogowego. Przepisy drogowe (znaki) są identyczne jak u nas. Ale nie zauważyłem aby ktokolwiek włączając się do ruchu patrzył, czy ktoś nie nadjeżdża z lewej strony. Reagują dopiero na dźwięk klaksonu. I drugie spostrzeżenie : każdy uczestnik ruchu (wszystko jedno jakim środkiem lokomocji dysponuje) zawsze stara się jechać przy lewej części lewego pasa. I tylko trąbienie szybszych uczestników tej zabawy wymusza zjechanie (na chwilę) na prawo. Reszta jest już normalna.
Zwykle kierowcy jeżdżą stosunkowo wolno. Niemniej, jak na krótki okres pobytu, udało mi się być świadkiem kilku wypadków.
To co jeszcze razi nawet w odniesieniu do naszych miast to, że wszelkie śmieci wyrzuca się „za siebie”. Na ulicach cały czas funkcjonują zamiatacze ulic (zwykle kobiety). Koszy na śmieci jest niewiele. I niestety prawidłowość rzucania śmieci „za siebie” jest powszechna nie tylko w miastach, nawet uwzględniając wielkość i nikłe zaludnienie terenów przez które podróżowałem. Czyni to przykre wrażenie.
ROLNICTWO W OKOLICY KASZGARU
Chodząc po mieście rozglądałem się za kwiatami. Niestety, rośliny ozdobne to raczej nie jest specjalność miasta. Jednak w porównaniu z okolicą i tak dostrzegalna jest jakaś dbałość o tę stronę życia.
Trudno mieć pełne rozeznanie przy ocenie rolnictwa głównie przez szyby samochodu. Ale mając jako takie pojęcie o naszym rolnictwie, dystrybucji i handlu produktami roślinnymi, można, na podstawie fragmentarycznych informacji, dokonać wstępnej oceny.
Najbardziej dziwi fakt, że jest tam monokultura jednego drzewa – topoli. W zasadzie nie widziałem innych drzew poza owocowymi. Topola jest drzewem uprawnym. Są całe poletka sadzonek wysokości ok. 2 m. Obsadza się nimi wszelkie możliwe miejsca – jako drzewa przydrożne, granice między uprawami i bariery przeciwwiatrowe. Sadzone są b. gęsto, co kilkadziesiąt centymetrów. W miarę wzrostu pozbawia się je dolnych gałęzi, aby wytworzyły gładki, kilkumetrowy pień. Część roślin karczuje się sukcesywnie wykorzystując pnie gospodarczo, zaś korzenie są suszone (na dachach domów) i służą jako opał zimą. Przeznaczenie drewna jest wszechstronne; budynki mieszkalne i gospodarcze są budowane (do niedawna wszystkie) z suszonych cegieł. Dlatego są zwykle parterowe, a konstrukcję dachową stanowią płasko położone pnie topoli. Warstwą izolacyjną jest zwykle słoma ryżowa. Trwałość budynków jest niewielka – o tym trochę dalej.
Długie pnie stanowić mogą też konstrukcje budowane nad drogami – tworzą pewnego rodzaju zadaszenie, na którym rozrastają się krzewy winorośli. Niekiedy można jechać ponad kilometr pod takim zielonym dachem.
Jadąc do Ha Noi , miasta kilkaset lat temu tętniącego życiem, a leżącego ok. 25 km od Kaszgaru, mija się strefę uprawową i wyjeżdża na pustynię. I nie zauważyłem, aby gleba czymkolwiek się różniła. Chyba nawet przepływająca rzeka kończyła swój bieg w piaskach pustyni nieco dalej. Strefa uprawowa skończyła się li tylko z braku dostatecznej liczby mieszkańców do jej uprawy. Dlaczego?
Poza wyjazdem do Ha Noi wyjeżdżałem także w kierunku granicy pakistańskiej (góry Kara Korum) i w kierunku Tybetu do miejscowości Yechen. Wszystkie okoliczne pasma to „gliniane” góry szybko ulegające erozji. W kierunku Kara Korum to jazda wzdłuż linii spadku. Tu widać płasko rozlane spływającym rumoszem wyloty dolin. Rzeki szerokie,ale płytkie (najwyżej kilkadziesiąt cm) i i wielokorytowe. Do Yechen to ok. 250 km. Nowa droga prostopadła do linii spadku; teren o niewielkim nachyleniu – „spływające” z gór produkty erozji – glinki przemieszane z rumoszem skalnym. Na całej długości była remontowana – zwiększano ilość przepustów; płaski teren, w miarę jednolity, miękki materiał powoduje, że woda spływająca z gór nie wytwarza koryt. W efekcie, w okresie pory mokrej, woda spływa całą powierzchnią wraz przemoczonym podłożem nie tworząc koryt. Stąd konieczność budowy dużej ilości przepustów.
Dlatego w całym rejonie nie ma starych budynków – brak możliwości trwałego posadowienia fundamentów. Mauzoleum Abbak Chodży, poety ujgurskiego, było w XX w. trzykrotnie całkowicie odbudowywane.
Pozostałości Ha Noi to dwie sterty (pagórki) gliny ze śladami otworów wejściowych. A tam było całe miasto.
Podobnie z rolnictwem. Poletka są niewielkie, a wszelkie odgraniczenia poziomujące, umożliwiające nawadnianie, muszą być corocznie odtwarzane. Niekiedy widać próby tworzenia większych powierzchni uprawowych, ale są to działania sporadyczne. Dlatego używa się narzędzi (zwierząt i maszyn – traktory jednoosiowe) pozwalających na czynności agrotechniczne na małych powierzchniach. Gleba jest urodzajna, a klimat pozwala nawet na dwa plony w roku. Jednak jest to uwarunkowane dużym nakładem pracy. Dlatego rejony uprawne są wykorzystywane bardzo intensywnie.
Warunki pozwalają na wytworzenie stosunkowo niewielkiej nadwyżki żywności, co warunkuje charakter rejonu.
Jeśli chodzi o rodzaj uprawianych roślin, to tylko nieznacznie wzbogacony jest o rośliny bardziej ciepłolubne od uprawianych w Polsce. Melony, pasternak, warzywa przyprawowe i duże ilości papryki – czuszki. (W kuchni w zasadzie nie używa się soli zastępując ją papryką.). Z owoców – kilka odmian jabłoniogruszy, granaty, winogrona – to, co daje się łatwo zauważyć z różnic.
Dystrybucja. Jeśli uwzględnić lokalny koloryt, to sposób organizacji porównać można z tym, co było u nas w końcu lat sześćdziesiątych.
Podkaszgarskie zdarzenie
Do ruin miasta Ha Noi pod Kaszgarem jechaliśmy taksówką. Ruch niewielki, przez szyby próbowałem wychwycić jakieś informacje na temat życia tego podmiejskiego rejonu.
W pewnym momencie drogę zatarasował traktorek z przyczepą blokując przejazd. Kierowca wyhamował przeciskając się obok przeszkody. Tuż przy samochodzie pojawiła się kobieta z kilkuletnim dzieckiem która, jak sądziłem, chciała wsiąść do naszej taksówki. Kierowca jednak świadomie przyspieszył zostawiając ją na poboczu. Byłem zmieszany; wyglądało to na sytuację, gdzie dziecko zostało poszkodowane w wypadku, a taksówkarz nie chciał pomóc w odwiezieniu go do szpitala mając bardziej intratne zajęcie.
Po „zaliczeniu” Ha Noi , jakieś 40 min. później, wracaliśmy tą samą drogą. Przed nami stało w „korku” kilka samochodów, a w pobliżu stojącego jeszcze traktorka stało kilkanaście osób wśród których widać było 2 policjantów (milicjantów). W przesmyku przy traktorku stał jeszcze inny samochód . Wyglądało na to, że w tym samym miejscu zdarzył się kolejny wypadek o bardziej tragicznych skutkach.
Z bramy zagrody mieszczącej się na wysokości naszego pojazdu, a kilkanaście metrów od zbiegowiska, wypadł mężczyzna z 3 – metrowym drągiem zmierzając w kierunku centrum zdarzenia. Stojące obok kobiety z krzykiem przechodzącym w wycie oddające stan strachu i najwyższego zagrożenia, rzuciły się do mężczyzny chwytając rąk, nóg, łapiąc za trzymany kij – słowem obezwładniając go. Przyznam, że ten rodzaj głosu spotyka się niezwykle rzadko, a jego dźwięk wibruje mi w uszach do tej pory.
Scena trwała krótko. W tym czasie jeden z policjantów, który zauważył wybiegającego mężczyznę, sięgał po pistolet, acz nie zdążył go wyjąć.
Nasz kierowca natychmiast zwrócił i miejsce zbiegowiska objechaliśmy bocznymi dróżkami.
Scenka w jakiej przypadkowo uczestniczyliśmy dała mi wiele do myślenia. Jest faktem, że Chiny są obecnie w fazie szybkiej motoryzacji. Jej tempo nie jest dostosowane do zmian w psychice – stąd duża ilość wypadków. Niefrasobliwość kierowców jest niekiedy zadziwiająca nawet jak na warunki wschodnie. Do tego dochodzi mentalność ludzi Wschodu, gdzie liczy się tylko własną korzyść. Uczucie empatii (współodczuwania) jest tam znacznie mniej rozwinięte niż w obrębie naszej cywilizacji.
Następny wpis: Z Kaszgaru do Ali (Tybet).
komentarze
Czołem
Witamy, witamy..
Igła -- 17.01.2008 - 21:45Z ciekawością wielką.
Igła
Panie Wojtasie
Naprawdę z przyjemnością przeczytałam opis pierwszego etapu pańskiej podróży. Smutne jest to śmiecenie “za siebie”, za to przypadki motoryzacyjne momentami nawet za bardzo przypominają dokonania naszych rodzimych kierowców.
Magia -- 17.01.2008 - 23:49Czekam z niecierpliwością na relację z wędrówki wokół Osi Świata, czyli Kailash. Ta góra ma w sobie coś nieziemskiego…
Pozdrawiam
Super
Światem powiało w mojej Golinie.
Jacek Jarecki -- 18.01.2008 - 20:57Dzięki
jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com