Poranek w Faisal

Deszcz bębni o dach hostelu Faisal we wschodniej Jerozolimie. Wiatr targa palmami przed bramą Damasceńską prowadzącą wgłąb Starego Miasta. Nisko płynące chmury prawie ocierają się o kopuły meczetów na wzgórzu świątynnym, dotykają wież minaretów, krzyży na szczytach kościołów. Mimo wczesnej pory, przez rondo przed Faisalem co jakiś czas przejeżdżają opancerzone izraelskie samochody migając w porannym półmroku światłami policyjnych kogutów. Okratowane jeep’y przygotowane na nieustanną wojnę z Palestyńczykami.

korytarz.jpg

Wstałem wcześnie, koło szóstej rano. W tea-room, gdzie gromadzą się zwykle mieszkańcy hostelu gra libańska muzyka. Śpiewa Fairuz, największa arabska gwiazda piosenki.

Faisal jest z mocno podupadły, prowadzony od lat osiemdziesiątych przez tę samą palestyńską rodzinę. To Mekka wszelkiego rodzaju dziwaków. Można tu spotkać politycznych aktywistów, niezależnych dziennikarzy, turystów dotkniętych syndromem jerozolimskim, których powrotne samoloty już dawno poodlatywały.

Faisal, tak jak otaczające go miasto, żyje dzień i noc konfliktem izraelsko – palestyńskim. Nie pozwalają o nim zapomnieć murale na ścianach hostelu. Przypomina charyzmatyczny właściciel – Hisham. “I love you” – powiada do tych jadących blokować kolejny drogowy check point, “I love you more” – wita tych, którym udało się właśnie wrócić z Zachodniego Brzegu.

plakat.jpg

Tea – room powoli się zaludnia. O tej porze roku pół hostelu zajmują zwykle młodzi Japończycy. Luty – marzec to u nich koniec roku szkolnego, dlatego jest ich tak dużo. Arabskiego uczą się już w Tokio, tu sprawdzają swoje umiejętności.

Hisham, przechadza się między gośćmi, sprawdza wolne łóżka w dormitoriach. Poruszanie się sprawia mu trudność, prawą stronę ciała ma częściowo sparaliżowaną – to pamiątka po izraelskiej kuli.

Amerykanka Amy prosi go o protekcję. Chciała by sfotografować zwykłą palestyńską rodzinę, potrzebuje kontaktów. Ma już dość zdjęć dzieci rzucających kamieniami w izraelskich żołnierzy. Amy kiedyś była nauczycielką w Kalifornii. Teraz pisze i robi zdjęcia. Właśnie wraca ze spotkania z imigrantką z Etiopii, której męża deportowano. Kobieta została z małym dzieckiem, bez środków do życia. Amy jest przejęta. Zaraz zaszyje się w jednym z pokojów by zrzucić na laptopa zdjęcia i spisać wywiad, który zrobiła.

mural.jpg

W pokojach panuje niewiarygodny bałagan, ale stali bywalcy potrafią zorganizować sobie fragment przestrzeni. Amy skonstruowała coś na kształt namiotu z kocy i ręczników powtykanych pod materac górnej pryczy piętrowego łóżka. Może się tam odseparować od współmieszkańców i spokojnie pracować. Jej sąsiad z pokoju od miesięcy żyje na trzech metrach kwadratowych. Nad pryczą, suszarka ze sznurków, za prycza deska – spiżarnia, między pryczą i wspólną dla wszystkich szafą, mniejsza deska – apteka i biblioteczka w jednym. “Jak masz coś mokrego, włóż na noc pod materac” – radzi. Rada jest jak najbardziej na czasie – deszcz wciąż bębni o dach Faisal.

Kolejna poranna kawa w tea-roomie. Schodzą się Palestyńczycy, ogień buzuje w kozie ustawionej na środku pomieszczenia. Niespotykanie spokojny człowiek w rogu – nie mówi wiele, w zasadzie nic nie mówi – przygląda się wszystkim.
Jedna z dziewcząt, aktywistek, zwraca się do niego – “Mój ojciec tu przyjedzie! Mówiłam mu o tobie, o twojej przeszłości – trochę się przestraszył, jest przekonany, że Izraelczycy śledzą cię cały czas.
“Czy on tu już był?” – pyta spokojnie niespotykanie spokojny człowiek.
Nie – to znaczy był kilka razy w Izraelu – jeszcze nigdy nie był w Palestynie…”

Niespotykanie spokojny człowiek wyraźnie jest fanem muzyki – prosi Japończyków o mp3 z ich rodzinnego kraju, jeśli mają jakieś w swoich małych, japońskich laptopach.

mess.jpg

Konflikt niejedno ma imię. To nie tylko walka o ziemię pomiędzy Żydami a Palestyńczykami. Na gruncie obyczajowym spór rozgrywa się wewnątrz każdej z nacji, między tradycją mającą scalać i wzmaniać naród, a nowoczesnością, dającą nadzieję na wyjście z zaklętego koła plemiennych nienawiści. W 2006 roku grupa amerykańskich gejów o palestyńskich korzeniach postanowiła zorganizować pierwszą we wschodniej Jerozolimie “gay pride parade”. Za bazę obrali hostel Faisal. Przygotowania przerwało dwóch potężnych panów w skórzanych kurtkach. Wpadli znienacka i skatowali jednego z niedoszłych uczestników parady. “Jeśli tu wrócicie, poodrzynamy wam głowy” krzyczeli za uciekającymi gejami.

W Faisal wszystko jest mocno przykurzone. Brązowe firanki w tea room, resztki dekoracji bożonarodzeniowej, chociaż już prawie marzec – wiszą Mikołaje i choinki. Ktoś miał niedawno urodziny – wycinanka “Happy Birthday”. Wybite szyby i grzyb w łazience, drzwi od jednej z toalet kiwają się na półwyrwanej futrynie.

lazienka.jpg

Hisham nie jest zbyt gadatliwy. Ma pooraną, z lekka nieobecną twarz. Masz wrażenie, że cię nie dostrzega. I wtedy, nagle, patrzy ci prosto w oczy i mówi:

““Marzec, śnieg wisi w powietrzu, jeszcze będzie padać. Dla nas to dobrze”.

Albo:

“Uwierz mi, gdybyśmy chcieli, stworzylibyśmy najlepszą mafię na świecie, mamy doświadczenie, ale honor nam nie pozwala.”

Trzeba jechać. Pytamy o taksówkę. Zostaje ona natychmiast zorganizowana sąsiedzkim sposobem. Taksówkarz pyta o numer. Słabo zna angielski, więc mówię;

“arbaim szalosz”.

Patrzy na mnie, jakoś tak uwaźniej i uśmiecha się łagodnie.

Zeszłej nocy, w pokoju obok, nocował Mordechaj Vanunu.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

xipetotec

Byc przez miesiac w Izraelu i tyle widziec, slyszec i czuc?! I jeszcze ten Vanunu…
Nu, nu, nu!!!
Pozdrawiam


Borsuk

Kwestia odpowiedniego przygotowania przed podroza :) i dobrych przewodnikow na miejscu.

No i oczywiscie spisywanych na goraco notatek :). W Faisalu bylem rowno rok temu. Opuszczalem go mocno rozczarowany, bo w sumie niczego wyjatkowego, wykraczajaceog poza powyzszy obrazek nie udalo mi sie tam zobaczyc… (a sporo o tym miejscu wczesniej slyszalem…)

No i miesiac pozniec dowiedzialem sie o tym Vanunu. Siedzial skurczybyk w pokoju obok…

pozdrawiam Borsuku :)


Subskrybuj zawartość