Rokita i Szpakowski. Gole, kontrakty i avocado

Tagi:

 

Aby potwierdzić prawdziwość, zaczerpniętego z książki o przygodach Szwejka, powiedzonka, że „dobra świnia i na wodzie się upasie” zacznę od wczorajszego meczu z Grecją.

Dwie minuty po przerwie Obraniak wbił pierwszego gola dla Polski, co stało się pretekstem dla kuriozalnych wywodów pana Szpakowskiego na temat autorstwa strzelonej bramki.
Gdyby chociaż komentator był młodzikiem, gołowąsem mikrofonu? Nic z tego! Facet obsługiwał w takiej czy innej formie osiem mundiali, zaczynając od legendarnego 1974 roku. Komentował tysiące meczów, oglądał jak mniemam, dużo więcej.

I nagle okazuje się, że Szpakowski nie ma pojęcia, komu należy przypisać bramkę? Na powtórkach, które obserwujemy razem z nim widać jak Obraniak zmienia kierunek lotu piłki kierując ją do siatki. Widać też, że nie jest jakieś przypadkowe odbicie, co tak czy tak nie zmieniałoby sytuacji, bo zasada jest jedna od zawsze!

A ten się upiera, a basuje mu Juskowiak, który oświeca widzów powiedzonkami w rodzaju „gracz X dostał, jak się to mówi po piłkarsku: „bloka” Juskowiak ma właśnie „bloka” wtórując wbrew oczywistym faktom Szpakowskiemu.

W sumie głupstwo, bo nie takie Szpakowski kwiatki sadzał i sadza w relacjach. To mało, by o nim specjalnie pisać, ale wczoraj po tym, tak fatalnym byku, jeszcze ta jego radość, że speaker na stadionie pomylił Brożka z Krychowiakiem.

- Usprawiedliwmy go, bo Bydgoszcz nieczęsto gości reprezentantów, ha ha…Nawet nie ma tutaj ekstraklasy…ha ha…
Juskowiak oczywiście basuje. Ha ha
Potem nagły news (skąd? Mecz wszak trwa?) że sędzia jednak przypisał gola Obraniakowi.
Cierpliwe odwracanie kota ogonem.
Obraniak strzela drugiego gola!

- Tym razem nie mamy wątpliwości, komu zapisać bramkę – cieszy się Szpakowski.
Ja rozumiem, co to jest pomyłka, ale nie pojmuję jak można tak uporczywie trwać w błędzie, oglądając wraz z nami kolejne powtórki.

Tu nie o piłkę chodzi.

Czy nie mają państwo wrażenia, że coraz częściej, to co widzimy na ekranie nijak się ma do wygłaszanego jednocześnie komentarza?

Inna gwiazda mediów, pan Jan Maria Rokita rozstaje się z Dziennikiem. Znaczy się, wylatuje po prostu. Przy okazji dowiedziałem się z:

http://www.wirtualnemedia.pl/article/2781860_Z_Dziennika_znika_Jan_Rokit...

…że jak na faceta piszącego w stylu krawca, z całym szacunkiem dla krawców, którzy nie biorą się za publicystykę, miał całkiem niezły kontrakt.

Trzydzieści tysięcy na miesiąc za klepanie oczywistości i charakterystyczne dla byłego polityka mędrkowanie to całkiem…całkiem.
I do tego osiemnastomiesięczna odprawa, pewnie z myślą by go konkurencja nie podebrała!

Następny celebryta się znalazł.
Ale co mnie Rokita obchodzi, podrzędna acz marudząca gwiazda naszej pożal się Boże publicystyki?
Nic. Mnie interesuje, kto był tak bystry, że podpisał tego typu kontrakt w imieniu zwijającej się gazety?

Czy ktoś kupował Dziennik dla tekstów Rokity?
Niech się przyzna, śmiało!

Axel zapłaci. Jasne i w sumie nic mnie to nie obchodzi. Co łączy Rokitę i Szpakowskiego?
Indolencja?
Brak pojęcia o piłce nożnej?
Gwiazdorskie kontrakty?

„Nie wiem i nie wie, tego nikt na świecie
choć wszyscy wszystko oglądali przecie” – jak kiedyś śpiewał Karczmarski.

Ciekaw jestem, czy w podobny sposób były skonstruowane kontrakty Michalskiego i Krasowskiego? Jeśli tak, oznacza to, że „pampersy” dają sobie jednak radę i obawy oraz recenzje Matyi, z rzeczywistością niewiele mają wspólnego.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

@ Jarecki

Jak Szpaku wrzaśnie, to przynajmniej serce rośnie. A Rokita – polityk do niczego (dowód- dał się wyautować), głosik ma piskliwy. Niemcy go biją zamiast on ich, żona do szycia go zapędza.
Co z niego za chłop!?
Za ostatni komentarz “ukraiński” zabrałbym mu te 18 pensji w zamian dając trochę “buków” (kto wie, o co chodzi, ten wie).


-->JJ

Ja w sprawie Rokity, ale też nie do końca. O Szpaczynie nie będę mówił, bo rutynowo podkładam na mecze muzykę albo włączam radiową jedynkę, gdzie jest b. przyzwoity komentarz (jeśli robią transmisję), czasem aż ciarki chodzą. Ze Szpaczyną nie wytrzymuję nerwowo…

[...]

Tak jest i z Rokitą. Stał się obciążeniem. Wypadł z obiegu, nie zarabia na siebie (i nie chodzi tylko o pieniądze).

Pozdrawiam,

PS. – dodatek.
Widzicie Jarecki, zaczynam się cenzurować. Środek wyrzucam za szczerość. Końcówka aktualna. Bywaj,

21:11


Dymitrze

Możesz mi nie wierzyć, ale z tym “krawacem” to jakoś tak mi weszło. Nie śledzę Rokity domowych sprawek, ale jak napisałeś to faktycznie coś o szyciu było.
W Rzymie za męska robotę uchodziło haftowanie i tylko wyjątkowo wyemancypowane kobiety wyszywały, prawda, ale szycie to była babska robota.
Tekst ukraiński czytałem. Głupi dość.
:) Pozdro

Wspólny blog I & J


Referencie

1. Prawda, ale od zeszłorocznego malowania jakoś tak radio zostało w piwnicy. Przecież podczas meczu nie będę biegał w te i we wte?

2. Otóż, prawda, może z tym wydawaniem być rożnie. Są też spryciarze chodzący kilka kroków przed tryndem. Moja przewaga jest w tym, że ja nie muszę niczego wymyślać ani fantazjować w związku z czym jestem nie do wyczerpania.

Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość