Państwo - "100 zabobonów"

Lorenzo się wkurzył, bo mamy takie Państwo jakie mamy i faktycznie nie ma się co czepiać nawet poszczególnych partii, ponieważ w sprawie opisywanej przez niego przewinęły się prawie wszystkie z tych które dopuściliśmy do rządzenia.

Jest także gadka o Konstytucji, że jak na Ustawę Zasadniczą przystało, wprowadza zamęt już na poziomie relacji Prezydent-Premier. Ponoć możliwe są nowe wybory, zupełnie tak jakbyśmy nie mogli nacieszyć się trochę tymi starymi.

Ludzie prości, tacy jak autor tych słów, coraz częściej odnoszą wrażenie, że tak naprawdę o nic więcej nie chodzi jak o zawłaszczenie struktury urzędniczej rozpanoszonej na terenie Polski. Czy poza tą strukturą jest coś jeszcze, co zajmuje, ale tak szczerze, polityków?

Jak piszemy „Polska” to co tak naprawdę mamy na myśli? Czy myśląc o ludziach, którzy zamieszkują obecne terytorium, o historii, języku, tradycjach, nie popadamy w sentymentalną naiwność albo zabobon?

Zgodnie z tym co zapowiadałem, pracowicie przepisałem z książki „Sto zabobonów” Ojca Józefa Marii Bocheńskiego, hasło: PAŃSTWO

„Organizacja roszcząca sobie prawo do monopolu fizycznego przymusu, gwałtu. Poszczególni ludzie nie mają prawa odbierać innym dużej części ich dochodów, a nawet majątku, przepisywać po której stronie mają jeździć, wydawać przepisów o tym, jak mają się zachowywać, a w razie gdy nie słuchają, zakuwać ich w kajdanki i więzić. Gdy to czynią, są nazywani przestępcami, względnie zbrodniarzami.

Natomiast państwo rości sobie prawo do tego wszystkiego: nakłada podatki, wydaje przepisy, więzi itd. Inne organizacje społeczne (np. gminy) mogą mieć część tych uprawnień, ale tylko o tyle, o ile państwo im na to pozwoli, tj. o ile im wydeleguje część swojego monopolu.

Z państwem związane są dwa zabobony. Pierwszy, obecnie najgroźniejszy, to ubóstwianie państwa, pojmowanie go na kształt bóstwa, któremu wszystko wolno, a wobec którego jednostka i inne organizacje nie mają żadnych praw. Jest to oczywisty zabobon, nie mający żadnych podstaw i wynikający bodaj z innego zabobonu, przyznającego społeczeństwu jedyną pełną rzeczywistość. Ale ten sam zabobon ma jeszcze inne oparcie, a mianowicie w interesach klasy urzędników. Bo państwo jest abstrakcją, a odpowiadająca jej konkretna rzeczywistość, to zespół urzędników, w których interesie leży naturalnie, by państwo – to jest oni sami – mieli jak największą władzę.

Drugi zabobon, przeciwny, głosi, że państwo nie tylko nie jest potrzebne ludziom, ale nawet jest szkodliwe i należałoby je usunąć, aby ludzi uszczęśliwić. Jest to zabobon znany pod nazwą anarchizmu. Prawdą jest, że państwo jest ludziom potrzebne, ale że nie jest bożkiem, któremu wszystko powinno podlegać.”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Mój zabobon

Kiedyś, tu albo jeszcze tam, lekko się posprzeczałem z pewną damą, bo napisałem, że państwo to aparat ucisku. Użyłem tego terminu w sensie technicznym, ale dama trochę mnie okrzyczała, żebym demagogii nie uprawiał. Nie pamiętałem, że Bocheński w Zabobonach aż tak dosadnie (czyli normalnie) o państwie napisał, bo jakby wstawił jeszcze zdanie, że państwo to największy gang to byłby wypisz wymaluj Murray Rothbard.

Dobrze zaakcentował Bocheński ten kontekst związany z interesami klasy urzędników.

Ja mam skłonności do wyznawania tego drugiego zabobonu, że państwo jest szkodliwe. No bo ciągle widzę, że działa szkodząc na rozmaite sposoby i nie umiem połapać tego wszystkiego, żeby wiedzieć, jakie powinno być to dobre dla ludzi państwo.

Tu, z klasyków, najbardziej skrajni w opiniach są triarius oraz hrPonimirski.

Pozdro.


wyrusie

Aby się dowiedzieć, trzeba by jeszcze raz zacząć od początku, trochę udając głupiego, że żadnego państwa w ogóle nie ma.
Ciekawe co by ludziom wyszło, jakby tak usiedli i zaczęli dumać, co też tak naprawdę jest im potrzebne, i na co by się chętnie zrzucili aby Państwo takie całkiem nowiutkie w pełni zaspokoiło ich potrzeby nie oszwabiając ich jednocześnie z forsy.
I dziwnie jestem pewny, że żaden socjalizm by ludziom nie wyszedł.
Mam nawet wątpliwości co do demokracji. Moje przekonanie opieram na tym, że ludzie oddzielili sferę prywatnego doświadczenia od publicznej. U siebie rozsądni, w publicznej podpuszczani zewsząd, przecie rozum tracą.
Ba, nawet instynkt samozachowawczy. Zdziecinnienie? Państwo jako ojciec?
Nieuświadomiona tęsknota za pozorna beztroską?

Rzecz w tym, ze to bardzo niebezpieczny jest pomysł, żeby ludzie sami sobie wymyślali za co gotowi są płacić, za co w razie czego ginąć i takie tam.

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


wyrus

ooo zostałem klasykiem ; )

Tygrys chyba nie fetyszyzuje państwa – on tylko próbuje odpowiedziec na pytanie, co się stanie jak ktoś obok założy państwo i dzięki podatkom zbuduje armię...

zauważmy, żebyśmy sobie mogli życ w błogim rozbiciu dzielnicowym, gdyby nie Krzyżacy i Mongołowie…


Chłopaki

ja tak sobie myśle, że najgorsza sprawa, przy zastanawianiu się nad państwem, to jest szukanie takiego uniwersalnego wytrycha pod nazwą- to jest wlasciwy model panstwa.
Bo to jest takie myslenie w sumie lewackie- umowmy sie jak będzie dobrze, zróbmy tak i zawsze już będzie fajnie i super.
A ja myśle zwyczajnie, że takiego patentu na panstwo nie ma. i cokolwiek się wymysli zawsze to będzie orbitować w kierunku jakiegoś dolu z gównem.
Bo z jednej manki- pańswto jakies byc musi i to takie, które jest w stanie nie dawac dupy sąsiadom na kazdym kroku.
A z drugiej mańki- jak już to państwo jest, to natychmiast ta cała armia biurew robi wszystko, by nas zakuc w kajdany i przerobic na rabow.

Chyba jakas neverending napierdalanka wewnatrz tego schematu jest nam pisana i tyle. Meczace, cholera. I wkurzające. Bo normalnemu cżłowiekowi to by się chciało normalnie żyć a nie szarpać z pojebami. No ale taki lajf. Co robić?

Póki co w kosmos nie uciekniemy.

Chyba ze faktycznie jakąs swoja pratie zalożyć (albo w istniejące wchodzic) i próbowac samemu coś zmieniac. Bo na innych liczyc nie sposób.


No właśnie

nie sposób, ale…

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


Szanowny Nicponiu

W myśl koncepcji/teorii, że nam się duże organizmy zaczynają rozpadać i przechodzimy do fazy feudalizmu oświeconego, to była juź w Krakowie koncepcja, by znowu przyłączyć sie do Austrii (inni z kolei byli zdania, że naleźy powołać kolejny stan USA). Nie wiem, jak daleko do Twoich włości, ale w razie czego będe optował za przyłączeniem choćby mojej chałupy do księstwa Nicponia.

Pozdrawiam serdecznie


I tak źle i tak niedobrze -

napisał o. Bocheński, zabobonami nazywając dwie skrajne postaci naszego stosunku do państwa i tegoż do nas. Zostawił jednak wskazówkę, którą Jego zdaniem kierować się powinniśmy:

Prawdą jest, że państwo jest ludziom potrzebne, ale że nie jest bożkiem, któremu wszystko powinno podlegać.

Czyli znowu zasada złotego środka , najtrudniejsza ze wszystkich dróg prowadzących do stworzenia Dobrego Państwa. A nawet beznadziejna (Artur) i niebezpieczna (Jarecki).
Jak przeczytałam słowa o. Bocheńskiego i komentarze, to od razu pomyślałam sobie o staropolskim zawodzie płaczki, przedstawionym przez Igłę. Ciekawe dlaczego?


Szanowni Państwo!

Szkoda, że dopiero teraz przeczytałem tę notkę. Odpowiedź na postawiony tu problem w moich notkach „Państwo”.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość