Pieniądze dla blogerów - płaci mainstream


 

Zanim opowiem, jak to możliwe, że anonimowy reporter amator jest wynagradzany za to co robi w/g profesjonalnych stawek mainstreamu, a przy tym nie traci swej niezależności, anonimowości ani reputacji człowieka spoza mainstreamu, najpierw chwila refleksji nad istotą blogowania w sieci.

Jasne, wiem, czytaliście to już setki razy. Coraz częściej za recenzowanie blogosfery biorą się już to płatni dziennikarze mediów wszelkich, już to aspirujący do miana mainstreamowych blogerów, cokolwiek ten mutant słowny oznacza, chętni.

Pierwsza refleksja na dziś jest taka, że ludzie zupełnie przestali rozróżniać blogowanie i pisanie na blogowisku. Tak, to są naprawdę dwie różne sprawy.

Prawdziwe blogi są niezależnymi od siebie, indywidualnymi wyspami na oceanie Internetu. One owszem linkują siebie wzajemnie, ale także w/g całkowicie autorskiego klucza, bo każdy linkuje tylko innych ulubionych w/g własnych preferencji.

Tak powstająca sieć indywidualnych blogów tworzy niekontrolowaną przez nikogo meta-strukturę, która wszakże rządzi się bezlitosnymi prawami dżungli, bo jeśli jesteś w pisaniu i/lub w rozmawianiu słaby, to nie przyciągniesz ani czytelników ani linkujących do ciebie innych piszących, po prostu nigdy nawet nie wejdziesz na orbitę.

Pisanie na blogowisku to zupełnie co innego. Możesz być słaby a nawet mierny, a i tak ktoś tam rzuci okiem, da szansę, może nawet wkurzy cię i zmotywuje do większych starań, bo znajdujesz się na wspólnej orbicie, o własnej grawitacji wypracowanej przez innych, którzy akurat nie tylko potrafią pisać i/lub rozmawiać interesująco, ale do tego robią to pod jednym dachem blogowiska.

Niestety, taka natura blogowiska ma nie tylko dobre strony (że stwarza szansę dla nowych i słabych w pisaniu). Niedobrą stroną takiej struktury pod jednym dachem jest to, że przyciąga ona swoim blaskiem wielu słabych, którzy nie tylko nie mają zamiaru się starać, ale wręcz żyją w przeświadczeniu, że są w pisaniu dobrzy.

Jednym zdaniem, taki wspólny dach sprzyja utwierdzaniu się w fałszywym pojmowaniu rzeczywistości blogów, co bardzo łatwo doprowadza do staczania się całości po równi pochyłej, a nawet wzrastająca prędkość tego staczania się, ten wiatr we włosach, brany bywa za dowód żywotności i rozwoju miejsca (sic!).

Mając te okoliczności w pamięci, od bardzo dawna namawiam każdego blogera do prowadzenia (z dbałością!) własnego, niezależnego bloga, czy to we własnej domenie czy na jakimś “niczyim” blogspocie/wordpresie, a od paru miesięcy namawiam także do zakładania multiblogów, rozumianych jako kameralne (w wymiarze osobo-redakcyjnym), nie tak zupełnie niczyje, ale nie aż tak stadionowe (co do skali) miejsca w sieci.

Jestem bowiem przekonany, że jedynym zdrowym kierunkiem rozwoju tzw. blogosfery są sieci blogów i multiblogów. Tylko taka struktura sprzyja promocji jakości – sprzyja strukturalnie – to uwaga dla tych czytelników, którzy chcieliby mnie przekonywać, że o jakość równie dobrze może zadbać redakcja/elita danego miejsca, niezależnie od jego wielkości (czyli niezależnie od jego własnej grawitacji i siły bezwładu).

Tak, ale miało być o pieniądzach, legalnych i dużych pieniądzach – dodajmy. Tymczasem się rozpisałem ponad miarę, do tego pisząc o jednej tylko refleksji, tak, że w międzyczasie zapomniałem jaka była druga :-). To może o tych pieniądzach, ale za to z konkretami wdrożeniowymi, napiszę jutro.

Wcześniejsze teksty z tego cyklu:

Independent Citizens Media
Akademik czyli Alcatraz?
O złudzeniu wspólnoty
Kto ma uszy niechaj czyta
Klub pod szczęką
Gwoździe w bucie
Zmierzch blogów

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

e tam nie do końca zgadzam się.

Wystarczy popatrzeć na konkursy blogowe, większość zgłoszonych tam blogów to tzw. blogi niezależne, nie z blogowisk były a poziom ich słabiutki był i to w większości kategorii.
Jest mnóstwo blogów grafomańskich, pseudoliterackich, egzaltowanych, jakichś nastolatek, jakichs fanów Feel czy czegos takiego.
Także polityczne blogi np. poza S24 to bardzo często tradycyjne, znane od lat i poglądowo nieciekawe blogi uprowskie czy im podobne.

W ogóle mało jest dobrych blogów w gruncie rzeczy.
I nie ma znaczenia czy rozmawiamy o blogach na większych portalach czy o pojedynczych, szczerze mówiąc nie widzę żadnej różnicy, więc po co przepłacać:)

Choć fakt, czasme na pojedynczych blogach jest bardziej kilimatycznie i twórczo, ale zdarzało się to i na TXT i w S24. (Mówię o portalach, które znam, może się i na innych zdarza)

pzdr


P.S.

A mam wrażenie, że niektórzy posłuchali tego aż za bardzo:

“Mając te okoliczności w pamięci, od bardzo dawna namawiam każdego blogera do prowadzenia (z dbałością!) własnego, niezależnego bloga, czy to we własnej domenie czy na jakimś “niczyim” blogspocie/wordpresie”

i się na stałe wynieśli z TXT.

Acz wątpię czy to dobre zjawisko jest, no ale jest to co jest.


konkursy itp

to nie jest nic miarodajnego, bo jak to konkursy, przyciągają głównie głodnych promocji, najczęściej małolatów, a taka tfurczość na miano blogowania nie zasługuje raczej, i to z definicji. Podobnie jak nie da się uznać za malarza każdego, kto farbą w spraju urozmaica widok na ściany w mieście.

Grzesiu, Twoje spostrzeżenia co do związków (a raczej braku związków) pomiędzy jakością a formułą biorą się chyba z tego, że koncentrujesz się na tym co bywa, co zdarza się, natomiast ja tu piszę o prawidłowościach, o wyraźnych tendencjach, na które jest milion przykładów.

Co zaś do tego, czy to dobrze czy nie dobrze, że ludzie przychodzą i odchodzą itd. to jestem innego zdania. Uważam na przykład, że to nie jest zdrowe, gdy ludziom nie spieszy się do samodzielności – nie tylko w blogosferze, to uniwersalna życiowa kwestia. A po drugie, a może i pierwsze, bo już o tym pisałem, jeśli bloger nie ma własnej, niezależnej przystani, to często wiąże się ze wspólnym miejscem miłością, która z biegiem czasu staje się toksyczna. Człowiek musi zachować swoją wolność, jeśli jego relacje w ramach takich wspólnych miejsc mają pozostać zdrowe i inspirujące.


Sergiusz

Naprawdę mnie zadziwiasz. Jeśliby pójśc za twą sugestią, ruch na TXT zamarłby niemal. Poza tym praktyczniejsze jest wejscie do takiego kombinatu niż łażenie po samoistnych blogach, i wymiana myśli szersza. Mnie tam kombinat odpowiada, tym bardziej iż aspiracji specjalnych jak widać, nawet do takiego kombinatowego własnego nie mam.

Pozdro


@Git

Patrzę na to inaczej: TXT ma być raczej katalizatorem niż koncentratorem/kombinatem. O tym jest zresztą we wstępie O nas

Nie tylko dlatego, że rozwój przez pączkowanie uważam za naturalny, a rozwój przez zwiększanie własnej skali za przypominający budowę Wieży Babel, ze wszystkimi tego konsekwencjami, ogólnym chaosem i krzykliwą dominacją wszelkiego badziewia myślowego.

Takie nastawienie wcale nie stanowi problemu dla TXT, bo my tu nie chcemy być jakąś wielką fabryką kasy z reklam ani kanalizatorem politycznym blogosfery. Zupełnie odwrotnie, samo TXT ma się z czasem rozwinąć w sieć małych multiblogów. To wynika także ze względów bezpieczeństwa, bo łatwiej trafić w jedną rakietę niż w 1000 rakiet.

Poza tym zawsze będzie zapotrzebowanie na takie większe miejsca jak TXT, bo zawsze będą się pojawiać nowi, którzy gdzieś muszą zadebiutować, a jak dojrzeją, powinni (dla własnego dobra) iść na swoje, działając dalej w ramach sieci promującej swoich uczestników, ale jednocześnie w przestrzeni, którą mogą urządzać po swojemu.


Sergiusz, wszystko by miało sens,

“Co zaś do tego, czy to dobrze czy nie dobrze, że ludzie przychodzą i odchodzą itd. to jestem innego zdania. Uważam na przykład, że to nie jest zdrowe, gdy ludziom nie spieszy się do samodzielności – nie tylko w blogosferze, to uniwersalna życiowa kwestia. A po drugie, a może i pierwsze, bo już o tym pisałem, jeśli bloger nie ma własnej, niezależnej przystani, to często wiąże się ze wspólnym miejscem miłością, która z biegiem czasu staje się toksyczna. Człowiek musi zachować swoją wolność, jeśli jego relacje w ramach takich wspólnych miejsc mają pozostać zdrowe i inspirujące.”

Znaczy to co piszesz, gdyby przychodził ktoś nowy, a poza ktosiami nie przychodi na tXT nikt nowy, za to ok 20 osób przestało pisać, trudno tego nie zauważyć, szczególnie że były to najaktwyniejsze osoby.

Co do toksycznych związków, fakt, tu też masz rację, ale tych nietoksycznie z TXT związanych i piszących i komentujących tu też za wiele nie ma.

Zresztą nieważne, ale nie ma co ukrywać, że w porównaniu np. z tym co było przed rokiem, pól rokiem czy 3 miesiącami nie mówiąc już o początkach TXT jest tylko gorzej.
I mniej klimatu, i mniej dyskusji, i mniej nawet twórczych a sensownych nawalanek.

Ale niewazne…


grześ ty maruudooo nudnaaaa ;)

co ty tu w ogóle robisz, skoro tak ci źle?


Hmmm… Nie wiem,czy

Hmmm…
Nie wiem,czy bloguję czy piszę w blogowisku, pojęcia nie mam.
W WordPressie nie czuję się ograniczana, mogę swobodnie pisać, co chcę. Przynajmniej na razie. Zetknęłam się jednak z problemem donosów, które wprawdzie nie mnie dotyczyły, ale problem jest – moim zdaniem – poważny i ważny.
Ogromna ilość blogów w WP uniemożliwia administracji czytanie wszystkich wpisów, więc cenzura – siłą rzeczy – jest tam mocno ograniczona. Zauważyłam jednak dość parszywe zjawisko: powstają blogi o blogach, żerujące wyłącznie na cudzym pisaniu i cudzej popularności. I to byłoby w porządku, są tacy, którzy tylko światłem odbitym mogą jaśnieć. Gorzej, że te oceny są nierzetelne i pisane przez profanów, którzy ani wiedzy, ani narzędzi stosownych nie posiadają; nie ukrywają też, że nawet nie próbują być obiektywni. Ich twórcy donoszą administracji o tym, ze jakiś blog jest wulgarny, inny zamieszcza nieprzyzwoite zdjęcia z sieci, Bogu ducha winnego fizyka posadzono o.. pedofilię itd.
Administracja zamieszcza na forum te “donosicielskie” i oskarżycielskie posty, za to kasuje te, które obwinionych bronią(to odczułam na własnej skórze – skasowano mój post broniący konkretnego blogu; nie podano powodów likwidacji wpisu).
Linki… linkuję chętnie, ale bardzo uważnie(długo się przyglądam, czasem komentuję, w końcu proszę autora blogu o zgodę na zalinkowanie). I chętnie korzystam z lin holowniczych zamiszczonych przez tych autorów, których cenię i którym ufam. masz rację, że w ten sposób powstaje sieć wzajemnych powiązań, mapa podróży. Pewnie ta sieć gubi jakieś perełki, ale jak ich nie zgubić?
Brakuje mi jakiegoś katalogu, zestawu namiarów na blogi, których autorzy n i e piszą wyłącznie o gotowaniu, dzieciach, walce z chorobą własną czy najbliższych, nie opowiadają o tym, jaki ciuch sobie właśnie kupili, nie zawracają mi głowy swoją egzaltacją pod hasłem“on tak na mnie spojrzał/nie spojrzał nawet na mnie” itd.
Konkursy… okrutnie się naraziłam grafomanom, dość bezlitośnie(chociaż na chybił-trafił) wybierając cytaty z blogów,których autorki zgłosiły je do konkursu w kategorii “literackie”. Zgroza! najstraszniejszy jest tupet tych tfurców, co to nie tylko nie czytali, nie czytają i czytać nie będą, co im tam Cervantes i Borges, ale jeszcze się tym chełpią, chełPie modre, bo mądre to już nie. I jeszcze ośmielają się twierdzić, że to im pozwala posiadać “urok świeżości”...
A potem człowiek czyta wiersze-potworki(laureatka w kategorii blogów literackich – konkurs Onetu, niejaka Molekulka, która drobiną być miała, a tymczasem kulką na mole została, kobieta straszliwa i pewna siebie) albo piętrowe metafory dopełniaczowe, od których w głowie i w nosie kręci, epigoni młodopolszczyzny ożywili się na początku nie tego wieku, co trzeba.
Strasznie długi ten komentarz, przepraszam z rumieńcem wstydu…


Ktosiu, ale kto ci powiedział, że mi tu źle?

Ja się o siebie i swoje samopoczucie nie martwię, bo ja bez neta i TXT zyć potrafię, ja się martwię o TXT, bo szkoda do niedawna świetnego portalu, który obecnie przeżywa kryzys i nie wiadomo gdzie dryfuje:)

P.S. Co ja tu robię?

Piszę.

I tyle.
Nic więcej.
Nic mniej.


@defendo

To co opisałaś, to pewnie jeden z rodzajów wynaturzeń, do których dochodzi gdy dane miejsce staje się jakimś autonomicznym netowym potworem (w tym sensie, że admini niemal zupełnie nie panują nad tym co się dzieje) i to jest raczej nieuchronne przy takiej dużej skali.

To jest właśnie syndrom Wieży Babel, o którym wspominałem. W takich miejscach dużo się dzieje, choć większość z tego nie nadaje się nawet do czytania.

Natomiast myślę też, że trzeba odróżniać gospodarską troskę od cenzury. Pisałem o tym już wielokrotnie, więc tylko tu wspomnę, że jeśli w jakimś miejscu netowym sprawy nie stoją na głowie, tylko normalnie, zgodnie z prawami grawitacji, to są potrzebni admini i regulaminy – jako sposoby ochrony społeczności przed wszelkiego kalibru wandalizmem, o który w anonimowej sieci bardzo łatwo – i w żaden sposób nie ogranicza to swobody wypowiedzi i wolności samych uczestników. Choć właściwie zrozumienie tego wymaga osobistego doświadczenia w obu rolach: i uczestnika i gospodarza.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość