Piotr I nie miał szczęścia do kobiet

Można powiedzieć, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, ze sam sobie na ten brak szczęścia zapracował.

Fakt, był to pijak, grzesznik i nawet morderca masowy. Jednakże, w świecie królów i imperatorów, to przecież nie pierwszyzna. Faktem jest również, że nie był wierny swojej pierwszej żonie, Eudoksji. Ale czy to on pierwszy? Albo ostatni? Był za to Imperatorem. To działa na płeć. Na każdą płeć to działa.

Czy, uświęcone tradycją, rozrywki samowładcy, który przecież nie może tylko budować i reformować, upoważniają do tego, żeby samej się łajdaczyć? Trudne pytanie.

Niestety Eudoksja nie potrafiła dobrze odpowiedzieć na to akurat pytanie. W efekcie trafiła do klasztoru. I tak nie najgorzej, bo młody Glebow trafił, przy tej okazji, na pal. Piotr Pierwszy nie słynął z miękkiego serca. Dodajmy, że syna swojego i Eudoksji, kazał porwać za granicą, a potem zamęczył. Ale to było później, wiele lat później. Wtedy uległ już pewnej praczce.

Kobiety jakoś się Piotra nie trzymały. Pocieszająca go, po tragedii zdrady małżeńskiej panna Mons, podająca się za szlachciankę, też się go nie trzymała. Interesowała się dyplomacją. To co stało się potem, niektórzy wiązali to z gwałtownym wyjazdem posła saskiego. Fakt jest faktem, że grzeszna ta kobieta ocaliła życie. Co prawda, z więzienia wyszła nieco poobijana, ale dzięki talentom i niewątpliwemu zamiłowaniu do dyplomacji, wkrótce złączyła się szczęśliwie z innym posłem. Pruskim, dla odmiany.

Szczęście do Piotra uśmiechnęło się na wojnie. No powiedzmy, że nie całkiem to było szczęście i że nie do niego tylko jednego się uśmiechnęło. Ujmijmy to tak: na wojnie Piotr poznał Martę Skowrońską, zniemczoną Polkę z Inflant.

Nie on pierwszy ją poznał. Zdecydowanie nie mieścił się nawet w pierwszej setce poznanych przez Martę mężczyzn. Poznał ją, kiedy akurat sprzątała u pewnego byłego piekarza, który jako kolega cara (z dzieciństwa jeszcze) został księciem. Piotr poprosił, żeby u niego też posprzątała, a kolega nie czynił obiekcji. Marta dostała podobno talara. Bo tyle płacił car. Jak się buduje imperium, to trzeba oszczędzać.

Ale nie sprzątanie uczyniło Martę carycą, drugą Polką na rosyjskim tronie. Marta co u kobiet nie częste i na dodatek z rosyjską tradycją ich wychowania sprzeczne, umiała pić i kląć. Pijanemu Piotrowi w zasadzie było obojętne, kto grzeje mu łoże. Ale znalazł wreszcie towarzyszkę życia. Kobietę z kozackim poczuciem wstydu, z dragońskim poczuciem humoru i huzarską głowa do wódki. Kobietę, dzięki której jego dom przypominał miejsca ulubione: zamtuz i koszary.

Piotr nie lubił nudy. Lubił głośnie imprezy. Lubił tych, co pili razem z nim i bawili się razem. Tych, których nie lubił, zsyłał, więził albo zabijał. Większość wolała pić i się bawić. Na wszelki wypadek.

W ich życiu zmieniło się niewiele. Nawet po ślubie. Piotr się łajdaczył, a jego kochanki dawały czasem także głowę. Katu. Źli ludzie wspominają nawet o przystojnych młodzieńcach. Czego to nie Duńczycy nie wymyślą, żeby Słowian ośmieszyć?

Łajdaczyła się i Marta. Przepraszam: Katarzyna. Taborowa dziewka została Katarzyną. Została koronowana. Jej dzieci współtworzyły dynastię. A że czasem czyjaś głowa lądowała w słoju w Kunstkamerze? Wszystko dla dobra nauki. Zresztą, trzeba obiektywnie zaznaczyć, że niektóre pułki, a mówią, że czasem nawet garnizony, były bardzo zadowolone. Katarzyna płaciła więcej niż Piotr. Rozrzutność parweniuszowska.

Gdy zbrodniczy i szalony synobójca zmarł, rządy przejęła Katarzyna. Katarzyna I. Powaga carskiego dworu, z trudem restaurowana przez Romanowów, przeżyła kryzys. Obyczajowy. Na dworze szarogęsili się krewni i znajomi carycy: woźnice, szewcy, kaprale, dziewki uliczne. Długo to nie trwało i zostało skrzętnie zapomniane.

*

Czasem jest tak, że pan domu sobie pofolguje. Żaden to dla niego honor. Bywa i tak, że przyprowadzi do domu, z ulicy, łajdaków, złodziei i wszeteczne kobiety. Wszetecznych młodzieńców też. Ma z tego zamieszanie i radość zabawy. Piją i nadużywają wyrazów.

Jak ktoś nie lubi ciszy i spokoju, to mu to odpowiada. Znajduje w tym spełnienie. Mocne słowa. Płatna miłość. Argumenty ostateczne. Zawody w ścinaniu głów. Znakomity czas dla żołnierzy, którzy i tak długo nie pożyją. I dla bezwzględnych kobiet, które zbierają fundusze na spokojną starość.

Ale ilu z was słyszało wcześniej tę historię, jakże statecznie tutaj opowiedzianą?

Wszyscy słyszeli o Piotrze. Wypomina mu się pijaństwo, ale głownie mówi o cywilizowaniu Eurazji. Mniejsza o to, czy to prawda. Akurat niekoniecznie, ale przeszedł do historii. Jako reformator i wódz, nie zaś, jako pijak, gwałciciel i morderca. Reformator i postępowiec. Takim się wiele wybacza. W imię postępu. I to straszne miasto na bagnach i ludzkich kościach, którym się zachwyca świat, zapominając, że Nowy Jork jest starszy.

Wielu słyszało o ich (w każdym razie nie ma wątpliwości, że Katarzyna była matką) córce, Elżbiecie, carycy, która oszukała świat znosząc karę śmierci. To dopiero był numer! Dopiero Katarzyna II pokazywała zabawniejsze sztuczki.

Ale Marta Skowrońska? Kto o niej słyszał?

Szum gwar i wódka są zabawne. Mocne słowo, obraza, na którą nie można odpowiedzieć. Siła szafotu, zamiast siły argumentów. To jest dobre! To jest mocne. To treściwy pokarm. Precz z nudą dziadkowego pokoju!

Ale potem, gdy mija czas, gdy nawet kac pozostawia po sobie jedynie niejasne poczucie wstydu, w pamięci zostaje zupełnie co innego. I trochę wszystkim głupio, że żyli w czasach, kiedy we dworze szarogęsiło się jakieś babsko. Z taborów.

Nie mają racji, że się przejmują. Nikt o nich nie będzie pamiętał. Niezależnie od tego, czy przeklinali, czy też nie.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Yayco

Chylę czoła…

Pozdrawiam z głębokim szacunkiem


Pani Gretchen,

dziękuję, ale czy mogłaby Pani przybliżyć powód, żebym się mógł między ludźmi pochwalić?

Bo tak, to nie wiem, za co i zaraz ktoś przyleci i powie, że lukier. A ja nawet się bronić nie będę mógł.

Pozdrawiam analogicznie


Panie Yayco

Później, błagam później bo zarobiona jestem.

Ale wrócę tu, może Pan być pewien.

Pozdrawiam pędząc jak struś


NIe wiem jak pędzą strusie,

będę się nad tym zastanawiał

Pozdrawiam, nie przeszkadzając


Panie Yayco

opowiem Panu kiedyś, ale nie chcę teraz psuć watku.

Bo ważny.

Pozdrawiam wyczekując na kolejne komentarze…

Podzielność uwagi to skaranie…


Obawiam sie, pani Gretchen,

czy się Pani doczeka. W czasach zgiełku, ciekawsi są Ci, którzy krzyczą. Co stwierdzam bez zawiści. Po prostu taki czas.

Martwi mnie jedynie to, że tak łatwo tę sytuację wykorzystują Ci, którzy z jakichkolwiek powodów mają do TXT pretensje.

Ale nie mogę powiedzieć, żebym się na nich zawiódł. Przeciwnie. Martwi mnie to, że się tego spodziewałem.

Pozdrawiam schyłkowo


dopytam

o kim nie będzie pamiętane, o taborach czy o nich?

pozdrawiam pytając o to co autor miał na myśli

Prezes , Traktor, Redaktor


Pytanie jest trudne, Panie Maxie,

bo to jest tekst nieumiejętnie podwójny.

Trochę o tym do czego prowadzi zamiłowanie do krzyków i krwi. I trochę o tym co zostaje w pamięci historycznej.

Ale jeśli chodzi Panu o ostatnie zdanie, to idzie mi o skacowanych (postaram się to uściślić, w tekście, za chwilkę). Czasami jest międzyepoka. Teraz jest. Nasze krzyki i szepty znikną. W podręcznikach historii zostanie dwóch Polaków. To i tak dużo, jak na nas.

Pozdrawiam serdecznie


...

...


Pani Magio,

dziękuję bardzo.

Jak się sklepy zamykają, to są wyprzedaże.

Mam nadzieję, że jak zwykle nie zgadłem i zostanę bez towaru, na kipiącym bogactwem popytu i podaży targowisku.

Pozdrawiam


...

...


Jeżeli Pani o tym palowaniu, Pani Magio,

chce myśleć poważniej, to dodam, że wtedy był silny mróz. Piotrowi nie zależało, żeby Glebow zamarzł, więc go bardzo ciepło ubrać kazał.

Nie wiem, czy cieple ubranie ma wpływ na poziom endorfin, ale mnie jest przyjemniej, jak nie marznę.

Pozdrawiam


Panie Yayco

To ja polemicznie, bo w jakiś bojowy nastrój mnie naszedł. Czepliwie, ale trudno, czasem daję z siebie wyjść czepiakowi, zwłaszcza, że i tak wszyscy chwalą (i słusznie).

Pamięć historyczna się zmienia. Wczorajszy bohater, nie z łatwością, ale może jutro się zmienić w zdrajcę. I wcale nie dlatego, że wyszły na jaw jakieś nowe fakty.

A w tej pamięci historycznej czasem zostają i krzyki. Skądeś pojawiają się głosy, że Polacy to tylko kłócić się potrafią (zazwyczaj jako argument, żeby przeciwnikowi przywalić w głowę).

I nie jest do końca tak, że ważne jest tylko to, czy inni, później, będą pamiętali. Ważne, a może i ważniejsze jest to, jak się czujemy obecnie.

pozdrawiam bojowo


Panie Yayco

ja w kwesti historii, bo resztę jasno jest wyłożone

Miałem takiego nauczyciela od przedmiotu nie pomnę (a z tego co wiem każdy takiego miał, no prawie każdy) który to nam, młodzieniaszkom opowiadał jak to byłoby cudownie gdyby…taki blefer znał odpowiedzi na wszystkie pytania z naszej przeszłości, co zrobić lepiej, dlaczego tamten zrobił źle, że tak zrobił itd.

Po latach zastanawiałem się czemu poszedł w politykę (lokalną),
teraz już wiem
frustracje pielęgnować

tacy mnie wychowywali, cierpiętnicy za prawdę, z gumakami w plecaku

niektórzy w dużej robią

dlatego obawiam się o nauczanie historii bieżącej w szkołach i na studiach, za mocno nasycone jest to albo frustracją albo gloryfikacją, mało jest środkowych opinii, co tu kryć mi bliskich

centrowo pozrawiam choć chyba to Pan przede mną użył gdzieś

Prezes , Traktor, Redaktor


...

...


Pani Julll

bojowe kobiety mnie napawają lękiem, więc będę się wycofywał rakiem.

Oczywiście, jeżeli przyjmiemy perspektywę własną, to to jest ważniejsze. Tylko co ja mam powiedzieć, kiedy ja to poczułem wiele lat temu, kiedy przeczytałem opowiadanie Janusza Głowackiego Moc truchleje. O strajku w stoczni. Najpierw chodziłem i protestowałem. Potem zaś doszedłem do wniosku, że nie ma to dla mnie znaczenia zasadniczego. Ważne są skutki.

A skutki są rozmaite. Jak ktoś jest zasadniczo ze swojego życia i świata wokoło niezadowolony, to chętnie szuka winnych tego stanu rzeczy. Dla niezadowolonych jest wygodniej, jeśli znajda dowód, na to że to jest spisek. Dla nich nieistotne są skutki. Bo skutki są dla nich złe. Gdyby nie Kolaboracja Bolka, to PO nie wygrałaby wyborów. Koniec dowodu.

A mnie się wtedy przypominają dwie rosyjskie rzeczy. Pierwsza to podoficerska wdowa, która , zdaniem Horodniczego , sama się wychłostała.

A druga, to piosenka Włodzimierza Wysockiego. Ten Wysocki, to zdaniem pisarza Łysiaka współpracował ze służbami, a zatem należy go nie słuchać. Warto wiedzieć na wszelki wypadek, że wiele jego piosenek spolszczył Jacek Kaczmarski. Na przykład Nie lubię. Ad rem, jedna z takich piosenek nazywa się Trójkąt bermudzki. I tam są taki słowa: To wszystko wymyślił Churchil w 1917 roku.

To zawsze argument, prawda?

Musze Pani powiedzieć, że to jest moj własny problem tylko z rzadka. W zasadzie tylko wtedy, kiedy muszę tłumaczyć to komuś z zagranicy.

Ale mówiąc szczerze zwykle argument o współpracy klanu Kennedych z mafią wystarcza.

A że Polacy się tylko kłócić potrafią? Pani Julll, niech się Pani rozejrzy: Polacy nie potrafią się kłócić. Polacy chcą się kłócić. Ot na przykład Pani. Ze mną. A ja nie chcę. Choć umiem.

Pozdrawiam zgodliwie


Panie Maxie,

historii nie trzeba uczyć.

Historię trzeba opowiadać. To są historie do opowiadania. Uczyć trzeba rozumienia tych opowiadań, które są zawsze opowiadane przez konkretnych opowiadaczy. Wysokich, niskich, męskich, żeńskich. W kryzysie wieku średniego, albo nękanych falami gorąca.

U mojego dziecka w trzeciej klasie gimnazjum zmieniono 4 razy nauczycieli historii. Jak się skończy rok szkolny, to ja trochę napiszę i o tej historii i o przechodzeniu z gimnazjum do liceum.

Z tych czworga, trzech opowiadało ciekawe historie. Zainteresowali moje dziecko. Zachęcili do zrobienia referatu o fińskiej wojnie zimowej. Wywalili ich. Jednego teraz. Na trzy tygodnie przed końcem szkoły.

Ja staram się, żeby moje dziecko te historie rozumiało. I żeby wiedziało, że dostęp do źródeł najpierw (w czasie) stopniowo rośnie, a potem maleje. I że to ma znaczenie. Więcej nawet: ma to pierwszorzędne znaczenie. Jeki i płacze znaczenia nie mają.

Pozdrawiam Pana mainstreamowo


Pani Magio,

ja nie chcę rozumieć takich pytań. Ani ich genezy. Sama myśl jest mi bolesna i sprzeczna z naturą.

Pozdrawiam, dystansując się od palowania (niezależnie od perspektywy poznawczej)


...

...


Panie Yayco

Naiwnie wierzę, że prawda (zostawiając na boku filozoficzne dywagacje co to jest prawda?) broni się sama. Nie broni się zaprzeczanie prawdzie. A prawda może być i o współpracy, i o geniuszu jednocześnie ( – przykład, podobieństwo do konkretnych osób niezamierzone). O wielu rzeczach na raz. Jeśli jednej stronie prawdy będzie się z całej siły zaprzeczać, potem w ramach reakcji inni będą przeczyć drugiej jej stronie.

Ale mam wrażenie, że jakoś moja głowa dziś odmawia współpracy, i że gdzieś się mijam z Pańskimi intencjami, chyba traktuję Pańskie teksty szerzej, niż Pan. Więc może na tym poprzestanę. Jeszcze usłyszę, że czegoś oprócz kłócenia się nie potrafię. Już sam fakt nieumiejętności kłócenia się jest już dla mnie niczym cios w samo serce :-)


Panie Yayco

obmyślę sobie i skorzystam

właśnie wracam z wirtualnego łowienia rybek w jeziorze w okolicach Minnesosty bogatszy o rekordowego szczupaka:)

pozdrawiam z zacięciem

Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowny Panie Yayco

znowuż Pan Nas w dumę narodową wbijasz ,bo Polak potrafi.

