Ostatni, jak na razie, tekst zesłany na Bródno, jest dość żartobliwy. Wbrew formie i sugestii nie miał być wcale pożegnaniem. Raczej czymś, co miałoby mnie zachęcić do pisania na nowo.
Wdałem się już w tak wiele sporów, że z trudem budowałem w sobie motywacje do pisania o czymś innym, niż o tym, co mi się nie podoba na TXT.
Ale też doszedłem do wniosku, że do tego stopnia wyzerowałem swój nagromadzony przez kilka miesięcy kapitał, że mogę się nim nie przejmować. Zrobiłem parę rzeczy, których nie chciałem zrobić wcześniej. To, że dostałem za to po uszach spowodowało, że ten tekst się nie ukazał. Bardzo łatwo zgadnąć kiedy go napisałem.
Bo nie chciałem, żeby był traktowany, jako żartobliwe podejście do czegoś, co mi się wydaje całkiem poważne.
A poważnie, to siedzę i czekam na te zaangażowane teksty o czymś. Przy czym nie uważam tekstów o Prezydencie za teksty o czymś. Nie widzę problemów konstytucyjnych w kwestii korzystania z samolotu. Nie widzę powodów do impeachmentu, ani do przyśpieszonych wyborów. Pusty śmiech mnie ogarnia jak czytam, że mają one wynikać z sondażu.
Zaangażowanie TXT zawsze widziałem, jako zaangażowanie społeczne, a nie polityczne.
Nie widzę tego zaangażowania. A ściślej – widzę go za mało.
A zwolennikom zaangażowania politycznego radze, aby nie gadali trzy po trzy, tylko wzięli się za politykę. Zawsze są jakieś wybory. Jeśli umieją lepiej i wiedzą więcej, to niech to udowodnią.
A ja poczekam i popatrzę.
No, chyba, że coś mnie naprawdę zbulwersuje. To wtedy może coś napiszę…
Jedno wydaje mi się pewne: nie chcę pisać już więcej o Tekstowisku.
Choć Bródno pokazuje, że nic pewnego nie ma.
Paszkwile i pamflety. Ostatni. Jak to się kończy
Zachary Neverless ( esq.) siedział w fotelu i przyglądał się rękawiczkom.
Yke wniósł herbatę.
- Czy podać śniadanie, proszę Pana?
- Może za pól godziny, Yke, Jakoś nie mam apetytu.
- Pozwolę sobie zauważyć, że jakiś Pan dziś zgaszony, proszę Pana.
- Znowu była awantura w klubie Yke. I znowu przez kuzynkę Gwendolinę.
- Tę taką samodzielną?
-Tak.
-Tę, na którą w okolicach Speakers’ Corner rzuciła się lady Mannochmore?
-Tak.
-Tę, która w poszukiwaniu przygód poszła na psie wyścigi i ledwo cześć uniosła?
-Zamilknij, Yke. Jest, jaka jest, ale to rodzina, Yke. Ale rzeczywiście przygody ją lubią, ma też skłonność do gminu, coś w tym jest. Wczoraj też ktoś coś o nie mówił i wyobraź sobie, że do sali z gazetami wpadł właściciel kamienicy, w której jest nasz klub i zaczął na kuzynkę Gwendolinę wyrzekać, że ogólnie wredna i nie szanuje pamięci przodków. Coś mówił, że wazonik po tatusiu potłukła, czy coś. Dokładnie nie wiadomo, bo się jąkał. Poparł go jeden emerytowany pułkownik, co służył w kompanii karnej i ma niewybredny język.
Więc musiałem zareagować.
- Musiał Pan?
- Tak, musiałem. Oni tam wiedzą, niestety, że to moja kuzynka i czasem chcą sprawdzić, czy nie śpię. Tak jakby nie wystarczało, ze przegrywam w karty moje pieniądze… A ponadto, wybacz Yke, zupełnie pojąc nie mogę, dlaczego oni się czepiają, że potłukła wazonik. To był jej wazonik. Po jej tatusiu. Niech oni może swoich tatusiów pilnują, pomyślałem sobie…
Ale tym razem Yke, to się posunęło za daleko. Oni w ogóle nie umieją się bić. Powyrywali nogi od stołów i zaczęli mnie atakować, sami się potrącać, wyrzekać… Ogólnie bałagan Yke. Tak jakby nigdy nie było Jacka Broughtona.
- Może nie słyszeli o nim, proszę Pana. Dzisiaj wiedza nie jest zanadto rozpowszechniona. Ani zasady. Poza tym, pozwolę sobie zauważyć, że jest on powszechnie uważany za nudziarza, ponieważ zakazał bić w słabe miejsca męskie.
- Przestań się mądrzyć Yke. Nie oczekuję twoich ocen. Chodzi o to, że mam już klubu dość. Po pierwsze atmosfera jest niemiła, po drugie meble połamane, a po trzecie wróciła z urlopu ta kucharka, co mnie nie lubi i wrzuca mi owady. Więc jedziemy do Walii, zażyć powietrza.
- Tak proszę Pana?
- Dokładne tak. Zapakuj rzeczy tak jakbyśmy się wyprowadzali na stale. I jeszcze jedno – zadbaj o to, aby wyprano te rękawiczki.
- Czy te brązowe plamy, proszę Pana, to…?
- Chyba tak, bo niby co innego? Ale doktor Gardner mówi, że wydobrzeją…
komentarze
znalazłem Pana staaaary tekst
http://tekstowisko.com/yayco/51157.html
nieźle się kontrastuje :)
atomosfera na targu w S. czasem też wymaga przewietrzenia
prezes,traktor,redaktor
max -- 20.10.2008 - 10:39Panie Zachary Szanowny,
Wy pięknoduchy, się tu mazgaicie, kiedy ja cały w ranach szarpanych, ciętych, kłutych i kąsanych.
To mnie wraży wielbłąd ucho zżarł, by Burowie tych waszych wazoników nie potłukli.
A Wy, w niepojętej dla mnie fanaberii jakowejś, szast… tym wazonikiem o parkiet.
Kuzynka nie kuzynka, nie wiem!
Wy tu wszyscy jakoś spowinaceni i spokrewnieni jesteście:
Ostrożnie z cioteczką, bo się nadąsa i migrena ją złoży… na wujaszka trzeba uważać bo kapryśny i podagra go zabije.
A ja nie będę pledem okrywał, kocim futerkiem opatulał, ni termoforów podkładał pod zziębnięte członki, bom do wojaczki stworzon- nie poezji buduarowej.
Tak wiec przepraszam, jeślim jednym z powodów(absolutnie niezamierzonym), wrzosowej kuracji skołatanej psyche Wielmożnego Pana. Alem raptus.
A onegdaj, krew nagła mnie zalała, bom za wazonik(choć nie mój) pod Rorke’s Drift pierś własną nadstawiał, a nie po Victoria Cross.
Z poważaniem
Ppłk. dypl. w stanie spoczynku Y.
yassa -- 20.10.2008 - 12:11Panie Maxie,
uwaga będzie leksyka wojskowa!
Przypomniał mi Pan, drogą dalekiej asocjacji, pewną rzecz, która mi się zdarzyła w czasach, kiedy to przez rok ubierałem sie na zielono.
Kilkakrotnie pełniłem wtedy służbę na biurze przepustek, a moim podwładnym był szeregowy , nazwijmy go – Krupski.
Zawarłem z nim pewien układ.
Kiedy to mianowicie ktoś coś ode mnie chciał, a nie miał do tego wystarczającego tytułu (niekoniecznie z rangi wynikającego), to mówiłem onemu tak:
- Zadzwoń do Krupskiego na wartowniczą, to on ci powie, co mnie to.
Kiedy zainteresowany dzwonił, to słyszał:
- Podchorążego Y. to nie jebie.
I jeszcze odkładaną słuchawkę słyszał.
To bardzo wiele rzeczy ułatwiało.
Pracuję nad przywróceniem w sobie tej dawnej postawy…
Pozdrawiam
yayco -- 20.10.2008 - 13:07Panie Yasso,
cieszę się, że Pan wydobrzał. Sprawiedliwie mówią, że blizny na bliznach szybciej zarastają.
Rękawiczek nie dało się odratować, ale mam nowe.
I tylko mi się przypomniało, że mnie we wojsku uczyli, że rany na piersi to drugorzędna sprawa, zaś powikłania ran na głowie mogą wracać i wracać.
Tym bardziej się cieszę, że Pan jedynie pierś nadstawiał, pozdrawiając
yayco -- 20.10.2008 - 13:06Panie Yayco
skoro nie
to acha
pozdrawiam
prezes,traktor,redaktor
max -- 20.10.2008 - 13:07Coraz mniej, Panie Maxie,
coraz mniej.
Pozdrawiam wzajemnie i serdecznie
yayco -- 20.10.2008 - 13:08+
dobre to jest.
Pozdrówka.
grześ -- 20.10.2008 - 19:15Cieszę się,
że się Panu podobało.
Szacuneczek
yayco -- 20.10.2008 - 21:00