Od razu mówię, że to nie jest film na weekend.
Nie jest to film, do którego chce się wracać.
Nie jest to film, za którym się tęskni i który sobie się puszcza by się podnieść na duchu (jak np. “Kumpli” czy inne)
Do filmu Lucasa Modyssoona wracać się nie chce, nawet za pierwszym razem się go nie chce obejrzeć do końca.
I nie chodzi, że jest to film zły, jest to film wstrząsający.
Totalnie dołujący, przytłaczający i przygniatający.
Film, po którym katharsis nie następuje,a w czasie którego oglądania właściwie albo chce się krzyczeć albo milczeć...
Oglądanie tego filmu jak innych, z piwkiem w ręce, w ciepłym i bezpiecznym pokoju wydaje się być profanacją.
To film o beznadziei, o totalnej samotności, o braku perspektyw, o ucieczce z beznadziei do miejsca, które ma być rajem.
A raj okazuje się piekłem, gdzie beznadzieja jeszcze wieksza, gdzie przemoc, gdzie zło,gdzie samotność, gdzie izolacja, gdzie bohaterka jest tylko przedmiotem.
I ofiarą.
W beznadziei gdzieś w Rosji miała jeszcze promyki nadziei, że się wyrwie, najpierw z matką do Ameryki, później z Andriejem do Szwecji,, miała przyjaciela (świetne i wzruszająco piękne sceny z Lilją i Wołodią)
Przez chwilę wydawało się nawet, że spotkała kogoś, komu na niej zależy i który ją wybawi i zabierze ze sobą.
No ale ale ten, który Lilji wydawał się wybawicielem z beznadziei okazał się zwykłym skurwysynem.
W ogóle w świecie Lilji 4-ever nie ma mężczyzn, są sami skurwiele.
Przytłaczająca jest też rzeczywistość z której Lilja pragnie się wyrwać: nudna, szara, brzydka, wroga, w której ludzie bez uśmiechu i bez radości żyją, za to chamscy, krzyliwi, pijani, egoistyczni.
Znikąd nie ma wsparcia ni ona ni Wołodia, dopóki dzieci mają siebie, jakoś jeszcze jest.
Później Wołodii zostaje tylko śmierć, Lilji po upokorzeniach i złu jakie ją spotkało też nic poza tym…
Słów brak, tylko serce płonie
komentarze
A toś mnie zaskoczył...
Na koniec weekendu zaliczyliśmy doła…
Wcale tego filmu nie znam, w ogóle o nim nie słyszałem a przecież Moodysson to nie jest jakaś tam płotka i jego “Fuking Amal” z przyjemnościa oglądałem kiedyś.
Muszę nadrobić zaległości zatem, choć to co przeczytałem o filmie każe się przygotować rzeczywiście na trudna przeprawę...
Pozdr
RafalB -- 13.01.2009 - 09:10grzesiu
Coś ostatnio na TXT nie dajecie chłopaki powodów do zachowania tzw. równowagi wewnętrznej…
Doła można porządnego załapać...
Ale na razie się chyba jakoś trzymam ;-)
pozdrawiam
PS – na razie na film chyba ochoty nie mam. Ale w sumie czasami obejrzeć coś takiego jest potrzebne. Tylko, że w innych sytuacjach jak jest u mnie na dzień dzisiejszy :-)
Jacek Ka. -- 13.01.2009 - 09:45End Of Message
Rafale, myślałem,
że znasz, ale to chyba z Griszeqiem o tym filmie gadałem.A “Fucking Amal” oglądałem i mi się podobało.
grześ -- 13.01.2009 - 10:09Z chęcią bym inne filmy Moodyssona zobaczył,.bo z opisów wydają się ciekawe.
Jacku, e tam, przesadzasz,
“Kumple” były raczej pozytywnym filmem, w moim cyklu filmowym zaś raczej już totalnie przytłaczających nie będzie.
grześ -- 13.01.2009 - 10:11No może ze dwa tylko:)
grzesiu
Spoko,
Ja takie wrażenie mam od przedwczoraj, po tekście Igły i Mada.
Polecieli trochę ;-)
pzdr
Jacek Ka. -- 13.01.2009 - 10:38End Of Message
Ano fakt,
ale Igła to zawsze zgryźliwy jest, w tym jego urok:), acz czasem pewnie przesadza, no.
