Zauważyłem, że na txt całkiem dobrze się pisze, a im mniej myślę o tekście, tym tekst wydaje się lepszy. Co znaczy, że „tekst wydaje się lepszy”? Nie wiem. Wiem „co jest prawda”, ale o to akurat nikt mnie nie pyta, więc nie będę się narzucał z odpowiedzią. Skoro teksty na txt pisze się łatwo i przyjemnie, pozwolę sobie napisać kolejny, oczywiście, również generalnie od czapy. W każdym razie poza cyklem misyjnym.
Im częściej przyglądam się tekstom politycznym blogosfery, tym bardziej nabieram podejrzenia, że nie ma na co się gapić, o czytaniu nie wspominając. Przeważnie wieje nudą, a tam gdzie daje się na moment zawiesić oko, szybko okazuje się, że wszystko już wiele razy opowiedziano; historia zwyczajnie się powtarza. Dlatego nie chodzi już nawet o to, żeby stawiać zarzut blogerowi, który przecież starannie rejestruje ruchy w przyrodzie i przekazuje swoje odkrycia potomności; okoliczności są po prostu do bani, materiał zetlał, suwak od spodni się rozjechał, a koń mimo że ma wielki łeb, cały czas wyważa otwarte drzwi albo wali w futrynę.
Teksty polityczne blogosfery są zatem do bani, tak jak ostatecznie prozaiczna staje się wyprawa do restauracji, w której kelner dolicza do rachunku. Przy okazji, co to za zwyczaj, żeby kucharzem w meksykańskiej restauracji był Andrzej. Jakiś rok temu miałem z referentową kulinarne przygody w Dublinie, gdzie — jak wiadomo — prawie wszystko jest niejadalne, a my, prawda, jak to Polacy, cały czas byliśmy głodni i źli, bo Polak jak głodny, to zły. Chodziliśmy więc zdesperowani po mieście; przeszliśmy trasę Leopolda Blooma, Book of Kells znaliśmy na pamięć, a mury Trinity College — tak nam się wówczas wydawało — otaczała jasna, promienna poświata, coś jak boskie tchnienie w kupę gruzu. Tacy byliśmy głodni! Słowem — nie było wyjścia i w końcu udaliśmy się na obiad do zagraniczniaków. Włosi w Irlandii gotują, jakby na serio brali tę całą jewrounię i globalizację, to znaczy — w ogóle nie ma różnicy między rudymi i nażelowanymi. Niestety żadnej namacalnej różnicy… Francuskich restauracji nie udało się nam odnaleźć, muszą być nieźle ukryte; bułgarskich chyba w ogóle tam nie ma; a słynąca z wyrafinowania i nieskończonej ilości przypraw kuchnia czeska została zarezerwowana wyłącznie dla prezesów banków, deputowanych Oireachtas i poetów. I tylko Meksykanie trzymali nas przy życiu, gdzie — jak wspomniałem — kucharzem był nasz Andrzej. Prosty chłopak z Podlasia. Nieważne.
Podsumowując, teksty polityczne blogosfery mogłyby być lepsze. Taką mam koncepcję.
komentarze
Kurcze Referencie
na mojego kucharza meksykańskiej mówię najczęściej “żonka”
takie czasy,
a w temacie
to przypomniała mi się bajka o myszach co to wymyśliły jak ustrzec się kota, miały sto pomysłów i wszystkie świetne tylko żadna nie odważyła się przywiązać kotu dzwonka do ogona…
tak to bywa między nami blogerami
pozdrawiam
max -- 03.12.2008 - 20:37prezes,traktor,redaktor
-->Max
Słucham w telewizorze debaty przed głosowaniem o odwołanie Komorowskiego i wydaje mi się, że Duży Maluch powiedział: “[...] jak powiedział Hebel, [...]”. Chyba się przesłyszałem…
No, nie! Meksykańskiego jedzenia jednak w domu nie robimy. Jest w Warszawie jeszcze kilku Meksykanów, którzy gotują po swojemu, nie pod nasze rodzime podniebienia. Inna sprawa, że ja po obiedzie w tej knajpie, o której myślę, jestem “prowadzony”. Chociaż zwykle tam nic poważnego nie piję. Taka to jest knajpa.
Lecę. Pozdr.,
referent Bulzacki -- 03.12.2008 - 20:44referent
——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
Panie Referencie,
i komentuje się też przyjemnie i łatwo.
U siebie zauważyłem, że im mniej się nad komentarzem zastanawiam, tym mniej muszę się z niego tłumaczyć.:)
A Pana koncepcja bardzo mi się podoba, tak jak koncepcja, by rosły u nas figowce, albo nasz karnawał kończył konkurs szkół samby na placu Konstytucji. Ze śniadymi, półnagimi tancerkami, oczywiście.:)
Panie Referencie, jak na pisanie zwykłych ludzi z klawiaturą to źle nie jest.
Choć wolałbym by zwykli ludzie z klawiaturą, byli mniej zunifikowani.
Podobno każdy nosi w sobie jakąś własną opowieść. A jakoś zupełnie tego nie widać:)
A z drugiej strony czapy:)
To wie Pan jakiej rygorystycznej procedurze podlega produkcja mączki kukurydzianej w Meksyku, podstawy wielu tamtejszych potraw?
Jeśli ktoś miał przyjemność pochłonąć kilka enchiladas w obskurnej tavernie przy drodze do El Valparaiso, to nie odnajdzie tego smaku nawet w wykwintnej paryskiej Anahuacalli.
Dla europejskich Meksykanów oryginalna receptura to zupełnie niepotrzebna komplikacja.
No to i okazuje się, że EU-kuchnia meksykańska to meksykańska bardziej z przymiotnika jest.
Różnica niemal taka jak różnica między gulaszem z Veszprem, a gulaszem z baru Łódź Kaliska Osobowa.
Tylko Big Mac wszędzie smakuje tak samo.:)
Czy ja trochę nie przekombinowałem w tym komentarzu?:)
Pozdrawiam serdecznie
Ps.
yassa -- 03.12.2008 - 23:43Odnalazłem, nieznanego oryginalnego Wiecha.
W broszurze “Satyra w walce o pokój” Książka i Wiedza 1950 r,
Jest Pan ciekaw?:)
yasso
Tylko Big Mac wszędzie smakuje tak samo.:)
Z kontekstu wnoszę, że Bigmak to arcy-unijne danie. Zapewne narzucone jakimiś wynaradawiającymi dyrektywami.
Ale ja mam bardzo mały rozumek, w kwesti tej całej Unii zwłaszcza, więc proszę się nie dziwić, że nie rozumiem.
A propos Bigmaka, to chyba powieszę sobie nad biurkiem portret generała Lee.
odys -- 04.12.2008 - 00:12-->Yassa
Ta unifikacja, to mnie, za przeproszeniem, denerwuje. Co to za zwyczaj, żeby umordowany referent szedł do sklepu po adjikę, kupował ją, otwierał, a ona (adjika), żeby w ogóle nie była ostra. Potem czytam etykietę i nie dość, że rozumiem, bo etykieta jest w naszej ojczystej mowie, to jeszcze tuż za wymalowanym pęczkiem papryczek stoi dopisek: “łagodna, specjalnie dla polskiej kuchni”, czy tak jakoś... Adjika skomponowana specjalnie na nasze podniebienie; uśredniona, rozmemłana. Tylko czy to jest unifikacja? Bo Gruzini, to pewnie jedzą porządną adjikę. Pogubiłem się...
Z Wiechem to jest taka sprawa, że kto ma wiedzieć, ten wie. Jak sądzę. Chodzi o to, że jak mam ochotę na Wiecha, to czytam Wiecha; epigonów Wiecha nie czytam, bo po co.
Pozdrawiam,
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 06:58referent
——————————————————————
Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
heh
a ja mam wrażenie, że to g., nie żadna unifikacja.
To po prostu zwykłe schlebianie inż. Mamoniowi. On lubi tylko te piosenki, które już raz słyszał. Ale to przecież umysł wykształcony i otwarty, choć ścisły. Więc adijkę nie za ostrą to też zje, baraniny skosztuje jeśli nie będzie zbyt w smaku się różnić od wieprzowiny, etc, etc.
Dwaj portretów malarze słynęli przed laty:
Piotr dobry, a ubogi. Jan zły, a bogaty.
Piotr malował wybornie, a głód go uciskał,
Jan mało i źle robił, więcej jednak zyskał.
Dlaczegoż los tak różny mieli ci malarze?
Piotr malował podobne, Jan piękniejsze twarze.
Czemuż producenci żywności i sklepikarze mieliby robić inaczej?
odys -- 04.12.2008 - 09:09Odysie,
no tak jak podejrzewałem- przeholowałem.:)
Należy się, więc komentarz do komentarza.:)
Poszedłem już dalej, Unię załatwiłem na cacy… Teraz zabrałem się za glob.:)
Ale wracając jeszcze na moment do naszej starej Europy.
Każdy kiedyś miał przyjemność skosztować albo fetę w Grecji, albo brzoskwinię w Bułgarii, albo łososia w Norwegii, a nawet salami z prawdziwego osła na Węgrzech.
Przyznasz chyba, że to nie to samo, co feta, brzoskwinia, łosoś i salami kupione w rodzimym Tesco.
I jeśli użyjemy nawet wszystkich wymaganych przepisem składników.
Jeśli nawet do wypichcenia zatrudnimy utalentowanego Andrzeja z Podlasia w sombrero, to zawsze wyjdzie nam mniej lub bardziej udany, ale tylko gulasz z dworcowej restauracji.
Siły nie ma.:)
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 04.12.2008 - 17:22Panie Referencie,
zdaje się, że wiem:).
Ale zdarzyło się tak, że właśnie wpadła mi w ręce ta książeczka. A w niej Wiechecki, jakby trochę innym człowiekiem był. Spieszyłem się tylko podzielić nowiną, trochę od czapy:).Jako ciekawostką.
A przy okazji, właśnie przeczytałem notkę z sąsiedztwa. Autora nade wszystko ceniącego sobie spokój.:)
I tak się zadumałem; w nawiązaniu do „Satyry w służbie (s)pokoju”.
Kim są tak naprawdę ci, co tego (s)pokoju sobie nie cenią.?
Czy przypadkiem, to nie owi mityczni, ograniczeni, nienawistnicy- te dzisiejsze oszołomy?
Ale powstrzymałem się z komentarzem, bo pewnie to zbyt daleko idący wniosek.
A przez te moje zbyt daleko idące wnioski, to się nie daję polubić:)
Pozdrawiam serdecznie
yassa -- 04.12.2008 - 17:28-->Yassa
Panie Yasso,
mówię zupełnie poważnie! Poważnie :-))))) Czy nie byłoby dla tej całej tutejszej atmosfery komilfo, gdybyśmy się przez jakiś czas pozgadzali z każdym, kto (pardą) się nawinie; że polemista oczywiście rzecz jasna ma 100 procent racji i słuszną pretensję itd. itp. Ja już nawet opracowałem sobie stosowaną formułkę: “Skoro Pan/Pani tak uważa, od dziś i ja będę tego zdania”. Właściwie to Behemot powiedział do Wolanda, ale kto dziś dba o szczegóły.
Pozdrawiam,
referent
PS. Wiechecki, to taki minister był albo poseł. Od ryb chyba?
——————————————————————
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 17:33Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
Je generalnie popieram pańską koncepcję
W sferze blogosfery, że tak powiem politycznej.
A Maryla, że tak zagadnę?
Podchwytliwie
Jako klasyka o klasyczkę?
I nie, żebym panią Referentową nerwił ( którą serdecznie pozdrawiam ), bo mi sie rozchodzi o polityke a nie o tych Irlandczyków, co to Unii nie chcą, bo im na ten przykład kebab zaszkodził albo co inne?
A jeżeli już, znaczy o te polityke, to niby o czym mielibym gadać?