Widać na załączonym obrazku,że i Pan potrafisz,choć pod przykrywką,ale dosadnie i prawie soczyście.

Można by się wypowiedzieć o istocie w Pańskim tekście w różnych tonacjach.
Tak to czuję,bo zrobić tego chyba nie potrafię.

Zatrzymam się na chwilkę nad tym,co uwypuklił Pan dopiero w komentarzu,a co dla mnie jest w tym wszystkim jądrem,przesłaniem dla potomnych.

Świat ocenia postaci po tym,co władcy pozostawili po sobie.Liczy się spuścizna,efekty ich działalności,a nie dziwne epizody,przypadki wstydliwe,śmieszne,czy tragiczne.

Na zasadzie zatkaj dziury,ukrycia rzeczywistości,lub widmo sezonu ogórkowego wynajduje się zabawy dla uciechy gawiedzi.
Łatwiej i prościej tworzyć rozrywkę niż pracować w pocie czoła.
Tak było od zarania i trwać będzie nadal.

Za dziesiąt lat garstka historyków może bąknie o tym kto to Bolek.
I tego na pewno nie znajdziemy w historii powszechnej.
Pozostanie jednak współtwócą Solidarności,która rozpirzyła komunę.

Serdecznie pozdrawiam


Odległe skojarzenie

Wpis przeczytałem z uwagą. Nieco zawstydzony, że nie mam jak go skomentować, nie uciekając w banał. Kończąc długi dzień (za oknami świta, widać, że rozkwita, rosną domy z prawej, z lewej beton też...) trafiłem również na blog Docenta Stopczyka z jego wersją historii, nieprawdopodobnie celną. Rzekłbym, celną aż do bólu.

Przypadkowo obok wyświetlił się obrazek joteszowych chlebów. Zresztą zobaczcie sami.

scs1.jpg

I tak sobie pomyślałem, że to zestawienie małego (rozmiarami) i namacalnego efektu czyjejś pracy z wielką (rozmiarami), ale kompletnie pustą w środku projekcją czyjegoś (jarosławowego bardziej?) ego, jest bardzo symptomatyczne. Porównuje tę milczącą większość, z reguły spokojnie robiącą swoje, z tą trochę zatęchłą w swoich poglądach resztą.

Zobaczyłem jeszcze komentarz pana Zenka i tak mi się milej na duchu zrobiło, że pewne proste prawdy jeszcze nie zostały zapomniane.

Trochę to chaotyczne, ale pora plugawa wielce. Spać.


Chleb i igrzyska...

...jakie to starożytne kojarzenie. Już strożytni Rzymianie…
Żona Augusta – niezła megiera była. Justynian Teodorę wyciągnął też z jakiegoś bizantyjskiego zamtuza. Messalina…

Bizancjum było dziedzicem Rzymu a carowie byli dziedzicami Bizancjum. Teraz Putin jest dziedzicem carów. Tylko żadnej Polki nie ma w pobliżu.
:)


Pani Julll,

pozwoli Pani, że zacznę od końca, bo serce to ważny organ jest. Je nie śmiem twierdzić, że Pani nie umie się kłócić. Nie wiem.

Ja twierdzę (i będę się upierał), że Polacy, en masse, nie umieją się kłócić. Zbyt szybko przechodzą do epitetów ad personam, które zastępują im rzeczowe argumenty. Ale, powtarzam, jest to refleksja ogólna, której nie odnoszę do Pani, a to z braku materiału porównawczego.

Czy szerzej traktuje Pani mój tekst, czy węziej? Ja go napisałem, a Pani przeczytała. Jeśli mój tekst powoduje czyjeś zainteresowanie i refleksję, to to dla mnie jest znacznie ważniejsze, niż odczytywanie moich intencji. Innymi słowy, to jak Pani odczytuje, zawsze jest ważniejsze od intencji piszącego.

Już to pisałem Panu Maxowi, ale powtórzę: to miało być o dwóch rzeczach. Po pierwsze o meandrach pamięci zbiorowej, a po drugie o moim zniesmaczeniu krzykliwością i burdami. Mam wrażenie, że nie do końca się udało, ale miło czytać, co też czytelnicy odczytali. To naprawdę duża satysfakcja.

W końcu zaś o prawdzie. Ja bardzo chętnie podpisze się pod opinią, że prawda się obroni. Tyle tylko, że ja to rozumiem raczej transcendentnie. Uważam, że przeciętny ,człowiek jest zbyt ułomną istotą, aby mógł (jeśli nawet chce) objąć całą prawdę. Do tego trzeba mieć warsztat, dostęp do wszystkich źródel i dobrą wolę. I żeby była jasność, nie widzę w tym nic złego.

Każdy z nas ma swój bagaż doświadczeń, wiedzę (fachowa i życiową), sympatie i antypatie (polityczne, estetyczne etc.). Trudno, żebyśmy widzieli świat identycznie.

Złe, moim zdaniem, jest to, że niektórzy z nas upierają się, że ich cząstka prawdy, jest prawdą calą. Materialną i obiektywną.

Pozdrawiam porannie


Panie Maxie,

o wirtualnym łowieniu wiem tyle samo co o realnym. Znacz się: nic nie wiem. Ale gratuluję połowu.

Pozdrawiam, podziwiając


Panie Zenku,

wcale nie jestem pewien, czy się z Panem zgadzam.

Jeśli porówna Pan Piotra I i Iwana IV, to okaże się, że byli bardzo podobni. Obaj byli reformatorami (zapewniam, że Iwan Groźny był większym). Obaj zabili swoich synów i masę innych ludzi przy okazji. Obaj byli szaleni (paranoja vs. mania prześladowcza).

I niech Pan spojrzy. Piotr chodzi w glorii, a Iwan robi za dyżurnego zwyrodnialca.

Zdecydowało o tym wiele czynników. Na przykłąd następcy. O Groźnym myśli się poprzez smutę, o Wielkim, przez, jakże przykre dla nas, triumfy Katarzyny II.

Historia nie jest sprawiedliwa panie Zenku.

A personalizowanie ważnych momentów w historii, choć arcyludzkie, prowadzi zwykle do rozczarowań.

Pozdrawiam zasadniczo


Panie Oszuście,

to prawda, co Pan pisze, ale prawda ulotna. I chyba trochę niepłna. Milcząca większość nie pisze podręczników. Co więcej, milcząca większość zazwyczaj nie jest zainteresowana. Nie tylko wydmuszkami czyjegoś przerośniętego ego, ale także istotnymi problemami społecznymi.

Co więcej. Milcząca większość ma czasami skłonność do zmieniania się w bezrozumną tłuszczę.

To że ktoś piecze chleb, nie czyni go niewinnym.

To, że inni prostego człowieka wykorzystują, być może go usprawiedliwia. Ale nie zmienia skutków tego wykorzystania.

I jeszcze powiem (rozwijając to, co napisałem już Panu Zenkowi), że dobierając personalne symbole do swoich koronnych wydarzeń, historia często gra nam na nosie.

Pozdrawiam, patrząc jak leją beton


Panie Joteszu,

obawiam się, że niekoniecznie o ten wątek mi chodziło. Nie było moim zamiarem akcentowanie płci taborowej dziewki. Już prędzej – jej zachowań.

I dodam, że carowie rosyjscy, co najwyżej, uzurpowali sobie bizantyjskie dziedzictwo.

Pozdrawiam, podziwiając chleby


Panie Yayco

yayco

o wirtualnym łowieniu wiem tyle samo co o realnym. Znacz się: nic nie wiem. Ale gratuluję połowu.

Pozdrawiam, podziwiając

ja w zasadzie to pierwszy raz, totalnie, uznałem że trzeba się odstresować a wirtualnego zbierania grzybów jeszcze nie wymyślili chyba…

:)

Prezes , Traktor, Redaktor


Panie Maxie,

z grzybami to u mnie jeszcze gorzej. Moje nieumiejętności w łowieniu ryb przynajmniej nikomu nie mogą zaszkodzić. Zwłaszcza zaś rybom.

Gdybym zaczął zbierać grzyby (a próbowałem) to mogłyby być straty w grzybach i w ludziach.

A odstresowanie się, to ważna rzecz. Też bym chciał.

Pozdrawiam, nasłuchując młota pneumatycznego


Subskrybuj zawartość