A Mad tyż ostatnio jakieś klimaty niepokojące, ale widać taki czas, kryzys i takie tam.
grześ -- 13.01.2009 - 13:16A ja zamierzam sobie niedługo w ramach olewania kryzysu krótkie wakacje zimowe za granicą zrobić, a co tam:)
Grzesiu
Pięknie opisałeś klimat tego filmu (nie oglądałem, a szkoda lubię filmy tego gatunku) wciąga nawet bardzo. Klimaty są mi blisko znajome i jakoś zawsze mnie wciągało w te rejony skupienia w przerażającej samotni bez wyjścia, gdzie zazwyczaj tylko śmierć może być wybawieniem…
MarekPl -- 13.01.2009 - 17:21No to polecam,
jak nie znasz.
Dobra rzecz acz mroczna i przytłaczająca.
grześ -- 13.01.2009 - 22:15Obejrzenie tego filmu mam w planie, ale muszę być odpowiednim
nastroju, ponieważ całkiem niedawno obejrzałam i “Jabłko Adama” i “Tuż po weselu” a w tv trafiłam na rekomendowanych przez RafałaB “Bracii” i tego zdołowania póki co mi wystarczy nawet jeśli film jest z najwyższej artystycznej półki.
Natomiast na poprawę nastroju polecam bardzo film wcale nie błahy acz pogodny i optymistyczny w swej wymowie właśnie, norweskiego reżysera Petera Naessa “Elling”.
pozdrawiam
arundati.roy -- 24.01.2009 - 23:03O, Arundati:)
witam radośnie.
Na poprawę nastroju?
Tylko Kumple, opisane w poprzednim tekście
http://tekstowisko.com/tecumseh/58168.html
chyba że znasz film, ale można kilka razy oglądać.
A “Ellinga” też lubię, choć tak na maksa mnie przekonał.
P.S. A najnowszy film w cyklu, też nie za wesoły, ale niedługo udaje się cykl do Ameryki, gdzie będą filmy bardziej pozytywne, choć też nie jakoś znowu szczególnie.
grześ -- 24.01.2009 - 23:07No ale tak to bywa, że dobre filmy bywają najczęściej smutne i smętnawe.
Grzesiu, "Elling" jak się okazuje też ma ciąg dalszy,
jeszcze nie oglądałam więc nie mam zdania, natomiast w nawiązaniu baaaardzo luźnym do ostatnich wydarzeń i to tylko ze względu na miejsce akcji bardzo ale to bardzo polecam film o wizycie egipskiej orkiestry na dodatek policyjnej w izraelskim “miasteczku” a właściwie na tzw zadupiu, wbrew temu kim są główni bohaterowie muzyka jest właściwie dopiero na samym końcu ale jaka!!! przesyłam linka, mam nadzieję, że się otworzy
http://www.youtube.com/watch?v=MkgpJzvRACE
Obraz do refleksji i zadumy, nad czym? a to trzeba właśnie zobaczyć...
Film “Przyjeżdża orkiestra” (The bands visit) wart uwagi choćby dlatego, że praktycznie nie wiele ich do nas dociera z tamtego rejonu.
Pozdrawiam
arundati.roy -- 25.01.2009 - 14:35O, to ciekawe byc może,
filmów stamtąd nie znam prawie w ogóle.
grześ -- 25.01.2009 - 14:42Zresztą zauważam niestety, że mój cykl strasnzie europo- i amerykocentryczny będzie.
A w sumie dla światowego kina i Japonia i Korea Płd i Iran i Chiny i Tajwan i Hong Kong i jeszcze inne kraje azjatyckie.
Ale może w sumie jeden film acz amerykański to zjatyckiego reżysera się pojawi, ale jeszcze nie wiem.
W sumie zresztą na świecie najwięcej filmów to w Indiach powstaje.
Sorry za refleksje nie na temat, ale tak mnie naszło.
refleksje są jak najbardziej na temat, wszak o filmach
a do tych z tzw Bollywood jakoś nie potrafię się przekonać-mam na myśli to ichnią “masówkę”, by być konsekwentną to Hollywood też nie lepszy
pozdr
arundati.roy -- 25.01.2009 - 14:52