Do wycieczki na tej trasie zachęciły mnie przewodnikowe opisy; że jezioro Kara Kol jest niezwykle piękne itd. No to zdecydowałem się.
Jest autobus z Kaszgaru w kierunku Pakistanu. Bilet kosztuje 48 Yn., a autobus startuje o godz. 11.00. Na dworcu byłem tuż przed 9.00. Sporo czasu. Wróciłem do hotelu, pożegnałem się z Kimem, Hiszpanem, z którym wspólnie mieszkaliśmy , i spokojnie udałem się na dworzec.
W drzwiach czekała na mnie kasjerka z awanturą, że autobus czeka na mnie już prawie godzinę. Szybko pakuje się do autobusu i po kilku minutach ruszamy. Przepraszam pozostałych pasażerów – widzę kilka rąk z kciukami do góry. Chyba nie mają pretensji.
A skąd problem? Jedynie w Ujgurii jest czas własny prowincji przesuniety o 2 godziny względem czasu pekińskiego (Bejing Time). Kasjerka podała mi pekiński czas (bo tak się podaje ), mimo, że przed kasą był zegar pokazujący czas lokalny.
Przy wyjeździe z miasta kilka interesujących scenek; jakieś wyraźnie regionalne stroje. Lokalny koloryt. Pasażerami autobusu są głównie Pakistańczycy załatwiający jakieś lokalne interesy. Ale jest i Japonka zamierzająca odwiedzić swych kuzynów w Pakistanie.
Na trasie wylotowej z Kaszgaru
Trasa początkowo wiedzie przez przedmieścia. W miarę oddalania się od miasta pojawiają się coraz częściej tereny pustynne. Droga leniwie wznosi się w kierunku coraz wyraziściej widocznych gór. Całą przestrzeń między Kaszgarem, a Kara Korum stanowią powoli „zjeżdżające” osuwiska – to głównie glina przemieszana z rumoszem skalnym. Gleba, patrząc na widoczne z drogi uprawy, jest bardzo urodzajna, ale też wymaga ciągłej pracy z racji widocznych procesów erozyjnych; osuwania się podłoża zwłaszcza w porze deszczowej.
Dojeżdżamy do gór
Dojeżdżamy do gór. Tu wyraźnie widać szybkość procesów erozyjnych; ujścia dolin to „wypływające” jęzory gliniastego rumoszu. Prawie brak , poza prymitywnymi formami, roślinności; przesuwanie się zwałów ziemi jest zbyt szybkie. U zbiegu dolin pojawiają się wypłaszczone tereny o dużej powierzchni; przepływające potoki są szeroko rozlane.
Wylot jednej z dolin
Rozlewisko
Jazioro Kara Kol, cel mojej wycieczki, niewiele różni się forma od spotykanych wypłaszczeń. To, że utrzymuje się w nim woda wynika z istnienia nieco twardszych form skalnych tworzących próg u wylotu doliny. Jestem rozczarowany – jezioro nie robi na mnie żadnego wrażenia. Roślinność wokół jest uboga. Jedynie widok na otaczające jezioro góry, zwłaszcza masyw Mustageraty, robi pewne wrażenie. Niemniej opis przewodnikowy uważam za przesadny.
Kara Kol
Kara Kol
Kara Kol
Przy jeziorze namolni młodzi naganiacze na nocleg w jurcie. Decyduję się poszukać okazji na dojazd do Tuszkurganu. Po kilkunastu minutach zabiera mnie kierowca ciężarówki.
Droga przy Kara Kol
Cmentarz przy wyjeździe z miejscowości Kara Kol
Dzięki temu mogę robić zdjęcia w trakcie jazdy. I o ile jezioro jest zdecydowanie przereklamowane, to widoki jakie można zobaczyć po drodze są niepowtarzalne. To dla nich warto polecić tę trasę.
Kierowca zjeżdża z Karakorum Highway jakieś 10 km przed Taszkurganem, ale „załatwia” mi przesiadkę do wojskowego pojazdu, który odwozi grupę wojskowych do tej miejscowości. (Chyba po to dzwonił gdzieś w czasie naszej wspólnej jazdy). Oczywiście pierwsza czynnością było skontrolowanie mojego paszportu, przepytanie skąd i po co itd. czynności standardowe. Podwożą mnie do hotelu, w którym spotykam znajomych z autobusu – autobus zatrzymuje się tam na nocleg i kontynuuje podróż dopiero następnego dnia.
Taszkurgan
Jest jeszcze na tyle widno, że udaje mi się zwiedzić miejscowość będącą ważnym punktem na trasie nitki Jedwabnego Szlaku kierującej się do Indii.
Kamienne miasto w Taszkurganie
Inne ujęcie
Tadżyckie kobiety (Zdjecie udało mi się zrobić tylko dlatego, że niosły wodę i nie zdążyły zejść z “linii strzału”, a ja udawałem, że robię zdjęcie okolicy.) W Taszkurganie mieszkają Tadżycy, a za przełęczą w kierunku Kara Kol – Kirgizi.
Autobus powrotny do Kaszgaru startuje o godz. 7 rano. I jest to jedyny publiczny środek lokomocji. Niestety, z niewiadomych przyczyn akurat tego dnia „wypadł”. Trafem nawiązuje rozmowę z przewodnikiem, który po „odstawieniu” grupy do granicy wracał właśnie do Kaszgaru. Wspólnie wynajmujemy taksówkę. Cena (dla mnie) nieco wyższa, ale akceptowalna. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się na chwile przy jeziorze Kara Kol. Zaczynający padać deszcz i zła widoczność nie dają możliwości nowych ujęć. W Kaszgarze jesteśmy koło południa. I udaje mi się od razu przesiąść do autobusu do Yechen, co rozpoczyna moją podróż do Tybetu.
O tym było we wpisie Chiny, Tybet (3).
W następnym wpisie o początkach podróży, czyli z Ałmaty, przez Biszkek do Osz, i do Kaszgaru.
komentarze
Uff. Cóż za wyprawa.
W jakim języku się Pan porozumiewał?
dawniej KriSzu
Dymitr Bagiński -- 24.04.2008 - 22:13Dymitr Bagiński
Znam jako tako angielski, rosyjski i niemiecki. Ale tyle, żeby porozumieć się. I proszę przypadkiem nie mówić tego moim dzieciom, bo w ich opinii nie powinienem w ogole mówić o znajomości języków obcych.
KJWojtas -- 25.04.2008 - 05:57Przed wyjazdem zacząłem uczć się podstawowych zwrotów chińskich, ale okazało się to nieprzydatne. Bo to Ujguria i Tybet, głównie.
Zatem pozostał język uniwersalny. Ręce. No i wykorzystywałem okoliczności.