Z szuflady — "Film - przemijanie"

Tagi:

 

WSTĘP

Pozazdrościłem Timmiemu, który prowadzi znakomity blog filmowy, i który swego czasu doprowadził mnie do wysiłku fizycznego, za jaki uznaję udanie się do wypożyczalni filmów po Melquiadesa Estradę. Pozazdrościłem więc Timmiemu, a przy okazji tak się złożyło, że zmarł Paul Newman i niestety nie ma chętnych, żeby napisać o nim coś więcej niż tylko nekrolog. Wobec czego muszę zrobić to sam. “Kazał pan musiał sam”.

Uprzedzam, że nie będę omawiał dorobku aktora, nie wymienię tytułów dzieł, ani też nie zapewnię o jego talencie i niebieskich oczach. Jeśli ktoś czuje niedostatek tego typu informacji, musi poszukać na własną rękę, choćby w nieocenionej wikipedii. Zajmę się jednym konkretnym filmem i na tym karierę recenzenta od razu skończę; uznam swoją rolę za wyczerpaną. Proszę pamiętać, że wysiłek podejmuję w stanie wyższej konieczności, wobec braku głosu tych, co mają odpowiednie papiery i w tej sytuacji powinni.

“Butch Cassidy i Sundance Kid”, bo do tego zmierzam, to — jak zapowiadają streszczenia na okładkach — “klasyczny western”. Butchem jest nasz Paul Newman, Soundence’a gra Robert Redford, a Ettę Place — niewymienioną w tytule, ale kluczową postać “trzyosobowej rodzinki” — Katharine Ross. Rzecz jest o napadaniu na banki, pociągi przewożące pieniądze i kurierów dowożących wypłaty do boliwijskich kopalń, wraz ze wszystkimi płynącym z tego konsekwencjami, spośród których losowo wymienię: wydawanie zrabowanych pieniędzy, ucieczki przed pościgami, wypoczynek w domu na skraju miasta. Bohaterów poznajemy jako ludzi dorosłych, w rozkwicie, u szczytu sławy; rozstajemy się z nimi, kiedy ich możliwości powoli się wyczerpują, są u kresu działalności, która zapewniała im nieśmiertelność. Ograniczę się do kilku obrazów i scen z filmu, uznaję się natomiast za pokonanego, jeśli chodzi o przekazanie słowami kadrowania, oprawy muzycznej, całej tej, że tak powiem, filmowej formy. Dzieło jest zwyczajnie genialne, po prostu proszę jeszcze raz do niego wrócić albo koniecznie po nie sięgnąć.

Pierwsza część opowieści o filmie, to — przemijanie.

newman4.jpg

Paul Newman (1925-2008)

PRZEMIJANIE

Gdybym miał streścić jednym zdaniem, o czym jest “Butch Cassidy i Sundance Kid”, powiedziałbym, że o przemijaniu i próbach powstrzymania nieuchronnego. Nieuchronność chwilowo zostawię, przyjdzie na nią czas w kolejnych odcinkach, teraz skupię się na przemijaniu.

Przywołam dwie sceny, które ilustrują moją tezę. Pierwsza, to sam początek, kiedy Butch Cassidy rozgląda się po banku, obserwuje strażników, ostatnich klientów, czyli robi wszystko co zwykle — sprawdza miejsce, które wkrótce okradnie. Tym razem jest jednak inaczej. Kamera pokazuje zdziwioną, a może bardziej — zatroskaną twarz Newmana, nie potrafiącego odnaleźć jakiegoś znajomego punktu odniesienia, nie rozumiejącego istoty zmian, na jakie trafił. Wreszcie Butch pyta strażnika:

“— Co się stało z tym starym, pięknym bankiem?
— Rabowano go — odpowiada beznamiętnie strażnik.
— To niska cena za urodę — mówi już bardziej do siebie, niż do swojego rozmówcy, i wychodzi na ulicę”.

Otóż to, dlaczego ludziom przeszkadzał ten piękny bank, który — rzeczywiście — czasem okradano, ale przecież każdy ma do wypełnienia swoją rolę. Cassidy i Sundance kradli, strażnicy im przeszkadzali, bankierzy instalowali nowe zabezpieczenia, a klienci dostawali zwrot oszczędności z centrali. Komu to przeszkadzało? System działał, więc po co go zmieniać? Butch jest zawodowcem, można powiedzieć — wirtuozem swego fachu, niepokoi go więc również coś innego, powiedziałbym: pewna nowość, z którą się zetknął, a której istoty nie pojmuje. Wchodzi na arenę, gdzie zwykle błyszczy, i nagle okazuje się, że to już koniec, nie wie jak ująć narzędzie, nie zna reguł, nie wie nic. Bez sensu, świat schodzi na psy, goni w piętkę... Komu to wszystko potrzebne, przecież działało…

Druga scena, to słynny rower, o którym wiele pisano ze względu na oskarową piosenkę Burta Bacharacha. Rower jest w filmie symbolem nowoczesności, zmierzających ku Zachodowi zmian. Butch po raz pierwszy widzi go stojąc na balkonie burdelu, zaraz po napadzie na pociąg. Na dole szeryf namawia ludzi, żeby sformowali oddział pościgowy za “bandą z przełęczy”, przemawia płomiennie i solennie, odwołuje się nieomal do patriotycznych obowiązków i obywatelskich cnót. Chętnych specjalnie jednak nie widać. Powszechną konsternację wykorzystuje akwizytor, który wchodzi na podwyższenie, a na pytanie szeryfa: “what the hell… etc.”, sensownie odpowiada, że skoro ten zebrał już tłum, czyli wykonał połowę jego roboty, to on przeprasza bardzo, ale musi poinformować mieszkańców o maszynie przyszłości.

Następnego dnia, tuż po wschodzie słońca, Butch pojawia się przed domem Etty Place. Jeździ na rowerze pod oknem i wywołuje śpiącą dziewczynę na przejażdżkę. Etta zostawia Kida w łóżku i… I się zaczyna… O tym następnym razem, powiem tylko, że scena rowerowa nie ma odpowiedników, należy wyciąć ją w całości i oprawić w ramki. Dla niej jednej warto sięgnąć po film.

newman7.jpg

Butch wozi Ettę na kierownicy i na ramie, wykonuje przedziwne akrobacje, droczy się z bykiem, w końcu wracają do domu. Rower został wypróbowany. Okazuje się, że Butch świetnie sobie radzi z wynalazkiem. Oswoił nieznane. Nie czuje respektu, nie ma w nim strachu, z ciekawością bada granice możliwości owej “zapowiedzi zmian”. Dopełnieniem obrazu jest późniejsza scena odjazdu do Boliwii. Walizki są już załadowane, Kid i Etta siedzą w powozie, a Butch — przypominając sobie w ostatniej chwili o rowerze — wyprowadza go i wypuszcza w pole. Rower jakiś czas jedzie, kolebie się na nierównościach, aż wreszcie wywraca i leży w strumieniu. Kręcące się koło i mokre szprychy odbijające słońce są jak pożegnanie z domem. Butch i Kid nigdy tu nie wrócą. Na odchodne Newman krzyczy jeszcze w stronę roweru: “Przyszłość należy do was, dziadowskie rowery!”

I jak go nie kochać! Mówię o filmie.

Przemijanie. Najmniej podoba mi się w tym wszystkim skutek, czyli to, że opowieść o przemijaniu została domknięta za pomocą bliżej nieokreślonej nieuchronności. Radosny, beztroski początek, a potem już tylko smutniej, z zakończeniem, gdzie nawet śmierć nie jest pewna. Butch Cassidy i Sundance Kid starali się powstrzymać bieg rzeczy, znaleźć swoje miejsce, żyć w wolnym świecie, z rabunkiem jako walutą na podtrzymanie zabawy i optymizmu. Nie dało się, rower okazał się zbyt mocy.

Wspomniałem o wolności, która w ich pojęciu przechodzi w swobodę, przestrzeń i rozmach. Wolność jest w filmie drugim słowem kluczem. Butch tak mocno chce być wolny, że jest gotowy nawet zaciągnąć się do armii i pójść na wojnę z Hiszpanami. Byle tylko utrzymać niezależność, nie dać pojmać się szeryfowi. Bez sensu? Nie do końca. Tak samo jak nie do końca pozbawiona sensu była próba wejścia na tzw. ścieżkę uczciwości. Zamiana losu złodzieja na zawód ochroniarza pieniędzy nie powiodła się, bo cena, jaką Butch i Sundance mieli zapłacić, nie była na ich miarę. Wszystko to jednak ukartował złośliwy i bezkompromisowy los, który zaciekle chronił przemijanie.

Przegrali z losem, przegrali z przemijaniem, nie stracili tylko wolności. Dlaczego tak sądzę? Choćby dlatego, że nie podnieśli rąk w miasteczku San Vicente i do ostatniej chwili planowali wyjazd do Australii. Przypominam ten dialog:

newman5_0.jpg

“― Mam pomysł, dokąd możemy jechać ― mówi Butch, starając się zdrową ręką załadować rewolwer.
― Nie chcę o tym słyszeć.
― Zmienisz zdanie, jak ci powiem.
― Zamknij się! ― Kid jest wściekły, z trudem przygotowuje swoją broń.
― Dobra.
― Twoje pomysły nas tu doprowadziły… ― krzyczy.
― Daj spokój!
― Nie chcę więcej słuchać twoich pomysłów!
― W porządku.
― Dobra ― Kid pochyla się i opatruje Butchowi krwawiącą rękę.
― Australia ― dyszy Butch. ― Pomyślałem, że jednak chciałbyś wiedzieć, więc ci powiedziałem. ― Australia.
― To jest ten świetny pomysł? ― Kid patrzy w umęczoną twarz Butcha.
― Najnowszy spośród wielu ― z trudem odpowiada Butch.
― Australia nie jest lepsza niż to.
― Tak ci się zdaje.
― Wymień mi jedną rzecz…
― W Australii mówią po angielsku.
― Tak?
― Tak, mądralo. Nie będziemy obcokrajowcami. W Australii mają konie. Tysiące mil, gdzie możemy się ukrywać. Dobry klimat, plaże. Mógłbyś nauczyć się pływać.
― Nie! Pływanie nie jest ważne ― Kid jest poirytowany.
― Co z bankami? ― dodaje po chwili, z zainteresowaniem.
― Są łatwe. Łatwe, dojrzałe i soczyste.
― Banki, czy kobiety?
― Jak masz pierwsze, to będzie i drugie ― uśmiechają się do siebie.
― Tylko tyle, że to daleko.
― Dla ciebie wszystko musi być doskonałe.
― Po prostu nie chcę tam dotrzeć i przekonać się, że to dziura.
― Przynajmniej pomyśl o tym – kończy Butch.
― Dobrze. Pomyślę o tym ― Kid układa Butchowi w rannej dłoni rewolwer. Za chwilę wyskoczą na ulicę.”

newman1.jpg

“Butch Cassidy i Sundance Kid”, George Roy Hill, 1969

Wkrótce ciąg dalszy. O nieuchronności.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Referencie

Cholera, tylko gdzie to znaleźć? Muszę ruszyć znajomych.

Z tego gatunku dla mnie osobiście doskonały jest: “Ostatni żywy bandyta”. Widział Pan?

Pozdrawiam filmowo.


Griszeq

Mam jedną kopię :-)

“Ostatniego żywego bandyty” nie oglądałem. Zerknę w wolnej chwili, co to jest, ale przyznaję się bez bicia, że znam mało filmów. Timmy jest prawdziwym fachowcem; ja zachwycam się po amatorsku.

Proszę poczekać na kolejne odcinki, może Pana zniechęcę do oglądania Butcha.

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


Panie Referencie

Bicycle Ride Scene

Scena jest autentycznie przepięknościowa.
I utwór Bacharacha ‘Raindrops Keep Fallin’ on My Head’, skomponowany do tego filmu.


-->Agawa

Zgadzam się, niesamowita. Zaraz po niej jest też ważna rozmowa Etty i Butcha. Szkoda, że ten jutub jest ucięty.

Pozdrawiam,
referent

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


Apropos gdzie to znaleźć,Griszequ,

http://v.youku.com/v_show/id_XMTU5MTkxNDQ=.html

Nie wiem, czy to jest i to czy jakaś wersja dziwaczna i inna czy to całość i wersja jakości nie najlepszej, ale wyraźnie pokazuje, że trwa 110 minut, wie c wygląda na film pełny.

