Obrona radykalizmu czyli radykalizm tęczowy vs. zaściankowy

„W Madrycie zakończyło się pierwsze dwudniowe forum Sojuszu Cywilizacji, którego celem jest propagowanie dialogu i zrozumienia między różnymi kulturami oraz walka z nietolerancją, radykalizmem i fundamentalizmem” – donosi tutaj Rzepa. Już pomińmy te filmy „odpowiedzialne”, znaczy „propagujące idee”, po ludzku propagandowe. Już kiedy indziej zajmijmy się słynną „nietolerancją”. Tu zdaje się wszystko jest z prywatnych pieniędzy, więc nie mogę się czepiać organizatorów, choć z pewnością lepiej by było, gdyby miast finansować filmy propagandowe, opłacili mnie i osobie towarzyszącej (a jeszcze lepiej setce osób towarzyszących) dwutygodniowy pobyt w Miami, gdzie przedstawicielek ras kolorowych jest sporo i mógłbym tolerować, a nawet akceptować, do woli. Ale cóż, ich sprawa.

Dzisiaj chciałbym się zająć „radykalizmem i fundamentalizmem”. Skoro są one zwalczane przez organizację, którą założył sam Jose Luiz Rodriguez, i to na równi z plagą naszego świata „nietolerancją”, musza być chyba niezwykle plugawe. Dobra, sprawdźmy w słowniku.

Voila! Radykalizm to albo „bezkompromisowość i stanowczość”, albo „kierunek zmierzający do wprowadzenia zasadniczych zmian w życiu społecznym lub politycznym” (Słownik PWN). Obrzydzenie wprost odrzuca od monitora. Ale po chwili nachodzi refleksja. Czy nie jest czasem słuszne, sprawiedliwe i dobre walczyć z taką np. „nietolerancją”? I czy nowe czasy nie domagają się „zasadniczych zmian w życiu społecznym i politycznym”, takich jak zwiększenie roli kobiet i mniejszości, złagodzenie prawa i postawienie na prewencję, walki z wstecznictwem i egoizmem narodowym? Coś tu chyba nie gra.

Albo radykalizm nie jest niczym złym, i tak zacna organizacja minęła się z celem (co, choćby ze względu na nazwisko założyciela, jest niemożliwe i odrzucamy tę możliwość od razu ), albo nie ma wartości absolutnych, których nieprzestrzeganie jest równoznaczne z nieeuropejskością i niedemokratycznością, albo też istnieją dwa radykalizmy – dobry i zły. Jaka jest prawda?

Powiedzmy, że nie ma wartości absolutnych. Że radykalnie zwalczać nie można niczego, nawet antysemityzmu. Jak by to wyglądało? Nie można spalić synagogi ale dach synagogi owszem? A może nie można palić w Katowicach, ale można w Kwidzyniu? No pluralizm pełny, nawet w prawie. Albo może chodzi o brak naprawdę ostrych działań? Czyli pobić rabina nie można, ale za obrzucenie go rzodkiewką pociągnięci do odpowiedzialności nie zostaniemy, póki nie będziemy rzucać nią więcej niż trzy razy dziennie, a ona pochodzić będzie z ekologicznych upraw rodzimego rolnika?

To byłby oczywiście absurd. Każdy dojrzały Europejczyk przyzna, że taki antysemityzm rzodkiewkowy nie różni się od buraczanego absolutnie niczym, poza rodzajem warzywa, no a dyskryminować buraków przecież nie można. Zatem to odpada.

Wychodzi na to, że radykalizm słuszny jest tylko niekiedy. Wtedy, kiedy mamy go po naszej stronie. Po stronie Europy.

Z fundamentalizmem jest podobnie. Fundamentaliści katoliccy są źli. Fundamentaliści gejowscy to odważni bojownicy o prawa mniejszości.

I na koniec taki przykład walki z radykalizmem i zupełnego wyrzeczenia się rozwiązań radykalnych. W Polsce aborcja jest zabroniona. Jest zabroniona, ponieważ prawo uznaje nienarodzone dziecko za człowieka, którego zabić nie wolno. Jednak jeśli ten człowiek jest owocem gwałtu, zabić wolno. Chociaż niczym nie różni się od poczętego w seksie za zgodą kobiety. I prawo pozwala na zabicie tego człowieka, bo kazać urodzić go byłoby przecież bolesne i radykalne. Byłoby dla kobiety straszne. I dlatego człowieka się zabija. Czy to nie jest paradoksalne? Że zabija się żeby oszczędzić cierpień kobiecie, której nie wypalił pistolet, a nie zabija się, żeby oszczędzić cierpień tej, której partnerowi pękła prezerwatywa?

Do takich paradoksów prowadzi brak radykalizmu.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czasem

cię lubię czytać, czasem nie.
Ale jednego bym sobie ( i tobie ) życzył.
Żebyś nie został politykiem.

Zostań radykalnym biznesmenem ( jakimś Bilem Gatesem i zarób 50 mld EU ), medykiem, kosmonautą albo jak kiedyś marzyli mali chłopcy kolejarzem ( TGV np ) albo żołnierzem.
Tylko nie politykiem.

Igła


Nie bójcie się, Panowie

Ja chcę zostać wierszokletą. Wierszokletą-storyklejem. A zarabiać jako socjonik. Także spokojnie.


Zetor

nie słuchaj starych pierdzieli- własnie za politykę się bierz. A wierszoklectwo zostaw innym. Takim mniej gramotnym.

A za polityke sie RADYKALNIE bierz, bo zobacz, taki Igła, fajny gość i przyjemny bardzo, ale Igle nie przeszkadzają komuchy rózne, jakieś sucze, które te Polskę naszą rozszabrowują i na gwałt róznym naszym “przyjaciołom” wschodnim i zachodnim wystawiają. Nie. Igła sie na Paliwode boczy, na Rydzyka wyrzeka, bo to, uważasz, Zetor, są wrogowie Polski w Igły rozumieniu. I ich Igła nie lubi.

Palikoty rózne Igły nie uwierają, ale juz taki Paliwoda jak najbardziej.

Michnik Igły nie wkurwia, ale już Rydzyk jak najbardziej.

Dlatego ty się, Zetor, Igły nie słuchaj, tylko się radykalizuj i za polityke bierz.

Howgh!


A mnie się bardzo podoba Twój niegdysiejszy pomysł

Z wybyciem na jakąś rajską wyspę. W Panamie wyspy kupić nie można, ale na słupa … Patrz, taki Redshift, do Indii sobie pojechał. z rodziną i rodziną kumpla. Neta ma, to kantaktu ani z cywilizacją, ani z kumplami nie straci, a nowch już sobie tam znajdzie, bo to fajny człowiek.

Zresztą, w epoce tanich linii lotniczych machnąć sie z New Delhi do Gdańska to pewnie łatwiej niż za komuny z Gdańska do Zakopca.

Ja lubię pisac, wiem że mogę być dobry i mam dla kogo pisac.to jest moje powołanie, to chciałbym robić. Opowiadać historie i opowiadać uczucia. Opowiadać o lepszym świecie. Okrutnym jak nasz, ciężkim jak nasz, pięknym jak nasz, tylko takim większym, przyzwoitszym jakby. Gdzie się zabija nie dla pęczka fasoli szparagowej, ale dla miłości która wypala od środka. Taki świat mam w głowie i chciałbym go zpisac. Nie zdążę, ni będę umiał, co mi tam.

Zresztą ... Powiedz mi, że kultura nie jest ważna. Że nie potrzeba ludzi, którzy by w cieżkich czasach opowiadali o pięknych ludziach i wielkich czynach. Wzbudzali tęskonotę za lepszym. Politykiem może być każdy, kto ma łeb na karku, serca z piersi wyrwać z wyciem: “ideału!” nie każdy potrafi.

Zresztą, Arturze, co to dzisiaj jest polityka? Czy to jest robienie mądrego prawa? Czy to jest zbrojenie armii? Ja już nie mówię żeby polityk to był jak dawniej gość z drużyny kamandira, co ogniem i mieczem niszczy wroga i wprowadza pax polonica.

Dzisaj polityk to jest taki demokratyczny łgacz, podobny do tego ścierwa z “Czerwonych dywanów” albo choćby z ostatniego artykułu w Rzepie, też ziemkowego (http://www.rp.pl/artykul/84995.html).

A jakbyś chciał być inny, to jest tysiąc sposobów, żebyś zniknął ze sceny. Choćby zastrzelony przez jakiegoś jeszcze bardziej radykalnego prwicowca. Co byłoby pretekstem do wprowadzenia jeszcze większych restrykcji dla posiadaczy broni.


Subskrybuj zawartość