Igła -- 04.12.2008 - 17:56Skoro jej nima.
-->Igła
Właśnie o to chodzi, że tej polityki nie ma. O to… Jak pisać teksty polityczne, jak polityki nie ma. Można kombinować jakoś ogólnie, ale ile normalny człowiek zdzierży bez konkretu. Przykład z jedzeniem jest dobry. Chodziliśmy po mieście, chodziliśmy, ale jak nas przydusiło, to poszliśmy do Andrzeja “Tortilla” z Podlasia. Bo placka z kawałkiem wołowiny nie da się zastąpić przepisem z książki. Można więc ogólnie (choć nie za długo) albo o pierdołach, co jutro tracą ważność. Nie mówię, że nie można. Przecież można. A poza tym co? Nie wiem, pewnie potop.
Referentowej przekażę. Owszem. Dziękuję.
——————————————————————
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 18:02Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
Znaczy czas się oflagować...
Politycznie…
I proszę nie niepokoić pani Referentowej
Za bardzo, tym nie mniej.
Ma ci ona swoje zmartwienia, choćby i z panem.?
A co do polityki.
To ona jest.
Jak za przeproszeniem grzyb.
Na ten przykład – pieczarka.
Weź, se pan imaginuj, Referencie, jak się toto długo kluje.
Igła -- 04.12.2008 - 18:09-->Igła
Nie ma ze mną tak źle. Bez przesady. Mam mimo wszystko kilka zalet.
Jestem wyjątkowo spokojnym człowiekiem, jak Pan wie. Chyba że mnie ktoś zirytuje, co nie jest jakoś tam niemożliwe, prawda, jak też Pan wie. Zgodzę się natomiast, że kluje się to powoli (polityka). Im dłużej się przyglądam, tym więcej nabieram spokoju i cieszę się tym, co mam, bo w każdej chwili – tak sądzę – może być gorzej. Mówiąc inaczej – pokornieję. I się wściekam. Na zmianę.
To tyle o sobie.
——————————————————————
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 18:20Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
I jak miło..
się zrobiło.
Bynajmniej, jak mawiają tam, gdzie jeszcze ludzie rozmawiają ze sobą.
Choćby i przy stole?
I nie od razu o biznesach?
Prawda?
Pokora?
Igła -- 04.12.2008 - 18:25Tak jest, też ćwiczę.
-->Igła
Wal się na ryj, żeby nie było za miło.
Pozdr.,
referent
——————————————————————
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 18:26Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny
Za wcześnie...
jak by nie było.
Sam się sztuknij.
Igła -- 04.12.2008 - 18:29:)
No Panie Referencie,
długo to Pan nie wytrzymał:)
A wydawało mi się że znajomość wielkiej literatury może być przydatna i ułatwiać życie codzienne.:)
Zaniepokoił mnie Pan tym Wiecheckim.
Nawet sprawdziłem. Tak, Wiech to Stefan Wiechecki. I lepiej żeby to pozostało między nami:).
Bo gdyby tylko pani R. o tym się dowiedziała , to niechybnie znalazłyby się dowody na związki rodzinne ministra, cuchnącej nieświeżą rybą koalicji, ze znanym stalinistą.:)
Oj, byłaby jazda…:)
pozdrawiam
yassa -- 04.12.2008 - 18:57Słucjacie Yassa
A znacie taki zwrot.
Siedzieć cicho.
Co?
;)
Bo gdyby Referentowa, tu wpadła…
Igła -- 04.12.2008 - 19:01Igło,
a bo co?:)
Pani Referentowa to( jak słyszałem) anioł przecież, spoko…:)
Pozdrawiam
yassa -- 04.12.2008 - 19:05Zgadza się!
Absolutnie anioł! Wiele osób, kiedy na nas patrzy, wzdycha ze współczuciem (dla referentowej): “Niemożliwe; jak to się mogło stać”. Niewierzący mówią tak o aniołach, że “niemożliwe”. Słowem – anioł!
——————————————————————
referent Bulzacki -- 04.12.2008 - 19:10Jeśli już Wiech, to tylko oryginalny