Na bezdrożach wiary

Czy długo można rzucać ziarno na skałę i co roku pomstować, że nie przynosi plonu? Długo. Znam rekordzistów o siwych włosach.

Ile razy można na nowo budować dom na piasku i za każdą powodzią pomstować, że go żywioł zabrał? Wiele razy. Znam takich, którzy robią to od pokoleń.

Jak tu dojść, czy nihilizm Koheleta i jemu podobnych to wiara w ostateczną nicość, czy raczej niewiara w nie-nicość, a może jedynie życiowe zmęczenie i zgorzknienie?

Szukając odpowiedzi zaglądam do zaułka filozofii i widzę, że to jakby sala gimnastyczna umysłów, które w niezliczonych słownych wygibasach pragną ukryć, że po prostu zapuściły się w nieznane ciemności bez latarki.

Zaglądam do zaułka religii, a tam na półkach widzę mocno sformalizowaną, choć oswojoną tradycję, będącą jakby wyrazem tęsknoty człowieka za punktem odniesienia w wędrówce pokoleń przez pustynię świata.

Jeszcze zaułek ateistów, a tam dość smutna i gorzka choroba duszy, zniechęconej do religii i pozbawionej duchowego wzroku, wszędzie tylko krzyczące napisy o wolności od, na pustych naczyniach.

Spotykam też po drodze różnych wierzących niezrzeszonych, ale i oni zwykle robią wrażenie ogarniętych i przesiąkniętych resentymentem. Niby wyzwolili się od swoich korzeni, a uczulenie na korzenie nadal całkiem żywe. Swoją drogą, żeby odrzucenie korzeni nazywać wyzwoleniem? Co na to drzewa?

Zdarzają się co prawda także bardziej wyluzowani, swój luz (i niezrzeszenie) uzasadniający cytatem z Andrzeja Poniedzielskiego: Jedyny klucz w jedynie słusznej sprawie tworzą żurawie. Ale poza tym luzem co więcej? Czy to nie jeszcze inna odmiana ucieczki od problemu i częstowanie ludzi cukierkami, które akurat nam smakują? Bywa przecież, że nawet dzieci wolą chleb od cukierków.

Tymczasem chyba nie bardzo się da świata tak urządzić, żeby wszyscy byli niezrzeszeni, albo wolni od tradycji. Oczywiście kosmopolici powiedzą, że jak najbardziej, da się, a nawet, że całe zło bierze się z tego zrzeszania się narodowego i religijnego, wobec czego należy owe przestarzałe zrzeszenia zastąpić nowym, uniwersalnym, transparentnym (w sensie: przezroczystym), tolerancyjnym, multikulturowym, wolnym od. No właśnie, wolnym od czego właściwie i po co? Żeby zbudować jedną wspólną Wieżę Babel? Znowu?

Gdzie jesteś, Panie? Dlaczego wciąż każesz nam zgadywać kim jest Ogrodnik?

Już ja wiem, dlaczego – mrugnął porozumiewawczo i znowu zniknął nam z oczu.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Serż

bardzo mocny text.

Mam natomiast pewne uwagi. Jedna natury ogólnej- ale odnosząca sie szczegółowo do jednego z twoich akapitów; druga natury… praktycznej.

1. Piszesz, że ateiści wyją o “wolność od”. Tak sie przyjęło uważać potocznie. Moim zdaniem jednak, oni chcą “wolnosci do”. Chcą, mówiąc w skrócie, przywileju. Superustawy. Tu nie chodzi o to, że oni nie chca być związani religia, tradycją, zwyczajem, tabu etc. Oni żądaja prawa do zniszczenia wyżej wymienionych. Innym. To, że niejako automatycznie popadają w niewolę innego rodzaju, to kwestia tutaj poboczna.

2. Wieża Babel, wieżą Babel- ale skoro oni tak pragna tego porzadku uniwersalnego, wolnego od tych wszystkich przestarzałych “pierdół”, to czy zadają sobie pytanie- kto będzie ów nowy porządek egzekwował? W jaki sposób? Z czyjego mandatu? Jak bardzo ten ktoś będzie musiał wziąć wszystkich za pysk, by ten “raj na ziemi” ufundować? Wieża Babel to nie tylko “traktat” o ludzkiej pysze. To nieme pytanie o koszta tej budowli. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by to prosty Jan Kowalski, który chce zwyczajnie żyć i chować swoje dzieci, tak jak to uznaje za stosowne, by to on wlaśnie wymyślił sobie wieżę Babel. By to on chcial rzucic rękawice Bogu i zanegowac ustalony przez niego porzadek rzeczy. To brak pokory elit przecież. Elit, które całkowicie oderwały sie od rzeczywostości i czy to powodowane żądzą władzy, czy to litujące swoje wrażliwe, kaviorowo- elitarne serduszka chcą ten świat uczynić “lepszym”. Elity te, do realizacji swoich celów muszą powołac “pod broń” miliony rąk. Cegły nowego świata same się przeciez nie ułożą. Niechęć ludzi, którym mur wieży Babel przecina ich prywatny ogródek trzeba nie tylko stłumić, trzeba tak długo ciąć grzbiet pejczem, aż z radością rzucą sie do pracy nad budowlą. Do tego zawsze powoływano “pejczowych”.
Pytanie na dziś jest natomiast takie- czy aby nie jest tak, że potomkowie dawniejszych “pejczowych” kręcą współczesnymi elitami tak, by w amoku wznosiły nową, bluźnierczą konstrukcję tylko po to, by było kogo smagac po grzbiecie? By “pejczowi” zwyczajnie mieli robotę?


Artur,

ad 1
kierownikom z pewnością chodzi o wolność do, tylko taką specyficzną oczywiście, bo obudowaną w wolność od, żeby lud to kupił bez zastrzeżeń. To zresztą stary numer. Diabeł nie powiedział do Ewuni czegoś w rodzaju: słuchaj kobito! ten Wasz szef to zwykły kłamca i terrorysta, nie, on tylko zapytał: posłuchaj piękna, czy to prawda, że…?

ad 2
kto kim tak kręci to chyba nie jest kluczowe, choć całkiem możliwe, że to elitarni pejczowi nakręcają sprężynę też, bo elity w sensie dosłownym to raczej nie istnieją już. Zresztą dziś konstrukcja jest taka, żeby każdy obywatel stał się swoim osobistym pejczowym. Na własny koszt, rzecz jasna. To bardzo wydajna maszyna i jak cicho chodzi!


Sergiuszu

Jeszcze zaułek ateistów, a tam dość smutna i gorzka choroba duszy, zniechęconej do religii i pozbawionej duchowego wzroku, wszędzie tylko krzyczące napisy o wolności od, na pustych naczyniach.

Hmm. Jakoś nie wydaje się sobie być “pozbawiony duchowego wzroku” ani żadne naczynie mi nic nie krzyczy o jakiejśtam wolności…

Boga po prostu nie ma i tyle.
Ale są inne rzeczy…
I ani mi z tym dobrze ani źle…

pozdrawiam


Jacku,

zauważ, że ja nie ośmielam się twierdzić jak swój ateizm widzi ateista. Tym bardziej nie ośmielam się twierdzić jak to widzi konkretny ateista.

Ja tylko zwracam uwagę, że coś jest w samym źródłosłowie: a-teista, oraz piszę o tym jak ja (a dokładniej, mój podmiot liryczny) to widzę.

Jeśli to co po tym myślniku w a-teista jest jakąś fikcją, to czym jest to przed myślnikiem, i dlaczego to przed myślnikiem ma takie coś po tym myślniku, a nie cokolwiek innego, nie będącego wyrazem wiary w zaprzeczenie?

To jest naprawdę zabawne zdanie: “Boga po prostu nie ma i tyle.” A czy ja twierdzę stanowczo, że jest, albo że widziałem go na oczy? Nie, ja widziałem tylko Ogrodnika. Tylko dlaczego przychodzisz do mnie z takim “twierdzeniem”? I dlaczego nie piszesz, że jest Ci z tym dobrze, tylko że “ani mi z tym dobrze ani źle”?

Pozdro.


Sergiuszu

zauważ, że ja nie ośmielam się twierdzić jak swój ateizm widzi ateista. Tym bardziej nie ośmielam się twierdzić jak to widzi konkretny ateista.

Przypisując jakieś cechy ogólne do grupy ludzi nazywanych przez Ciebie ateistami siłą rzeczy mówisz o tym, że każdy szczegółowy przypadek ateisty te cechy ogólne posiada. Inaczej samo formułowanie takich zdań ogólnych jak dla mnie nie miałoby sensu, bo wypowiadający je z założenia mówiłby coś, co już na samym początku mogłoby być nieprawdą... Ja tam o wierzących żadnego zdania ogólnego wypowiedzieć nie jestem w stanie -> nic.

Co do Twoich rozważań semantycznych się nie wypowiadam, bo nie wiem co niby miałbym powiedzieć ;-)

To jest naprawdę zabawne zdanie: “Boga po prostu nie ma i tyle.” A czy ja twierdzę stanowczo, że jest, albo że widziałem go na oczy? Nie, ja widziałem tylko Ogrodnika. Tylko dlaczego przychodzisz do mnie z takim “twierdzeniem”? I dlaczego nie piszesz, że jest Ci z tym dobrze, tylko że “ani mi z tym dobrze ani źle”?

Nieporozumienie. Powinienem to wziąć w średniki, jako moje twierdzenie dla mnie samego, które Ci tu zacytowałem…
Nie jest mi z tym dobrze. Czasami chciałbym, żeby Bóg był. Wtedy wiele spraw byłoby w życiu łatwiejszych. A tak to wszystko skomplikowane cholernie jest i czasami trudne…

A tak na marginesie, to czy On jest nazywany Bogiem, Ogrodnikiem, czy jakośkolwiek inaczej, to chyba nie ma znaczenia…

pozdrawiam


Serż

1. Jasne. Juz to napisałem na saloniku, takie zdanie, nie moje, ale fajne. Z pamki zacytuję, więc prosze o nieczepianie się. “Najtrudniej przejrzeć oszustwo zbudowane z tysiąca drobnych prawd, gdzie fałsz istnieje wyłacznie w sposobie ich złożenia”. W tym sa i kierownicy i Pan, któremu służą- czy sobie z tego sprawę zdają czy nie.

2. Trochę jest to ważne, kto tym kręci. Ale to na dłuższą gadułę. Faktem zaś jest, że “każdy obywatel swoim własnym ORMOwcem” to hasło miłe sercu kierowników kuli ziemskiej. To ideał domknięty. Moim zdaniem nierealny, ale sporo krwi w rzekach będzie musiało upłynąć, zanim sie ludzkość o tym ZNOWU przekona.

Z innej, ateistycznej beczki- ja sporo razy twierdziłem, że ateizm to pewien rodzaj lobotomii. Usunięcie sobie samemu sporego kawałka świata. Zauważ tę pewność, w zdaniu, które już sam tknąłeś. Nie ma Boga, wiec nie powstaja pytania, nie ma wątpliwości, nie ma rozmyślań. Jest płaski świat, jak bilardowy stół. Perspektywa prymitywna i przy takim widzeniu rzeczywistości średniowieczny kmieć wygląda na intelektualistę.
I śmieszność- przy takiej pewności, gdzie jest miejsce na poznanie? Ergo, na zofię?


Jacku,

Napisałem jasno, że ani ja ani podmiot liryczny nie wypowiadamy się w kwestii jak ateizm widzi od środka sam ateista, tylko jak ateizm widzi z zewnątrz mój podmiot liryczny – dlatego Twoje czepnięcie się z pierwszego komentarza było bezzasadne. Mam wrażenie, że to nieporozumienie więc.