A filmu niestety nie znam, wstyd:(

P.S. Dziwnie to bywa, że, Referencie, twój najlepszy (moim skromnym zdaniem) tekst na TXT prawie bez odźwięku.
Idem czytać część drugą acz już pewnie nie skomentuję


Referencie

dziękuję za przypomnienie TAMTYCH chwil, jakże wspaniałych momentów mojego życia, gdzie film stanowił jego autentyczną treść

Pozdrawiam jako kinooperator i były kierownik kina :)


-->Grześ

Bo nawet referentowi zdarzy się czasem, jak ślepej kurze; od czasu do czasu. Dziękuję,

referent

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


-->M. Olżyński

Uuuu…, to już Pana poniekąd polubiłem. Mam kolegę, który jest kierownikiem i jednoosobowym personelem całkiem sporego kina w małym mieście. Takie czasy, że najlepiej “idą” mu poranki dla dzieci.

Za to drugi kolega, bliższy – może nawet przyjaciel, kiedy wypijemy po długim niewidzeniu kilka win, na sto procent od pewnego momentu zaczyna opowiadać, jak do jego wsi przyjeżdżało kino w ciężarowym samochodzie. Takie wędrowne, że tak powiem, z oficjalnymi przebojami. Najciekawsze jest to, że znamy się około dwudziestu lat, a on wciąż przypomina sobie inne filmy. Jeszcze mu się nie zdarzyło powiedzieć dwa razy tę samą historię. Z tego co pamiętam na drugi dzień, prawda…

Pozdrawiam,
referent

——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny


Panie Marku

Och, przypomniał mi Pan wspaniały film Giuseppe Tornatore Cinema Paradiso.
Historia Alfredo, projekcjonisty w maleńkim kinie na Sycylii.
Historia milości do kina, magii ekranu.
Film odznaczony nagrodą jury na festiwalu w Cannes w 1989r, Oskarem za najlepszy film zagraniczny, Golden Globem i calą masą innych.

Panie Marku, wspaniałe miał Pan zajęcie:)


Aqawo i Referencie

tak, miałem wspaniełe zajęcie.
Zanim zostałem tym kierownikiem kina w małym mieście wpierw objeżdżałem (jako dodatkowa praca, potem odwrotnie) z kinem objazdowym, bo tak brzmiała prawdziwa nazwa, okoliczne wsie w powiecie.
Napiszę słów kilka na ten temat. A zapewniam – jest o czym :)

Pozdrawiam serdecznie


Agawo

Cinema Paradiso to w mojej prywatnej ocenie absolutny top. Możliwe, że najlepszy, albo jeden z najlepszych filmów w ogóle widzianych w życiu…

Tym większym smutkiem napawają ostatnie dziełka Tornatore…


Griszqu

Glówna rolę w tym filmie grał Philippe Noiret, jeden z moich ulubionych aktorów.
Kiedyś na lotnisku w Warszawie miałam zabawną przygodę.
Kiedy ogloszono, po dlugim oczekiwaniu, że można w końcu wsiadać do samolotu, moja mala czteroletnia córeczka zerwala sie z krzesełka w poczekalni i radośnie zaczęla machać raczką do wszystkich wolając do widzenia.
I wtedy męzczyzna w pięknym czarnym kapeluszu wstał, sklonił się i szarmancko uchylając kapelusza i powiedzial : Au revoir Mademoiselle.
Dopiero wtedy go poznalam. Philippe Noiret. Ten gest spontaniczny, jakże teatralny i jaki uroczy, w stosunku do maleńkiej kruszynki, dziewczątka:)
Ulotna chwila…


Agawo

Ech, faktycznie – piękna chwila… ;-)


Faktycznie

agawa

...moja mala czteroletnia córeczka zerwala sie z krzesełka w poczekalni i radośnie zaczęla machać raczką do wszystkich wolając do widzenia.
I wtedy męzczyzna w pięknym czarnym kapeluszu wstał, sklonił się i szarmancko uchylając kapelusza i powiedzial : Au revoir Mademoiselle.
Dopiero wtedy go poznalam. Philippe Noiret. Ten gest spontaniczny, jakże teatralny i jaki uroczy, w stosunku do maleńkiej kruszynki, dziewczątka:)
Ulotna chwila…

przeurocze, macie obie co wspominać :)

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość