Siedzę sobie na obczyźnie, przeglądam newsy, i włos mi się jeży na głowie.

Jeśli prawdą jest to, co podają gazety (np. tu) albo tu, Donald Tusk rzeczywiście ma problem. Uczynnych dziennikarzy można skierować na didaskalia (znajdzie się pewnie jeszcze jeden celebryta uwiedziony przez agenta Tomasza), niezależna prokuratura z tzw. prokuratorami krajowymi w roli nadzorujących będzie się ślamazarzyć, badać wątki, robić narady, aż miną wybory i nikt nie będzie pamiętał o co chodzi, ale fakty są jakby gołe. Przepisy ustawy, w oparciu o którą działa ABW, nakazują żeby zgromadzone podczas stosowania kontroli operacyjnej materiały, które nie są istotne dla bezpieczeństwa państwa lub nie stanowią informacji potwierdzających zaistnienie przestępstwa, podlegają niezwłocznemu, protokolarnemu, komisyjnemu zniszczeniu. Zniszczenie materiałów zarządza Szef ABW.

Szef ABW — dla tych, którzy odsądzali od czci i wiary Mariusz Kamińskiego, przypominam: partyjniak z PO — materiałów przywoływanych w olinkowanych tekstach nie zniszczył. Jak sądzę, nie nakazał mu tego również Prokurator Generalny (minister z PO), który ma osobisty wgląd do całej dokumentacji z kontroli operacyjno-rozpoznawczej (jest mu ona przedkładana). Żeby było smaczniej, materiały, które zgodnie z prawem nie powinny istnieć, stały się załącznikiem do akt sprawy sądowej i czytał je sobie pełnomocnik zastępcy ABW, reprezentujący go w procesie cywilnym, czyli jak najbardziej prywatnym… Słabo?

zdjęcie z niezależna.pl

Podstawmy teraz w odpowiednie miejsca Ziobrę (minister), Mariusza Kamińskiego (szef służb) i Monikę Olejnik (podsłuchiwany dziennikarz). Byłaby wówczas afera, czy nie? Poleciałyby głowy, czy rząd miłości dalej by rżnął głupa?