Co do drugiej sprawy – no to zmienia postać rzeczy, gdy piszesz “Czasami chciałbym, żeby Bóg był.” – i że tak należy czytać wcześniejsze wyznanie wiary w nieistnienie. Bo bądźmy dokładni, zdanie “Boga nie ma” nie jest stwierdzeniem faktu (choć chciałoby być pewnie), tylko jest wyznaniem wiary w nieistnienie właśnie.

Tylko skąd pomysł, że w przypadku istnienia Boga wiele spraw byłoby prostszych? Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie.

Co do Ogrodnika – nie łapiesz dzisiejszej ewangelicznej aluzji chyba?


Artur,

1. zgadza się, na tym polega wyższa szkoła diabelskiej jazdy, choć to też stare numery i sprawdzone, postać anioła światłości czy też ubiera się w ornat i na mszę ogonem itd. to już klasyka, która w formie powiedzonek trafiła pod strzechy.

2. jak na dłuższą gadułę to piszę się chętnie, jestem ciekaw.

3. tak to z pewnością wygląda z punktu widzenia wierzącego. Tylko tu nie można przeoczyć jednej ważnej sprawy. Mianowicie jak to widzi Góra. I tutaj pozostaje mi nawiązać do pięknej końcowej sceny z tekstu JJ Piątek. Dwa razy

Pozdro.


Serż

1. Strzechy- kiedyś czytałem, nie wiem gdzie i nie pamiętam dokładnie jak to leciało. W każdym razie, pewien przedwojenny polski Europejczyk miała taka konstatację, że głupio mu, iż polski woźnica w chwilach wolnych podczytuje sobie Biblię, a taki dorożkarz paryski, to sobie po wielkomiejsku czyta gazetę. No i z tej konstatacji wyszła troche śmieszność, bo co niby za gazetę czytał ów dorożkarz? Ano jakiś superexpres ówczesny. Jakies pierdoły typu ta sie puściła z tym, a w sezonie letnim stan obnizony będzie modny itp. mądrości. Nasz prosty woźnica, na tym tle, wygląda na człowieka cywilizowanego przy neobarbarzyńcy zaprzątającym sobie swój pusty, wyzwolony łeb idiotyzmami.

2. Wiesz, tu głównie chodzi o konstrukcje psychiczna “pejczowych”. Genetyczne snucie intryg, traktowanie ludzi w kategoriach zasobów do realizacji swoich planów etc. To dehumanizacja pełna. Świat kagiebistów. Elity “cywilne”, co by o nich nie mówić, nawet nie wiadomo jak zdegenerowane i idiotyczne, to zupełnie inna forma. Zwłaszcza te, współczesne. Delikatne, tchórzliwe. I nawet jeśłi czynia zło, to wydaje im się chociaż, że próbuja czynić dobro. “Pejczowi” są zaś w 100% utkani z mroku.

3. Ja nie dehumanizuje zlobotomowanych. W pewien sposób im wspołczuję, jako upośledzonym. To nie przeszkadza w nich widziec człowieka i brata. Natomiast za absurdalne dosyć mam to, że pozwala się ludziom uposledzonym nadawac ton, zamiast ich trzymac tam, gdzie ich miejsce. Nie, nie w psychuszkach. Zwyczajnie, na obrzeżach normalności.


Artur,

1. Gazety dla nowoczesnych, Biblia dla ciemniaków – dokładnie te same nutki pobrzmiewają przecież w tych wszystkich tekstach o polskim ciemnogrodzie. I żadne zastrzeżenia do imperium Rydzyka, moherów itp. nie są tu wcale kluczowym argumentem. Kluczowe jest to, o czym w tym punkcie napisałeś.

2. W takim ujęciu to brzmi groźnie, ale myślę, że tak to właśnie wygląda, mniej więcej. Jesteśmy na planecie, którą nadal rządzi mrok, niezależnie od czyichkolwiek pobożnych życzeń.

3. Sposób w jaki o tym mówisz sprawia, że dehumanizujesz właśnie, sorry. Myślę że nawet bez wznoszenia się na boski poziom widzenia da się o ludziach niewierzących mówić z szacunkiem jak o wszystkich bliźnich (nie przesadzajmy z tymi braćmi). A nade wszystko uważam, że trzeba bardzo wyraźnie oddzielać mówienie o ludziach od mówienia o anty-religijnych ideologiach i aktywistach. W przeciwnym razie dajemy swoim adwersarzom zbyt łatwą w użyciu broń.

Człowiek niewierzący to człowiek z jakiegoś powodu niewierzący, ale to jeszcze nie ateista, ani tym bardziej wojujący ateista.

O to mi też chodzi, że wiara nie jest żadnym powodem do lepszego samopoczucia, zwłaszcza nie jest powodem do traktowania niewierzących z góry.

Jeśli nie pilnujesz tych rozróżnień i ścinasz zakręty, dehumanizujesz, chcesz tego czy nie. Intencje nie mają tu nic do rzeczy.


Jacku,

rozwinę jeszcze trochę to zdanie: “Tylko skąd pomysł, że w przypadku istnienia Boga wiele spraw byłoby prostszych? Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie.”

Już samo założenie istnienia Boga komplikuje obraz świata poza granice zrozumienia. A wierzący ma jeszcze gorzej, bo wszędzie spotyka paradoksy, po ludzku biorąc nic się nie zgadza, obraz świata nie mieści się w głowie. Wiesz, wystarczy zestawić obok siebie ogrom zła i cierpienia, i wiarę w nieograniczonego niczym Boga, który jest miłością i uosobieniem dobra.

Dlatego uważam, że z niewiarą w Boga jest odwrotnie niż mówisz. Niewiara jest ucieczką od tych sprzeczności, które nie mieszczą się w głowie, jest powiedzeniem nie wszystkim religijnym “wyjaśnieniom” dlaczego świat jest taki pokręcony i że to wszystko jest jakoś dobre, bo coś tam coś tam.

Tak, niewiara jest ucieczką w świat bez Boga, świat, który dzięki tej niewierze staje się jakoś do zniesienia, bo można sobie wszystko wyjaśnić procesami ewolucyjnymi, zwierzęcą naturą, a w ostateczności wpływami księżyca i innych rytmów dzikiej przyrody.

Świat nie przestaje wtedy przerażać, ale przynajmniej da się go jakoś zrozumieć. Właśnie dzięki uproszczeniu wizji przez wyłączenie z niej Boga.

Tak to widzę.

Pozdro.


Sergiuszu

Napisałem jasno, że ani ja ani podmiot liryczny…

Niech Ci będzie ;-)

Co do drugiej sprawy – no to zmienia postać rzeczy, gdy piszesz “Czasami chciałbym, żeby Bóg był.” – i że tak należy czytać wcześniejsze wyznanie wiary w nieistnienie. Bo bądźmy dokładni, zdanie “Boga nie ma” nie jest stwierdzeniem faktu (choć chciałoby być pewnie), tylko jest wyznaniem wiary w nieistnienie właśnie.

Mało jest zdań, które są stwierdzeniami jakiś faktów, które są faktami faktycznymi – wiadomo.
Takie fakty najczęściej nieistnieją za bardzo bez wypowiadajacych je ludzi…
Co nie zmienia faktu, że dla mnie fakt nieistnienia Boga jest moim faktem będąc dla Ciebie wyznaniem niewiary…

Tylko skąd pomysł, że w przypadku istnienia Boga wiele spraw byłoby prostszych? Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie.

he he. Bóg daje drogę – wystarczy jej poszukać idąc za wskazówkami. Bez Boga nie ma wskazówek, nie ma drogi – jest trochę szukanie igły w stogu siana, coby znaleźć takie rozwiązanie i tak postępować, żeby było najlepiej… Co gorsza – nawet nie ma pewności co znaczy to “najlepiej”...

Co do Ogrodnika – nie łapiesz dzisiejszej ewangelicznej aluzji chyba?

A – to bardzo prawdopodobne. Wszelkie aluzje często puszczam mimo uszu. Jak nie ma wprost to się nie domyślam o co autorowi chodziło. Aluzje generalnie bywają wieloznaczne i jakoś tak mam często wrażenie, że człowiek je pisze po to, żeby mieć łatwą drogę to późniejszej odpowiedzi, że przecież nie o to mu chodziło jak został zrozumiany i w ogóle…
Choć w tym wypadku, tak raczej nie jest. Jednak mój sposób podejścia do aluzji pozostał :-)

pozdrawiam


Sergiuszu CD

Dopiero teraz zauwazylem Twoje rozwiniecie…

Widzisz, ja uwazam troche inaczej.
Jak wierzysz w Boga, to zaraz za tą wiarą idzie ufność, że wszystko to co się dzieje jest dziełem Boga i ma jakiś swój cel. Tym samym daje to możliwość łatwiejszego pogodzenia się z sytuacją, że coś jest jak jest.
Świat z Bogiem jest światem z jakimiś zasadami, wiadomo mniej więcej jak postępować, żeby było OK -> jest jakaś droga z jakimiś ew odnogami.
Jak Boga nie masz, to nic nie jest pewne, świat jest właśnie nieogarniony, nie ma w nim żadnych jasnych zasad, wszystko się dzieje na zasadzie umowności. Jest jedna wielka niewiedza i jest ogromna odpowiedzialność, że za to co się dzieje odpowiadają ludzie i tylko ludzie a nie jakiś tam Bóg.

I często jest bezsilność, że nie możesz tych ludzi i tego co oni robią zmienić. A jednocześnie nie ma wtedy nad nimi niczego wyżej ->nic. Nie można sobie powiedzieć, że w końcu za to zapłacą, co robią złego. Zaplacą albo i nie zaplacą -> wszystko zalezy od ludzi, czy im się uda tę zapłatę wymierzyć czy nie. itd itd.

Bezsilność i świadomość tego, że wszystko co się dzieje jest sprawą ludzką i może się zadziać tak albo inaczej i nikt, zupełnie nikt tego nie kontroluje. To jest właśnie m.in. świat bez Boga. Wcale nie taki prosty i jasny…

pozdrawiam


Jacek. Sergiusz

podczytuję sobie Waszą wymianę myśli. Jacek pisze o “sprawach ludzkich” ale tak naprawdę, z nich wynika, że wszystko na tym swiecie jest rzeczą umowną a skoro tak, to wszystko wolno.
Gdyż nie ma “lustra” dla oceny tego co dobre. Nie istnieje ani dobre ani złe ale istnieje to co istnieje… . Nie ma więc moralności, etyki, gdyż można stwozyć każdą etykę, nieskonczenie wiele etyk w różnorodności skoro nie ma żadnej etyki… .

Świat bez Boga, nawet takiego “umownego” to staje się piekłem, gdyż jest( swiat) jak platforma satrelitarna nadająca programy wszystkie tak samo dobre i tak samo złe… . Wszystkie równorzędne, tak samo dobre i tak samo złe skoro nie ma Boga nawet umownego – będącym strażnikiem tego co chrześcijanie i inni “dziwacy” nazywają dobrem.. . DObrem bo zbliżają do DObra.

A jak czytam Jacka to dochodzę do wniosku, że – wg niego – dobrem jest to co jest dobre dla kogoś. Dla złodzieja dobrem jest okraść a dla miłosiernego pomóc komuś..... . Nie ma dobra więc jest “dobro”.

Przepraszam za wrzutkę która być może rozwala dyskusję. Możecie jej nie ruszać, niech pozostanie na marginesie.

Pozdr.

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Poldku,

świat bez Boga, ten świat o którym Jacek pisze, że jest jakoś trudniejszy, bo nie ma w nim tej najwyższej instancji, a jest jakaś wielka odpowiedzialność (?), potencjalna bezkarność zła itd, to moim zdaniem jakaś dziwna wizja świata zawieszonego pomiędzy światem w którym Bóg jest i tym w którym go nie ma.

Nie zgadzam się z Jackiem co do tego, że świat w którym Bóg jest, jest prostszy itd. ponieważ to wyobrażenie dotyczy chyba tylko świata bardzo infantylnej wiary. Jacek zdaje się wyobrażać sobie, że to jakiś świat umysłowo zafiksowanych na amen wierzących, którzy nie stawiają pytań i wszystko im się zgadza.

To jest do gruntu fałszywy obraz świata wierzących, Jacku. Być może tak go właśnie sobie wyobrażasz, ale w takim razie zupełnie się nie dziwię, że nie masz ochoty się do niego przenieść, serio :-)

Pozdrawiam Was.


panowie

Poldku – widzisz, dobro i zło jest w jakimś sensie umowne. Tylko nie w takim uproszczonym sensie jak Ty tu inputujesz… To dobro i zło stworzyli ludzie. W moim świecie wiara, Bóg i te rzeczy też są stworzone przez ludzi, można powiedzieć wypracowane przez długie lata. Z resztą nie wypracowane raz na stałe -> ciągle się te rzeczy zmieniają. Dobro i zło też są wypracowane przez lata. Nie wszystko może stać się dobrem i nie wszystko może stać się złem. Przynajmniej nie w krótkim okresie czasu. Czy zabijanie ludzi zawsze było złem wśród Chrześcijan, czy w ogóle jest złem teraz? O to drugie pytam, bo nie wiem. Dobro to coś, co jest dobrem dla wielu ludzi i co nie czyni zła dla innych ludzi – dobro sprawia, że ludziom robi się przyjemnie, zło, że cierpią – może być taka uproszczona definicja “na szybko”?

Sergiuszu – gdzie ja twierdzę, że wierzący wg mnie nie mają rozterek, wątpliwości, pytań? Mam do Ciebie pytanie – jak często w swoich wątpliwościach stawiasz sobie pytanie fundamentalne dotyczące samego istnienia Boga i jak często odpowiadasz sobie na nie negatywnie? Jak często stajesz się w swoim życiu chwilowo-niewierzącym? Zdarza Ci się to? To nie jest pytanie podchwytliwe.

Acha – i tak na koniec – ja nie piszę o świecie ateistów wszystkich, czy tam nawet niektórych. Ja nie wiem jaki jest swiat innych ateistow, nie znam go. Dodatkowo nie czuje z nimi raczej zadnej wspolnoty umyslowej, czy jakiejstam… Ja pisze o swiecie ateisty jednego, pisze o moim swiecie. Więc ja, Sergiuszu, czuję taką odpowiedzialność, nie wiem czy wielką, ale czuję. Czuję, że zawsze mógłbym zrobić coś więcej i więcej, coby czemuś zapobiec, że nikt mi w tym nie pomoże i nie wspomoże, że nie mam się do kogo zwrócić w modlitwie, cobym się uspokoił i ukoił...

Dodatkowo mogę Ci powiedzieć, że Twój obraz mojego obrazu świata wierzących jest fałszywy, bo go sobie uprościłeś, coby móc o nim powiedzieć, że jest m.in. infantylny. Nie wiem po czym wywnioskowałeś to co wywnioskowałeś... Ale nie Ty pierwszy i pewnie nie ostatni…
I to nie jest tak, że ja mam się do czegoś przenosić lub nie. Wedle wszelkich informacji jakie mam o świecie i ludziach, o tym co widzę, jak się dzieje i dlaczego stwierdziłem po prostu, że to oni (ludzie) wszystko tworzą i nie widzę w tym wszystkim niczego, coby było poza. Być może kiedyś mnie “od-świeci” – nie wiem, nie znam mojej przyszłości… Mogę ją tylko próbować kształtować na miarę sił i możliwości oraz dostosowywać do tego, co mnie będzie z zaskoczenia spotykało…

pozdrawiam


Jacek

JacekKa

Poldku – widzisz, dobro i zło jest w jakimś sensie umowne.
Tylko nie w takim uproszczonym sensie jak Ty tu inputujesz… To dobro i zło stworzyli ludzie.
W moim świecie wiara, Bóg i te rzeczy też są stworzone przez ludzi, można powiedzieć wypracowane przez długie lata. Z resztą nie wypracowane raz na stałe -> ciągle się te rzeczy zmieniają.

Umowne jest ale w tym znaczeniu, jak umowne jest to, że dajmy na to, np. na przykładzie medycyny. Kiedyś mnie znano bakterii i wogóle nie sterylizowano narzędzi medycznych. Ale to nie znaczyło, ze wtedy bekterie były niegroźne a teraz nagle stały się groźne. Więc ja bym tego umownością nie nazwał ale rozwojem cywilizacyjnym. Gdy siegniesz po Stary i Nowy Testement też widać jak na dloni w jaki sposób rosła zarowno świadomość moralna oraz wymagania Boga w stosunku do narodu wybranego. Dekalog nie był od zawsze, miłość nieprzyjaciół również. ale nie dlatego anby to była kwestia umowna ale dlatego, że jeszcze wychowywany naród wybrany nie dorósł do tak postawionej poprzeczki moralnej. Natomiast Ty sugerujesz, że wszystko jest wytwoerm człowieka a więc to co złem jest dla jednego – mówisz – może być dobrem dla innego. Gdyż jaką granicę postawisz pomiędzy dobrem a złem ? Granicę subiektywizmu?
Człowiek wg teologii jest istotą w sposób naturalny podążajacą za światłem prawdy co oznacza, że ma zdolność poznania dobra i zła w której Dobrem najwyższym jest Bóg który jest MIlością. Odkrywanie Boga wiąże się z odkrywaniem szerokiej perspektywy miłości do każdej dziedzyny życia. Bóg-milość jest lustrem dla tego co nazywamy dobrem. Jeśli lustro zbić, nie ma punktu odniesienia, nie ma dobra i nie ma milości. A jest tylko to co milością i dobrem nazwie subiektywnie każdy człowiek. gdyż każdy ma inne potrzeby, miłostki i pragnienia. Jeśli odrzucisz lustro wszystkie milostki i małe dobra są sobie równe gdyż w Twoim świecie to człowiek decyduje o tym. A skoro tak to dlaczego jeden człowiek moze ograniczać drugiego skoro człowiek człowiekowi równy.

Dobro i zło też są wypracowane przez lata. Nie wszystko może stać się dobrem i nie wszystko może stać się złem.

A dlaczego w Twoim swiecie nie wszysto może byc złem i dobrem, skoro jest zarówno jedno jak i drugie produktem człowieka. czlowiek jest wolny więc może tworzyć jak subiektywnie uważa. Na jakiej podstawie w Twoim swiecie można komus zabronić ?

Czy zabijanie ludzi zawsze było złem wśród Chrześcijan, czy w ogóle jest złem teraz?

Zabijanie ludzi z rąk chrześcijan zawsze było złem niezależnie od epoki – za to przepraszał poprzedni papież Jan Paweł II publicznie. Więc nie jest to kwestią umowną – przynajmniej u Katolików Rzymskich.
Natomiast przypatrując się Biblii mozna odnieść takie powierzchowne wrażenie ale o tym pisałem na początku komentarza.

pozdr.

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Hm, w ogóle mnie ta gadka śmieszy,

Nicpoń z Sergiuszem mają jakieś tam wyobrażenie ateistów, że oni sa tacy, śmacy itd.
Otóż tak jak nie ma jednego modelu katolika to i nie ma ateisty.
Nie ma czegoś takiego jak wspólnota ateistów (a akurat wspólnota Kościoła jest)
Nie wiem czemu ateista ma nie uznawać tradycji/tabu/zasad i je zniszczyć chcieć?
Przecież to bzdura totalna.

W ogóle na te gadki to słowa clowna przywołać trza:

“-Katolicy mnie denerwują, ponieważ są nieuczciwi.
A protestanci? zapytał śmiejąc się

-Ci z kolei doprowadzają mnie do szaleństwa tym swoim ciągłym gadaniem o sumieniu.

-A ateiści?

-Ci nudzą mnie, bo gadają zawsze tylko o Bogu.

A kim pan jest właściwie?

-Jestem clownem.”

Szybko teraz przetłumaczone, więc po polskiemu może nie brzmieć za dobrze.

A czy ateiści mają łatwiej?
Czy bez Boga jest łatwiej?

Czy ja wiem?

Ludzie boją się i nicości i smierci, Bóg oba te strachy pozwala przezwyciężyć czy zneutralizować.

Ateiści muszą sobie radzić z nimi inaczej lub je odsunąć od siebie.
Nie jest to wcale łatwe.
I że ktoś, kto nie wierzy, nie ma wątpliwości?
Nie dąży do poznania itd?
No znowu se ktoś sporządza słomianą kukłe i w nią wali.
Na oślep i bez znajomości rzeczy.

A na konie bajka-antybajka:

“Było sobie raz biedne dziecko i nie miało ani ojca, ani matki- wszystko mu pomarło i nie było nikogo na świecie, a ono wędrowało i szukało dzień i noc. A że nie miało już nikogo na świecie, chciało iść do nieba. Księżyc spojrzał na nie tak mile, a gdy przyszło w końcu do księżyca, to był kawałek zgniłego drzewa. Wtedy chciało iść do słońca, słońce spojrzało na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do słońca,to był zwiędły słonecznik. Wtedy postanowiło pójść do gwiazd. Gwiazdy popatrzyły na nie tak mile, a gdy doszło w końcu do gwiazd, to był złote muszki wbite na ciernie przez dzierzbę. Wtedy dziecko chciało wrócić znów na ziemię, ale gdy przyszło do ziemi, to ziemia była przewróconym gliniakiem. tak więc zostało samiusieńkie i przysiadło , i zaczęło płakać. I siedzi tam aż dotąd i jest samo , samiusieńkie.”

Nihilistyczny fragment “Woyzecka” Georga Buechnera.


Jacku,

znowu chyba(?) nieporozumienie, zobacz proszę czego u mnie dotyczył przymiotnik “infantylna”, to nie było ani o ateistach, ani o Twoim wyobrażeniu (że infantylne), tylko o świecie wierzących, jaki wyłania się z Twoich słów w tym wątku, bo taki się właśnie wyłania. Jest to obraz wiary i religijności, która traktuje Boga jako uniwersalny środek na wszystkie rozterki i problemy, w tym egzystencjalne. Nie wiem co miałeś na myśli, mówię tylko o tym, jaki obraz wyłania się z Twoich słów. To nie to samo.

Jacku, co do Twojego pytania o moją niewiarę, odpowiadam, że raczej dość rzadko mam przekonanie, że jestem wierzącym, że Bóg jest, a już zwłaszcza, że cokolwiek z tego rozumiem. Bardzo rzadko mam takie przekonanie czy poczucie, choć modlę się codziennie, także przed posiłkiem. Taka jest ta moja dziwna wiara, taki wielki nieustanny znak krzyczącego zapytania.

Dlaczego Ty w ogóle zaliczasz siebie do ateistów? Moim zdaniem jesteś człowiekiem niewierzącym, i to też niezbyt mocno niewierzącym, a to ma niewiele wspólnego z ateizmem, o którym ja tu napisałem w tekście i dalej w komentarzach.


Grzesiu,

czy dla Ciebie ateista i niewierzący to jedno i to samo?


Serż

sergiusz

1. Gazety dla nowoczesnych, Biblia dla ciemniaków – dokładnie te same nutki pobrzmiewają przecież w tych wszystkich tekstach o polskim ciemnogrodzie. I żadne zastrzeżenia do imperium Rydzyka, moherów itp. nie są tu wcale kluczowym argumentem. Kluczowe jest to, o czym w tym punkcie napisałeś.

Dokładnie. Do tego dochodzi bezczelnośc wręcz wyjątkowa. Wystaw sobie, na saloniku, niejaki Leming (chyba przez więc L niż jedno) twierdzi cos w tym guście, że on nie walczy z polska tradycją, z patriotyzmem, z religią, tylko z ciemniactwem. On, oświecony Europejczyk niesie kaganek oświaty do swych expobratymców żyjących w ciemnocie i biedzie. Żesz kurwa jego w dupę mać! I weź powiedz, że takich psami szczuć to nadużycie!

2. W takim ujęciu to brzmi groźnie, ale myślę, że tak to właśnie wygląda, mniej więcej. Jesteśmy na planecie, którą nadal rządzi mrok, niezależnie od czyichkolwiek pobożnych życzeń.

Ja powiem więcej- ta planeta ochoczo zapada sie w otchłań barbarzyństwa. Ale mnie to jakby coraz mniej martwi. Poważnie. Chesterton pisał prawie sto lat temu, w Ortodoksji chyba, że po pogaństwie naturalnym następnym krokiem jest chrześcijaństwo. Jako strukturalnie, etycznie, moralnie itd. lepsze. Wyższe, mówiące o człowieku wiecej i pełniej niż te wszystkie uprzednie pogańskie (często i wybitne) kombinacje. Więc im szybciej stoczymy sie w barbarzyństwo, tym renesans chrześcijaństwa jest bliższy. No, chyba że zanegujemy ewolucję. To wtedy ciemno widze.

3. Sposób w jaki o tym mówisz sprawia, że dehumanizujesz właśnie, sorry. Myślę że nawet bez wznoszenia się na boski poziom widzenia da się o ludziach niewierzących mówić z szacunkiem jak o wszystkich bliźnich (nie przesadzajmy z tymi braćmi). A nade wszystko uważam, że trzeba bardzo wyraźnie oddzielać mówienie o ludziach od mówienia o anty-religijnych ideologiach i aktywistach. W przeciwnym razie dajemy swoim adwersarzom zbyt łatwą w użyciu broń.

Fakt, to co pisze może być tak zrozumiane. Zastanowię się nad tym, co z formą zrobic i czy w ogóle coś robić. Bo takie mam wrażenie, że ci, na których mi zależy, kumają wszystko bez problemu, a ci, którzy nie kumaja, to i tak co mi po nich? Sam powiedz. Na marginesie- czytałem jakiś czas temu zapiski tego klechy, który z Cortezem wpadł do Montezumy z odwiedzinami. Fajna rzecz. I tam są takie dialogi zapisane, jak Cortez gada z Montezumą o religii. I mówi Cortez, mało dyplomatycznie, że cała ta ichnia, indiańska religia jest zwyczajnie plugawa. I że on, Cortez, czuje się zwyczajnie lepszy i bardziej cywilizowany nie będąc wyznawcą czegos tak barbarzyńskiego i obrzydliwego. Pytanie na dziś- czy Cortez miał prawo tak powiedzieć w stosunku do gościa, który swoją duchowośc realizował poprzez wyrywanie żywym ludziom serc z klatki piersiowej? Moim zdaniem miał. Pytanie na dziś drugie- czy cywilizowany chrześcijanin może coś takiego powiedzieć w stosunku do ateistów, których “religię” uwaza za plugawy stek idiotycznych bredni? Czy może czuć się lepszy z tego tytułu, że nie uczestniczy w takich barbarzyńskich gusłach, jakim oddaja sie ateiści? Moim zdaniem może. Bo dlaczego niby nie?

Człowiek niewierzący to człowiek z jakiegoś powodu niewierzący, ale to jeszcze nie ateista, ani tym bardziej wojujący ateista.

No jasne, dlatego ja o takich nie pisze i jak kto nie Stopczyk i rozumie cokolwiek to mi tego nie zarzuca.

O to mi też chodzi, że wiara nie jest żadnym powodem do lepszego samopoczucia, zwłaszcza nie jest powodem do traktowania niewierzących z góry.

Naprawdę? Ja twierdze, że jest dokładnie odwrotnie. Wiara jest powodem lepszego samopoczucia (o ile za samopoczucie nie rozumiemy tutaj teraz jakiejś przyjemności czysto cielesnej). I może być powodem do traktowania niewierzących z gory. O ile jest to wiara prawdziwa- tzn. wierzący autentycznie wierzy. Bo jeśli wierzy autentycznie, to znaczy, że sam ma siebie za depozytariusza prawdy. A niewierzacych nie- za ludzi zyjących w kłamstwie i ciemnosci. Za pogan, mówiąc w skrócie. A poganin to jest chyba od pagani- czyli cos jak wsiok i burak niecywilizowany.

Jeśli nie pilnujesz tych rozróżnień i ścinasz zakręty, dehumanizujesz, chcesz tego czy nie. Intencje nie mają tu nic do rzeczy.

To naduzycie- dehumanizacja to wszak odzieranie z człowieczeństwa i ja niczego takiego nie robie nikomu. Nie zwalczam zwierzat, ale ludzi, a konkretnie ich poglady. Dehumanizując ich poniżałbym sam siebie stawiając sie na ringu vis a vis małpy. A ja się z małpami napierdalac nie mam w zwyczaju.


Poldku

Poldku powtórzę, bo zdaje się nie zauważyłeś:
Dobro to coś, co jest dobrem dla wielu ludzi i co nie czyni zła dla innych ludzi – dobro sprawia, że ludziom robi się przyjemnie, zło, że cierpią – może być taka uproszczona definicja “na szybko”?
Wydaje mi się, że granica jest tu jasna, choć zdaję sobie sprawę, że może mi się tylko tak wydawać ...

Co do wątku związanego z rozwojem moralnym i tym , że kiedyś ludzie nie byli na coś przygotowani a teraz niby są, to Ci tylko napiszę, że jednak pozostanę przy swoim i że co innego jest jajkiem a co innego kurą...

A to, co jest złem dla jednego może być czasami dobrem dla drugiego. Nie jest to jednak zasada generalna, ale tak jest. Przykładów na to jest mnóstwo.

Dodatkowo to nie człowiek decyduje o tym, ale ludzie to stwarzają na zasadzie relacji wzajemnych, rozwoju, w pewnym sensie wypracowywania co jest takie a co inne… Jeden człowiek, to sobie może. No chyba że jest Chrystusem albo jakimś innym człowiekiem o bardzo dużym wpływie na świadomość innych istniejących. Nie zmienia to jednak faktu, że żadnego Boga tu z mojej perspektywy nie widać.

Co do cytatu o wypracowywaniu dobra i zła, to pominąłeś (świadomie lub nie) następne zdanie: “Przynajmniej nie w krótkim okresie czasu.”

Jeśli chodzi o zabijanie wśród Chrześcijan, to jednak mam zdanie odmienne. :-)
Bo jakby było to złem w świadomości ludzi wtedy, gdyby to się działo, to za takie by było uwazane, a nie było. A to, że JPII nazwał to złem nie ma zadnego znaczenia, wtedy to dla Papieży złem nie było. Ludzi, niebliźnich można było mordować do woli. I to często z imieniem Boga na ustach…
A jak za 400 lat jakiś Papież będzie przepraszał za jakieś rzeczy, które obecnie są dla Kościoła normalne i Kościół je robi, to co z tym zrobić? Przyznam się, że Twoje tłumaczenie jakieś takie niejasne mi się wydaje…

pozdrowienia


Sergiuszu

Ateista, czy niewierzący?
A jakie to ma niby dla mnie znaczenie?
Nie określam siebie na codzień zbyt często ani jednym ani drugim terminem – chyba ze ktoś zapyta :-)

A w ogole te słowa często wymiennie są używane, coby inny aspekt podkreslić w podobnych sprawach…

pozdrawiam


Jacku..

tych słów nie można używać wymiennie, a jak ktoś ich używa wymiennie, to znaczy, że nie wie co mówi.

Pozdrawiam


@All

Poza tym, że Nicpoń jak zwykle pierdoli (znalazł się ekspert od ateizmu) – tekst fajny, chociaż dziecinny.

Ludzie – czego Wy w ogóle chcecie od życia? Czy nie wystarcza Wam, że jest wiosna, słońce świeci i można pojeździć sobie wreszcie na rolkach? Czy musicie dręczyć umysł idiotycznym pytaniem, które mógłby zadać kolokwialnie każdy żulik spod budki z piwem: “a po chuj to wszystko?”

No właśnie – a po chuj?

Możecie się pytać w nieskończoność i żaden bóg się nie odezwie. Odezwie się co najwyżej gnom w czerwonych trepkach i smętnie coś tam naględzi o cierpieniu i nadziei, z czego oczywiście żadnej nadziei nikomu nie przybędzie a cierpienia i owszem – na każdej masowej mszy karetki zbierają kilku sercowców.

No dobra – nie rozumiem tego, ale muszę żyć z tym, że są na świecie ludzie, którzy nie mogą brać świata takim, jaki jest, tylko szukają wszędzie nadprzyrodzonego – na drzewach, pod kamieniem, w trupach i obrazkach z aureolą. Osobiście uważam to za wadę charakteru. Ludzie, którzy nie potrafią sami narzucić sobie żadnej dyscypliny, którzy muszą szukać wiecznego ojca, który uporządkuje im świat i narzuci porządek rzeczy. Kompulsywnie przywiązani do zastanej formy, która straciła już na nośności. Panie i Panowie – już nikt nie czeka na nowego Michała Anioła !!! Jerzy Nowosielski jest ostatnim żyjącym malarzem ikon !!! Pomyślcie trochę o tym – był czas, kiedy doświadczenie mistyczne dodawało do skrabnicy ludzkości, ale ten czas już się wyczerpał – mistycy nie są już światu potrzebni. Świat się zmienił i jak dojrzewający człowiek – ma już ten etap za sobą. Powrót do starych kolein możliwy jest jedynie za sprawą zagłady naszej cywilizacji.


Artur,

jeszcze o tej de- i lepszym samopoczuciu.

Zauważ, że to Ty pierwszy napisałeś w tym wątku zdanie “Ja nie dehumanizuje..”. Coś w tym jest, że to napisałeś, przy czym powtórzę, nie o intencje chodzi, ale o efekt po stronie odbiorcy, o to jak się czuje potraktowany.

Z tym gadaniem z kumającymi i olewaniem niekumających to się wpędzasz w pułapkę, chyba. O czym tu gadać i w jakim celu z ludźmi, którzy rozumieją co mówisz i się z Tobą zgadzają? Co to za sztuka w ogóle? Jak szeroko rozumiesz to “ci na których mi zależy”?

Co do samopoczucia z powodu wiary – zrobiłem skrót, ale nieduży. Chodziło mi o to, że radość płynąca z wiary nie może być powodem do myślenia o sobie samym jako o kimś lepszym od niewierzącego, bo to byłby wprost grzech pychy. Nie będę tu wchodził w szczegóły, bo sam temat szeroki, może na inną okazję.


@Zbigniew P. Szczęsny

dobry człowieku, nie pień się tak i nie epatuj swoją dojrzałością, boś na serio nic nie zakumał z tego tekstu.

Pozdro.

[edit]
Dopowiem tylko, że pisząc o zakumaniu pisałem o czym innym niż Tyś napisał w zdaniu “No dobra – nie rozumiem tego”. To tak dla jasności.
[/edit]


@All

Pytanie – czy ktoś zna jakiś fajny portal, gdzie nie ma tych nieszczęsnych Katolików? – mam tego elementu pobożnego serdecznie dosyć... Ciągle i wszędzie, wiecznie o tym samym – brandzlują się tymi swoimi uniesieniami… Do znudzenia.


@Zbigniew P. Szczęsny

No widzisz, znowu pudło. Ja nie jestem katolikiem (ani z małej ani z wielkiej), na przykład. Ale jak Ciebie religia jakoś parzy, to widzisz, ten tekst jest właśnie dla Ciebie.

Pozdro.


Sergiusz,

dla mnie oba te słowa to de facto etykietki w sumie.
Mi to obojętne czy ktoś powie o mnie, że jestem ateistą, niewierzącym czy agnostykiem.
Jakoś mi te definicje do niczego niepotrzebne.

Acz nie rozumiem jaka dla ciebie jest różnica między ateistą a niewierzącym?
Bo dla mnie oba te słowa na siebie nachodżą bardzo i są synonimiczne w dużej części, acz może nie całkowicie.

Ja mam wrażenie, że ty i Nicpoń utożsamiacie ateizm z antyklerykalizmem i wrogością do Kościoła.

Dla mnie ateizm jest czym innym.


Grzesiu,

gdyby każdy używał własnych definicji tych samych słów, to szybciej byśmy się dogadali na migi.

Nie za bardzo rozumiem, dlaczego nie mielibyśmy używać tych słów w ich rzeczywistym znaczeniu, dla przykładu:

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ateizm
http://pl.wikipedia.org/wiki/Agnostycyzm

O słownikach wyrazów obcych nie wspominając.

Niewierzący to niewierzący – to polskie słowo, o czytelnym znaczeniu, a zawieranie się jego znaczenia w słowie ateizm, podobnie jak nie-zawieranie się jego znaczenia w słowie agnostycyzm, podobnie jak używanie go w znaczeniu: nie należący do kościoła (dowolnego) nie ma tu nic do rzeczy. To są słowa o innym znaczeniu, a ich potoczne, błędne używanie w charakterze synonimów nie może być przecież argumentem za czymkolwiek.

[edit]
Nieprzypadkowo zestawiam tu słowo niewierzący, określające osobę, z rzeczownikami, za którymi stoją znaczenia opisujące poglądy.
[/edit]


od pewnego czasu nie wierzę

Czy jest mi łatwiej? Zapewniam, że nie jest.
Jest normalniej…


Anno,

to brzmi dość intrygująco, chciałabyś o tym napisać?


Ziggi

Tak na szybko:

http://www.forum.ateista.pl/
http://ateista.blog.pl/
http://ateistaa.blog.onet.pl/
http://lista.racjonalista.pl/

może tam coś znajdziesz…
Bo ja nie wiem, bo jakoś niczego tam nie szukałem ;-)

pozdrowienia


Serż

sergiusz

jeszcze o tej de- i lepszym samopoczuciu.

Zauważ, że to Ty pierwszy napisałeś w tym wątku zdanie “Ja nie dehumanizuje..”. Coś w tym jest, że to napisałeś, przy czym powtórzę, nie o intencje chodzi, ale o efekt po stronie odbiorcy, o to jak się czuje potraktowany.

Ja to napisałem w formie zastrzeżenia, bo przeciez wiem, jak ludziska po państwowej edukacji potrafia na te moje texty reagować. Z drugiej strony- masz koment Szczęsnego, który zaprezentował sie tutaj, jako palant doskonały- szczyt marzeń tego kogoś, to wiosną na rolkach pojeździć a nie jakieś sobie, panie dziejku, pytania zadawać, wątpliwości siać. Czyli to, co napisałem wcześniej- zjeśc i poruchać w wersji light. I co, nadal uważasz, że nie ma powodu czuc pewną wyższośc w stosunku do takich jak Szczęsny? Nie dworuj sobie. Tyle, że zauważ, ja sobie szydery ze Szczęsnego nie robie, bo dla mnie to nie jest żaden powód do radosci, że matka ziemia takie cos nosi i co by tu nie gadac- modlę sie o to, żeby się Szczęsnemu coś w głowie zaczęło Przejaśńiać.

Z tym gadaniem z kumającymi i olewaniem niekumających to się wpędzasz w pułapkę, chyba. O czym tu gadać i w jakim celu z ludźmi, którzy rozumieją co mówisz i się z Tobą zgadzają? Co to za sztuka w ogóle? Jak szeroko rozumiesz to “ci na których mi zależy”?

Rozumiem bardzo prosto- zależy mi na ludziach, którym nogi wyrastają z cywilizacji łacińskiej a nie ze śmierdzącej jurty gdzieś na azjatyckim stepie. I tu nie idzie o gaduły z tymi, którzy sie ze mna zgadzają. Bo np. z Wyrusem miałem chyba największe swoje salonikowe kłótnie. Chodzi o to, by rozmawiac z kimś, z kim ma sie jakąkolwiek wspólną płaszczyznę do debaty.

Co do samopoczucia z powodu wiary – zrobiłem skrót, ale nieduży. Chodziło mi o to, że radość płynąca z wiary nie może być powodem do myślenia o sobie samym jako o kimś lepszym od niewierzącego, bo to byłby wprost grzech pychy. Nie będę tu wchodził w szczegóły, bo sam temat szeroki, może na inną okazję.

Alez nie chodzi przecież o poczucie, że samemu jest sie lepszym od kogoś, tylko że mój światopogląd/religia/etyka whatever jest lepszy niż czyjś. Fakt, w ferworze walki czasami sie o tym zapomina i skleja osobę przeciwnika z jej pogladami. W sumie to tym łatwiejsze im bardziej plugawy światopogląd prezentuje przeciwnik.


może kiedyś?

Zawsze piszę gdy mnie coś natchnie/tknie :)
Teraz tylko wrzuciłam luźną uwagę, jako pogodzenie Twojej i Jacka K. opinii.
W skrócie ujmę to tak, skończyły mi się konflikty logiki z wiarą, nie ma konfliktów w sumieniu, ale mam do poukładania sporo spraw, właściwie życie na nowo.
Swoich synów nie będę uczyć, by nadstawiali drugi raz policzek…
Ja się nie zmieniłam w środku, ale moje relacje z ludźmi tak, podejście do życia.

Właściwie, to chyba nie podejmę się napisać, bo nie mogłabym pominąć bardzo osobistych kwestii, a nie ubię ekshibicjonizmu w sieci, nawet dyskutować na takie tematy jest trudno bez odniesienia do rzeczywsitych osobistych doznań.
Bezsprzecznie jednak zgadzam się z przesłaniem Twgo tekstu. Zresztą od dawna mówiłam, że wiara jest dla prostych ludzi, dla słabych, tych bez mocy…
Nagła informacja dla ogółu ludzkości, że Boga nie ma, az strach pomyśleć, niech lepiej jest jak jest.


Sergiuszu

sergiusz

tych słów nie można używać wymiennie, a jak ktoś ich używa wymiennie, to znaczy, że nie wie co mówi.

Sergiuszu – mi nie chodzi o znaczenie tych słów, one dla mnie po prostu nie za bardzo jest istotne.
Myślę to co myślę, robię to co robię, a jak to nazywaja inni to sprawa wtórna.
Jedno słowo za wiele nie opisuje, szczególnie jak sprawy skomplikowane są...
Dlatego się za bardzo nie przywiązuję się do tego, czy to co robię ktoś nazywa ateizmem, czy niewierzeniem – czy to jak zostanę nazwany zmienia w jakiś sposób to co myślę?

Ale jednej rzeczy jestem pewien -> to co we mnie jest i to jaki jestem, to o tym wiem najlepiej ja sam.

pozdrawiam


Sergiuszu

Czytam Twój tekst już “fafnasty” raz i nic z tych słów nie pasuje do mnie.
Teoretycznie powinien pasować akapit:

Spotykam też po drodze różnych wierzących niezrzeszonych, ale i oni zwykle robią wrażenie ogarniętych i przesiąkniętych resentymentem. Niby wyzwolili się od swoich korzeni, a uczulenie na korzenie nadal całkiem żywe. Swoją drogą, żeby odrzucenie korzeni nazywać wyzwoleniem? Co na to drzewa?

Teoretycznie. Bo ja swoich korzeni nie wyzbyłam się nigdy. Jak drzewo.
Pozbyłam się tylko pośredników, którym wydaje się, że są właściwymi Ogrodnikami.
Bo, jeśli słowa Nicponia (uśmiecham się) o tym, że “warto przy tym pamietać, że Bóg rodzi sie wraz z kazdym z nas. W kazdym z nas. I tylko od nas zależy, czy my temu Bogu w sobie pozwolimy rozkwitnąć, czy go stłumimy” są prawdą (a ja tak właśnie uważam), to nikt nie jest nikomu potrzebny, jako “pośrednik” między “Bogiem” a własną duszą/sumieniem.

Jeśli Bóg rodzi się w każdym z nas, to każdy z nas może “uprawiać imię i nauki Boga” organicznie (wg swojego uznania) lub na skalę przemysłową (za pomocą pośredników.)

Osobiście, zdecydowanie preferuję sposób pierwszy. On (ten pierwszy, organiczny sposób), dając prawdziwą wolność, nakłada też niewzruszoną odpowiedzialność za własne słowa i czyny.
Sposób drugi mnie mierzi, bo nie wyobrażam sobie, kiedy stanę “przed obliczem” i będę się tłumaczyć: “to nie ja, to Oni tak kazali mi wierzyć i czynić”. Ten ostatni sposób jest wygodny (bo praktykowany przez stulecia) ale też i obrzydliwy. Dla mnie.

Pzdr.


Artur,

Ad 1
Uważam że takie czyjeś zachowanie nie jest powodem, żeby czuć się lepszym/wyższym w jakiś sposób. To w ogóle nie tędy leci. Ujmę to tak: moc światła nie wynika z odniesienia do ciemności. To ciemność jest skazana na takie odniesienia, na bycie anty. O tym zasadniczo jest mój tekst powyżej.

Ad 2
A u mnie to inaczej jest. Szczególnie interesuje mnie dotarcie do ludzi, z którymi widzę sporą trudność w znalezieniu wspólnego języka. Co nie znaczy wszakże, iżbym uwielbiał gadanie z kimś, kto jest lub udaje idiotę, czy w ogóle przejawia złą wolę, chęć spierania się dla zabrania innym czasu czy bicia emocjonalnej piany itd. Jednym zdaniem: gadam chętnie z każdym, dopóki nie okaże się, że jest albo rodzajem głuchego betonu albo szeroko rozumianym trollem.

Ad 3
Z tą lepszością to chyba inaczej idzie. Bo co to znaczy lepszy? Lepszy to może być samochód, projekt domu czy gatunek wina. To nie ta miara raczej. Poglądy mogą być albo sensowne albo głupie (moim zdaniem lub jego, jej zdaniem), mogą się też różnić na tysiące istotnych sposobów, w wielu skalach, ale ja tu nie widzę akurat skali lepszości jako takiej.


Anno,

teraz to już narobiłaś smaku i nie bardzo masz wyjście, trza napisać :-) Najwyżej zmienisz różne konkretne detale zbyt osobiste.

Tu nie chodzi o żaden ekshibicjonizm. Tu chodzi o osobiste świadectwo o własnej drodze. To są najcenniejsze dary, którymi możemy się podzielić z innymi, których wręcz nie wolno trzymać dla siebie, bo to więcej warte niż czytanie setek mądrych książek czy tysiące dyskusji z pozycji neutralnego obserwatora.

Wiesz o czym mówię?


Jacku,

jeśli gadasz z innymi ludźmi i ci ludzie używają pewnych słów, które mają określone znaczenia, to nie bardzo możesz się takim sianem wykręcać, że w sumie Tobie to za jedno. Nazywanie to nie jest rzecz wtórna, to jest podstawa komunikacji z innymi. Używamy słów nie po to, żeby doskonale oddały to co chcemy przekazać, bo to zwykle niemożliwe, ale po to, żeby coś tam sobie nawzajem przekazać, coś tam wzajemnie zrozumieć. Jeśli więc zaczniemy robić takie uniki, że coś tam coś tam ale nie tam tylko gdzie indziej, no to na co to wychodzi?


Jacek

JacekKa

Poldku powtórzę, bo zdaje się nie zauważyłeś:
“Dobro to coś, co jest dobrem dla wielu ludzi i co nie czyni zła dla innych ludzi – dobro sprawia, że ludziom robi się przyjemnie, zło, że cierpią – może być taka uproszczona definicja “na szybko”?/”
Wydaje mi się, że granica jest tu jasna, choć zdaję sobie sprawę, że może mi się tylko tak wydawać ...

Niekoniecznie. Postudiować wystarczy naszych -Katolków starszych braci Żydów – a okaże się, że to, co opisuje Biblia o Bogu Abrachama, Jakuba, Mojżesza, Dawida, Jezusa nijak się ma do tego co piszesz, że niby dobro to kwestia umowna. Wystarczy poczytać o prorokach których mordowano gdyż mówili o Dobru które bużyło mały i ciasny światek ówczesnych. To samo dotyczy smierci Jezusa – ot Dobro i Dobry o którym zaswiadczył Jezus, wywaracał wygodny świat kilku “dobrych inaczej” . A Ewangelia której personalizacją jest Jezus nie jest kwestią umowną zatwierdzoną przez większość ale jest czymś co się można przyjąć luib odrzucić. Ewangelia mówi o Dobrym i o Dobru.
Ty sugerujesz, że coś takiego jak Ewangelia = opowieść o Dobru powstaje gdy grupka się spotka i napisze kodeks… . Gdy tymczasem jest inaczej.

Co do wątku związanego z rozwojem moralnym i tym , że kiedyś ludzie nie byli na coś przygotowani a teraz niby są, to Ci tylko napiszę, że jednak pozostanę przy swoim i że co innego jest jajkiem a co innego kurą...

Ja piszę w odniesieniu do nie do jajka czy kury lecz do konkretnej historii opisanej na kartach Biblii – skonfrontowanej zresztą z historią powszechną Izralela.

Dodatkowo to nie człowiek decyduje o tym, ale ludzie to stwarzają na zasadzie relacji wzajemnych, rozwoju, w pewnym sensie wypracowywania co jest takie a co inne… Jeden człowiek, to sobie może. No chyba że jest Chrystusem albo jakimś innym człowiekiem o bardzo dużym wpływie na świadomość innych istniejących. Nie zmienia to jednak faktu, że żadnego Boga tu z mojej perspektywy nie widać.

Po co ma widać. Wystarczy, że są jakieś zasady, subiejtywne dobro które nigdy dobrem nie będzie. I to nie jest kwestią umowną, gdyż gdyby było umowną nie byłoby sensu sądzić zbrodniaży w Norymberdze. Dlaczego dobro kogoś innego ma być wyższe od dobra “kogoś innego”. Przecież nie zawsze większość ma rację. A wielośc nie przechodzi w jakość. Można więszkością przegłosować, że wiosny w tym roku nie będzie.. . Ale po co, wiekszość nie ma władzy absolutnej.

Jeśli chodzi o zabijanie wśród Chrześcijan, to jednak mam zdanie odmienne. :-)
Bo jakby było to złem w świadomości ludzi wtedy, gdyby to się działo, to za takie by było uwazane, a nie było. A to, że JPII nazwał to złem nie ma zadnego znaczenia, wtedy to dla Papieży złem nie było. Ludzi, niebliźnich można było mordować do woli. I to często z imieniem Boga na ustach…

A dla mnie ma, gdyż potwierdził, że zbrodnia jest zbrodnią a zło jest złem niezależnie kto je czyni. Gdyby iść Twoją logiką subiektywnego dobra Jan Paweł II powinien uznać, że grzechy sług Koscioła były dobre dla tych którzy je popełniali i nic mu do tego aby je oceniać. Jednak JP II, swoimi przeprosinami “powiedział co innego”.

A jak za 400 lat jakiś Papież będzie przepraszał za jakieś rzeczy, które obecnie są dla Kościoła normalne i Kościół je robi, to co z tym zrobić? Przyznam się, że Twoje tłumaczenie jakieś takie niejasne mi się wydaje…

Proponuję się oprzeć nie na tym czego nie znamy – co będzie lub nie za 400 lat, ale na tym co się wydarzyło i można się do tego odnieść.

Pozdr.

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Magio,

tego by brakowało, żebym napisał o każdym :-)
Nie ma lekko, nie tylko o Tobie tam nie ma, o mnie też nie ma :-)

W gruncie rzeczy to ja się jakoś pewniej czuję, gdy z innymi milczę o Bogu niż gdy rozmawiam. Tak łatwo zacząć gadać głupoty, ileż razy mi się to przytrafiło, szkoda gadać.

Tak się też składa, że często spotykałem różnych neofitów, świeżo nawróconych, mniejsza z tym czy naprawdę nawróconych, czy im się tak tylko wydawało, bo się zachłysnęli nowym. No i jest z tym spory kłopot. Trudno się gada, bo neofita zwykle nie ma żadnego dystansu, a do tego jest nabuzowany jak ruski samowar. To w ogóle osobny duży temat.

Staram się dość długo patrzeć, zanim powiem, że coś widzę.
Staram się dość długo słuchać, zanim powiem, że coś słyszę.
Ale jak już powiem, to powiem, bywam dość bezpośredni.
Może to z wiekiem taki się człowiek robi jakoś wyostrzony?


Magio

napisałaś:

to nikt nie jest nikomu potrzebny, jako “pośrednik” między “Bogiem” a własną duszą/sumieniem.

ta zasada nie sprawdza się w żadnej dziedzinie życia. Ktoś konkretny Cię nauczył mówić, pisać, czytać, czynić znak krzyża, itp. Mozna wyliczać do niemal nieskończoności więc skąd nagłe przekonanie, że pośrednicy są bezurzyteczni.

Poza tym, zależy o jakim Bogu mówimy. Jeśli o Bogu Abrachama, Jakuba, Mojżesza, Dawida, Jezusa, Apostołów to przekonanie o zbyteczności wszelkich pośredników nie pasuje do tej rzeczywistości. Jedni uczymy się od drógich – ogólnie mówiąc.

Natomiast co do kwestii sumienia – pisałem Grzesiowi. Sumienie moje nie ma władzy absolutnej. Aby być pewnym swojego sumienia potrzebuję Lustra w którym mogę sprawdzić czy ono dobrze działa. Gdyby moje sumienie miało władzę absolutną nie potrzebowałbym nikogo, nawet Boga gdyż ono byłoby “Bogiem” – decydowało o tym co jest dobre a co złe. Gdy tymczasem sumienie podlega procesowi formowania i kształtowania w oparciu o kogo… ? Na mój rozum pośredników.

Pozdrawiam!

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Się wtrącę Poldku

Co miałeś na myśli pisząc:

“Poza tym, zależy o jakim Bogu mówimy.”

Wierząc w jednego, znasz iluś?

Magia pisze tak, jak ja czuję.

Nie potrzebujesz pośredników.
Pośrednicy mogą drogę zmylić, pobłądzić. Idąc za nimi bezrozumnie dojść możesz na te same manowce. Drogi ciemne.

Jesteś Ty i Bóg. I konsekwencje, jakie z tego wynikają, dla Twojego życia.

Nie ma Boga poza Tobą. Nie ma.

Z pewnością nie ma Go w pośrednikach, rozumianych jako uspokojenie sumienia.

No niesamowite rzeczy piszesz. Niesamowite. Dla mnie.

Ale ja to jestem dopiero nieczułość na stałość .


Serż

Trochę na szybko- “idę” film oglądac i daj Boże, żeby był fajny. W odróznieniu od świątecznej, celuloidowej kupy puszczanej na wszystkich kanałach naziemnych i kosmicznych.

1.To nie tak- tu nie chodzi o własną “geoorientację” względem zła, jako anty. Nie tędy to idzie. Bardziej tak, jak typowe dla Biblii deptanie wężowego łba.

2. Czyli bardzo podobnie mamy. Tyle, że brak wspólnej platformy porozumienia traktuję w kategoriach: “z kimś, kto jest lub udaje idiotę, czy w ogóle przejawia złą wolę, chęć spierania się dla zabrania innym czasu czy bicia emocjonalnej piany itd”

3. Nie widze tu sprzeczności. Jeśli poglądy są bardziej sensowne to znaczy, że sa lepsze od tych bardziej głupich. Można być bliżej Prawdy, czyli lepiej, albo od niej dalej, czyli gorzej. Itd. Swoją drogą- skąd, do cholery, ta maniera, żeby nie wartosciować pod żadnym pozorem? Skąd pomysl, w związku z tym, że wszystkim poglądom nalezy się szacunek? Tym głupim, kłamliwym i bezsensownym też? Wolne żarty!


O, znowu się wtrącę

“Można być bliżej Prawdy, czyli lepiej, albo od niej dalej, czyli gorzej.”

No niby prawda, ale gdzie ta Prawda? Nikt nigdy, nawet Jezus, Mahomet, czy bełkoczący Budda nie powiedział, co to jest Prawda.

Być może stąd ta maniera, żeby nie wartościować?

Bo żaden z nich nie powiedział: oceniajcie, wartościujcie. Tnijcie w pień głupotę ludzką. Walczcie, a będzie wam dane.

Każdy z nich, mówił coś dokładnie przeciwnego.

Tak trudno to zrozumieć?

Poldek potrzebuje pośredników, Artur poznał Prawdę.

Kosmos kosmiczny, a także jazda bez trzymanki.

A we mnie jedno słowo wybrzmiewa teraz: pokora.

To jest dopiero trudność prawdziwa.


Artur,

Ad 1
A to jak najbardziej. O tym właśnie mówię, jeno od drugiej strony. Dobro nie potrzebuje zła, żeby się poczuć lepsze. Natomiast zło ma obsesję na punkcie dobra.

Ad 2
Zgodność.

Ad 3
No nie galopuj :-) Jaki znowu szacunek, jaka znowu poprawność polityczna czy inna. Zauważ, że ja w istocie idę mocniej, bo zamiast używać nie-wiadomo-co znaczącego wartościowania lepszy/gorszy, używam ocen typu: sensowny/głupi. Ja się konsekwentnie czepiam, że określenie lepszy nie niesie w sobie żadnej treści poza prostą opinią w stylu “a moja zabawka lepsza”, i dlatego jest to określenie po pierwsze niewystarczające, po drugie zbyt łatwe do zestrzelenia nawet z procy ręcznej :-)


Gretchen,

się wtrącę: z tego co wiem, z Jezusem z Nazaretu będzie tu kłopot, bo on powiedział, cytuję za ewangelistą:

Rzekł do niego Piłat: Co to jest prawda? (...) Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie.

Nie dość, że sam jest Prawdą, to jeszcze mówi, że jest Jedynym Pośrednikiem.

Ot, zagwozdka, prawda :-)

P.S. powyższy cytat to w istocie kompilacja dwóch na ten temat – pytanie jest Piłata, a odpowiedzi wcześniej udzielił Jezus Tomaszowi.


Poldku

Ja Ciebie ani potępiam ani wychwalam za wybór drogi Pośredników, którzy Cię prowadzą.

Ja wybrałam inną drogę. Swoją. Własną.

O tym, czy ta droga była słuszna, tylko ja będę mogła zaświadczyć.
Kiedy nadejdzie czas.
Bo to moja droga. Droga wolności i odpowiedzialności.

To nas różni. Jak dzień od nocy.


Ot, nieprawda

Bo zobacz, a skąd ja wiedziałam, że ten cytat padnie, ale o to mniejsza. Zobacz.

Jezus mówi:

Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie.

(z pamięci jak widać, ale to mi kiedyś jeden zakonnik na Mszy dedykował)

I Piłat Go pyta,

A On nie udziela Piłatowi jasnej odpowiedzi. On mówi: oto Droga.

I cóż?

Są drogowskazy, nie ma GPS.

O to właśnie mi chodzi.

Ten sam Jezus mówił nie sądzcie, abyście nie byli sądzeni. Mówił o kamieniu rzucanym.

Mówił o wielu miejscach w Domu Ojca.

Sporo mówił.

Z pewnością nie orzekał, nie sądził, nie jednoznaczył .

Zagwozdka jest i ma być. Tak ja to czuję.

Dlatego każdy, który mówi ja wiem, co On miał na myśli, budzi moje wątpliwości. Bo ja nie wiem.

Z obserwacji mi wychodzi, że im bardziej jeden czy drugi wie, tym bardziej jakoś jest odległy od Drogi.

Choć mogę się mylić, bo mogą być ludzie na tej ziemi, którzy Prawdę poznali.

Widać Gretchen jest za bardzo do tyłu.

I wciąż to jedno słowo: pokora.

Wczoraj usłyszałam, że nie jestem dobrym człowiekiem. To być może fragment prawdy o mnie.

Mogę sobie dowolnie uzasadniać i zaprzeczać, ale być może nie jestem dobrym człowiekiem, więc powinnam bardziej się starać.

Gdzie mi tam do poznania Prawdy?

No Sergiusz…


Sergiuszu

Ja traktuję słowa Jezusa, jak słowa nauczyciela.

On nie jest dla mnie pośrednikiem. On jest nauczycielem. Tylko i aż.

Cała reszta zależy ode mnie.

Chcę być wolna.

Przyjmuję odpowiedzialność za własną wolność.

Moja wolność nie zależy od wykładni purpuratów, prałatów, proboszczów, itd.
Ci, dla mnie, nie istnieją.

Przyjmuję wolność wraz z odpowiedzialnością.

On mnie osądzi. Nie Oni.

Dziwaczne… dla nich.


Gretchen,

ja tylko nieśmiało zwracam uwagę, że robisz dokładnie to samo, co zarzucasz Poldkowi i Arturowi. Wcale nie pytasz, tylko oznajmiasz. Swoją prawdę. No weź swoje komentarze powyżej przeczytaj. No i jeszcze o tej pokorze (nie Wojciechu, oczywiście). O pokorze się nie mówi, pokory się nie wymaga, od nikogo. Chyba tylko Bóg może jej wymagać. Pokorę się okazuje. Albo nie. Tak myślę.


Magio,

a co Ty do mnie z jakimiś purpuratami? Co mnie oni? Ja nie o tym, wszakże, zupełnie…


A co do Tomasza

To już zupełnie Jezus pojechał.

Nie bądź niedowiarkiem, lecz człowiekiem wierzącym.

(znowu z pamięci)

Tamten się zacukał całkiem, czemu trudno się dziwić. A Jezus mu na to prosto, ale znowu niekoniecznie jednoznacznie.

Mało kto (jak sądzę) pamięta o tym, że Jezus wypowiedział te słowa, kiedy Tomasz już nie musiał tonąć w dywagacjach.

Dla mnie to od zawsze była niezwykła sytuacja i nieprawdopodobne spotkanie.

Tomasz kombinuje i kombinuje, a nawet się trochę mądraluje. Trochę pewnie też był zły, że coś go ominęło.

Na to wszystko przychodzi Jezus i mówi, co mówi. Te słowa są zaprzeczeniem rozważań Tomasza.

To tak jakbym ja mówiła, że niemożliwe jest wypicie kawy z Sergiuszem. I użaliłabym się nad sobą, bo ktoś tam inny, kogo znam, tę kawę z Tobą wypił.
A w końcu pilibyśmy tę kawę, a Ty powiedziałbyś do mnie: uwierz Gretchen, że możemy razem nad filiżanką usiąść.

Między innymi za to specyficzne poczucie różnych spraw lubię Jezusa. On to miał Moc.


Sergiuszu

Napisałeś do Gretchen takie zdanie o Jezusie:

Nie dość, że sam jest Prawdą, to jeszcze mówi, że jest Jedynym Pośrednikiem.

I stąd się wziął mój komentarz… o purpuratach, którzy mienią się być jedynymi spadkobiercami nauczania jezusowego… też. :)


Gretchen,

ano, Mocarz z Niego, fakt. Sporo takich kawałków ewangeliści zapisali. Nie żebym znał całość na pamięć, ale to i owo całkiem całkiem, nie chwaląc się :-)


Sergiusz

Jeśli uznasz, że mówienie nie wiem jak jest, nie znam Prawdy, zdumiewam się kiedy ktoś mówi, że ją zna, jest tym samym co mówienie wiem jak jest, znam Prawdę, to wtedy tak.

Szeroko otwarte drzwi też są jakąś deklaracją.

A czy ja nie pytam?

Akurat tych konkretnych obu Panów nieustannie pytam.

Natomiast też słucham i słyszę. Jeśli robię to samo, to pokornie zamilknę przemyśliwując.

Zwłaszcza, że i tak dalej. No.


Magio,

a to co innego, prawda, tu zgoda. Jeden Pośrednik to 1 (słownie: jeden). Co mnie tam jakieś ludzkie uzurpacje obchodzą. No ale innych mogą obchodzić, czemu nie. Chcesz tego zakazać? No…


Gretchen,

przyjrzyj się tym Twoim “pytaniom” :-)

Uwaga, cytuję:

Nie potrzebujesz pośredników.
Jesteś Ty i Bóg. I konsekwencje, jakie z tego wynikają, dla Twojego życia.
Nie ma Boga poza Tobą. Nie ma.
Z pewnością nie ma Go w pośrednikach.

To wszystko z jednego tylko komentarza. Widzisz?


Sergiuszu

A broń mnie wszystkie… Niby czego ja, Magia, “niedouczona idiotka” miałabym komukolwiek zakazywać w sprawach Wiary i/lub Tradycji? Hę?
Religia mnie nie interesuje. To chyba widać i słychać i czuć...
:)


Gretchen i Serż

Film okazał sie z dupy. W sumie do przewidzenia. Jak cos sie nazywa “Zemsta toxycznego mutanta 4” to nie rokuje za dobrze.
Z tytułem nie żartuję. Ten film nosił dokładnie taki tytuł. “Zemsta toxycznego mutanta 4”. Albo 6.
Przyznam sie tu na marginesie, że jestem wielkim fanem produkcji wytwórni TROMA. To horrory/thrillery/sci-fi robione celowo tak głupio, tandetnie, pokęcenie, że jest to zwyczajnie śmieszne. W kazdym razie- oglądałem tejże “Zemsty toxycznego mutanta jakies 2 części i za kazdym razem miałem ubaw setny. Och, to trzeba zwyczajnie zobaczyć, jak na slow motion, po umajonej łące biegnie w podskokach toxyczny mutant (wygladający jak toxyczny mutant z poliestru i pianki) i w jego szeroko rozwarte ramiona wpada biegnąca w jego kierunku, zakochana w nim dziewczyna. Pech dla niej a fart dla mutanta, że niewidoma. A mutant ma dobre serce i zwalcza zło przy pomocy mopa.
Poważnie.
Niestety w 4 albo 6 części okazało sie to już kompletnie nie śmieszne. Nic nowego, że tak powiem, prawda.

A teraz do remu:

Gretchen- kwestie wskazywania Prawdy wyjaśnił juz Serż (dziwność, ale mi sie to Serż po rusku w głowie wymawia- troche jak na Deja vu Machula, w Odessie, hmmm). Ja za to w kwestii poznania Prawdy. Otóż z prawdą, wskazaną przez Nazarejczyka jest ten kłopot, że ona z naszej perspektywy jest niepoznana. Tzn. poznajemy ja coraz bardziej z kazdym krokiem, zblizającym nas do Ojca, jak to zacytował Sergiusz. Natomiast mimo, że nie poznana, doskonale wiadomo GDZIE sie ona znajduje.

1. Dobro nie potrzebuje, jasne. Ale tu nie chodzi o samopoczucie dobra, ale o samopoczucie ludzi. Ludzie zaś mają to do siebie, że wartościuja na kazdym kroku. Wszystko. A w organizm mają wbudowane narzędzia kompensacyjne- zwyczajnie, jak się cos zrobi dobrze, to człwiek czuje się lepiej. Serotonina i te sprawy. Na identycznej zasadzie działa to u człowieka w sytuacji, w której widzi kogoś, kto np. jest kanibalem. Człowiek czuje się fizycznie lepszy. To zwyczajnie Forma, która nam narzucają noszone przez nas idee. Wartościując i osadzając samego siebie na tej “drabince” mamy zwyczajnie czysto organicznie lepsze, albo gorsze samopoczucie. Jasne, nie można popaśc w pychę, ale umówmy się- współczesnym katolikom z powodu ich wyznania jest do pychy cholernie daleko. Głównie siedzą w kruchcie i wymiataja pajęczyny.

3. Czy ja wiem czy mocniej? Jasne, że mamy cała paletę róznych warotści. Ale kazdej z nich, de facto, mozna przypicać wartość dodatkową- lepszośc gorszość. Każda wartośc ma bowiem swoje anchelium i perychelium. I między nimi się rozciaga. Tak jak absolutne dobro i absolutne zło wyznaczją coś w rodzaju biegunów. I cos jest (w tej sferze między nimi) albo blizej zła, czyli gorsze, albo blizej dobra, czyli złe. A skoro gadamy o czyms w rodzaju światopogladu, to to ma do siebie ten fakt, że jest w mniejszym lub wiekszym stopniu, ale zawsze totalne. Obejmujące praktycznie wszystkie sfery życia. No, chyba że ktoś jak zwierze, żyje bez żadnych zasad. Tylko co nam po kims takim?
A skoro wszystkie sfery zyca, to i sporo jest wartościowania, ktoremu mozemy lepszośc/gorszośc przypisac.
Lepszość gorszośc , na moje oko, w niczym nie ustepuje innemu watosciowaniu. Za to jest zrozumiałe dosyc powszechnie. A jak jeszcze kto kumaty, to nie trzeba tłumaczyć.

Pozdro

“Idę” se książkę jedna skończyc czytac. Bo cos mi ostatnio slamazarnie idzie. Ta ksiązka. Za duzo po necie lażę.

Narra!


Sergiuszu

Nie ma innych (póki co) zdań co do których mogłabym się bardziej zgodzić z Gretchen:

“Nie potrzebujesz pośredników.
Jesteś Ty i Bóg. I konsekwencje, jakie z tego wynikają, dla Twojego życia.
Nie ma Boga poza Tobą. Nie ma.
Z pewnością nie ma Go w pośrednikach.”

No, może z wyjątkiem ostatniej strofy. Nie przyjmuję jej za pewnik. W żadną stronę.


Magio,

a zgadzaj się do woli! Tylko, że to nic nie wnosi do tej dyskusji, ponieważ to jest tylko wyznanie wiary. On wyznał, ona wyznała, ono wyznało. Tyle se pogadali. I jeszcze mają sobie wzajem za złe, że im się te wyznania nie zgadzają albo że jakim prawem. Jak Ci się to podoba? :-)


Artur,

wrócimy jeszcze do remu jak Ci ten mutant przejdzie, bo Ci teksta trochę zmutował o tych lepszościach, aż Ci wyszło, cytuję: albo blizej zła, czyli gorsze, albo blizej dobra, czyli złe. :D


Sergiuszu

Być może… że nic nie wnosi.
Nie ma znaczenia czy czy powiedziałam “coś”, czy też zgodziłam się z cudzym “czymś”.
Ja zdążyłam się przyzwyczaić, że “nie” zawsze ma wektor skierowany przeciwko mnie.
Nie mam o to pretensji. Bynajmniej.
Taka karma.

Dobranoc.


Sergiuszu

Być może, że nic nie wnosi. Z pewnością nic nie wnosi.
Pewnie, że nic nie wnosi, jak komentarz, który mi przed chwilą coś zeżarło.
Moja opinia nic nowego nie niesie, bez względu na to czy jakąś opinię wspiera czy też jakiejś opinii się przeciwstawia. Bez względu na to, czy to moje czy czyjeś wyznanie wiary.
Moje słowa nic nie wnoszą, co zaświadczy z radością np. Szczęsny.
Taka karma.

Dobranoc.


Magio,

aleś się przyczepiła tego zdania, no daj spokój. Mnie takie rzeczy imputować. Przecież ja to nie Szczęsny! Bo się obrażę!

Maszyna zeżarła Ci komentarz? Co za złośliwe ustrojstwo, bardzo mi przykro, ale nie gniewaj się, no… :-)

Dobranoc


Maszyna protestuje

to są pomówienia, Maszyna nic nie zżera, to on, filtr antyspamowy, który jest młody i niedoświadczony. Maszyna musi go cały czas korygować i jeszcze baty zbiera. No pięknie.


Gretchen

Gretchen

Co miałeś na myśli pisząc:

“Poza tym, zależy o jakim Bogu mówimy.”

Wierząc w jednego, znasz iluś?

Wierzę w jednego w trzecg osobach. O tym Bogu można wiele poczytać i się dowiedzieć za pomoca pośredników. Pośrednikami są Ci wszyscy którzy od Abrachana poprzez proroków, Jezusa Chrystusa, Apostołów i ich następców dali i dawają świadectwo.
O tym Bogu mówię. Jeśli to inny Bóg niż ten który mam na myśli to ok. Można sobie tworzyć własne światy – jak np. Jacek K. lub też własne drogi.

Nie potrzebujesz pośredników.
Pośrednicy mogą drogę zmylić, pobłądzić. Idąc za nimi bezrozumnie dojść możesz na te same manowce. Drogi ciemne.

Mogą ale nie muszą. A jaką masz pewność, że sama nie błądzisz? Co jest “lustrem” dla Twojej drogi? A w tym sensie się z Tobą zgodzę, że nawet najlepszy pośrednik nie wykona za mnie “pracy nad sobą”.

Jesteś Ty i Bóg. I konsekwencje, jakie z tego wynikają, dla Twojego życia.

To prawda, ale Ten Bóg – o którym mówię – sobie upodobał aby przemawiać do mnie przez innych(pośredników). A to On wybiera sposób przemawiania do mnie a nie ja.

Nie ma Boga poza Tobą. Nie ma.

Z pewnością nie ma Go w pośrednikach, rozumianych jako uspokojenie sumienia.

Pośrednicy, przewodnicy, mistrzowie duchowi, mistycy, nie są po to aby uspokajać sumienia ale wręcz przeciwnie pokazują drogę którą przeszli. Czy to jako męczennicy, czy wyznawcy, czy mistycy. A także w moim Kościele duchowni udzielający sakramentów: Pojednania, Komuni św., itd.

Podsumowując. To nie ja tworzę sobie Boga i jego obraz – odrzucając pośredników ale przyjmuję Jego Objawiony obraz w Jezusie Chrystusie. A można ten obraz przyjąć lub odrzucić.

Jest taka dewiza którą można usłyszeć gdzieniegdzie: Jezus tak, Kościół nie. Postawa która mojarzy mi się z mieszkaniem z Kobietą bez ślubu. NIby jak mąż i żona ale tak naprawdę bez zobowiązań.

Ja piszę w odniesieniu do Jezusa Chrystusa – tego Boga. Natomiast Indywidualne drogi poszukiwań odrzucające pośredników kojarzą mi się z religiami natuiralnymi.. .

Ja nie potępiam ludzi którzy żyją wg swojego modelu. Szanuję w pełni ich wybór.

pozdrawiam.

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Magia

goofina

Ja Ciebie ani potępiam ani wychwalam za wybór drogi Pośredników, którzy Cię prowadzą.

Ja wybrałam inną drogę. Swoją. Własną.

O tym, czy ta droga była słuszna, tylko ja będę mogła zaświadczyć.
Kiedy nadejdzie czas.
Bo to moja droga. Droga wolności i odpowiedzialności.

To nas różni. Jak dzień od nocy.

Magia, masz takie prawo i Ci go nie odbieram. W pełni szanuję zarówno Ciebie jak Twój wybór. Wszak jesteś wolna na wskroś. Masz swoje powody. Mamy zupełnie inne historie.

Swoim postem poprzednim tylko chciałem powiedzieć, że wybór swojej drogi tak naprawdę nie jest możliwy bez pośredników, tak jak nie jest możliwe życie jako człowiek bez nauczycieli od prozaicznych przyziemnych rzeczy aż po duchowe.

Pozdrawiam!

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


re: Na bezdrożach wiary

Sergiuszu – dopóki mi nie napisałeś więcej szczegółow uważałem Cie po prostu za wierzącego, teraz samo słowo wierzący nie jest adekwatne, bo to skomplikowane bardziej i to słowo sprawy nie opisuje, a poza tym wiem o Twoim wierzeniu więcej…

To mam na myśli pisząc, że to niestotne. Dopóki nie poznasz szczegółow można używać do opisania jakiejś postawy jednego słowa – ateista , czy nie wierzący, ale jak zdobędziesz więcej informacji, to te słowa przestają mieć znaczenie, bo już adekwatnie sprawy nie opisują.

Dlatego dla mnie to czy ateista czy niewierzący nie ma znaczenia, bo znam szczegóły i traktuje sprawę opisowo i te słowa już są nieistotne…

Czy teraz jest trochę jaśniejsze moje stanowisko? :-)
pzdr


Serż

Yeeep, się zaszportałem. Fakt.

Normalna przypadłość u mnie, jak paluchy klikają jedno, a główka juz kombinuje o czym innym ;-)

Książkę skończyłem i polecam. “Rzecz o hetmanie Wyhowskim”, Łukasza Ossolińskiego.

Świetnie napisana sprawa.

Wystarczy odspawać oczy od ekranu kompa.


Jacku,

ja Twoje stanowisko rozumiem od początku, ale staram się wyjaśnić Ci, dlaczego uważam je za błędne.

Gdybyś rozmawiał tylko sam ze sobą, to na własny użytek możesz sobie przyjąć dowolne definicje dla używanych słów, a nawet mógłbyś sobie przyjąć, że słowa nie są Ci potrzebne, bo przecież i tak najlepiej wiesz jak jest, jakie są Twoje myśli itd.

Kłopot w tym, że tutaj nie rozmawiasz sam ze sobą, tylko ze mną między innymi, a jeszcze sporo ludzi to biernie czyta.

W takiej sytuacji Twoja metoda jest zwyczajnie nie do zastosowania.


Artur,

a jak tam u Ciebie tak poza tym? Bo tak tylko wtrącasz takie “idę” w cudzysłowie. Trochę ruchu masz czy trzeba plackiem i ostrożnie?


Serż

Ruchu mam tyle co do toalety. Poza tym plackiem, albo na boku. I tu szaleństwo- moge sobie nawet wybrac na którym i kiedy.

Włażenie na wyrko i złażenie to jest to moje “idę” bo mam zakaz schylania sie itp, więc to wygląda z boku pewnie przekomicznie- takie pełzaniem przez czołganie.

Ale zarasta się wszystko świetnie. Wielka w tym pomoc moich pzyjacół, którzy mnie egularnie poją wódką, żeby sie zrosty nie robiły i takie tam, paskudztwa.

Poza tym cos mi sie stało z liteką R i jak nie pierdykne mocno w klawisz to nie wyskakuje. Troche syf.

Szukam jakiegos progamu polskiego, w któym mógłbym dyktowac to co chce napisać. Bo pisze mi sie fatalnie
Mimo, ze laptop, że na kołdece i niby wszystko pod ręką.

Poza tym jest ideolo.

Bardzo sobie tę masażystke chwalę. Świntuszka jedna… łobuziaczek…


Sergiuszu

Coś mam coraz bardziej przemożne wrażenie, że wszyscy tu wszystko rozumieją, a Ty się uparcie czepiasz do czegoś co istotne nijak nie jest :-)

pozdrowienia


Jacku,

no tośmy sobie pogadali, prawda..
Na zdrowie.


a no tak

sobie pogadaliśmy.
Trochę jak nauczyciel do ucznia.
Znowu mam takie wrażenie ;-)

A w ogole, to co sie dzis dzieje z TXT?
Chodzi jak krew z nosa…
pzdr


Artur,

to w sumie taki sobie ten, hmm.. komfort sytuacyjny.

To ja może pomyślę o dodawaniu komentarzy głosowych po prostu? Masz mikrofon to nagrywasz i klikania sporo mniej :-)


Jacku,

nie wiem, może to coś filtry antyspamowe spowalniają, zobaczę.


Serż

nie rób tego, jeśli ci textowisko miłe. Zaraz sie zlecą tu jakieś kobitki napalone zwiedzione mym niesamowitym głosem i cała maszyneria padnie, jak nie przymierzając salonik. I kłopot.

;-)


Artur,

:D


Anno

AnnaP

Czy jest mi łatwiej? Zapewniam, że nie jest.
Jest normalniej…

Wiesz co. Może to brzmi heretycko ale wydaje mi się, że jest pewien sens w zdaniu:

“Ci którzy wierzą powinni żyć jak ci którzy nie wierzą. ZAś Ci co nie wierzą powinni żyć jak Ci którzy wierzą...”.

Wierzący powinien dla własnego zdrowia uważać się za niewierzącego by robić kolejne kroki w swojej wierze. Zaś niewierzący powinien poszukiwać wiary, by choć trochę żyć ja wierzący i zachowywac to co z treści wiary stanowi ubogacenie nie tylko swojego życia ale także społeczności. Przykazania są nie głupie, :-))))

Pozdrawiam! :-)

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


poldek

nigdzie nie napisałam, że przykazania są głupie, tylko widzisz, najgorzej jest, jak wierzący wierzą w to, że one są generalnie przestrzegane…


Anno

ja również nie napisałem, że Ty napisałaś, że są głupie.

Z przekonania, że niektóre treści przykazań są uniwersalne nie wynika jeszcze, że wszyscy wg nich żyją. Przynajmniej nie znam nikogo kto by w wierzył, że wszyscy wg nich żyją. Ale ilość wg nich niezyjących nie wpływa na to, że stają się głupie lub niedorzeczne. Tak jak prawda pozostaje sobą niezależnie od ilości kłamiących… .

Pozdr.

************************
“SZUKAĆ! To rzucić się w głąb samego siebie, zanurzyć się w poszukiwanie Boga;
wynurzyć się,
by szukać człowieka.”


Sergiuszu

Do niczego się nie przyczepiłam.
Może to przez ten filtr.
Dodałam komentarz a on się wziął i zniknął.
Napisałam następny.
Pojawił się razem z wcześniejszym.
I tyle.


Hm,

z ateizmem to u mnie było tak:

Rzuciłem picie, palenie i seks. Było to najgorsze piętnaście minut w moim życiu.

edit: mogę potwierdzić, Nicek ma ładny głos :P


Subskrybuj zawartość