Ponieważ Bolesław, syn Leszka Białego w wyniku dziedziczenia został wyznaczony na księcia Krakowskiego i sandomierskiego, już w wieku jednej wiosny, w roku Pańskim 1227, został po tragicznej śmierci ojca tytularnym senioralnym władcą kraju. To co się wokół jego osoby zaczęło wyprawiać, toż był to prawdziwy crimen (kryminał znaczy). Chętnych do regencji była taka kupa, że ich rywalizacja pogrążyła kraj w permanentnej wojnie domowej.
Między innymi Konrad Mazowiecki warchoł i wichrzyciel z wielkim ambicjami na tron krakowski, usiłował wpłynąć na bieg zdarzeń. W 1233 zwabił matkę Bolesława z dziecięciem do Czerska, gdzie oboje zamknął, a księżnę Grzymisławę osobiście sprał na kwaśne jabłko, obdzierając przy tym z klejnotów i pieniędzy. Każdy grosz do negocjacji z rycerzami zakonu Najświętszej Marii Panny mu się przydawał, bo bardzo chciał do dziedziny włączyć ziemię Prusów, z pomocą niemieckiego Domu Zakonnego. Matka z Bolesławem z niewoli uciekli, i kolejnymi regentami pozostawali śląscy Piastowie, a ostatnim był Henryk Pobożny.
W roku 1239, w Wojniczu, młodziutkiego Bolesława zaręczono z pięcioletnią Kunegundą Węgierską, córką króla Beli IV.
Po zajęciu Lublina, w styczniu 1241 r. przez mongolski zagon Bajdara, Bolesław uciekł z narzeczoną na Węgry do siostry Salomei. Podobno tak się spieszył, że wzorem wytrawnych wojaków skoczył na końskie siodło wprost z okna. Rzekomo od tego czasu nie przejawiał już właściwego zainteresowania białogłowami, a młodzieńczy głos wysoki, na zawsze mu już taki pozostał.
Po 11 kwietnia AD 1241 po unicestwieniu armii węgierskiej pod Sajo, Mongołów dopadła wieść o śmierci Wielkiego Chana Ugedeja. Wycofali się z Europy, i na wiele lat zostawili ją w spokoju pogrążając się w zamęcie walk sukcesyjnych.. Bolesław wrócił do spustoszonego Krakowa, by stawić czoło Konradowi, i jego chętkom na senioralny diadem.
Władca Mazowsza rozbity pod Suchodołem w maju 1243 przez Bolesławowego palatyna Klemensa z Ruszczy, próbował jeszcze dwa razy, aż w 1246 zrujnowany wrócił ostatecznie do swej dziedziny, żeby spostrzec poniewczasie, że rycerze krzyżowi zdobywają pruskie ziemie bynajmniej nie dla niego.
Przed ostatecznym wyjazdem z Węgier, w 1247 roku młoda Pani wizytowała kopalnię soli w Marmarosz, otrzymaną w wianie od ojca. Pozostawała pod wrażeniem umiejętności węgierskich gwarków, najlepszych wówczas w Europie. W Małopolsce, od czasów Chrobrego wydobywano sól w niewielkich kopalniach: Bocheńskiej, i większej- Wielkiej Krakowskiej, czyli Wielickiej. Na niedużą skalę..
Wedle szacunków żupników węgierskich zasoby złóż były potężne, ale Kunegunda obiecywała każdemu wielkie przykrości, jeśli by który o tym śmiał rozpowiadać.
Załogi małopolskie zostały w większości wymordowane, lub wzięte w jasyr przez Mongołów Sugadeja. Kunegunda uprosiła więc ojca o doświadczonych górników, i zamierzała przeznaczyć tysiąc grzywien posagu na rozbudowę podkrakowskich sztolni. Przy wspinaniu na drabiny Marmaroszowskich żup, księżniczka zdjęła pierścienie, przechowane potem w puzdrze. Jednego się potem nie doliczono, tego z ametystem, po babci, cesarzowej Annie Angelinie. Młoda pani wielce była zmartwiona, acz potem dziwnie wypogodniała, i myśli była już jasnej.
Bolesław i Kunegunda, w Polsce nazywana Kingą, pobrali się w 1247 roku. Z chóru płynęły przecudne dźwięki, wygrywane na organach przez mistrza Zbysława, ongiś hejnalistę, obrońcę Okołu przed pohańcami. Przy ołtarzu katedralnym małżonkowie ślubowali czystość dozgonną, co zatroskanych o sukcesję zmartwiło, a świadków ucieczki księcia, z jego woltyżerskimi popisami, nie zdziwiło nadto.
Na Wawel wzywany był parokrotnie starozakonny złotnik Szurmiej, a księżna szczególnie upodobała sobie przeglądanie kamieni w fiołkowych barwach.
Wreszcie po sekretnym spotkaniu z nadzorcą królewskim wielickich zup, oznajmiła wolę obejrzenia kopalni. Chciała przyjrzeć się, jak to poddani jej ojca gwarkowie, przyuczają polskich górników. W warzelni własną ręką zwolniła zaczep, i wielki, brudno zielony bałwan zsunął się do wanny z wrzątkiem. W ciemnej, gęstej solance błysnęło coś świetliście, co pacholik zaraz sitem ułowił. Pierścień to był z ametystem, prześlicznej wprost urody, w którym to, księżniczka odnalazła zagubiony sygnet po sławnej babce!
Słowa wyrzekła przy tym pamiętne, że soli wielickiej starczy aż nadto po wieki całe, i że źródłem będzie dobrobytu, i kraj nieraz w opresji wspomoże. I mylą się krakowscy sztolniarze, iż soli niewiele w pokładach zalega. Żupy niegdyś sławne będą na świat cały, w podziwianie przyjeżdżających wprowadzając. A pierścień cudownym sposobem z otchłani szybu w Marmaroszu do Wieliczki przeniesiony, dowodem jest na to niezbitym. Już wtedy poddani zaczęli o swej Pani myśleć jako o świętej za życia.
Po tych wydarzeniach opowieść pozostała, z upodobaniem przekazywana przez przewodników Muzeum w Wieliczce, która to bajęda w wielce baśniowy sposób przedstawia początki wielkiego rozwoju górnictwa soli w Polsce.
Kinga, po śmierci Bolesława w 1279, założyła w Sączu klasztor Klarysek, obdarzając go przywilejami, i pozostając ksienią do śmierci. Po beatyfikacji w 1699, uroczyście kanonizował Ją Jan Paweł II w Starym Sączu , w 1999 roku.
komentarze
Ha
Żupy solne były czasem przez wody podziemne atakowane. W początku XX wieku postanowiono z tym zrobić ostatecznie koniec. Za radą ówczesnych górniczych autorytetów zalewane wodą chodniki odcięto od kopalni siedmiometrowymi tamami z iłu przekładanego… słoniną. Trwało to do lat pięćdziesiątych. Wtedy było z mięsem krucho i ktoś sobie o zmagazynowanej pod ziemią słoninie przypomniał.
Była wspaniale zapeklowana i na rynku w Wieliczce chodziła za bajońskie sumy. Beztroska radość nadmiernie zażywających płynny ekwiwalent słoninowego bezpieczeństwa dwudziestowiecznych gwarków zwróciła uwagę milicji. W lochach potrzymani wyjawili skąd mają tak pokupne cudo.
Odnowiono tamy przy pomocy ordynarnego betonu. Dotrwało do lat dziewięćdziesiątych. Ponowny kataklizm zagroził miasteczku. Teraz dopiero problem jest poprzez ciągłe pompowanie, zdaje się, zażegnywany.
Legenda głosi, że Kazimierz Wielki zakazywał swoim urzędnikom pod karą dania gardła zbliżania się do żup na dzień drogi. Mądry to był król.
A tekst bardzo na czasie. Barbórka przecież.
Szczęść Boże.
Stary -- 04.12.2008 - 13:29Piękna i pouczająca historia
szkoda że książę zaniemógł , takie piękne pokolenie mógł po sobie pozostawić
prezes,traktor,redaktor
max -- 04.12.2008 - 13:51Problem w Wieliczce, Panie Stary,
wcale nie zostal zażegnany. Specjaliści z AGH twierdzą, że szybkimi krokami (strumieniami?) zbliża się kolejna katastrofa. Sytuacja przypomina ponoć umywalkę, w której zatkano odplyw, a woda dalej sie leje i lada moment się z tej umywalki wyleje.
Oczywiście p. dyrektor twierdzi (z wyksztalcenia cukiernik), że wszystko jest ok.
Oj mądry byl ten Kazimierz W., bardzo mądry.
Pozrawiam serdecznie
Lorenzo -- 04.12.2008 - 14:19Lorenzo
Dlatego go Wielkim nazywano.
Szczęść Boże.
Stary -- 04.12.2008 - 14:30max
Bolesław, czwarty tego imienia książe na krakowskim tronie, miał od chwili swojego oświadczenia nosić przydomek Wstydliwy. Władcą w tych trudnych czasach nie był najgorszym. Wymienia się go jako autora wiekopomnej lokacji Krakowa w 1257 roku, ktora włączała osady grupowane wokół kościołów od Okołu aż do osady Kleparz w jeden organizm miejski. Dotychczas zorganizowany gród kończył się na północy obwałowaniami na wysokości dzisiejszej ulicy Poselskiej. Poza murami , po ubu stronach Bramy Wielkiej rozsiadły sie klasztory Dominikanów i Franciszkanów. Patrz:
http://tekstowisko.com/analityk/57493.html
tarantula
tarantula -- 04.12.2008 - 17:34Panie Sąsiedzie!
Legenda to nie jest krakowska, a wielicka raczej. Temat proszę pilnie zapodać, bo wena delikatna się rozwieje!
Z wieczornym pozdrowieniem!
tarantula
tarantula -- 04.12.2008 - 19:15Stary
Mnie też by cieszyła taka prosta analogia, ale Kazimierz wydał królewski ukaz grożący gardłem k a ż d e m u ,kto bez specjalnego krolewskiego glejtu pojawiłby się w granicach żup. Teren był ściśle ogrodzony i bezustannie chroniony przez uzbrojone straże. Ale jeżeli zważymy, że wpływy ze sprzedaży soli stanowiły w pewnym momencie główne źródło dochodów dla królewskiej szkatuły….
Z górniczym pozdrowieniem!
tarantula
tarantula -- 04.12.2008 - 19:20A oto spis, Panie Sąsiedzie,
wydarzeń lub bajęd, które z talentem Panskim należaloby TxTowiczom przybliżyć:
- potwora, co się w Palacu Pod Krzysztoforami pętala;
- Kaczara niejaki;
- żolta ciżemka i jej wplyw na sufit pewnej komnaty na Wawelskim Zamku;
- o tym dlaczego i za czyim powodem potlukly się garnki przekupkom na krakowskim Rynku czyli rzecz o Mistrzu Twardowskim (może byc też historia tajemniczego zwierciadla, które imć T. królowi Zygmuntowi dal, by ten żonę swoją zmarlą w nim ujrzal); a także dlaczego Mistrz ów jedyną naszą nadzieją jest, by Księżyc przez wraże sily w jasyr nie byl wzięty.
Resztę wymyślę potem
Pozdrawiam serdecznie za natręctwo przepraszając
Lorenzo -- 04.12.2008 - 19:31Panie Sąsiedzie!
Rzecz przemyślę. Pana Kaczarę poznałem osobiście, więc do legend go nie zaliczę, bo okres karencji za krótki, ale inne historie muszę prezyznać w wielce skrzywionym lustrze sa przekazane. Obiecuję zagłębić się w księgi i rzecz naprostować.
Z poważaniem, uniżenie dziękując
tarantula
tarantula -- 04.12.2008 - 19:59Okół wtedy...
widziany z Kleparza
tarantula
tarantula -- 05.12.2008 - 12:25